Wydanie: PRESS 05/2005
Pół kroku
Pół roku rządów Grzegorza Gaudena w redakcji wystarczyło, by „Rzeczpospolita” nie była już tym samym dziennikiem, co wcześniej. Zmieniła się zewnętrznie, zmienia się wewnątrz. Przeciwnicy wyboru Gaudena na naczelnego argumentowali, że łączenie funkcji prezesa Presspubliki (wydawca dziennika) i naczelnego zagrozi wiarygodności dziennika. Zwolennicy liczyli, że wreszcie przeprowadzi on generalny remont, którego gazeta od lat wymagała. Gauden nie przekonał przeciwników – ale też nie dał im ciężkich argumentów do podważenia jego nominacji. Z kolei zwolennicy nowego naczelnego zaczynają wątpić, czy dziennik zmierza we właściwym kierunku. Rzeczpospolita rządowa? Pierwszym tekstem, pod którym podpisał się Gauden jako naczelny – poza wstępniakiem – był wywiad z premierem Markiem Belką. Naczelny zaangażował się osobiście, a także gazetę, w promocję Narodowego Planu Rozwoju, stworzonego przez byłego wicepremiera i ministra gospodarki i pracy Jerzego Hausnera. „Ten plan oznacza, że mamy koncepcję rozwoju kraju, dyskutujemy o niej i przygotowujemy się do jej realizacji. Robimy wszystko, żeby zwiększyć nasze szanse i możliwości” – wyjaśniał na łamach „Rzeczpospolitej” Hausner. Pod patronatem dziennika organizowane są w regionach spotkania przedstawicieli rządu z samorządowcami. Uczestniczył w nich również Gauden. Spotkania te są szeroko opisywane w dzienniku i prawie zawsze ozdabiane zdjęciem naczelnego w towarzystwie kogoś z rządu; w jednym wydaniu dodatku „Regiony” naczelnego widać było na trzech fotografiach, najczęściej fotografował się z Jerzym Hausnerem i ministrem skarbu Jackiem Sochą. Tymczasem przez część czytelników „Rzeczpospolita” wciąż jest postrzegana jako gazeta rządowa. Chce z tym wizerunkiem zerwać – dlaczego więc angażuje się w promowanie rządowego projektu? – Z projektem współpracy zwrócił się do nas wicepremier Jerzy Hausner. Przedstawił nam koncepcję, że on przygotowuje założenia planu i dane wyjściowe, a dopiero następny Sejm po wyborach obraduje nad nim i tworzy ostateczną własną wersję, a jeszcze następny realizuje go w praktyce. Wydawało się wtedy, że nie ma tu doraźnego interesu politycznego. Plan jest zgodny z założeniami naszej gazety, by wzmacniać samorządy i ograniczać władzę centralną. Stąd więc nasza obecność w regionach, gdzie zapraszamy do dyskusji ludzi samorządów. Dyskusje pokazały, że mieliśmy rację – Polska jest znów państwem strasznie scentralizowanym. Państwo wymaga istotnych reform i takie postulaty są formułowane podczas tych dyskusji. Po tym jednak, gdy Hausner zaangażował się politycznie w tworzenie partii, wyciągamy z tego wnioski – mówi teraz Grzegorz Gauden. Rzeczpospolita prywatna? Wielu naszych rozmówców zastanawia się, czy za przychylnością „Rzeczpospolitej” wobec rządu nie stało oczekiwanie na przychylność odchodzącej ekipy w sprawie prywatyzacji dziennika. Zdaniem Gaudena nie ma szans, by ten rząd ją przeprowadził. Jednak Ministerstwo Skarbu Państwa wykonało długo oczekiwany przez Orklę Press ruch i zdecydowało o komercjalizacji PPW „Rzeczpospolita”, choć zaznaczano, że nie jest to wstęp do prywatyzacji polskiego udziałowca gazety (PPW ma 49 proc., Orkla – 51 proc.). – Powodem takiej decyzji ministra jest potrzeba zwiększenia nadzoru nad tym podmiotem – mówi Agnieszka Dłuska z biura prasowego Ministerstwa Skarbu Państwa. Nadzorujący komercjalizację wiceminister Dariusz Marzec musiał się tłumaczyć w Sejmie, czy w tej sprawie były jakieś naciski. Pytał jeden z posłów PiS-u. Marzec stwierdził, że nacisków nie było i powtórzył, że ministerstwo nie ma intencji ani planów prywatyzacji współwłaściciela Presspubliki. Co oczywiście nie oznacza, że nie zostanie on sprywatyzowany – zgodnie z prawem głównym celem komercjalizacji przedsiębiorstwa jest prywatyzacja. Z zarządu Przedsiębiorstwa Wydawniczego Rzeczpospolita SA (to następca prawny PPW „Rz”) z powodów formalnych usunięto niewygodnego dla Orkli prezesa Macieja Cegłowskiego. Nie chciał on zarejestrować nowej spółki skarbu państwa. Teraz zarząd mniejszościowego udziałowca Presspubliki tworzą Stanisław Marek Bagiński (prezes) i Andrzej Filipowicz. Choć bezpośrednim właścicielem udziałów w Presspublice stał się poprzez Rzeczpospolitą SA skarb państwa (poprzednio: przedsiębiorstwo państwowe), to ani Orkla, ani „Rzeczpospolita” nie protestują. – Przeżyłem próby AWS-u przejęcia pakietu państwowego w Presspublice, przeżyłem próby SLD, teraz czekam, co zrobi następny rząd – mówi prezes Gauden. Nowy zarząd PW Rzeczpospolita SA jest wielce ugodowo nastawiony wobec wspólnika w Presspublice i nie zamierza kontynuować sporów wszczętych za Cegłowskiego. – W wielu przypadkach honoraria dla adwokata były wyższe niż wart był przedmiot sporu. Analizujemy, które sprawy można rozwiązać ugodowo i kolejno takie rozwiązania będziemy proponowali Orkli. Wydaje mi się, że w wielu przypadkach chodziło o spory ambicjonalne, a nie merytoryczne – mówi członek zarządu PW Rzeczpospolitej SA Andrzej Filipowicz. Obie strony już wystąpiły wspólnie do sądów o zawieszenie postępowań ze względu na podjęcie działań zmierzających do polubownego zakończenia sporów. – To były procesy o pieniądze dla państwowego przedsiębiorstwa. Dzięki nim udało się przedsiębiorstwu wyegzekwować około 14 milionów złotych, a do wzięcia było kolejne 30 milionów złotych. Wiadomo więc, dla kogo ugody są korzystne – mówi Maciej Cegłowski. I choć ministerstwo nie mówi o prywatyzacji „Rzeczpospolitej”, to Gauden przyznaje, że znowu złoży mu ofertę prywatyzacji spółki z udziałem załogi. Należące do państwa udziały miałby przejąć holding założony przez kierownictwo redakcji i wydawcy, a także Orkla. Z czasem akcje tego holdingu byłyby przyznawane pracownikom dziennika. Mniej prawicy Wspieranie przez „Rzeczpospolitą” programu rządu Belki nie podoba się silnie reprezentowanej w dzienniku grupie dziennikarzy i redaktorów o poglądach prawicowych. Ciosem, który rozpamiętują do tej pory, było dla nich wyrzucenie Bronisława Wildsteina – dwa dni po tym, jak „Gazeta Wyborcza” opublikowała tekst pt. „Ubecka lista krąży po Polsce”. Chodziło o listę nazwisk skopiowaną i wyniesioną z Instytutu Pamięci Narodowej, do czego przyznał się Wildstein. I choć pierwszego dnia po nagłośnieniu sprawy przez „GW” Gauden na łamach „Rz” pisał, że wierzy w jego dobre intencje, to już następnego dnia go zwolnił, uzasadniając, że „wykroczył poza rolę dziennikarza i przyjął postawę polityka”. Przeciw tej decyzji wystąpiła prawie połowa redakcji (ok. 100 osób z ponad 200). W liście do Gaudena uznali jego decyzję za „głęboko niesprawiedliwą”. Sygnatariuszami byli m.in. zastępca naczelnego Paweł Lisicki, sekretarz redakcji Robert Lutomski, kierownik działu politycznego Igor Janke i jego zastępca Filip Gawryś, kierownik działu opinii Krzysztof Gottesman, kierownik działu zagranicznego Jerzy Haszczyński, a z dziennikarzy m.in. Maciej Rybiński, Luiza Zalewska, Anna Marszałek i Jerzy Morawski. Gauden nie odebrał listu jako wotum nieufności, bo faktycznie nim nie był. Jednak sprawa Wildsteina pokazała, jak silne są podziały w redakcji. Luiza Zalewska odeszła w wyniku tej sprawy do „Newsweek Polska”. Od początku maja w gazecie nie pracuje już Paweł Siennicki (poprzednio m.in. „Nowe Państwo” i Radio Plus), z którym naczelny nie przedłużył umowy. W redakcji mówi się, że wkrótce pracę mogą stracić kolejne osoby z kręgu prawicowego. Gauden przyznaje, że bliższe są mu poglądy liberalne, a nie konserwatywne i dlatego wspierająca go od początku część redakcji liczyła, iż wyhamuje dryfowanie dziennika na prawo. – Wątpię, aby udało się to Janowi Skórzyńskiemu, który początkowo był przez Macieja Łukasiewicza namaszczony jako jego następca. Ostatecznie nie mógł liczyć na poparcie większości kolegium – mówi jeden z dziennikarzy, chcący zachować anonimowość. Część szefów działów o prawicowych zapatrywaniach od wyrzucenia Wildsteina tylko biernie uczestniczy w pracach kolegium redakcyjnego. – Ta sprawa przelała czarę goryczy i pokazała, że nie ma się co spierać na argumenty, gdyż ostatecznie i tak liczy się zdanie naczelnego – nawet gdy nie ma racjonalnego uzasadnienia – mówi jeden z przeciwnych mu członków kolegium. Zdaniem innego Gaudenowi zabrakło autorytetu, którym naczelny musi wesprzeć kontrowersyjne decyzje. – Łatwiej byłoby się z nim zgodzić, gdyby stało za nim redaktorskie doświadczenie i wiele dobrych tekstów. Gdyby Wildsteina wyrzucił Łukasiewicz, ludzie by pomruczeli, ale ostatecznie by to jakoś przełknęli – dodaje. Do rangi prawej ręki Gaudena urosła Ewa Kluczkowska (awansował ją na swojego zastępcę – wcześniej była kierownikiem działu społecznego). Uchodzi za główny motor dziennika. Nie należy do ulubienic podwładnych, ale nawet jej przeciwnicy przyznają, że odgrywa decydującą rolę w utrzymaniu redakcji w stałym ruchu. Sam Gauden bezpośrednio w prace redakcji zbytnio się nie angażuje. Uczestniczy w planowaniach, ale zasadniczo najwięcej mają do powiedzenia kierownicy działów, gdyż kierowanie „Rzeczpospolitą” jest zdecentralizowane. Taki stan rzeczy Gauden zastał i nie zamierza go zmieniać. Redaktorzy funkcyjni w „Rz” nie chcą rozmawiać o sytuacji w redakcji. – Od pewnego czasu swojego zdania nie wyrażam już na kolegium, więc nie ma sensu, abym o tym mówił komuś z zewnątrz – zaznacza jeden z nich. Choć przyznają, że są sfrustrowani, nie odchodzą. Prawda jest bowiem taka, że „Rzeczpospolita” to bardzo dobry pracodawca. Zaplecze socjalne, wysokie pensje i niewielkie obciążenie pracą – to pozostałości z dawnych czasów. Mimo oszczędności