Prorządowe media przeprowadziły nagonkę na reporterów za zdjęcia z Michałowa
Dziennikarzom fałszywie zarzucono, że przerzucają dzieciom przez płot słodycze, by mieć lepsze ujęcia (screen Youtube.com/Tvp Info)
- To skrajnie nierzetelne i skrajnie nieodpowiedzialne - mówi Marcin Wyrwał z Onetu o działaniu prorządowych mediów, które m.in. powtarzały, że fotoreporterzy rzucali cukierki dzieciom, by mieć dramatyczniejsze zdjęcia z placówki Straży Granicznej. - Czuję się zaszczuta – przyznaje Agnieszka Sadowska, fotoreporterka "Gazety Wyborczej".
"Przez całą niedzielę prorządowe media i ich pracownicy dezinformowali na temat filmu Onetu z placówki Straży Granicznej w Michałowie. (...) dziś musimy prostować ich kłamstwa" - napisali w poniedziałek dziennikarze Onetu Marcin Wyrwał i Mateusz Baczyński.
Sprawa dotyczy opublikowanego w piątek przez Onet reportażu Marcina Wyrwała i Mateusza Baczyńskiego "Kraina strachu. Strefa wyjątkowa". Wśród kilku zamieszczonych filmów był również jeden z placówki Straży Granicznej w Michałowie, na którym widać, jak kobieta przez ogrodzenie przerzuca uchodźcom różne produkty, także słodycze.
- Pani z jednej z wiosek próbowała dać dzieciom jedzenie, pieluchy i inne artykuły, które były w torbach prawników przemieszczających się po tamtej okolicy i próbujących pomagać migrantom - opowiada Marcin Wyrwał. - W prorządowych mediach zaczęło się jednak rozsiewanie kłamstw, jakoby dziennikarze przyjechali z cukierkami, by rzucać je za ogrodzenie. To jest czyste szaleństwo, dlatego uznaliśmy, że trzeba to wyjaśnić, i dlatego opublikowaliśmy tekst "Jak prorządowe media kłamały w sprawie filmu Onetu z Michałowa. Wyjaśniamy" - tłumaczy Wyrwał.
Internetowa nagonka
Dziennikarze Onetu informują, że zaczęło się od podającego się za greckiego internautę "Stavroforosa_", który zmieścił na Twitterze ukradziony ze strony Onetu film, przy którym napisał: "Polska, na granicy z Białorusią (Michałowo). Solidarność w towarzystwie kamer za ogrodzeniem, rzucanie czekoladkami, aby przyciągnąć dzieci i robienie zdjęć, których potrzebują, aby manipulować publicznością poprzez emocjonalny szantaż". Jak zaznaczają dziennikarze Onetu: "dziwnym zbiegiem okoliczności »grecki internauta« okazał się bardzo zatroskany sprawami Polski. Jak szybko przypomniała niestrudzona badaczka dezinformacji w sieci Anna Mierzyńska, z publikowanych rok temu przez nią badań wynika, że @stavroforos_ miał kontakt z antymuzułmańską siatką #MEGA na Twitterze, z którą według niej jest lub był związany także poseł Dominik Tarczyński".
"Greckiego internautę" zaczęły cytować niektóre media: Telewizja Republika wspomniany tweet omawiała z politykami, Niezalezna.pl relacji z tego programu dała tytuł: "Fotoreporterzy rzucali czekolady dzieciom jak psom". "Tygodnik Solidarność" swój artykuł zatytułował "»Dranie bez sumienia«. Michałowo. Fotoreporterzy rzucają dzieciom czekoladki żeby zrobić bardziej dramatyczne zdjęcia?". Temu przekazowi wtórowała "Fronda": "»Dranie bez sumienia«. Dla lepszych zdjęć rzucają dzieciom słodycze?".
Mateusz Magdziarz, dyrektor TVP 3 w Opolu, przy filmie Onetu napisał na Twitterze: "Jak zrobić lepsze zdjęcie dzieciom, które nie pchają się przed obiektyw? Rzucić im słodycze! Hipokryzja i cynizm na niebywałą skalę". Wtórowali mu Samuel Pereira, szef portalu Tvp.info, i Wojciech Mucha, redaktor naczelny "Gazety Krakowskiej" i "Dziennika Polskiego".
Magdziarz powtarzał także kilkakrotnie, że kobieta na filmie to fotoreporterka "Gazety Wyborczej" Agnieszka Sadowska. "Sadowską z białostockiej GW obstawiam w ciemno. Jak widać na ujęciu TVN24 przyszła dobrze zaopatrzona...", "Jedna z rzucających i dobrze zaopatrzona pasuje mi na fotoreporterkę GW z Białegostoku - Agnieszkę Sadowską", "Przejrzałem sobie zdjęcia i nagrania z Michałowa. Na żadnym zdjęciu Sadowskiej z GW nie widać kobiety w czarnym swetrze. Widać ją za to na nagraniach TVN24 i na zdjęciach Oko Press. Dziwny zbieg okoliczności prawda? Nie podaruję Wam tego tematu hieny" - pisał na Twitterze.
