Wydanie: PRESS 04/2005
Gazeta czy wyrocznia
Lakoniczność i tajemniczość cechuje wszelkie doniesienia o tym, co się dzieje w „Gazecie Wyborczej” od czasu nieobecności Adama Michnika. Zarówno komunikaty Agory SA, jak i pracownicy gazety starają się jak najmniej powiedzieć. Michnik odszedł na urlop w połowie października 2004 roku w związku z chorobą (powikłania po przebytej przed laty gruźlicy), od tego czasu „Gazetą” kieruje Helena Łuczywo, zastępca naczelnego. Najpierw ogłoszono, że choroba Michnika potrwa kilka tygodni, potem, że wróci na początku kwietnia. Jak dotąd nie wrócił. Dziennikarze, którzy mają w tej firmie długi staż, mówią, że atmosfera w „GW” od jakiegoś czasu się zmieniała, a odejście Michnika to przyspieszyło. - Jeszcze niedawno traktowaliśmy się wzajemnie jak członkowie rodziny. Teraz każdy robi swoje i wychodzi z firmy, nie interesuje się tym, co się dzieje w redakcji, co słychać na co dzień u ludzi, z którymi pracuje - opowiada jeden z dziennikarzy „GW”. Inny kwituje krótko: - Agora to już tylko korporacja. - Ostatnio „Gazetę” opuściło sporo osób długo utożsamianych z tą firmą. Ale to chyba obiektywny proces, budowanie nowoczesnej korporacji ma swoje prawa. Co nie zaprzecza temu, że postępuje erozja pewnej wspólnoty, która łączyła ludzi w „Gazecie”. I której symbolem był także, a dla wielu, przede wszystkim, Adam Michnik - stwierdza Jacek Ziarno, obecnie redaktor naczelny „Pulsu Biznesu”, do 2002 roku szef oddziału „GW” w Krakowie. Doświadczyli tego nawet ci najbardziej zasłużeni dla tytułu. Jeden ze współzałożycieli „Gazety Wyborczej”, redaktor i wieloletni komentator Ernest Skalski odszedł z redakcji z końcem zeszłego roku i publikuje teraz w „Rzeczpospolitej”. Ludzie, z którymi od początku tworzył „Gazetę”, nie urządzili mu nawet pożegnania. - Skalski chciał gdzieś przejść, bo czuł, że jest traktowany w redakcji jak emeryt. Radziłem mu, żeby przeszedł do „Tygodnika Powszechnego”, ale wybrał naszą konkurencję. Dojrzewał do tej decyzji, czuł, że już nie bierze udziału w powstawaniu „Gazety” - opowiada Juliusz Rawicz, zastępca redaktora naczelnego. On także należy do osób będących w „GW” od początku, był jednym z filarów redaktorskich, a dziś jest, jak to określa, na pół-emeryturze. Zajmuje się opracowywaniem na podstawie materiałów „GW” haseł zamieszczanych w encyklopedii wydawanej przez Agorę wspólnie z Wydawnictwem Naukowym PWN SA. W redakcji pojawia się rzadko, czasem przegląda podsyłane mu teksty. - To naturalna zmiana pokoleniowa, która objawia się w innym sposobie patrzenia na różne rzeczy. Dziennikarstwo walczące i zaangażowane, takie jakim było nasze, zmienia się teraz w obiektywizujące, polegające na tym, że dziennikarz relacjonuje fakty, ale ich nie tworzy - opowiada Rawicz. Zmiana pokoleniowa - takie określenie pada często w rozmowach o tym, co przeżywa redakcja „GW”. Trudno jednak zmianą pokoleniową tłumaczyć odejścia bądź zwolnienia z „GW” m.in. Wojciecha Mazowieckiego (nadzorował lokalne dodatki z ramienia wydawnictwa, teraz w „Przekroju”), Ryszarda Holzera (jeden z wieloletnich redaktorów, obecnie w„Pulsie Biznesu”), Michała Przewłockiego (był szefem pionu technologii, a wcześniej m.in. asystentem Piotra Niemczyckiego) czy Bożeny Dudko (była redaktorem w dziale reportażu). Zmiana warty Nieobecność Adama Michnika to najważniejszy znak roszad personalnych, które następują na najwyższych szczeblach władzy „Gazety” i Agory. Najpierw w sierpniu 2004 roku Helena Łuczywo zrezygnowała z funkcji członka zarządu, bo chciała się „całkowicie poświęcić »Gazecie«, która przecież jest jej pasją, prawie dzieckiem” (z oświadczenia Agory). Od tego czasu Łuczywo, która w zarządzie nadzorowała pracę redakcji, administracji i zawiadywała Internetem, miała się zajmować pracą redakcyjną oraz odpowiadać za współpracę kierownictwa „Gazety” z zarządem Agory. Administracja wydawnictwa trafiła pod nadzór nowej osoby w zarządzie: Jarosława Szalińskiego, który w Agorze pojawił się niecały rok wcześniej. Niedługi staż w Agorze (od 2000 roku) ma też członek zarządu Zbigniew Bąk. Pozostałe obowiązki odchodzącej z zarządu Łuczywo przejął Piotr Niemczycki, jedna ze sztandarowych postaci Agory, współzałożyciel „Gazety”. Przypadło mu więc nadzorowanie wydawnictwa, drukarni, redakcji „GW”, prasy bezpłatnej, projektu Internet, marketingu „GW” i projektów specjalnych. Tymczasem już w październiku Agora ogłosiła, że Niemczycki przez pół roku będzie na urlopie. Prezes Wanda Rapaczyńska tłumaczyła wówczas, że Niemczycki potrzebuje odpoczynku, bo przez 15 lat pracował bez przerwy. Ale przez okres urlopu pojawiał się w „Gazecie”, brał czynny udział w pracach Izby Wydawców Prasy. Nieoficjalnie w „Gazecie” mówi się, że urlop Niemczyckiego był związany z pracami nad nowym dziennikiem Agory. Niemczycki wrócił z urlopu 1 kwietnia. Nie znalazł czasu na rozmowę z „Press”, podobnie jak Helena Łuczywo. Z władz Agory na pytania „Press” odpowiedziała jedynie Wanda Rapaczyńska. Prezes Agory, pytana o zmiany kadrowe, mówi: - Nasza polityka informacyjna zakłada niekomentowanie decyzji personalnych. Lider opinii czy sprzedaży Coś jednak z agorowej solidarności zostało. Byli dziennikarze starszego pokolenia najpierw zgadzają się na rozmowę o zmianach w „GW”, po czym odwołują spotkania. Dziennikarka zwolniona ostatnio w ramach redukcji etatów mówi, że w Agorze spędziła najpiękniejsze lata życia i dlatego nie chce mówić ani niczego złego, ani dobrego na temat tej firmy. Bardziej rozmowni są młodsi. To z ich relacji wynika, że w „Gazecie” przed chorobą Michnika dochodziło do ostrych spięć między nim a częścią zarządu Agory, zwłaszcza Heleną Łuczywo i Wandą Rapaczyńską. Jak pisała „Rzeczpospolita”, konflikt dotyczy różnicy w pomysłach na przyszłość „Gazety” i kwestię utrzymania jej niezależności. Zarząd Agory i część kierownictwa „GW” myśli bowiem kategoriami ekonomicznymi, przede wszystkim chce, aby firma osiągała jak najlepsze wyniki, nawet kosztem pozycjonowania i zmiany charakteru „GW”. - Michnik krzyczał, że jego nie obchodzi wielkość sprzedaży „Gazety”. Według niego może ona spaść i do stu tysięcy, byleby była opiniotwórcza - opowiada długoletni pracownik „GW”. Rozbieżności między polityką Adama Michnika i jego zwolenników a strategią zarządu Agory ujawniły się w trakcie afery Rywina i dały pretekst do stawiania firmie zarzutów nieprzejrzystego prowadzenia interesów. - Dla Adama wysokość sprzedaży „Gazety” jest istotna, ale najważniejsza jest jej rola opiniotwórcza. W życiu nie zgodziłby się na wydawanie gazety przypominającej „Fakt”. On jest intelektualistą. W „Gazecie” zawsze był najbardziej przywiązanym redaktorem do „Gazety Świątecznej” - mówi Juliusz Rawicz. Jednak sprzedaż „GW” interesuje wszystkich, którzy mają akcje Agory, a wśród nich pokaźną grupę stanowią pracownicy posiadający prawie 20 proc. akcji. W dodatku na dystrybucję wśród pracowników czeka kolejne 10 proc. udziałów. Koniec epoki „Fakt” już w trzecim miesiącu ukazywania się pokonał „Gazetę” - sprzedał o 102 tys. egz. więcej (534 904 egz. w grudniu 2004 roku, ZKDP). I cały czas ma wyższą sprzedaż, chociaż Agora przygotowała odpowiedź w postaci dziennika „Metro”. Jako tabloidowa gazeta bezpłatna miał odciągnąć czytelników od taniego, ale jednak płatnego tabloidu. To się nie udało, a dodatkowo „Metro” musi teraz konkurować przede wszystkim z coraz silniejszymi dziennikami bezpłatnymi. Zarząd Agory przygotowuje zmianę charakteru „Gazety”. Po wprowadzeniu nowej makiety obowiązywać ma też np. nowy regulamin nagród dziennikarskich - zgodnie z nim autorzy tekstów będą musieli zadbać, żeby temat był odpowiednio zilustrowany. Jeśli tekst nie będzie miał zdjęcia, autor może się pożegnać z nagrodą. Wiadomości o nowej makiecie „GW” (testowanie niektórych nowości możemy obserwować już na łamach) są tak samo strzeżone, jak te dotyczące planów wydawania przez Agorę nowego dziennika, o czym napisał „Newsweek Polska”. Nowa gazeta miałaby w założeniach przejąć od „GW” rolę opiniotwórczą, a od „Rzeczpospolitej” - reklamodawców. Wówczas redagowana w sposób lżejszy i mniej pryncypialny „GW” wróciłaby na pozycję lidera sprzedaży. Prace nad nowym tytułem są podobno na tyle zaawansowane, że powstał zespół złożony z dziennikarzy wybranych m.in. z terenowych oddziałów „GW”. „Gazetę” robioną pod okiem Heleny Łuczywo obserwują naczelni innych dzienników. - Nie ma rewolucyjnej, gwałtownej zmiany, ale mam wrażenie innego, w dobrym tego słowa znaczeniu, traktowania newsa. Za Michnika z kolumn newsowych łatwo było wyczytać polityczne uprzedzenia - ocenia Mariusz Ziomecki, redaktor naczelny „Super Expressu”. - Jeśli Michnik definitywnie podejmie decyzję, że do „Gazety” nie wróci, skończy się kilkunastoletnia epoka, w której formułę dziennika kształtował dualizm przeciwieństw: Michnik-Łuczywo. Dziennik straci wyjątkowego szefa, intelektualnego patrona, postać bardzo istotną dla wielu czytelników. Ale polityczna linia pisma nagle drastycznie się przecież nie odmieni - uważa Jacek Ziarno z „Pulsu Biznesu”. Bezpośrednie angażowanie się naczelnego „GW” w politykę wywoływało ataki na ten tytuł zarówno ze strony lewicy, jak i prawicy. „GW” sama zresztą dawała ku temu powody, oficjalnie deklarując poparcie dla Unii Wolności. - „Gazeta” zawsze miała swoje sympatie, bo byliśmy w tym samym kręgu przyjaciół, co liderzy Unii Wolności. Po jej zniknięciu z parlamentu zaczęliśmy odgrywać dla atakujących zastępczą rolę, jako ośrodek podobnego myślenia - uważa Juliusz Rawicz. - Kiedyś Tadeusz Mazowiecki powiedział o „Wyborczej”, że widział już wiele partii, które miały własne gazety, ale po raz pierwszy ma do czynienia z gazetą, która chce mieć własną partię - przypomina Jacek Ziarno z „Pulsu Biznesu”. Rawicz twierdzi, że powstająca Partia Demokratyczna może liczyć na życzliwość „Gazety”, ale dziennik nie zamierza się już angażować tak mocno, jak w przypadku UW. - Na pewno będzie sympatia, choćby z powodu Frasyniuka czy Mazowieckiego, ale tam są przecież Hausner i Belka, osoby zupełnie skądinąd. Zawsze pilnowaliśmy się, żeby nie być kombatantami, ale coś tam z tego zostaje - dodaje Rawicz. Dobre wyniki bez Michnika Z nieoficjalnych informacji wynika, że nieobecność Michnika w redakcji może się znacznie przedłużyć. Do nie do końca zaleczonej gruźlicy doszły kłopoty z błędnikiem. Michnik trafił na jakiś czas do szpitala. Nie udało się nam z nim porozmawiać, do połowy kwietnia będzie poza Warszawą. Są i tacy, którzy twierdzą, że Adam Michnik nie jest zainteresowany powrotem do gazety. - Adam prawie nie uczestniczy w życiu „Gazety”, ale ją czyta. Wygłasza opinie o tekstach, mówi, co mu się podobało, a co nie. Wszystko to jednak robi z daleka - opowiada Juliusz Rawicz. A z bliska Helena Łuczywo nadaje nowy ton „Gazecie”. - Nie robi gwałtownych zmian. Wynika to raczej z doboru tematów, które ją bardziej interesują, na przykład sprawy społeczno-obyczajowe, które Michnika mniej obchodziły. Bezrobocie owszem, ale aborcja, eutanazja, feminizm wcale go nie zajmowały. Dla Heleny zawsze najważniejsze są strony depeszowe, podczas gdy dla Adama publicystyka - dodaje Juliusz Rawicz. Według „Wprost” Adam Michnik część okresu rekonwalescencji za granicą poświęcił na dyktowanie kilku dziennikarzom „GW” wywiadu-rzeki, swoistego testamentu politycznego. O tym, że polityka nadal go interesuje, świadczy i to, że po powrocie do kraju spotykał się z politykami z obozu prezydenckiego i partii Frasyniuka. - W redakcji o Michniku mówi się, że bardzo go brakuje. Zabierał głos we wszystkich ważnych sprawach. Czasem błądził, ale jednak nadawał ton - uważa Juliusz Rawicz. Wanda Rapaczyńska zapewnia: - Adam Michnik wróci do redakcji, kiedy w pełni powróci do zdrowia. W związku z tym nie bierzemy w chwili obecnej pod uwagę kwestii „co by było, gdyby”. Dobre wyniki „Gazety”, która jako jedyny dziennik w chwili obecnej, i na tak konkurencyjnym rynku, wykazuje wzrost sprzedaży, dowodzą, że nadal możliwe jest utrzymanie charakteru wiodącej gazety opiniotwórczej i wysokiej sprzedaży. Dziennikarze „Gazety” mówią, że być może lepszym miejscem dla Michnika niż fotel naczelnego byłby status komentatora. Bo gdy w dzień po śmierci Papieża na łamach „Gazety” pojawił się jego tekst poświęcony Janowi Pawłowi II - to chociaż stonowany i wyważony, wywołał niezwykłą krytykę na internetowych forach, wyłącznie ze względu na osobę autora. Wanda Rapaczyńska i Helena Łuczywo doskonale zdają sobie sprawę z tego, co unaoczniła afera Rywina: że wszelkie zawirowania polityczne rzutujące na „Gazetę” wpływają negatywnie na prowadzony przez nie biznes. Nie można jednak być gazetą opiniotwórczą, nie narażając się na ataki. - Po ewentualnym odejściu Adama „Gazeta” stanie przed odpowiedzią na strategiczne pytania: Czy trzymać się oferowania, prócz tekstów, moralno-politycznej wyrazistej wartości dodanej? Czy też pogodzić się z korporacyjną rzeczywistością i przyznać, że „Gazeta” powinna być, po prostu, gazetą - uważa Jacek Ziarno z „Pulsu Biznesu”. To rzeczywiście kluczowa kwestia - już niebawem przekonamy się, czy główny spór w „Gazecie” toczy się o jej odpolitycznienie, czy był po prostu konfliktem korporacji z jej wybitnymi, ale niereformowalnymi członkami. Adam Michnik widzi podobno dobre strony swojej nieobecności w redakcji. Zastanawia się nad napisaniem nowego eseju. Temat: „Francja początku XIX wieku”. Andrzej Klim
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter