Toyota po krytyce usuwa billboardy z mazurskich jezior
Toyota chciała ustawić 40 platform bezpieczeństwa z billboardami na szlakach żeglownych, w kanałach oraz w pobliżu portów, plaż i przystani (fot. materiały prasowe)
Letnia akcja społeczna Toyoty i Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (MOPR) ledwie się zaczęła, a już się skończyła. Firma do promocji nowego modelu auta chciała wykorzystać 40 billboardów na pływających platformach. Żeglarze i miłośnicy Mazur zaprotestowali.
Wspólna akcja Toyoty i MOPR, którą zapowiedziano pod koniec maja, początkowo wyglądała na niewinną: w jej ramach na mazurskich jeziorach miały powstać tzw. platformy bezpieczeństwa, czyli drewniane pływające pomosty wyposażone w banery z numerem alarmowym MOPR. Kiedy jednak ustawiono pierwsze obiekty, okazało się, że są to przede wszystkim ogromne reklamy Toyoty RAV4, a akcja na rzecz bezpieczeństwa zmieniła się w kampanię reklamową prowadzoną na łonie natury. To natychmiast ściągnęło na Toyotę falę krytyki.
- To zupełnie poroniony pomysł, aby w nachalny sposób wykorzystywać potrzeby innej instytucji do własnej reklamy - mówi Lech Kaczoń, prezes Izby Gospodarczej Reklamy Zewnętrznej. - Nigdy nie podobało mi się, jak Toyota wykorzystuje wielkie powierzchnie reklamowe, bo zawsze robiła to w nienaturalny sposób i w rejonach, gdzie nie powinny one funkcjonować – krytykuje Kaczoń.
- Takie partyzanckie akcje, wykorzystujące luki w prawie, przystają bardziej małym firmom z ograniczonym budżetem na komunikację, a nie koncernom takim, jak Toyota, które powinny dbać o standardy - dodaje Adam Miecznikowski, chief strategy director agencji Publicis Worldwide Polska.
– Ludzie są bardzo wyczuleni na to, kiedy pod płaszczykiem akcji charytatywnej realizuje się zwyczajną reklamę. Nikt nie bronił Toyocie zrobienia akcji reklamowej informującej o jej zaangażowaniu w pomoc MOPR, ale powinna być ona zrobiona czysto – komentuje Tomasz Bartnik, partner agencji One Eleven.
– To powinna być płaska platforma pływająca, na której są elementy pomiarowe, megafon ostrzegający przed szkwałem i na przykład na dole na burcie napis "inicjatywa wspomagana przez Toyotę". To byłoby zrozumiałe – radzi na przyszłość Lech Kaczoń z IGRZ.
- Aż trudno uwierzyć, że w marketingu Toyoty nie znalazł się nikt, kto powiedział na projektowym internalu: "Na jeziorze? Ale żartujecie chyba". Tym bardziej smutne, że również w gminie nie znalazł się nikt, kto wyśmiał ten pomysł klienta, mówiąc: "U nas na jeziorze? Nikt jeszcze do mnie nie dzwonił z równie absurdalną propozycją” - komentuje Michał Leszczyński, strategy & business development director Valkea.
Po fali krytyki Toyota od wtorku usuwa z jezior swoje reklamy, ale wraz z platformami bezpieczeństwa, które miały służyć żeglarzom. Firma próbuje tłumaczyć, że nie dało się inaczej: - Platformy spływają do portu. Nie będzie tej akcji, nie będzie systemu ostrzegania, bo platforma była integralną częścią z banerami. Do końca dnia nie powinno być śladu po billboardach i systemie – powiedział w środę "Presserwisowi" Robert Mularczyk, public relations & external affairs manager Toyoty. Dodał, że to MOPR szukał firmy, która sfinansowałby system ostrzegania.
– Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby się nie zreflektować, że to może się obrócić przeciwko firmie. Toyota się zreflektowała, że przeholowali, to odholowują. Dobre i to – komentuje Krzysztof Olejnik, redaktor naczelny magazynu dla żeglarzy "Wiatr".
(AMS, 04.07.2019)