Wydanie: PRESS 12/2012
Narodziny mitu
Przyczyną najgłośniejszego błędu medialnego ostatnich dwóch dekad była dziennikarska bylejakość
W warszawskich Hybrydach na spotkaniu ze studentami były dziennikarz „Rzeczpospolitej” Cezary Gmyz powtarza dowcip, który opowiadał na poprzednim spotkaniu w Klubie Ronina: – Namiot zniosłem do piwnicy, a na swoją kosmetyczkę patrzę teraz z podejrzliwością.
Sala wybucha śmiechem, ponad setka studentów, głównie Uniwersytetu Warszawskiego, bije brawo. Przyszli na zaproszenie prawicowej organizacji Młodzi dla Polski i prawicowego serwisu Rebelya.pl. Dla nich autor tekstu w „Rz” pt. „Trotyl na wraku tupolewa” jest już bohaterem. Wierzą w to, co napisał Gmyz: że we wraku samolotu, który rozbił się w Smoleńsku, śledczy wykryli trotyl i nitroglicerynę. Nie wierzą w oficjalne dementi prokuratury: że wykryto jedynie cząstki wysokoenergetyczne, które nie muszą pochodzić z materiałów wybuchowych; że takie cząstki są też np. w kosmetykach czy namiocie przykrywającym wrak w Smoleńsku.
Gmyz nie odwołuje swoich ustaleń. – Wszystko napisałbym jeszcze raz tak samo – deklaruje. I buduje mit dziennikarza, który poległ w walce o dochodzenie prawdy niewygodnej dla rządu.
Gdy rano 30 października br. jego tekst ukazał się w „Rz”, cała Polska na kilka godzin wstrzymała oddech. Trotyl we wraku tupolewa mógł wskazywać, że w Smoleńsku doszło jednak do zamachu i że rację mają politycy Prawa i Sprawiedliwości, którzy taką tezę głoszą.
Większość doświadczonych redaktorów i wydawców w teorię zamachu nie wierzy, a ukazanie się tekstu Gmyza traktuje jako efekt lekceważenia redakcyjnych procedur. – Podobnie jak w przypadku wypadków lotniczych, nie ma tu jednej przyczyny katastrofy, tylko nastąpił ich splot – stwierdza Wiesław Podkański, honorowy prezes Ringier Axel Springer Polska i prezes Izby Wydawców Prasy.
Mariusz Kowalczyk
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter