Wydanie: PRESS 03/2003
Europa w pigułce
Zagraniczni dziennikarze akredytowani przy Komisji Europejskiej są żywą ilustracją narodowych stereotypów.
Niczym pszczoły do ula, codziennie w południe kilkuset korespondentów akredytowanych przy Komisji Europejskiej ściąga do budynku Breydel. Na XII piętrze mieści się biuro przewodniczącego KE Romana Prodiego, a w podziemiach sala prasowa i bar dla dziennikarzy.
Jeszcze przed rozpoczęciem briefingu (w żargonie dziennikarskim szybka konferencja prasowa) można się dowiedzieć przy barku, co jest tematem dnia i nad czym pracują koledzy z innych krajów. Nie konkurujemy ze sobą, więc często sobie pomagamy, wymieniamy się nieoficjalnymi informacjami. O niemieckim stanowisku w sprawie dopłat dla rolników rozmawiam z René Höltschim, szwajcarskim dziennikarzem pracującym dla niemieckojęzycznego "Neue Zürcher Zeitung". Francuski dziennikarz na mój widok krzyczy: "La Pologne 2010!" - bo według niego do Unii wejdziemy dopiero za osiem lat.
W końcu zasiadamy w utrzymanej w niebieskiej tonacji sali prasowej bez okien. Jest nas około trzystu - z Europy, USA, Japonii, Korei, Meksyku. Choć formalnie miejsca nie są przydzielane, prawie każdy ma swoje ulubione. Niemcy siadają osobno, za to Francuzi razem. My także obok siebie, w rzędzie po prawej stronie. Zanim zacznie się briefing, wszyscy nerwowo się rozglądają. Jeżeli kogoś brakuje, może to oznaczać, że w tym czasie gdzie indziej dzieje się coś ważniejszego. W ten sposób wzajemnie się kontrolujemy.
Katarzyna Szymańska-Borginon
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter