Dziennikarze kneblowani na konferencjach prasowych ministra Ziobry
Zbigniew Ziobro nie chce rozmawiać na temat nagrań ujawnionych przez Romana Giertycha (fot. Piotr Molecki/East News)
45 minut trwała konferencja w resorcie sprawiedliwości, podczas której oświadczenia wygłosiło sześciu polityków. Dziennikarzom pozwolono zadać tylko trzy pytania i wszystkie na temat narzucony przez ministra Zbigniewa Ziobrę. Takie praktyki stają się standardem.
Poniedziałkowa konferencja prasowa Ministerstwa Sprawiedliwości dotyczyła powiązania wypłat z budżetu Unii Europejskiej z zasadą praworządności. Przemówili na niej kolejno: szef resortu Zbigniew Ziobro, europoseł Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta, minister bez teki Michał Wójcik, wiceminister sprawiedliwości Michał Woś i wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski.
Po długich oświadczeniach pozwolono zadawać pytania dziennikarzom, ale mogły one dotyczyć tylko tematu narzuconego przez polityków Solidarnej Polski.
Krzysztof Skórzyński z TVN chciał spytać o sprawę mecenasa Romana Giertycha i byłego rzecznika PiS Adama Hofmana, który miał składać propozycje biznesmenowi Leszkowi Czarneckiemu w imieniu właśnie Zbigniewa Ziobry. Prowadzący konferencję nie pozwolił Skórzyńskiemu na zadanie pytania odbiegającego od tematyki spotkania w ministerstwie.
"Zakładam, że pan minister być może chciałby odpowiedzieć na ujawnione przez Romana Giertycha…" - argumentował Skórzyński. "Kiedy nasi przedstawiciele chodzą do stacji TVN, zachowują się według zasad prowadzącego. Tak też proszę, żeby pan redaktor uczynił" – odpowiedział prowadzący.
Kolejne pytania, już w temacie spotkania, zadali Monika Miller z Polsat News, Michał Gołębiowski z TVN 24 (próbował bezskutecznie poruszyć temat Giertycha, ale zrezygnował) i Miłosz Kłeczek z TVP Info.
Konferencja prasowa: Sprawa powiązania wpłat z budżetu Unii Europejskiej z zasadą tzw. praworządności https://t.co/DOajRNhaqm
— Min. Sprawiedliwości (@MS_GOV_PL) November 16, 2020
(Pytanie można usłyszeć w 1:09:17 powyższego nagrania)
- Ziobro nie jest naiwnym dzieckiem i doskonale wie, że od sobotniego wpisu Giertycha wszyscy żyją tym tematem – komentuje Justyna Dobrosz-Oracz z "Gazety Wyborczej". - Kiedyś podczas konferencji proszono dziennikarzy najpierw o pytania z zakresu poruszanego tematu, a potem wszystkie inne. Teraz nie ma gdzie zadać ważnych pytań, takie praktyki to swoista cenzura prewencyjna – dodaje dziennikarka.
Justyna Dobrosz-Oracz zauważa, że w przypadku ministra Ziobry to "procedura nagminna". Przypomina, że już kilka lat temu zagłuszono jej pytanie o spalenie kukły Żyda. - Zaprzestałam pojawiania się na jego konferencjach. Każda próba zadania pytania spoza zakresu tematu, który chce narzucić Ziobro, jest niedopuszczalna – dodaje Dobrosz-Oracz.
Agnieszka Burzyńska z "Faktu" podkreśla, że przecież "dziennikarze mają prawo pytać o wszystko". - Po to są konferencje prasowe. A wszyscy rządzący, to nie jest domena tylko tej ekipy, ale i poprzedniej, próbują zawęzić to do tematów, które im odpowiadają. To oburza środowisko, ale PiS doprowadził do sytuacji, że politycy robią, co chcą – zaznacza dziennikarka.
Patryk Słowik z "Dziennika Gazety Prawnej" przyznaje, że zadawanie pytań tylko na temat konferencji to stan pożądany. - Ale jest jeden warunek: politycy powinni być dostępni przy innych okazjach. Jeżeli Ziobro generalnie odpowiadałby na pytania, występowałby nie tylko w mediach, w których czuje się dobrze, konferencje tematyczne byłyby na miejscu. Ale to zastrzeżenie nie jest realizowane i w sytuacji, kiedy dziennikarz TVN nie ma możliwości zapytać Ziobry o cokolwiek przy innej okazji, w pełni zrozumiałe jest, że korzysta z takich okazji, jakie ma – mówi Słowik.
(JSX, 20.11.2020)