Zdaniem wydawców ozusowanie umów o dzieło to mniejszy problem od rosnącej płacy minimalnej
„Zobaczymy, jaki ostatecznie kształt przybierze ustawa, która musi być jeszcze szeroko skonsultowana” – zapowiedziała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (fot. Tomasz Gzell/PAP)
Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapowiada tzw. ozusowanie umów o dzieło. Dotknie to branży mediów, szczególnie tych wydawców i nadawców, którzy opierają swoją działalność na współpracownikach.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w rozmowie z Wirtualną Polską wskazywała, że te umowy o dzieło, które są jedynym źródłem dochodu dla wykonującego dzieło, powinny zostać oskładkowane. „W tym przypadku mówimy o pracownikach, którzy nie mają żadnego rodzaju zabezpieczenia. Jeżeli ulegają wypadkowi, a nie odprowadzają składek, to nie mają z tego tytułu szansy na świadczenie" – podkreśliła Dziemianowicz-Bąk. Dodała, że w przypadku śmierci takiej osoby rodzinie nie przysługuje renta rodzinna. "Takie osoby są skazane na niskie emerytury lub po prostu ich brak" – powiedziała.
„Zobaczymy, jaki ostatecznie kształt przybierze ustawa, która musi być jeszcze szeroko skonsultowana” – zapowiedziała ministra.
W odpowiedzi na rządowe zapowiedzi ozusowania umów o dzieło platforma dla freelancerów Useme.com rozesłała za pośrednictwem agencji PR Praktycy.com artykuł, w którym opisuje, jak zły jest to pomysł. „Wbrew temu co twierdzi Pani Ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, pomysł ten budzi duże kontrowersje. Co więcej, nie ma ani zgody pracodawców, jak i wolnych strzelców na taką zmianę, gdyż oznaczałaby ona minimum 40 proc. wyższe koszty dla firm lub blisko 1/3 mniejsze zarobki dla freelancerów” – czytamy w artykule. Platforma Useme.com wskazuje też, że „w 2023 r. zgłoszono do ZUS 1,6 mln umów o dzieło, o 81,7 tys. mniej niż w 2022 r. Jak pokazują dane ZUS, który od ponad trzech lat prowadzi rejestr umów o dzieło, z tej formy korzysta około 340 tys. osób rocznie, zatem nie jest to relatywnie bardzo duża grupa w porównaniu z ogółem aktywnych na rynku pracy, których jest około 17 mln osób”.
- Ozusowanie umów o dzieło dla wydawców oznacza zwiększenie kosztów pracy, które i tak ostatnio zostało mocno zwiększone przez podnoszenie z powodów politycznych, a nie ekonomicznych pensji minimalnej – zauważa Marek Frąckowiak, prezes Izby Wydawców Prasy. - Z drugiej strony istotne jest też zabezpieczenie przyszłości ludzi, którzy dla nas pracują. Jednak jako branża wydawców od lat nie możemy się u władz doprosić ustanowienia mechanizmów wsparcia dla prasy, które istnieją w większości krajów europejskich. Naszym stałym postulatem, realizację którego obiecał nam poprzedni rząd, ale się z tego nie wywiązał, jest obniżenie do zera stawki VAT na prasę – zauważa Frąckowiak.
Andrzej Andrysiak, wydawca „Gazety Radomszczańskiej” i szef rady wydawców Stowarzyszenia Prasy Lokalnej, podkreśla, że rząd nie rozróżnia branż i ich specyfiki, których mają dotyczyć zmiany ani nie dostrzega otoczenia biznesowego, w jakim one funkcjonują. - Panuje przekonanie, że w branży wydawniczej większość ludzi pracuje na umowach o dzieło czy zleceniach. Tymczasem u mnie w „Gazecie Radomszczańskiej” prawie wszyscy zatrudnieni są na podstawie umów o pracę. Gdy pracowałem w redakcjach warszawskich, też większość miała takie umowy. Nie wiem, jak sprawa wygląda w radiu czy telewizji, ale widać, że dotyczy ona jakiegoś wycinka branży medialnej. Dla wydawców, szczególnie tych mniejszych, lokalnych, większym problemem niż ozusowanie umów jest ciągłe podnoszenie płacy minimalnej i uprzywilejowanie gigantów internetowych kosztem wydawców. Jeżeli te obciążenia się połączą, skończy się tym, że część wynagrodzeń będzie płacona pod stołem – nie ma złudzeń Andrzej Andrysiak.
(MAK, 20.06.2024)