Jak śledzić trendy w Google Trends
Szczegółowy – choć prosty – poradnik wykorzystania jednej z podstawowych funkcjonalności Google, przydatnej dziennikarzom i redaktorom. Artykuł z magazynu "Press" 03-04/2019.
Niko Askitas, grecki matematyk i ekonomista pracujący w Niemczech, usiadł do komputera i napisał tweet: „Moje 2 centy: 60 proc. na »Nie« jest na stole (...)”. Chodziło o prognozę wyniku referendum w Grecji z 5 lipca 2015 roku, które dotyczyło przyjęcia lub odrzucenia planu porozumienia tego państwa z wierzycielami, opracowanego m.in. przez Unię Europejską.
Nie byłoby w tym tweecie nic dziwnego, bo przy każdym takim wydarzeniu pojawiają się prognozy, sondaże i analizy, gdyby nie fakt, że Askitas opublikował go dosłownie minutę przed zamknięciem lokali wyborczych, a więc gdy nie były znane nawet wstępne wyniki głosowania. Po kwadransie opublikował następny: „Właśnie w greckiej TV: na podstawie wyników z 7,5 % oddanych głosów mamy 60% vs. 40% dla »Nie«”. Ostateczne wyniki referendum, czyli 61,3 proc. za odrzuceniem planu UE, pokazały, że grecki ekonomista pomylił się o 1,36 proc.!
Zaskakująca była nie tylko dokładność, z jaką Askitas przewidział ostateczny wynik referendum, ale przede wszystkim metoda, którą tego dokonał. Grecki badacz użył bowiem ogólnie dostępnych danych z serwisu Google Trends (trends.google.com).
Naukowcy od początku działania Google Trends korzystali z jego danych do różnego rodzaju analiz. Serwis wykorzystywały również media, jednak ze względu na fakt, iż do poważnych badań niezbędna jest szersza wiedza z matematyki, statystyki oraz doświadczenie w analizie danych, dane publikowane przez media najczęściej ograniczały się do prostych zestawień generowanych przez Trends.
W 2017 roku renomowany amerykański instytut badawczy Pew Research, zajmujący się m.in. mediami, opublikował obszerny raport pt. „Searching for news. The Flint water crisis” („Poszukiwanie newsa. Kryzys wodny we Flint”), który zwrócił uwagę dziennikarzy nie tylko ze względu na temat kryzysu wodnego w miasteczku Flint, ale również na metodę zastosowaną przez badaczy. Raport Pew zawiera opartą na Google Trends analizę tego, co mieszkańcy 100-tysięcznego Flint szukali w internecie po zmianie źródła wody w mieście, gdy zaczęli odczuwać problemy zdrowotne.
Badacze przeanalizowali następnie reakcje lokalnych, a później ogólnokrajowych mediów, gdyż sprawa kryzysu wodnego we Flint była w USA głośna. Analizując ten raport, łatwo zrozumiemy, w jaki sposób docierać do ważnych informacji za pomocą Google Trends oraz jak je można interpretować.
JAK DZIAŁA GOOGLE TRENDS I DO CZEGO SŁUŻY?
Google Trends to serwis, który pozwala analizować słowa i frazy, które internauci wprowadzają do wyszukiwarki Google. Wyniki prezentują popularność poszukiwanego hasła w wybranym okresie, a można je analizować dla konkretnego regionu, np. kraju, województwa czy miasta. Na przykład po wpisaniu do Trends słowa „bieganie”, wybraniu czasu, np. jeden rok, i kraju Polska otrzymamy wykres pokazujący, jak często internauci z całej Polski wpisywali je do wyszukiwarki w czasie ostatnich 12 miesięcy (patrz grafika 1).
Ważna rzecz, dane są normalizowane i przedstawione w zakresie od 0 do 100. Normalizacja polega na tym, że znajdowany jest dzień, w którym internauci w danym regionie i w danym czasie najczęściej pytali o wybrane hasło w Google (w porównaniu ze wszystkimi wyszukiwaniami w danym obszarze i czasie) i ten wynik jest oznaczany jako 100. Następne dni mają proporcjonalnie do najwyższego wyniku przypisywane liczby od 0 do 100.
Na naszym przykładzie ze słowem „bieganie” najwięcej zapytań do Google było w połowie kwietnia i tu Trends przypisał wartość 100. Na pierwszy rzut oka na koniec sierpnia też jest 100, ale jeśli najedziemy myszką, to przekonamy się, że wtedy było 99.
Prosty wniosek: Polacy najbardziej szukają informacji o bieganiu w okolicach marca i kwietnia oraz pod koniec wakacji, czyli zdrowy rozsądek powinien podpowiadac redaktorom, że wtedy publikowane teksty o bieganiu mogą liczyć na największe zainteresowanie. Widzimy też z wykresu, że mniej więcej od połowy października spada zainteresowanie bieganiem, czyli w tym okresie szanse na zwiększenie klikalności naszego tekstu o tej tematyce są mniejsze.
GRAFIKA 1: KIEDY BIEGAMY
POLSKA:IRLANDIA
Dlaczego Google nie pokazuje prawdziwej liczby wyszukiwań, ale normalizuje ich wyniki? Bo dzięki temu możemy porównywać popularność haseł czy fraz w różnych miejscach w tym samym czasie. Załóżmy, że chcemy porównać popularność biegania w Polsce i Irlandii, czyli krajach, gdzie jest duża dysproporcja w liczbie ludności. Ponieważ w Polsce mieszka kilkakrotnie więcej ludzi, to bezwzględna liczba zapytań o „bieganie” na pewno jest większa niż w Irlandii. Co istotne, Google wyznacza „najpopularniejsze” jako najpopularniejsze na danym obszarze i w danym czasie, osobno tworzy wynik dla Polski i Irlandii, a następnie normalizuje je względem największego zainteresowania dla obydwu krajów. W efekcie okazuje się, że zainteresowanie bieganiem jest w Irlandii… kilkukrotnie większe niż w Polsce. Widać też, że Irlandczycy interesują się tą aktywnością w sposób bardziej stały i trochę w innych okresach niż my (patrz grafika 2).
GRAFIKA 2: PORÓWNANIE W DWÓCH KRAJACH
TEMATY GOOGLE
W powyższym przypadku stosowałem jedną z dwóch możliwości badania popularności haseł w Google Trends, czyli wyszukiwanie hasła lub frazy dokładnie tak, jak jest napisana (np. bez fleksji). W Google Trends jest jeszcze inny, w niektórych przypadkach dużo lepszy sposób: szukanie według tematów. O co chodzi? Posłużę się przykładem: jeśli w Trendach wpiszemy hasło „Wisła” i skorzystamy z wyszukiwania dokładnej frazy, to w wynikach Google może uwzględnić zarówno pytania o rzekę Wisłę, miejscowość Wisłę, jak i krakowski klub piłkarski. Dlatego po wpisaniu hasła „Wisła” Google wyświetla nam kilka podpowiedzi: „Wisła, miasto”, „Wisła, rzeka”, „Wisła, klub piłkarski”. To są właśnie tematy. Jeśli chodzi nam o klub piłkarski, wówczas po wybraniu tej opcji Google będzie uwzględniał również zapytania, które jego algorytmy uznały za ten sam temat, np. hasło „Wisełka” czy „Biała Gwiazda”.
Wykorzystanie tematów ma dodatkową zaletę. Otóż Google niejako za nas tłumaczy hasło czy frazę w innych językach. Na przykład jeśli chciałbym „tematycznie” porównać popularność tematu „prezydent” w kilku krajach, to wpisuję słowo „prezydent” w pierwszym bloku, wybieram z podpowiedzi temat „prezydent”, następnie klikam na trzy kropeczki i wybieram Zmień filtry oraz kraj, np. Polska, a także okres, np. ostatni rok. Następnie w drugim z pięciu miejsc wpisuję znowu „prezydent”, naciskam trzy kropeczki, wybieram np. Niemcy i czas. Kolejno powtarzam procedurę dla pozostałych krajów. A po chwili widzę popularność tematu „prezydent” we Francji, Stanach Zjednoczonych, Rosji, Polsce i Niemczech (patrz grafika 3).
Nawiasem mówiąc, zupełnie inaczej będzie to wyglądało, gdy zamiast „prezydent” wpiszemy tematy z konkretnymi nazwiskami prezydentów tych krajów. Polecam jako zadanie domowe.
GRAFIKA 3: PREZYDENCI W PIĘCIU KRAJACH
WYSZUKIWANIE W REGIONACH
Nieco niżej na stronie z wynikami Trends znajduje się mapa przedstawiająca popularność hasła lub frazy w regionach, np. województwach czy miastach. Obok tabela, gdzie widać ranking popularności danego hasła. Podane w nim wartości to znowu znormalizowany wynik dla wszystkich regionów, jednak gdy nań klikniemy, to zobaczymy wykres popularności słowa w wybranym miejscu.
Niestety Trends nie tworzy wykresu, gdzie moglibyśmy porównać wyniki na osi czasu. Co w takim razie może zrobić dziennikarz, gdyby chciał porównać popularność biegania w maju, sierpniu i grudniu dla kilku regionów. Rozwiązania są dwa. Pierwsze, dostępne dla każdego, polega na tym, by porównać ze sobą hasło dla kilku regionów w wybranym czasie. Ma tę wadę, że możemy porównać, np. w przypadku Polski, jedynie pięć województw. Drugie, dostępne jedynie dla kogoś, kto potrafi programować i zna trochę statystykę, to wybranie jednego regionu i dokładanie do niego kolejnych. Dzięki temu, że wyniki mają jedno wspólne np. województwo, da się wyskalować proporcjonalnie wyniki pozostałych województw. W ten sposób można ominąć ograniczenie w Google Trends do wyników pięciu haseł.
PODOBNE TEMATY I PODOBNE ZAPYTANIA
Ostatnim elementem, który trzeba rozumieć, bo jest kluczowy w poprawnym wykorzystaniu Trends, są dwie sekcje: Podobne tematy i podobne zapytania. W pierwszej znajdziemy tematy, które według Google są zbieżne z hasłem, które analizujemy. Teraz, gdy analizuję hasło „bieganie”, rośnie zainteresowanie tematami: smog, wydolność fizyczna, mróz. Najpopularniejszymi natomiast są: kaloria, trening, zima, odchudzanie.
Druga sekcja to podobne zapytania. Również tu mamy dwa elementy: zyskujące popularność, np. „bieganie po jedzeniu”, „bieganie w mrozie”, „jak zacząć biegać” i najpopularniejsze zapytania, jak „bieganie efekty”, „bieganie trening”, „bieganie co daje”.
Podobne tematy i podobne zapytania można wykorzystać w dwóch ważnych z punktu widzenia dziennikarza czynnościach: szukania tematu i poszerzania wiedzy na konkretny temat. Zacznijmy od szukania tematu
SZUKANIE TEMATU
Jest kilka sposobów w Trends, by wyszukać tematy, które aktualnie najbardziej interesują internautów. Najprostszy to wybranie z menu na stronie Google Trends pozycji „Najpopularniejsze wyszukiwania”. Po chwili na ekranie pokaże się zestawienie najpopularniejszych tematów dnia (aktualizowane co godzinę), jakimi interesowali się internauci. Co ważne, są to wyszukiwania konkretnych haseł czy fraz i podana jest bezwzględna liczba przypadków, kiedy internauci wpisali hasło do wyszukiwarki. Dzięki temu możemy porównać hasła między sobą. Widać bowiem, że „Panama” jest pięć razy popularniejsze od drugiego, czyli „FC Barcelona” (patrz grafika 4).
Ja dodatkowo stosuję mały trik, który potrafi dostarczyć dodatkowych informacji, a może nawet pomysłu na temat do zrobienia. Otwieram arkusz Google Spreadsheet (spreadsheet.google.com) i w pierwszej kolumnie arkusza wpisuję:
=IMPORTFEED ("https://trends.google.com/trends/trendingsearches/daily/rss?geo=PL")
Funkcja ta importuje do arkusza i wyświetla w kolumnach zawartość kanału RSS z najpopularniejszymi wyszukiwaniami. Ostatnia kolumna zawiera inne wyszukiwania na konkretny temat. Na przykład przy frazie „Kropka nad i” jest to „Ludwik Wiśniewski”. To oznacza, że internauci szukają najprawdopodobniej zapisu rozmowy Moniki Olejnik z o. Ludwikiem Wiśniewskim.
GRAFIKA 4: NAJPOPULARNIEJSZE TEMATY
POGŁĘBIANIE TEMATU
Z tak wyszukiwanymi tematami jest jednak taki problem, że najczęściej zainteresowanie internautów wynika z faktu, że gdzieś w mediach konkretny temat już się pokazał. Z tego powodu zdecydowanie wolę wykorzystywać Trends do zbadania, co interesuje internatów z wybranego tematu. Jakie pytania zadają?
Naukowcy, którzy opracowali raport na temat kryzysu wodnego we Flint, rozpoczęli swoją pracę od wybrania słów, które zadają internauci. To proces dość długi i żmudny, dość powiedzieć, że swoje badanie oparli na analizie wybranych 2,7 tys. różnych zapytań związanych z kryzysem wodnym we Flint. Oczywiście nikt w redakcji nie ma tyle czasu, ale też potrzeby, by tworzyć tak dużą bazę wiedzy. Niekiedy może nam wystarczyć kilka, najwyżej kilkanaście zapytań. Pokażę cały proces na przykładzie hasła „bieganie”.
Załóżmy, że chcielibyśmy napisać tekst na temat biegania. Temat wydaje się interesujący, bo dużo osób biega rekreacyjnie, jest sporo imprez, ale również sporo informacji o bieganiu. Proces badania należy podzielić na kilka etapów.
Pierwszym, który robią wszyscy badacze zajmujący się analizą na podstawie danych Trends, jest burza mózgów. Biorę kartkę papieru i zapisuję, o co według mnie mogą zapytać Google internauci interesujący się bieganiem. Jakie pytania bym sam zadał? Może np. „bieganie”, „jak zacząć biegać?”, „jak biegać szybciej?”, „bieganie a zdrowie”, „bieganie kontuzje” itp. Następnie otwieramy stronę Trends, po kolei wpisuję wymyślone zapytania i analizuję wyniki dla ostatniego roku (patrz grafika 5).
Po pierwsze, na wykresie widzę, że internauci najczęściej wpisują hasło „bieganie” w pierwszej połowie roku, wczesną wiosną. Może to być przypadek wywołany np. jakąś kampanią, dlatego zawsze sprawdzam, klikając w menu wyboru czasu i wybierając, jak wygląda popularność hasła w dłuższym czasie, np. pięć lat (patrz grafika 6).
Ewidentnie widać, że po pierwsze zainteresowanie hasłem „bieganie” wyraźnie spada, co nie jest akurat dobrą informacją, bo oznacza, że może być mniejsze zainteresowanie moim tekstem oraz że występuje sezonowa popularność „biegania”. Co roku powtarza się ten sam schemat: zainteresowanie w Polsce bieganiem jest największe w marcu, kwietniu i maju, by potem spadać coraz bardziej do końca roku. Wniosek? Pewnie najlepszym terminem dla tekstu o bieganiu będzie koniec zimy, wczesna wiosna.
Następnie przechodzę na stronie wyników Trends niżej i badam sekcję „Podobne tematy” i „Podobne zapytania”. Zaczynam przeważnie od tych drugich i z menu wybieram, by Trends pokazał mi najpopularniejsze podobne zapytania z ostatnich – w tym wypadku pięciu lat. Najczęściej jest tak, że gdy hasło jest popularne, a tak jest w przypadku biegania – to Trends – pokazuje maksymalną liczbę 25 podobnych zapytań. Warto je jednak wszystkie przejrzeć. Mnie pojawiły się m.in. takie jak: „bieganie efekty”, „bieganie trening”, „bieganie odchudzanie”, „odchudzanie”, „bieganie dla początkujących”, „plan treningowy”. To są gotowe wątki do tekstu. Może warto napisać tekst o tym, jak biegać, by schudnąć? Jaki jest najlepszy plan treningowy dla tych, którzy chcą schudnąć? Co powinna wiedzieć osoba początkująca w bieganiu?
Prawie zawsze badam jeszcze każde z tych podobnych zapytań, porównując je ze sobą albo osobno w Trends.
Nie trzeba być Einsteinem, by się domyślić, że dla wielu osób bieganie jest sposobem na utrzymanie w ryzach wagi, dlatego sprawdziłem, jak wygląda popularność dwóch słów: „bieganie” i „odchudzanie”(patrz grafika 7).
Ewidentnie widać, że te dwa hasła mają podobną sezonowość, czyli największe zainteresowanie jest od początku roku do początku maja. Jeśli jednak przyjrzymy się samemu „odchudzanie”, to zauważymy, że popularność tego hasła szybko rośnie na początku stycznia (noworoczne plany?), by zacząć spadać mniej więcej na początku maja. To ważna informacja, bo gdybyśmy chcieli napisać tekst o odchudzaniu, to pewnie większą popularność zdobędzie na początku roku niż np. w wakacje.
W tym miejscu najczęściej drogi badaczy i dziennikarzy się rozchodzą. Pierwsi zbierają jak najwięcej danych, analizują trendy, często korzystają jeszcze z innych źródeł, jak dane z sieci społecznościowych czy mediów, tworzą modele i szukają korelacji. A dziennikarze, wiedząc o co i kiedy pytają internauci, mogą zbierać materiały, np. rozmawiając z ekspertami na temat treningu dla osób, które chcą zrzucić wagę.
Niekiedy warto sprawdzić „podobne zapytania” dla krótszego np. kwartalnego okresu, bo są zapytania, które zyskują popularność tylko w krótkim czasie. Na przykład gdy zmieniłem w poprzednim zapytaniu o „bieganie” i „odchudzanie” czas na ostatnie trzy miesiące, to okazało się, że najpopularniejszym podobnym zapytaniem było „bieganie zimą”. Następnie patrzę jak ta fraza wygląda w dłuższym okresie np. 5 lat (patrz grafika 8).
Mimo że ta fraza była na pierwszym miejscu, to nie jest ona specjalnie popularna, ale na jej przykładzie wytłumaczę jedną ważną rzecz, którą nie wszyscy okazjonalni użytkownicy Trends wiedzą, a która jest w niektórych przypadkach ważna. Jak widzimy na zrzucie ekranu, są okresy, kiedy wartość na wykresie wynosi zero. Problem w tym, że to może być sytuacja, że nikt w wyszukiwarce nie wpisał tej frazy, ale najczęściej chodzi o to, że tych zapytań jest na tyle mało, że Google zaokrągla wynik do zera. Ma to spore znaczenie, gdy ktoś ściąga dane z Trends (przycisk w prawej górnej części ekranu) i chce coś policzyć, np. średnią w arkuszu kalkulacyjnym. Najczęściej badacze, by uniknąć zaburzenia średniej przez występowanie zer, przyjmują, że jest to wartość 0,5 punktu i taką zastępują występujące zera. Google nie ujawnia, od jakiej wartości zaokrągla do zera, ale przyjmuje się, że jest to właśnie wtedy, gdy liczba wyszukiwań w danym okresie jest mniejsza niż 1 proc. maksymalnej liczby wyszukiwań. Stąd 0,5 zamiast zero, bo jest to wartość pośrednia między 0 a 1.
Innym narzędziem do wyszukiwania popularnych zapytań jest wyszukiwarka Google. Każdy z nas wie, że gdy wpisujemy jakieś hasło, to poniżej pola wpisywania pojawiają się podpowiedzi na podstawie naszych wcześniejszych wyszukiwań i tego, co wpisują internauci. Podglądając je, próbując różne kombinacje wyrazów, dodając przymiotniki czy przysłówki, można nieraz trafić na nowe zapytania, których rozwinięcie może być fragmentem tekstu. Na przykład gdy wpisałem do wyszukiwarki Google „bieganie jak”, to w podpowiedziach znalazłem: „jak się ubrać”, „jakie tempo”, „jak często” – są to wszystko częste pytania osób, które zaczynają biegać albo na przykład nigdy nie biegały zimą (patrz grafika 9).
GRAFIKA 5: OSTATNI ROK
GRAFIKA 6: OSTATNIE PIĘĆ LAT
GRAFIKA 7: BIEGANIE VS ODCHUDZANIE
GRAFIKA 8: PODOBNE ZAPYTANIA
GRAFIKA 9: PODPOWIEDZI WYSZUKIWARKI
NIE ZAWSZE SIĘ UDA
Dziennikarze często mają problem z interpretacją wyników z Google Trends. Szczególnie gdy – co jest bardzo popularne – próbują badać popularność polityka lub porównać popularność kilku polityków. Trudność polega na tym, że sam fakt, iż np. nazwisko jednego polityka wpisywane jest częściej od drugiego, oznacza tylko to, że zainteresowanie nim jest większe. Tyle i tylko tyle, bo nie oznacza to, że na przykład wygra wybory. Wynik Trends dla takiego zapytania nic nam nie mówi o stosunku internautów do tego polityka. Nie wiemy, czy internauci szukają informacji negatywnych, bo są jego przeciwnikami, czy wręcz odwrotnie. Jedyne, co możemy powiedzieć, że np. zainteresowanie politykiem w jakimś okresie rosło, a w innym spadło o połowę.
Niekiedy jednak stosunkowo prostym zabiegiem można znaleźć sposób, by na podstawie danych odpowiedzieć, jaki będzie wynik wyborów. Tak było w przypadku wspomnianego na początku referendum w Grecji. Autor analizy Niko Askitas sprawdził kilkadziesiąt różnych zapytań dotyczących referendum i w dużym uproszczeniu postanowił oprzeć swoje przewidywania na analizie występowania dwóch słów: „Tak” i „Nie”. Uznał – jak widać słusznie – że osoby wyszukujące „Nie” pewnie piszą np. „Nie” dla planu EU itp. Poza tym badał występowanie tych dwóch słów w ostatnim tygodniu, bo wtedy Trends podaje wyniki z godzinami. Dzięki temu np. dla wybranego dnia tygodnia miał nie jedną wartość, np. 30, ale 24 wartości, które uśrednione dawały tę całodzienną – 30. Wydaje się, że to nie ma znaczenia, ale w takim konkretnym wypadku ma i to olbrzymie. Askitas mógł np. sprawdzić, kiedy ludzie najczęściej wpisują poszukiwane hasło i na bazie tych danych obserwacji stworzyć model przewidujący wynik.
Naukowcy cały czas poszukują metody, która pozwoliłaby im trafnie przewidywać na podstawie danych Google Trends i jak na razie z różnym skutkiem. Askitas przewidział wynik refrendum w Grecji, ale już na brexicie poległ. Nie tylko nie przewidział, jaki będzie rozkład głosów, ale nawet pomylił się co do tego, kto wygra.
Mamy wiele przykładów trafnych predykcji. Na przykład często udaje się z wyników wyszukiwań wnioskować o sprzedaży niektórych produktów. Google pokazał to na przykładzie sprzedaży samochodów. Spektakularnym sukcesem badaczy z Google było przewidzenie wyników wyboru Jamesa Camerona, czego nie przewidział żaden sondaż. Mimo to naukowcy, nawet ci, którzy odnieśli sukcesy w wykorzystaniu Trends do predykcji, są na razie bardzo ostrożni i podkreślają, że nie wszystko jeszcze rozumiemy, by opierać się tylko na danych Trends. Charakterystyczne w większości predykcji wyborczych jest to, że są one przeprowadzane w stosunkowo krótkim czasie, np. ostatnim tygodniu przed wyborami.
PIĄTEK I TAŚMY
O ile dokładne przewidywanie wyników wyborów na podstawie Google Trends to na razie mrzonki, o tyle z pewnością Google Trends doskonale nadaje się do obserwowania tego, co staje się gorącym tematem.
W ostatnich tygodniach miało miejsce kilka wydarzeń, które odbiły się szerokim echem w mediach, w tym też społecznościowych. O uwagę społeczną rywalizowały tak różne wydarzenia, jak tzw. taśmy Kaczyńskiego, debiut piłkarza Krzysztofa Piątka w drużynie Milanu, oskarżenie posła Stefana Niesiołowskiego o korupcję, afera z pensjami dyrektorek Narodowego Banku Polskiego oraz konwencja założycielska partii Wiosna Roberta Biedronia.
Dzięki Google Trends możemy dokładnie prześledzić, które z tych wydarzeń wywołały najwięcej zainteresowania wśród internautów i jakie słowa lub frazy zadawali wyszukiwarce?
Wynik takiego badania zawsze zależy od słów lub fraz, które zostały użyte. Niestety nie ma tu złotej reguły i trzeba testować różne słowa, by w końcu znaleźć te najbradziej odpowiednie. W wyborze przydatne mogą być same media społecznościowe, gdzie często powstają określenia, które później przenikają do mainstreamu mediów.
Na Twitterze, przynajmniej na początku afery związanej z budową wieżowców przez spółkę Srebrna, często używano hashtagu #taśmyKaczyńskiego. Mając taki hashtag, zawsze sprawdzam, jak to wyrażenie i wchodzące w jego skład słowa były popularne w Google. Po sprawdzeniu okazuje się, że „taśmy”, „Kaczyński”, „Srebrna” zachowują się bardzo podobnie. Tworzą podobny wykres – zwłaszcza w okolicach 29 stycznia 2019 roku. Do pozostałych interesujących nas zapytań też kilka razy dodawałem dodatkowe słowa, by sprawdzić, czy wykresy się różnią, czy np. wzmacniają siłę przekazu. Na przykład przy Krzysztofie Piątku takim słowem była nazwa klubu „Milan”, a przy „partii Wiosna” jest też Robert Biedroń.
Spójrzmy na powstały wykres. Pierwsze informacje o transferze Piątka do Milanu pojawiły się jeszcze przed ujawnieniem przez „Gazetę Wyborczą” podsłuchanych rozmów Jarosława Kaczyńskiego z austriackim biznesmenem, mimo to każda następna informacja o strzelonych przez niego golach wywoływała wpisywanie w Google jego nazwiska (patrz grafika 10).
Zainteresowanie Kaczyńskim i jego rozmowami było kilkukrotnie mniejsze niż golami Piątka. Mało tego, popularność taśm Kaczyńskiego systematycznie spadała mimo kolejnych materiałów mediów. Co dla niektórych będzie zaskoczeniem, większy oddźwięk niż taśmy wywołała sprawa pensji dyrektorek w Narodowym Banku Polskim, kierowanym przez Adama Glapińskiego. Co ciekawe, temat właściwie cały czas jest popularny, chociaż informacji o nim w mediach jest zdecydowanie mniej niż o Kaczyńskim i spółce Srebrna.
Interesująco wygląda sprawa z popularnością partii Wiosna Roberta Biedronia. Wstępne sondaże dają jej kilkunastoprocentowe poparcie w ewentualnych wyborach, ale Google tego na razie nie potwierdza. Popularność haseł Wiosna i Biedroń po początkowym piku systematycznie spada w internecie. Po warszawskiej konwencji lider nowego ugrupowania wyruszył w tour po Polsce. Pierwszym miastem była Łódź, więc w tym mieście zainteresowanie zarówno liderem, jak i partią Wiosna powinno być znacząco większe niż w reszcie kraju. Tymczasem województwo łódzkie w rankingu popularności jest na 10. miejscu, tuż przed województwami z konserwatywnym elektoratem, w których Robert Biedroń wielkiego poparcia raczej spodziewać się nie może. Wykres afery ze Stefanem Niesiołowskim przypomina ten Biedronia, pik i następnie zjazd.
Google Trends to dobre narzędzie, którym dziennikarze mogą obserwować nie tyle sam poziom popularności osób i tematów, ile dynamikę ich zmian.
A dla niektórych głów rozpalonych polityką Google Trends może stanowić doskonały zimny prysznic. W dziennikarstwie to szczególnie cenne.
GRAFIKA 10: PORÓWNANIE POPULARNOŚCI
Stanisław M. Stanuch