wprowadzanych później przez Orklę, w Presspublice wciąż zarabia się lepiej niż w innych gazetach. Poza tym wszyscy liczą, że po ewentualnej prywatyzacji zarobią na akcjach pracowniczych – może nie tyle co dziennikarze w „GW”, ale i tak sporo. Wyraźne pęknięcie Przeciwnicy Gaudena w redakcji wymieniają często jeden zarzut: brak precyzyjnie wytyczonego kierunku, w którym zmierza dziennik. – Wyraźne jest pęknięcie w kierownictwie co do tego, czym powinna być „Rzeczpospolita”. Czy gazetą opinii, czy jednak narzędziem dla menedżerów. Czy o czytelników należy konkurować z „Gazetą Wyborczą”, czy z „Gazetą Prawną”. Choć z badań od dawna wynika, że czytelnicy szukają w niej opinii, bardzo mocno rozwijano strony żółte i zielone – mówi Jerzy Paciorkowski, były zastępca redaktora naczelnego „Rz”. Odszedł, bo – jak twierdzi – był przeciwny powołaniu Gaudena na naczelnego i tego nie ukrywał. Dziś jest naczelnym Agencji Prasowej Polskapresse. – To jest największy problem, że szefowie nie wiedzą, czym naprawdę powinna być „Rzeczpospolita” i Gauden tego też nie wie – stwierdza Bronisław Wildstein. Dostrzegają to także konkurenci. – „Rzeczpospolita” próbuje stać na dwóch nogach, ale trudno obie równocześnie rozwijać. Pewnie dlatego my na tym korzystamy – mówi Ryszard Pieńkowski, prezes Grupy Wydawniczej Infor SA, która wydaje „Gazetę Prawną”. O ile jej sprzedaż wciąż rośnie, to sprzedaż „Rz” od lat powoli spada – luty br. ze średnią 178,1 tys. egz. był najgorszy od co najmniej trzech lat. Niektórzy prawicowi dziennikarze za symboliczne uznają wyrzucenie Wildsteina, który w swoich tekstach często polemizował z „GW”, i przyjęcie jako felietonisty byłego komentatora „GW” Ernesta Skalskiego. – To nadinterpretacja faktów. Gdy ja przyszedłem do „Rzeczpospolitej”, nikt jeszcze nie spodziewał się, że nastąpi rozstanie z Wildsteinem. Choć już go nie ma, są tu przecież inni publicyści, reprezentujący nurt lustracyjno-dekomunizacyjny – uważa Skalski. Piotr Pacewicz, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, dostrzega jednak pewne złagodzenie tonu u konkurencji. – Po odejściu Wildsteina na pewno można dostrzec stępienie ostrza krytyki, ale gazeta dalej pozycjonuje się bardziej na prawo od nas, czego przejawem jest wyrażana życzliwość wobec lustracji – stwierdza. Grzegorz Gauden: – Pewne uspokojenie udało się osiągnąć, jeszcze zanim rozstaliśmy się z Wildsteinem, raczej przez złagodzenie języka. Naszą siłą jest i musi pozostać różnorodność opinii wyrażanych na naszych łamach. W „Rz” mniej jest ostatnio materiałów śledczych, które przez lata były jej domeną. – To nieprawda, że w redakcji zrezygnowano z materiałów śledczych. Ale po pierwsze, są mniej zauważalne, bo afery bardziej spowszedniały, po drugie zaś, czytelnik jest już nimi zmęczony, a sensacji cały czas dostarczają sejmowe komisje śledcze – twierdzi dziennikarka „Rz” Anna Marszałek. Zdarzało się jednak, że niektórych tekstów Gauden na łamy nie puścił. Najgłośniej komentowano odrzucenie materiału o Bogusławie Kotcie, prezesie Banku Millennium SA, który stawał przed sejmową komisją śledczą ds. PZU. – To był niedopracowany tekst, choć dobrego autora. Po koniecznych uzupełnieniach