Wydanie: PRESS 04/2005

Ranking

Zaglądam często do miejskich informatorów. Zaczynam od warszawskiej wersji „Co jest grane”, dodatku „Gazety Wyborczej”, w którym czytam zapowiedzi i rozmowy prowadzone przez Łukasza Kamińskiego. Łukasz od lat z wyczuciem tropi popularne i wynurzające się z podziemia zjawiska. Niestety, klubowa część „Co jest grane” jest już tak okrojona, że ani kalendarium, ani zapowiedzi nie można traktować jako rzetelnego źródła informacji o tym, co się dzieje. „Co jest grane” drukuje tylko wybrane cytaty z najciekawszych fragmentów pełnej sztuki odbywającej się co tydzień na mieście. Z innych przewodników mamy znane w całej Polsce pismo „MAX”. Po upadku „City Magazine” „MAX” zapowiedział, że wkracza na jego miejsce. Rzeczywiście, zaczęli wkładać swoje pismo do dawnych stojaków „City Magazine”, ale poza tym nie dosięga ono poprzednikowi do dolnego marginesu. Choć ma fajną szatę graficzną, nie spełnia zadania. W kalendarium proponuje jedną imprezę dziennie, i to każdego dnia w innym mieście. Poza tym arcyprzydatnym kalendarium resztę numeru zapełniają głównie teksty naczelnej. Zostaje warszawski „WiK” (dodatek do „Wprost”), który traktuje pierwszą stronę swojej okładki jak powierzchnię reklamową i bardzo stara się być wszystkim dla wszystkich. Wybiera trochę rozrywki i trochę sztuki, trochę dla młodzieży, ciut dla dzieci i odrobinę dla emerytów. Wychodzi im to mniej więcej tak, jakbyśmy przygotowali danie pomiędzy obiadem, deserem i karmą dla żab. W segmencie lifestylowym do niedawna śledziłam uważnie „Fluid”, w którym Michał Woliński rozwijał swoją bezkompromisową politykę promowania sztuki współczesnej. Niestety, Michał odszedł i z zacnej konkurencji zrobił się zlew wszystkich nieprzyjętych gdzie indziej sesji. Następnie przeglądam „A4”. Nie zajmuje to dużo czasu, bo choć ma 116 stron, większość pisma zapełniają fotografie, a teksty po pierwszym akapicie nudzą i irytują tonem samozachwytu. Niemniej jednak „A4” prezentuje się elegancko i ma świeższe podejście do mody niż inne pisma w naszym kraju. Żeby się pozachwycać, muszę szukać zagranicznych tytułów. Do absolutnych faworytów zaliczam „WAD” - paryskie pismo o modzie i kulturze miejskiej. Sesje zdjęciowe w „WAD” są figlarne, pomysłowe, bardzo odważne lub po prostu piękne. Ponadto piszą o prawdziwych innowatorach i istotnie świeżych zjawiskach, a robią to bez nadęcia. Pycha. Na koniec klasyka. „i-D” było pierwszym pismem o modzie ulicznej i nadal jest liderem w wyłapywaniu nowych tendencji wyciekających z chodników na wybiegi. Poza tym „i-D” pokazuje, że można być pismem o modzie i nie traktować swoich odbiorców jak płytkich i niemądrych lanserów. Wywiady i teksty są wnikliwe i zawsze świetnie napisane. Miesiąc nie ma wystarczająco dużo wolnych dni, żeby przeczytać wszystko, co ma do zaproponowania Paweł Dunin-Wąsowicz w „Lampie”, ale co miesiąc podejmuję kolejną próbę. To pismo podjęło ambitne wyzwanie recenzowania wszystkich nowości muzycznych i wydawniczych w naszym kraju. Chociażby z tego powodu „Lampę” trzeba mieć. Dla Marka Raczkowskiego co tydzień zaglądam do „Przekroju”. Na naszym rynku nie ma innego tytułu, który jest w stanie docenić powstającą polską kulturę miejską i wpływy popkultury zachodniej na naszą rzeczywistość. Pisma kobiece są rozdarte między nowoczesną kobietą a prostą pindą. Najwięcej ciekawego znajduję w „Elle”, w którym na początku recenzują Max Cegielski i Jarek Lipszyc. Tylko dlaczego recenzje znajdują się na początku pisma, które w większości jest o kremach do pupy, dietach i poradach o tym, jak nie wypłoszyć faceta z łóżka? Po co umieszczać aktualności wydawnicze na prestiżowych pierwszych stronach, o które walczą reklamodawcy, jeśli dusza pisma jest zupełnie inna? To jest kładzenie czerwonego dywanika przed drzwiami do supermarketu. Poza tym zdumiewające jest, że najciekawsi autorzy i jedyny felietonista w tym „kobiecym” piśmie to faceci. „Cosmopolitan” przynajmniej nie udaje, że jest czymś więcej niż brukowcem dla młodych związkoholiczek. Jednak bez względu na to, jak płytkie są potrzeby młodych dziewczyn, tym, co je najbardziej kształtuje, jest kultura młodzieżowa, którą „Cosmopolitan” całkowicie ignoruje. Zostają tylko „Wysokie Obcasy” (dodatek do „GW”) z nieposkromioną Moniką Powalisz i Kingą Dunin. Młode redaktorki, takie jak Paulina Reiter, pomagają zachować świeżość tego tytułu. Gdyby nie ta nudna, płaska moda i wieczne rady na temat tego, jak ujędrnić sobie cycki, byłabym gotowa za „WO” co tydzień płacić pieniądze. Na koniec radio. Kiedyś słuchałam Radiostacji. Jednak poziom muzyki klubowej, na którą się zdecydowali, jest tak niski, że dawno przestałam. Zdziwiło mnie Radio PiN, które poza warstwą informacyjną puszcza całkiem ciekawą mieszankę muzyki nieprzeciętnej i w dobrym guście. Szkoda tylko, że ta karuzela ma tak mało koników. Po tygodniu znam wszystkie utwory w playliście i zmieniam stację. Ostatnią deską ratunku jest Jazz Radio, które lada chwila zostanie sformatowane. Pewnie wszyscy uciekną do Radia Bis, gdzie Paweł Sito znów próbuje wznieść flagę rewolucji kulturowej. Może w publicznej stacji, gdzie nie trzeba na siebie zarobić, wreszcie mu się uda. Autorka jest redaktor naczelną pism „Aktivist” i „Exklusiv”

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.