Wydanie: PRESS 02/2011

Interranking

Każdy z nas miał pewnie taki szczęśliwy etap w życiu, kiedy konsumpcja informacji nie była wyzwaniem. To było zapewne mniej więcej wtedy, kiedy większość z nas uznała Internet za swoje podstawowe medium. Potem zaczęło się bieganie od serwisu do serwisu, bo przecież wszędzie tyle ciekawych rzeczy do przeczytania, tyle filmików do obejrzenia, a samych artykułów mogących nam się przydać w pracy nie da się zliczyć. Przytłoczeni ilością informacji zaczynamy „optymalizować” konsumpcję, przechodząc z newsletterów na czytniki RSS, przerzucając się na agregatory informacji itd. Po jakimś czasie orientujemy się jednak, że znowu jesteśmy pod ścianą. Dochodzimy do wniosku będącego parafrazą jednego z praw Murphy’ego: nieważne, jak dużo czasu przeznaczysz na konsumpcję informacji i jak efektywnie starasz się tę konsumpcję organizować, wcześniej czy później powita cię komunikat „Twój limit czasu przeznaczony na czytanie został wyczerpany”. Niestety, nie ma już opcji „Doładuj konto”. Ten moment w życiu nazywamy bankructwem informacyjnym, a wyjście – tak jak w życiu – jest tylko jedno: zaczynamy wszystko od nowa. Nie będę więc państwa raczył opowieścią o tym, jak doszedłem do imponującej listy prawie 400 źródeł w czytniku Google Reader. Nie będę też zdradzał, ile pamięci RAM potrzeba, aby udźwignąć 130 zakładek przeglądarki WWW zawierającej treści, które połykałem podczas nocnych maratonów czytelniczych. Nazywam się Rafał, jestem bankrutem i od prawie roku czytam tylko to, co absolutnie niezbędne.
Podstawowa lekcja wychodzenia z nałogu brzmi: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Zaglądam więc tylko na te strony, które zmieściły mi się na pasku z bookmarkami. Lista zaczyna się od prywatnego i firmowego konta na Gmail.com. To genialne narzędzie do poczty, nieporównywalne z żadnymi innymi rozwiązaniami (a próbowałem już wszystkiego: od The Bat!, czyli mołdawskiego kombajnu dla hardcorowców, do najnowszych, estetycznych i minimalistycznych programów na Mac-a). Przy okazji podzielę się prywatnym Odkryciem Roku 2009: prawy nawias kwadratowy jest skrótem archiwizującym wiadomość, na którą przed chwilą odpisaliśmy i automatycznie przenoszącym nas do następnego e-maila (w ustawieniach poczty Gmail należy włączyć skróty klawiaturowe). Fenomen tego rozwiązania polega na tym, że zamiast zastanawiać się, na który e-mail teraz odpisać, po prostu odpisujemy. Przekonałem się, że odpisanie na połowę e-maili zajmuje nie więcej niż dwie minuty, a kiedyś e-mail czekał i dwa tygodnie, zanim został uhonorowany chwilą mojej uwagi.
Kolejne linki to po dwa źródła informacji o tym, co się dzieje w branży i poza nią. Na Hacker News (News.ycombinator.com) znajdują się linki do tego, czym danego dnia żyje branża internetowa, a na Tumblr.com czytam to, co uznało za interesujące kilkunastu blogerów, których wpisy śledzę. Najczęściej są to linki, cytaty i zdjęcia, coraz rzadziej własne przemyślenia (tutaj świetnie zaczyna się sprawdzać Quora.com – miks Wikipedii, bloga i wyszukiwarki, zapewne hit najbliższych miesięcy). Informacje bieżące czerpię z listy najczęściej czytanych tekstów na Gazeta.pl oraz tego, co danego dnia mają w menu „Fakty” (TVN24.pl/fakty.html, przeklik na stronę główną już rzadziej, od kiedy zaczęli poważne informacje przeplatać niusami z życia Dody). Często zdarza mi się też zajrzeć na Antyweb.pl lub Eu.techcrunch.com, żeby wiedzieć, co słychać w branży startupowej. Tyle informacje. Dalej jest link do Allegro, gdzie kupuję wszystko i często. Dzień bez paczki na biurku to dzień stracony. W ich programie lojalnościowym byłbym pewnie goldem. Ba, diamentem nawet! Leczenia jeszcze nie podjąłem. Następny w kolejności jest nieszczęsny Google Reader, którego używam jednak bardzo selektywnie. Najczęściej skanuję wzrokiem jednolinijkowe zajawki tekstów na innych serwisach informacyjnych, z których raz na tydzień robię sobie dwugodzinną prasówkę. Dodatkowo używam tego narzędzia do przeglądania... obrazków. W ten sposób łatwiej oglądać chociażby Demotywatory.pl.
Ostatnia pozycja na mojej liście to właściwie folder, a nie link. Znajdują się tam tzw. skryptozakładki umożliwiające wykonanie określonych zadań na danej stronie. Dzięki nim mogę ściągnąć empetrójkę z Wrzuta.pl, przekleić dowolną treść na facebookową tablicę lub dodać wideo do Boxee.tv, aby móc je później obejrzeć na dużym ekranie z pilotem w dłoni. Wśród tych skryptozakładek jest jedna, której używam kilka razy dziennie. Nazywa się Instapaper.com i pozwala na dodanie dowolnej treści do kolejki „Przeczytam później” na iPadzie. Jedno kliknięcie i tekst mamy dostępny bez menu i reklam na ekranie tabletu. Tak przygotowane teksty wygodnie, już bez Internetu, czyta się w pociągu albo do poduszki.
O Facebooku nie piszę, bo wiadomo, że i owszem.


Moje typy:


Gastronauci.pl
Dla głodnych i zagubionych w kuchni.

Epguides.com, a potem FilesTube.com
Dla maniaków „Dextera”, „Dr House’a”, „Chirurgów”, „Californication” i „Gotowych na wszystko”.

Feeds.feedburner.com/Pudelek/
Dla wszystkich, którzy chcieli mieć Pudelka w RSS-ach, ale wstydzili się zapytać, jak to zrobić.

Rafał Agnieszczak, prezes Fotka.pl
 

 

...

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.