ukaże się na pewno. Zamiast krótkiego materiału w wydaniu codziennym, ma to być cała kolumna o sylwetce Kotta w sobotnim „Plusie Minusie” – broni swojej decyzji naczelny. Nowe szaty dla młodych Dokąd zmierza „Rzeczpospolita”, trudno również ocenić po zmianie szaty graficznej. Makieta, przygotowana pod kierunkiem Marka Knapa, jest zdecydowanie atrakcyjniejsza od poprzedniej. Prace nad nią trwały ponad półtora roku. Dużo w nią zainwestowano. Nieoficjalnie mówi się, że same czcionki kosztowały 20 tys. euro. Rodzina 32 fontów jest zaprojektowana na wyłączność dla „Rzeczpospolitej”. – Bardzo podoba mi się typografia: konserwatywna i nowoczesna zarazem. Layout jest wysublimowany, a dzięki dużej ilości światła staje się teraz bardziej przejrzysty. Artykuły są bogatsze o dodatkowe elementy graficzne i tekstowe – ocenia Jacek Utko, dyrektor artystyczny „Pulsu Biznesu”. Piotrowi Pacewiczowi nowa „Rz” kojarzy się z „USA Today”. Zwraca on uwagę na bardzo dobrą nawigację i pracochłonne infografiki. Jacek Utko widzi jednak zagrożenia dla strategii dziennika. – Pewne wartości marki, jaką jest „Rzeczpospolita”, zagubiono. Nie ma już kompletności informacji. Na szczęście coraz mniej jest dużych infografik, o czysto dekoracyjnym charakterze, które pojawiały się w pierwszych dniach po zmianie layoutu – ocenia. – Uważam, że nowy layout powinien przyciągnąć nowych czytelników do białych stron, które stały się atrakcyjniejsze. Od prawników i czytelników żółtych stron słyszymy natomiast czasem, że woleliby więcej treści, a mniej formy. Nie podoba im się skrócenie tekstów i wypieranie ich przez grafikę – mówi Anna Marszałek. – Barwna plama w postaci zdjęcia zastępuje słowo, to radykalna i ryzykowna zmiana – dodaje Jerzy Paciorkowski. – Byliśmy tak szalenie konserwatywni w traktowaniu gazety, że niektórzy czytelnicy, co wykazały badania, uważali ją za przegadaną i niezrozumiałą. Tworząc nowy layout, staraliśmy się znaleźć złoty środek między formą a treścią. Czasami być może forma jest jeszcze zbyt dekoracyjna, ale łapiemy dopiero równowagę w odchodzeniu od ascetyzmu – argumentuje Grzegorz Gauden. Podkreśla, że makieta ma przyciągnąć młodych czytelników z wyższym wykształceniem, którzy dotąd bali się „Rzeczpospolitej”. Aby jednak nie stracić dotychczasowych, nie zmieniono struktury gazety. Wydawca nie zdecydował się na zmianę formatu całego dziennika. Główne grzbiety (białe, żółte i zielone strony) nadal mają duży format – A2. Pozostałe są mniejsze o połowę. – To, że „Rzeczpospolita” wykonała tylko pół kroku, jeśli idzie o zmianę formatu, to dobra wiadomość dla konkurencji – uważa naczelny „Pulsu Biznesu” Jacek Ziarno. – Zrobiliśmy pełny krok, ale nie chcieliśmy wykonać skoku. Zmiana szaty i jednocześnie formatu na tabloid mogłaby być odebrana jako tabloidyzacja zawartości gazety. My jesteśmy i pozostaniemy gazetą poważną. Wciąż nie wykluczamy zmniejszania formatu, ale zrobienie tego teraz byłoby błędem. Nie moglibyśmy zachować dotychczasowego układu gazety – przekonuje Gauden. Zmniejszeniu formatu sprzeciwiał się m.in. pion reklamy, obawiając się znacznego spadku wpływów reklamowych. Nowy layout wymaga dokładniejszej redakcji tekstów. Są krótsze i ich dobór musi być precyzyjniejszy. Dziennikarze skarżą się, że nie wszystkie ich materiały wchodzą. Niektórzy boją się, że będą mniej zarabiali. Nie wszyscy też potrafią zrozumieć, dlaczego ich tekst przegrywa z wielką infografiką, których w każdym numerze jest co najmniej kilka. – Po co wielkie zdjęcie samolotu do tekstu o przetasowaniach sił na rynku tanich przewoźników? Nasi czytelnicy jak mało kto wiedzą, jak wygląda samolot pasażerski. Dlatego interesują ich szczegóły tego biznesu, a na nie brakuje miejsca – mówi rozgoryczony dziennikarz działu gospodarczego. – Naszym zamiarem było, aby gazeta była robiona według uznawanej obecnie w świecie dzienników zasady: trzy, trzydzieści, trzy. Czyli, aby czytelnik po trzech minutach przeglądania wiedział, co w niej jest. Ten, który poświęci jej trzydzieści minut, ma otrzymać komplet podstawowych i kompetentnych informacji, ale jeżeli zechce przeznaczyć na lekturę trzy godziny, to powinien w niej znaleźć też teksty do dłuższego czytania. Dlatego ważne są kolumny opinii. Są one obszerne, bo tam jednak decyduje treść i trudno w krótkich formach przekazać pogłębioną refleksję – mówi Gauden. Obawy dziennikarzy o wierszówki komentuje krótko: – Nowy layout obnażył braki warsztatowe niektórych. O wysokości wierszówki powinna decydować jakość tekstów, a nie ich długość. Wpadka z kampanią Wprowadzeniu nowego layoutu miała towarzyszyć duża kampania promocyjna. Jednak działania marketingowe zakończyły się klapą. Gdy kończyła się część teaserowa, wydawca uznał, że przygotowana przez agencję Gruppa66 Ogilvy kampania główna nie podoba mu się. – Agencja przekonująco zaprezentowała to, co chcieliśmy osiągnąć, i wydawało się, że się rozumiemy, ale później gdzieś się rozminęliśmy – ucina Gauden. Gdy został naczelnym, w redakcji mówiło się, że wreszcie gazeta będzie mogła liczyć na porządne wsparcie marketingowe. Skończą się przepychanki o pieniądze na promocję między naczelnym a zarządem wydawnictwa. Tymczasem to ponoć właśnie Gauden na kilka dni przed startem głównej kampanii zdecydował o jej odwołaniu. Szefowie agencji Gruppa66 Ogilvy nie chcą o tym mówić, bo do chwili zamykania tego numeru „Press” rozmawiali z Press- publiką o wznowieniu współpracy. Gauden poinformował natomiast: – Po dyskusjach osiągnęliśmy porozumienie i kontynuujemy współpracę. Po wstrzymaniu kampanii w TVP pojawiły się banery sponsorskie „Rzeczpospolitej”. Dobór sponsorowanych programów był jednak zaskakujący – m.in. wiadomości sportowe, sobotnie hity filmowe i serial „Plebania”. Czyżby nowych czytelników szefostwo redakcji szukało wśród widzów seriali? – Chcemy złamać stereotyp, że „Rzeczpospolita” to zimna gazeta, głównie dla prawników i ekonomistów. Chcemy dać sygnał także czytelniczkom zajmującym się na przykład księgowością, że oprócz żółtych stron mamy też białe, że jesteśmy również gazetą o społeczeństwie, kulturze, stylach życia, nauce, sporcie i emocjach – przekonuje Grzegorz Gauden. Nie wygląda to na jasną strategię, dlatego Grzegorz Gauden ma wciąż trudne zadanie. I przeciwnicy, i zwolennicy będą mu uważnie patrzyli na ręce. Grzegorz Kopacz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter