Wydanie: PRESS 03/2003
Magia umiejętności
Tomasz Gudzowaty był laureatem World Press Photo za lata 1999 i 2000, a w tym roku otrzymał aż dwie nagrody - pierwszą w kategorii sport za zdjęcie pojedyncze i drugą w kategorii sport za reportaż.
Co znaczy podpis pod zdjęciem: współpraca Robert Bogusławski? Przecież dwie osoby nie mogą naciskać na spust migawki.
Odpowiedź jest bardzo prosta. Przed wyjazdem do Chin pracowałem nad materiałem w Mongolii. Tamtejszemu festiwalowi Naadam towarzyszą efektowne wyścigi konne, rozgrywające się na ogromnej przestrzeni. Przy konstruowaniu skomplikowanej historii z takiego wydarzenia korzysta się z pomocy drugiego fotografa, gdyż daje to lepsze rezultaty. Każdy patrzy inaczej, znajduje się w innym miejscu, jest świadkiem różnych zdarzeń. Robert Bogusławski towarzyszy mi w wyprawach fotograficznych od około dwóch lat jako asystent, często robił także własne zdjęcia. Rezultaty współpracy w Mongolii były ciekawe. Sesja w klasztorze Shaolin odbywała się w ramach tego samego wyjazdu, gdyż mieliśmy trochę czasu, by pojechać do Chin. Robert pojechał tam ze mną, i oczywiście nie rozstawał się z aparatem fotograficznym. W Polsce, wybierając zdjęcia na konkurs WPP, przekonaliśmy się, że nasze prace tworzą wspólnie niejedną ciekawą opowieść. Dlatego do konkursu zgłosiliśmy aż dwie historie z Shaolin, składające się ze zdjęć mojego i Roberta Bogusławskiego autorstwa. Nagrodzona składa się z dwunastu fotografii, z których dwie są autorstwa Roberta Bogusławskiego.
Ale jest on też podpisany jako współautor zdjęcia pojedynczego.
Zwycięskie zdjęcie w kategorii sport jest mojego autorstwa, lecz zostało wyjęte z serii, składającej się, jak powiedziałem, ze zdjęć dwóch autorów. Jury konkursu podjęło decyzję pozostawienia tego samego podpisu, który towarzyszył serii. Rzeczywiście, trudno wyobrazić sobie, by pojedyncze zdjęcie miało więcej niż jednego autora, jeśli za autora uznamy osobę naciskającą spust migawki. Słyszałem jednak interesującą historię o przypadku z 2000 roku, kiedy nagrodzono zdjęcie z olimpiady w Sydney autorstwa Billa Frakesa i Davida Callowa. Rzecz jest o tyle ciekawa, że zdjęcie to powstało przy wykorzystaniu fotokomórki, a zrobił je jeden z kilkunastu aparatów ustawionych równolegle do bieżni. Mechanizm śledzenia ostrości zwalniał automatycznie spust migawki, jest więc możliwe, że fotograf nawet nie dotknął aparatu, trudno jednak odmawiać mu z tego powodu autorstwa zdjęcia.
Renata Gluza
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter