Wydanie: PRESS 09/2005
Obraz za obraz
Gdy 9 lipca br. Włodzimierz Cimoszewicz po wygłoszeniu oświadczenia wyszedł z przesłuchania przed komisją śledczą ds. PKN Orlen, wiadomo było, że to wydarzenie będą pokazywały wszystkie telewizje. Reporter Polsatu Piotr Gursztyn, który tego dnia zjawił się w Sejmie, musiał więc sobie pluć w brodę – w momencie, gdy marszałek żegnał komisję, stacja nie miała na sali swojego operatora. Bez zdjęć materiał, który był absolutnie czołówkowy, tracił na wartości. Widzowie głównego wydania „Wydarzeń” w Polsacie zobaczyli jednak ów istotny moment. A kilka minut po jego emisji Adam Pieczyński, dyrektor programowy i prezes TVN 24, miał telefon, że część materiału wideo, wykorzystanego przed chwilą w konkurencyjnej relacji, pochodzi z… TVN 24. Obraz został jednak przerobiony technicznie: powiększono go, usuwając z niego logo TVN 24 i belkę informacyjną u dołu ekranu. Zarówno skorzystanie przez Polsat z materiałów konkurencji, jak i telefon do Pieczyńskiego nie były przypadkowe. W TVN-ie prawdopodobnie wiedziano, że Polsat szukał zdjęć i z ciekawością obserwowano, jak sobie poradzi. Prawdopodobnie, bo w tej historii dotyczącej dwóch konkurencyjnych zespołów, których dziennikarze wzajemnie się znają, jest wiele niejasności. Pewne jest tylko to, że w sprawę zaangażowali się szefowie obu telewizji, że daleko zaszli we wzajemnych oskarżeniach i że w tle konfliktu żarzy się ten zadawniony, między TVN-em a jego byłą gwiazdą. Ambitna prawa ręka Następnego dnia po emisji prezes Adam Pieczyński zlecił pracownikom z działu techniki porównanie materiałów. Mówi, że po zbadaniu sprawy i pozyskaniu informacji od kilku osób jest pewny, iż „Wydarzenia” wykorzystały materiał TVN 24. Piotr Gursztyn nie bierze za to odpowiedzialności. W lipcu, gdy sprawę nagłośnił „Presserwis”, mówił: „Dostałem polecenie służbowe, bym jechał na komisję z dużym pośpiechem, bo już się zaczęła. Wiedziałem, że jest problem ze zdjęciami. Były próby kupna od innych stacji. Skąd jednak one pochodziły, nie wnikałem. Nie ja też pisałem materiał tekstowy, ja go czytałem”. Potem dostał zakaz rozmawiania z mediami o tej sprawie. Gursztyn należy do tzw. starej gwardii dziennikarzy Polsatu, którzy pracowali tam przed przyjściem Tomasza Lisa, członka zarządu ds. programowych. Lecz wydawcą „Wydarzeń”, czyli osobą odpowiedzialną za ich zawartość, była tego dnia Aleksandra Karasińska, szefowa newsroomu. Była producentka w TVN-owskich „Faktach” do Polsatu przyszła miesiąc po Tomaszu Lisie, w październiku 2004 roku. Jest jego nieformalną zastępczynią, postrzeganą w redakcji „Wydarzeń” jako jego prawa ręka. Odpowiadała m.in. za tworzenie redakcji lokalnych. Zdarza się, że redakcje serwisów informacyjnych, nie mając jakiegoś materiału potrzebnego do relacji, proszą inną stację o jego udostępnienie czy sprzedanie. Wtedy na ekranie widać napis: „za zgodą/uprzejmością telewizji...”. Jak wynika z uzyskanych przez nas informacji, Karasińska starała się 9 lipca zamówić w innych stacjach zdjęcia z wyjścia Cimoszewicza z komisji – oficjalnie m.in. w telewizji Trwam i TVP. Żadna stacja materiału jej nie udostępniła. W przypadku relacji ekskluzywnej, newsa dnia, stacje niechętnie je udostępniają. Jeśli już, to po emisji we własnym serwisie. – Żaden wydawca nie da konkurencji materiału, którego sam nie wyemitował jeszcze w swoim serwisie. Nigdy by mi jednak nie przyszło do głowy kraść relację z innej stacji – mówi Kamil Durczok z „Wiadomości” TVP 1. – Aleksandra Karasińska jest ambitna i zdeterminowana. W tym dniu była jeszcze bardziej ambitna i zdeterminowana. To, co zrobiła, było głupie – opowiada pracownik Polsatu. – Ola dostała od Lisa wielką władzę. Wydaje mi się, że bała się jego reakcji na to, iż nie ma tego materiału filmowego – dodaje inny dziennikarz stacji. Aleksandra Karasińska dzień po emisji feralnego materiału wyjechała na szkolenie do CNN. Potem była na urlopie, do redakcji wróciła 22 sierpnia. Nie odpowiedziała na prośbę o rozmowę z nami. Wejście Lisa Trzy dni po emisji materiału Adam Pieczyński wysłał list do prezesa Polsatu Aleksandra Myszki. Poprosił o wyjaśnienia, dlaczego w materiale „Wydarzeń” znalazł się bezprawnie fragment pochodzący z TVN 24. Pytał, dlaczego wycięto logo TVN 24. Zapowiedział możliwość wystąpienia na drogę sądową. Prezes Myszka odpowiedział 19 lipca. Wyraził ubolewanie i przeprosił za zaistniałą sytuację. Zaznaczył, że ma nadzieję, iż to nieporozumienie nie wpłynie negatywnie na kontakty między stacjami. – Sądziłem, że ta sprawa wtedy została załatwiona – mówi dziś prezes Myszka. Ale 28 lipca prezes Pieczyński pisze ponownie: że nie może przejść do porządku dziennego nad faktem bezprawnego wykorzystania zdjęć, dokonanego przez pracownika Polsatu. Sugeruje, że osoba odpowiedzialna za emisję materiału powinna zostać ukarana. – Pierwszy raz w mojej dotychczasowej pracy zawodowej spotkałem się z taką sytuacją. Chciałem, by napiętnowano takie działania. Dla osób tak postępujących nie ma miejsca w naszym środowisku. Lecz nie chciałem sprawy nagłaśniać. Odmówiłem komentarza w tej sprawie wysokonakładowej gazecie. Chciałem, by „Wydarzenia” same uporały się z tym problemem – mówi Adam Pieczyński. Prezes Aleksander Myszka na ten list już nie odpisał. Natomiast 4 sierpnia głos zabrał Tomasz Lis. Ni stąd, ni zowąd w liście do prezesa TVN-u Piotra Waltera domagał się wyjaśnień, dlaczego w „Faktach” z 26 maja TVN posłużył się nielegalnie materiałem filmowym Polsatu Sport, rejestrującym wywiad Mateusza Borka z Jerzym Dudkiem po finale Champions League. O niedawnym postępku Polsatu w liście nie było ani słowa. Piotr Walter odpowiedział po tygodniu: przepraszał Polsat i tłumaczył, że był to błąd dziennikarski i wyjaśniał okoliczności. Tomasz Lis w jedynej wypowiedzi w tej sprawie, udzielonej zaprzyjaźnionemu portalowi o mediach, mówił: „Czekam na wyjaśnienia prezesa Waltera, ale wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z ewidentną kradzieżą zdjęć należących do Polsatu. TVN chce sprawić wrażenie, że bardzo dba o profesjonalizm swoich działań. Powinno więc TVN-owi zależeć na wyjaśnieniu tego nagannego incydentu”. Pytany, dlaczego dopiero po trzech miesiącach zareagował w tej sprawie, Lis powiedział: „Okazuje się, że dziennikarze naszego działu sportowego wiedzieli o tym wcześniej, ale zareagowali dopiero teraz, gdy zobaczyli, jak wielką aferę próbuje zrobić TVN z jednego naszego błędu dziennikarskiego”. Cisza po burzy Różnica polega na tym, że w materiale, który jako kontratak wyciągnął Tomasz Lis, nie usunięto z rogu ekranu logo Polsatu Sport. Widać też kostkę mikrofonową z nazwą tej stacji. Brak jednak napisu: „za zgodą/uprzejmością Polsatu Sport”. Redakcje sportowe TVN 24 i Polsatu Sport współpracują ze sobą od dawna. TVN jest zdania, że materiał znalazł się w zbiorach stacji legalnie, w ramach ustnej umowy między szefami sportu TVN 24 i Polsatu Sport. TVN wyjaśnia, że błąd popełnił ich dziennikarz, bo nie powinien umieścić materiału w „Faktach” TVN-u. Przeprosił. Prezes Walter podkreślił jednak, że jego stacja nie ukrywała pochodzenia materiału, a firma zdobyła go legalnie. Pracownik Polsatu: – Nawet wśród ludzi z redakcji sportowej Polsatu nie było przekonania, że materiał z Dudkiem to dobry dowód na kradzież przez konkurencję. Poproszony o komentarz Mariusz Ziomecki, redaktor naczelny „Super Expressu”, mówi: – Moim zdaniem okoliczności emisji obu materiałów nie można porównać. Dzień po wypowiedzi Tomasza Lisa Adam Pieczyński wydał oświadczenie dla mediów, w którym podkreślił, że niedopuszczalne jest jednakowe traktowanie obu spraw. – One są nieporównywalne. Z jednej strony mamy przypadek błędu, polegającego na niewłaściwym wykorzystaniu zdjęć legalnie znajdujących się w zasobach TVN 24 i „Faktów”, a z drugiej – z kradzieżą popełnioną z premedytacją – mówi Pieczyński. Tym razem zażądał zwolnienia osoby odpowiedzialnej za kradzież materiału, bo w przeciwnym razie wystąpi na drogę sądową przeciw niej. Nie wymienił nazwiska, ale dziennikarze łączą to ultimatum z Aleksandrą Karasińską. W Polsacie o sprawie porozmawiać nie można, bo Lis odsyła do rzeczniczki Katarzyny Wyszomirskiej, a reszta pracowników otrzymała zakaz wypowiadania się na ten temat. Wyszomirska zaś wydała jedynie krótkie oświadczenie, w którym napisała m.in.: „TVN wykorzystał nasz materiał bez naszej zgody, co jest oczywistym przewinieniem. Jeśli chodzi o osobę odpowiedzialną za wykorzystanie materiału TVN-u, to została już ukarana (…)”. Według naszych informacji – potrącono jej część pensji. Podgrzewanie zaszłości Tomasz Lis 9 lipca chyba nawet nie wiedział, skąd pochodził materiał wykorzystany w „Wydarzeniach”. – Nie chcę oceniać działalności Lisa. Może miał powód i prawo wysłać ten list? Jeżeli TVN użył podobnego chwytu i Polsat tego nie nagłośnił, a teraz Polsatowi powinęła się noga i TVN głośno protestuje, to Tomek mógł uznać, że trzeba im o ich błędzie przypomnieć – zastanawia się Barbara Trzeciak-Pietkiewicz, prezes TV 4. Niespodziewana reakcja była z pewnością odpowiedzią na ruch TVN 24. Późniejsze milczenie Lisa niektórzy tłumaczą: wyszedł przed szereg, więc kazali mu się uciszyć. O niechęci, która istnieje między kierownictwem TVN-u i TVN 24 a Tomaszem Lisem wiedzą wszyscy, bo obie strony nie kryły tego w wypowiedziach, a sprawa zwolnienia Lisa z TVN-u toczy się w sądzie. Mówią o tym także dziennikarze Polsatu i TVN-u. – Jest zadra między Tomaszem Lisem i TVN-em i uważam, że miała ona wpływ na to, co się wydarzyło – mówi Beata Grabarczyk, dziennikarka „Wydarzeń”. Podobnego zdania jest Mikołaj Kunica, były dziennikarz TVN-u, teraz w „Wiadomościach” TVP. – Temperatura sporu między TVN-em i Polsatem mogłaby być niższa, gdyby nie bezsporny fakt, że Tomaszowi Lisowi udało się diametralnie odmienić oblicze „Wydarzeń”, które stały się konkurencją dla „Faktów”. To zupełnie nowy program. Na kilometr widać i słychać w nim geniusz Lisa – mówi Kunica. Niektórzy dziennikarze, z którymi rozmawialiśmy, zwracali uwagę, że zdarzały się już wcześniej sytuacje, w których na wizji wykorzystywano materiał innej stacji bez jej zgody. Podkreślali jednak, że o takim przypadku zrobiło się głośno dopiero, gdy doszło do tego na linii Polsat i TVN i gdy w tym pierwszym już pracował Lis. Choć twierdzili także, że pierwszy raz spotkali się z sytuacją, by ktoś specjalnie wyciął z materiału logo konkurencyjnej stacji. – Po głośnym rozwodzie, gdy mocno tupnęło, małżonkowie nie najlepiej na siebie patrzą – ocenia Krzysztof Skowroński, dziennikarz TVP, a ostatnio pracujący w Polsacie. I dodaje: – Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, że gdyby w Polsacie nie było Lisa, sprawa zostałaby załatwiona telefonami prezes do prezesa. – Postępowanie Lisa to był genialny zabieg PR! Zarzucił TVN-owi, że oni także ukradli materiał Polsatu, choć te sytuacje mają zupełnie inną skalę i są nieporównywalne. Ale w świadomości opinii publicznej pozostał wizerunek dwóch stacji postępujących tak samo źle – ocenia jeden ze znanych dziennikarzy TVN-u. O ile fakt, że obie strony patrzą na siebie spode łba, nie dziwi, to skala żądań i oskarżeń – owszem. – Nie spotkałem się dotąd z sytuacją, w której komercyjne medium domaga się od konkurenta zwolnienia jego pracownika. To za daleko idące żądanie – ocenia Krzysztof Skowroński. Kamil Durczok z TVP podkreśla fakt, że odkąd Lis pojawił się w Polsacie, atakuje TVN, a gdy pracował w stacji Walterów, atakował głównie TVP. Jednak tłumaczy strony: – Każdy by się wkurzył, że ukradziono jego materiał. To podpada pod kodeks karny. Można się było zdenerwować. Prezes TVN 24 Adam Pieczyński nie zgadza się jednak z opinią, że zagrały emocje i dawne zatargi między Lisem a TVN-em. – Gdy się dowiedziałem o sprawie, nie pomyślałem, że stoi za tym Tomasz Lis. Nasze stanowisko i reakcja byłaby taka sama, gdyby Lisa nie było w Polsacie. Prezes Piotr Walter dodaje: – To, w jakich okolicznościach rozstaliśmy się z Lisem, nie ma nic wspólnego z zaistniałą sytuacją. Kontakty z Polsatem układają się nam bardzo dobrze. Na początku września prezes Pieczyński otrzymał jeszcze jeden list od prezesa Myszki. Określa go jako pojednawczy i przepraszający. Dotyczy wyłącznie sprawy zdjęć. – Tworzy lepszy klimat między stacjami – mówi Pieczyński i dodaje, że nadal rozważa pozew do sądu, ale przeciw konkretnej osobie. Krzysztof Skowroński: – Jak tak dalej pójdzie, konkurencja między Polsatem i TVN-em w serwisach niedługo skończy się tym, że obie stacje wystawią drużyny konne i stoczą bój na moście Siekierkowskim. Mateusz Sosnowski
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter