Niewesoły Romek. Roman Giertych po wygranych wyborach musi wymyślić siebie na nowo
Giertych to wielki chłop o tubalnym głosie. Musiał się nauczyć korzystać z tych przewag, bo przez lata sprawiał wrażenie niezgrabnego faceta o charakterystycznych rysach twarzy, który robi dziwne miny. Stąd też jego przezwisko „Koń” (screen: YouTube/Roman Giertych - oficjalny)
Roman Giertych potrafił wymyślić siebie na nowo, dzięki czemu wygrał wybory. Ale teraz ma trudniejsze zadanie: walka z PiS może już nie wystarczyć.
Karetka zaparkowała przed wejściem do domu. Ale wieczór był chłodny, więc ratownicy medyczni szczelnie okryli Giertycha kocem i dopiero wtedy przewieźli go na wózku do samochodu. – Przepraszam za taki żart, ale nie zdziwiłbym się, gdyby pod tym kocem miał wtedy ten swój elegancki granatowy garnitur. On doskonale wie, że taka garderoba sygnalizuje innym: nie jestem jednym z wielu, jestem kimś, ekspertem w pracy – zauważa Maurycy Seweryn, trener wystąpień publicznych i mowy ciała.
Wtedy, 15 października 2020 roku, w domu adwokata w podwarszawskim Józefowie nikomu nie było do śmiechu. Roman Giertych wrócił z pracy przed 17, ale już w towarzystwie pilnujących go funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Został przez nich zatrzymany o 13, gdy wychodził z rozprawy w sądzie. Niespełna dwie godziny po zatrzymaniu przez CBA poinformował o nim na Twitterze. Od razu dał do zrozumienia, że kłopoty ma z powodów politycznych. Przypomniał, że następnego dnia miał bronić w sądzie Leszka Czarneckiego, na którego ludzie związani PiS polowali od dawna.
„Nie pozwólcie, żeby moje zatrzymanie przykryło katastrofę epidemiczną rządu PiS, bo taki jest tego cel” – apelował Giertych. Po przyjeździe do domu Giertycha funkcjonariusze CBA zabrali się do przeszukania pomieszczeń. W tym samym czasie identyczna akcja trwała też w siedzibie jego kancelarii adwokackiej w centrum Warszawy. Relacjonowaniem wydarzeń na Twitterze zajęła się Maria Giertych, córka. „Podczas przeszukania (które nadal trwa) tata powiedział, że ma nadzieję, iż to bezprawie, które się dzieje z krzywdą dla niego i jego rodziny, przyczyni się do upadku reżimu Jarosława Kaczyńskiego” – pisała przed godz. 17.
Przed dom Giertycha zjechali dziennikarze. Maria kilka minut po 19 przesłała dramatyczną relację: „Tata trafił do szpitala po tym, jak zemdlał w obecności funkcjonariusza CBA w łazience. Wcześniej czuł się dobrze i mówił, że po jego odpowiedzi »nie« na pytanie funkcjonariuszy o to, czy ma myśli samobójcze, wybuchli oni śmiechem. Nie chcę myśleć, co się stało. Dziękuje za wsparcie”. Pod wpisem pojawiło się ponad 800 komentarzy – w znacznej większości ciepłe słowa i wyrazy współczucia dla Giertycha i jego rodziny.
REKLAMA PRZEZ ATAK NA MEDIA
Gdy w 2007 roku upadł pierwszy rząd PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, Giertych postanowił porzucić politykę. Stanowisko wicepremiera i ministra edukacji to już przeszłość, teraz budował wizerunek wziętego warszawskiego adwokata. Nic dziwnego, jego Liga Polskich Rodzin w wyborach dostała zaledwie 1,3 proc. głosów, Jarosław Kaczyński po prostu przejął jej elektorat. Giertych nigdy tego nie wybaczy Kaczyńskiemu.
„Teraz wracam do zawodu adwokata i otwieram kancelarię w Warszawie. Dziennikarzom, którzy pisali o mnie dobrze, i tym, którzy pisali o mnie źle, daję 20 procent zniżki” – mówił Giertych na konferencji prasowej w październiku 2007 roku.
Musiał zadbać o to, żeby nie zniknąć z mediów i zbudować rozpoznawalność swojej kancelarii. Pomogło mu w tym znane nazwisko. Wiedział, że jeszcze większy rozgłos przyniosą mu procesy z dużymi mediami. Przypomniał sobie, że w 2007 roku dziennik „Fakt” napisał, że rządowy samochód woził rodziców ówczesnego wicepremiera Giertycha na zakupy, a pracownik Biura Ochrony Rządu nosił jego matce torby. Pozwał „Fakt”, twierdząc, że na zdjęciach, które tabloid zamieścił jako dowód na prawdziwość swojego materiału, kobieta nie była jego matką, mężczyzna – ojcem, a samochód nie należał do BOR. Po dwóch latach procesu Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał „Faktowi” przeproszenie Giertycha na pierwszej stronie, na trzeciej stronie „Gazety Wyborczej” i „Rzeczpospolitej”, w portalach internetowych oraz wykupić 30-sekundowe przeprosiny po głównym wydaniu „Faktów” TVN. Wydawca „Faktu” Ringier Axel Springer Polska miał też zapłacić 20 tys. zł odszkodowania i pokryć koszty procesu.
Jeszcze większą rozpoznawalność Giertychowi jako adwokatowi zapewniły procesy z mediami, w których reprezentował znanych polityków z obozu ówczesnej władzy. Doprowadził do tego, że „Wprost” musiał przeprosić Radosława Sikorskiego – kiedyś również ministra w rządzie PiS, który potem zmienił front – za obraźliwe komentarze, które internauci zamieszczali na stronie internetowej tygodnika. To była sprawa precedensowa, bo rozstrzygała w pewnym stopniu gorący wtedy spór o to, czy wydawcy odpowiadają za komentarze, jakie czytelnicy piszą na stronach internetowych. „To ważny dowód, bo pozwana redakcja uznała, że odpowiada za wpisy na forum” – komentował wtedy mecenas Giertych.
ADWOKAT WŁADZY
O Giertychu było coraz głośniej, bo w sądach bronił swoich niedawnych przeciwników politycznych – z czasów gdy stał na czele ultrakonserwatywnej i antyunijnej LPR, tworzącej koalicyjny rząd z PiS i Samoobroną. Wiele osób przecierało oczy ze zdumienia, gdy okazywało się, że reprezentuje Sławomira Nowaka, ministra transportu w rządzie PO i PSL w sporze z „Wprost”. Dziennikarze tego tygodnika w 2013 roku zauważyli, że Nowak nosi drogie zegarki, których nie uwzględnił w swoich oświadczeniach majątkowych. Sugerowali, że może nielegalnie dostawać pieniądze od agencji reklamowej CAM Media, która dostawała intratne zlecenia od państwowych firm i rządzącej wtedy PO.
Roman Giertych domagał się od „Wprost” zamieszczenia płatnych przeprosin w innych mediach, których koszt mógłby sięgnąć 30 mln zł. Jednak niewiele zdołał pomóc swojemu klientowi. Nowak wkrótce podał się do dymisji i odszedł z PO.
W 2012 roku media w sensacyjnym tonie donosiły, że Giertych reprezentuje Michała Tuska, syna przewodniczącego PO Donalda Tuska, w jego sporze z „Faktem”. Chodziło o to, że serwis internetowy tabloidu podał, iż synowi Tuska grozi 10 lat więzienia za to, że pracował w firmie lotniczej OLT Express, należącej do bohaterów afery Amber Gold.
„Fakt” w grudniu 2013 roku przeprosił Michała Tuska, ale wcześniej próbował powalczyć z Romanem Giertychem. Na początku września 2012 roku tabloid przez kilka dni publikował o nim krytyczne materiały. W wydaniu z 7 września 2021 roku „Fakt” przeznaczył na adwokata aż cztery strony. Giertychowi o nic więcej nie chodziło. Czy piszą dobrze, czy źle – ważne, żeby nie przekręcali nazwiska.
Dziennikarze dziwili się, że Tusk pozwala swoim krewnym na współpracę z Giertychem, z którym jeszcze niedawno toczył ostre boje polityczne. Pytali go o to na konferencji prasowej we wrześniu 2012 roku. – Moja rodzina zdecydowała się [na współpracę z Giertychem – przyp. red.] i tę decyzję rozumiem. Jedynym powodem wyboru tego mecenasa jest jego skuteczność. Ten wybór wydaje się bardzo racjonalny – powiedział Tusk. I zaznaczył, że zdecydowała „bardzo dobra reputacja Giertycha jako skutecznego prawnika”.
„To jest dobry prawnik. Odważny, jest bardzo dobrym mówcą” – Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, tak oceniał Giertycha w rozmowie z Dominiką Wielowieyską, opublikowaną w „GW” w lipcu 2023 roku.
Roman Giertych wypowiedzią Tuska na swój temat chwali się do tej pory na stronie internetowej kancelarii adwokackiej. Wtedy zaczęto go nazywać „adwokatem władzy”. On nigdy z tą opinią nie walczył. Tajemnicą poliszynela jest jego zażyłość z Radosławem Sikorskim, ówczesnym i obecnym ministrem spraw zagranicznych, ale też z Ryszardem Kaliszem, również adwokatem i byłym prominentnym politykiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
– Cenię go i lubię – mówi Ryszard Kalisz. – Znamy się od lat 90. On odbywał aplikację w Zespole Adwokackim numer dwa w Warszawie, u czołowego warszawskiego adwokata doktora Zdzisława Krzemińskiego, z którym mój ojciec i ja byliśmy zaprzyjaźnieni. Tam się poznałem z Romanem Giertychem – dodaje Kalisz.
Ekspert ds. komunikacji strategicznej dr Sergiusz Trzeciak podkreśla, że Roman Giertych wizerunkowo jest niezwykle sprawny. Także w kontaktach z mediami – zarówno wtedy gdy z nimi walczy w salach sądowych, jak i wtedy, gdy się dla nich wypowiada. – Potrafi być wyrazisty. Dzięki temu zbudował swoją kancelarię adwokacką i odniósł sukces biznesowy – wskazuje Trzeciak.
– Roman Giertych, zarówno jako polityk, jak i adwokat zawsze świetnie wykorzystywał mowę ciała i elementy swojej aparycji w celach wizerunkowych – stwierdza Maurycy Seweryn, trener wystąpień publicznych i mowy ciała.
A Roman Giertych to wielki chłop o tubalnym głosie. Musiał się nauczyć korzystać z tych przewag, bo przez lata sprawiał wrażenie niezgrabnego faceta o charakterystycznych rysach twarzy, który robi dziwne miny. Stąd też jego przezwisko „Koń”.
– Od dawna jest świadomy swoich atutów i umiejętnie je wykorzystuje. Jego aparycję można nazwać toporną i silną. Widać, że zdaje sobie sprawę z tego, że jako wysoki mężczyzna ma większą siłę przekonywania niż inni. Jesteśmy tak skonstruowani, że bardziej wierzymy osobom, które są wysokie. Jednak on wie też, że ten jego wzrost może być utrudnieniem w kontaktach z mediami, szczególnie telewizją. Jesteśmy najbardziej przekonujący, gdy utrzymujemy kontakt wzrokowy na wysokości osoby, do której mówimy. Fachowo to się nazywa „kontakt partnerski”. Pamiętam, jak Roman Giertych na Jasnej Górze miał pretensje do dziennikarzy Polsatu za to, że nie chcieli wejść na krzesełka i filmować go w ten sposób, żeby mógł mówić i patrzeć prosto do kamery, a nie z góry – dodaje Maurycy Seweryn.
***
To tylko fragment tekstu Mariusza Kowalczyka. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: W nowym "Press": Czuchnowski o granicach, Kammel trochę miękki, atomowy Polsat i niewesoły Romek
Mariusz Kowalczyk