Naturalna rzecz dla fotoreportera
Agnieszka Sadowska powtarza, że nie jest osobą, którą widać na filmie. - Zarzucane mi rzeczy są nieprawdziwe, nie ja rzucałam cukierkami – mówi Sadowska. - Była tam osoba, której nie znam i którą widziałam wcześniej tylko raz, podczas innej interwencji dotyczącej uchodźców. W Michałowie próbowała zebrać pełnomocnictwa prawne, w związku z czym domyślałam się, że jest to osoba związana z jedną z fundacji, które działają na rzecz uchodźców – opowiada fotoreporterka.
Sadowska nie kryje rozżalenia. - Cała ta historia skupiła się na mnie. Próbowano znaleźć na mnie haka jako na autorkę zdjęć, które poruszyły całą rzeszę ludzi. I tego haka znaleźli: skompilowano różne rzeczy po to, żeby uczynić mnie winną i wskazać jako tę, która by mieć zdjęcia, daje dzieciom cukierki. Nigdy tego nie robię i nigdy tego nie robiłam. Pracuję od prawie 30 lat i pozyskiwanie w ten sposób jakichkolwiek materiałów jest dla mnie niedopuszczalne. Nigdy też za zdjęcia nie płaciliśmy i nie dawaliśmy niczego. To, że byłam blisko, i fotografowałam dzieci z rzeczami, które dostały, to jest naturalna rzecz, którą zrobiłby każdy fotoreporter – komentuje Sadowska.
Magdziarz jednak na wpisach, że to Sadowska rzucała cukierki, nie poprzestał. "Weźcie Wy tam w tej załganej gazecie ustalcie jedną wersję wydarzeń zanim zaczniecie mnie atakować. Wasza fotoreporterka w wywiadzie opublikowanym u Was mówi wyraźnie, że POJECHAŁA DO SKLEPU PO SŁODYCZE I JE PRZYWIOZŁA!" - grzmiał na Twitterze.
Chodzi o fragment wywiadu, w którym fotoreporterka mówi o dzieciach z placówki w Michałowie: "Był taki moment, gdy okazało się, że można podjechać do sklepu po więcej rzeczy dla nich. Wtedy zabrałyśmy się z Joasią [Klimowicz - dziennikarką białostockiej "Wyborczej" - red.] i pojechałyśmy. Przywiozłyśmy głównie słodycze, bo naprawdę nie miałyśmy pojęcia, że trafią z powrotem do lasu. Gdybyśmy tylko wiedziały, kupiłybyśmy coś konkretniejszego, co im się bardziej przyda w takich okolicznościach".
- Jest faktem, że na koniec tej sytuacji, która trwała parę godzin, rzeczywiście podzieliłam się z tymi dziećmi tym, co miałam, czyli jakimiś ciastkami. Wypowiedź, że żałuję, że nie dałam im czegoś więcej, użyto przeciwko mnie. Powtarzam, to nie ja rzucałam - komentuje Sadowska i dodaje: - Jest to dla mnie szokująca sytuacja, bo nigdy wcześniej coś takiego mnie spotkało. To jest jakiś mechanizm, którego zupełnie nie rozumiem, ta nienawiść. Czuję się zaszczuta.
Redakcja rozważa kroki prawne
Za Agnieszką Sadowską murem stanęła redakcja "Gazety Wyborczej", a także Stowarzyszenie Fotoreporterów. "W związku z obrzydliwym atakiem na Agnieszkę Sadowską, fotoreporterkę »Gazety Wyborczej«, pracowników zatrudnionych w TVP i Gazecie Krakowskiej, powielanych przez wiele osób oświadczamy: że niedopuszczalne jest szerzenie kłamliwego stwierdzenia, że osoba, która na filmie udostępnionym w internecie rzuca dzieciom batony jest fotoreporterką i celem jej działania jest »bardziej dramatyczna fotografia«. Uważamy za karygodne obrażanie naszej koleżanki, szkalowanie jej, czy zarzucanie jej braku profesjonalizmu. Pan Wojciech Mucha, red. nacz. Gazety Krakowskiej, powinien przeprosić za skandaliczne słowa określające fotoreporterów jako »szmaciarzy« czy »drani«, a pan Mateusz Magdziarz, dyrektor ośrodka TVP w Opolu, za wprowadzenie odbiorców w błąd stwierdzeniem, że osobą rzucająca batony jest Agnieszka Sadowska" - napisano w oświadczeniu Stowarzyszenia Fotoreporterów.
- "Gazeta Wyborcza" całkowicie mnie popiera i rozważamy kroki prawne – zapewnia Sadowska.
- Podstawowa zasada dziennikarstwa jest taka, że cokolwiek widzimy, to sprawdzamy, dopytujemy, co się stało i jak to się stało, pytamy drugą stronę. Oni tego nie zrobili, choć łatwo mogli się z nami skontaktować. To jest skrajnie nierzetelne i skrajnie nieodpowiedzialne. To jest po prostu kłamstwo - mówi Wyrwał. - Z deprecjonowaniem wolnych mediów mamy do czynienia od pięciu, sześciu lat. Teraz robi się to po to, żeby poszczuć ludzi na niezależne media, które domagają się dostępu do strefy stanu wyjątkowego - dodaje dziennikarz.
(KRY, 08.10.2021)