Skazane za prawdę
Andrejewa i Czulcowa są w areszcie od listopada 2020 roku (fot. Biełsat TV)
Wyrok wobec dwóch dziennikarek Telewizji Biełsat - Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej - pokazał z jak ciężkimi represjami muszą liczyć się reporterzy nieprzychylni autorytarnej władzy. Tylko w ubiegłym roku zatrzymano na Białorusi 480 dziennikarzy.
Po czterech dniach procesu sąd w Mińsku uznał Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową winnymi "organizacji i przygotowywania działań rażąco naruszających porządek publiczny". Usłyszały wyrok: dwa lata kolonii karnej.
Dziennikarki Biełsat TV zatrzymano 15 listopada w Mińsku, w trakcie relacjonowania akcji protestu z tzw. Placu Zmian – podwórka między blokami, na którym kilka dni wcześniej śmiertelnie pobito zwolennika opozycji Ramana Bandarenkę. Andriejewą i Czulcową skazano najpierw na siedem dni aresztu za "udział w nielegalnym zgromadzeniu", a następnie oskarżono o to, że manifestację koordynowały, co miało doprowadzić do paraliżu komunikacji miejskiej.
Odczytywaniu wyroku przysłuchiwało się około 40 osób, w tym rodzice dziennikarek i przedstawiciele misji dyplomatycznych. Na pytanie sędzi, czy oskarżone zrozumiały treść wyroku, Czulcowa odpowiedziała: - A dlaczego nie 25 lat?
To pierwszy wyrok skazujący białoruskich dziennikarzy w sprawie karnej związanej z protestami przeciwko sfałszowaniu wyników sierpniowych wyborów prezydenckich.
Zdaniem Agnieszki Romaszewskiej-Guzy, dyrektorki Biełsat TV, wyrok dla dziennikarek to kolejny dowód na zaostrzenie terroru politycznego na Białorusi. "Nasi pracownicy muszą działać jak na wojnie i ponoszą konkretne straty. By przebić się z wolnym słowem, płacą swoją wolnością osobistą. Będę robiła wszystko, co w mojej mocy, by obudzić wolny świat, także Unię Europejską, by politycy zdobyli się na realne posunięcia, a nie tylko słowa oburzenia w stosunku do tego, co dzieje się na Białorusi" - napisała w komentarzu po skazaniu Andrejewej i Czulcowej.
Z kolei redakcja Biełsatu w oświadczeniu zwróciła się do "kolegów, dziennikarzy z Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i całego demokratycznego świata" z prośbą o solidarne wsparcie dla dziennikarek i publikowanie informacji o ich uwięzieniu. Wyrok potępili prezydent Polski Andrzej Duda, liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouskaja, Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy (BAJ), Europejska Federacja Dziennikarzy i Europejska Unia Nadawców. Press Club Polska w oświadczeniu wezwał europejskich decydentów do nakładania sankcji na sędziów, prokuratorów i członków aparatu bezpieczeństwa, którzy są zaangażowani w oskarżanie i skazywanie dziennikarzy.
Dwa dni przed wyrokiem na dziennikarki Biełsatu służby przeprowadziły rewizje w mieszkaniach i biurach co najmniej kilkunastu niezależnych dziennikarzy, działaczy społecznych w Centrum Wiasna i BAJ. W piątek rozpoczął się za to proces Kaciaryny Barysiewicz, dziennikarki portalu TUT.by. Wraz z lekarzem Arciomem Sarokinem jest oskarżona o ujawnienie tajemnicy lekarskiej. Reporterka podała, że we krwi zabitego podczas opozycyjnej demonstracji Ramana Bandarenki nie było alkoholu. Sąd w Mińsku na wniosek prokuratora utajnił kolejne posiedzenia, w których nie weźmie udziału nawet rodzina oskarżonych. Dzennikarce i lekarzowi grozi do 3 lat więzienia.
Skazanie dziennikarek zwróciło uwagę opinii publicznej na to, jak niebezpieczna jest praca niezależnych mediów na Białorusi. - Dziś w oczach władzy dziennikarz jest przestępcą. Nie mając akredytacji, ciągle czujesz się zagrożony. Wielokrotnie wychodząc na reportaż, na wszelki wypadek musiałam zabrać ze sobą niezbędne rzeczy przydatne w razie zatrzymania - mówi "Press" Hanna Malashenia, białoruska dziennikarka.
Dodaje, że Białorusini z powodu nieustającego terroru są zastraszeni i często boją się udzielać nieanonimowych wypowiedzi. - Wielu z nich po postępowaniach sądowych jest także zmuszonych do podpisania umowy o zachowaniu poufności. Ale są też tacy, którzy znajdują się w bardzo rozpaczliwej sytuacji i próbują zwrócić się do dziennikarzy, aby ich historia została nagłośniona, ponieważ nie mają innego wyjścia w walce z bezprawiem w kraju - tłumaczy Malashenia.
Według danych BAJ w 2020 roku reżim Łukaszenki zatrzymał 480 dziennikarzy, którzy spędzili za kratkami łącznie 1200 dni. Po 9 sierpnia, kiedy wybuchły antyrządowe protesty, organizacja odnotowała co najmniej 62 fizyczne ataki na przedstawicieli mediów. Obecnie w białoruskich aresztach, razem z Andrejewą i Czulcową, przebywa 11 dziennikarzy.
Kolejnych dużych protestów antyrządowych można się spodziewać 25 marca, w rocznicę ustanowienia Białoruskiej Republiki Ludowej w 1918 roku.
(PTD, 19.02.2021)