Wydanie: PRESS 12/2004
Pomarańczowe media
Widzowie, którzy zasiedli przed telewizorami 25 listopada, w ukraińskim kanale 1+1 zamiast codziennych wiadomości zobaczyli zespół dziennikarzy, który ustawił się na wizji jak do zdjęcia. Dyrektor generalny telewizji Oleksandr Rodniański powiedział: „Drodzy Państwo. Od dwóch lat nasz kanał podlegał naciskom politycznym, część materiałów była nieobiektywna. Proszę, wybaczcie nam. Obiecujemy, że już nigdy tak nie będzie”. To był początek pomarańczowej rewolucji w mediach. Runęła ściana kłamstw. Kiedy dwa lata temu opozycja wygrała wybory parlamentarne, władza położyła łapę na mediach. Opracowano nawet „Zasady polityki redakcyjnej” – dokument, który określał, o czym i w jaki sposób mówić. Cel był jasny: opanować telewizje. Tylko one bowiem liczą się na ukraińskim rynku medialnym. Ludzie nie mają pieniędzy, żeby kupować gazety, a telewizor ma każdy. Największe stacje to 1+1 i Inter TV – ich właścicielem jest najbogatszy oligarcha Wiktor Medwedczuk, publiczna UT 1 oraz STB i ICTV należące do zięcia prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy. Wszystkie te kanały wspierały obóz rządzący. Temnyki – To nie były telefony z góry – tłumaczy Władimir Hołosniak, były prezenter czołowego kanału rządowego UT 1. – Codziennie do redakcji przychodziły anonimowe e-maile. Słynne temnyki – miniinstrukcje. Wszyscy szefowie wiedzieli, że to z administracji publicznej. Na przykład można w nich było przeczytać, że jacyś bliżej nieznani analitycy uważają, iż powinniśmy zwrócić uwagę na pewien temat albo że dany temat jest nieciekawy – tłumaczy Hołosniak. Temnyki rozsyłano do wszystkich redakcji. Nikt nie sprzeciwiał się naciskom. Dziennikarze często odmawiali firmowania swoimi nazwiskami nieobiektywnych materiałów. Wtedy szefowie brali tylko zdjęcia, a resztę materiału podpisywali pseudonimem. Przed pracownikami usprawiedliwiali się, że robią to ze strachu, bo w kraju przecież zdarzają się zabójstwa na zamówienie. Czasem mówili wprost, żeby nie ruszać tematu. Inną stosowaną przez nich metodą było celowe zniechęcanie widzów. W czasie kampanii prezydenckiej pokazano na wykresie wyniki sondażu popularności Wiktora Janukowycza i Wiktora Juszczenki. Kandydatowi rządowemu przypisano kolor zielony, a Juszczence brunatny. Zaznaczono przy tym, że ta ostatnia to barwa faszystów. Czasem, a nasiliło się to przed wyborami, przychodziły gotowe teksty do odczytania na antenie. – Zaczynałem się wstydzić. Reporterzy nie firmowali materiałów nazwiskami, a ja musiałem czytać tekst do zdjęć. Prawie w ogóle nie było stand upów – opowiada Władimir Hołosniak. Francuski szyk Wiktor Zabłocki, były pracownik kanału 1 + 1, uważany przez kolegów za jednego z najlepszych ukraińskich dziennikarzy zajmujących się polityką zagraniczną, pamięta żenującą sytuację. Pojechał na szczyt NATO do Pragi, w czasie afery z Grigorijem Gongadze (opozycyjny dziennikarz zamordowany w Kijowie na zlecenie władzy). – Żadna z głów zachodnich państw nie chciała siedzieć obok Kuczmy. I wtedy ktoś wpadł na pomysł, żeby posadzić prezydentów według tzw. szyku francuskiego, w ten sposób Kuczma nie znalazł się obok Tony’ego Blaira i George’a W. Busha. Był to oczywiście dyplomatyczny skandal, o którym wszyscy mówili, ale ja dostałem polecenie, żeby pominąć to w materiale. Czułem się upokorzony – wspomina Wiktor Zabłocki. Mimo że na co dzień, jako dziennikarz działu zagranicznego, nie podlegał naciskom, tuż przed drugą turą wyborów zrezygnował z pracy. Jak mówi, nie wytrzymał. Inni dziennikarze – przekonywani przez wydawców, że lepiej iść na kompromis – zaciskali zęby i ulegali presji. Największy kłamca – Coś drgnęło kilka lat temu – mówi Anna Kuźma, korespondentka Polskiego Radia na Ukrainie. – Kiedy udało się założyć pierwszy niezależny portal internetowy Ukraińska Prawda. Pisał w nim Grigorij Gongadze. To była prawdziwa zadra dla prezydenta. Gongadze pierwszy miał odwagę głośno powiedzieć, że Kuczma stacza się w kierunku autorytaryzmu. Potem opozycja działała jeszcze w Radiu Kontynent. Przed ostatnimi wyborami propaganda tak się nasiliła, że telewizji nie dało się w ogóle oglądać. Juszczenkę wciąż porównywano do faszysty. W końcu jednak od poczucia strachu silniejsze okazało się poczucie wstydu – opowiada Kuźma. Pierwsi o kłamstwach dowiedzieli się głuchoniemi. Obłudy nie wytrzymała tłumaczka języka migowego UT 1. Zamiast tłumaczyć wiadomości, pokazała na wizji: „Nie wierzcie, że wybory wygrał Janukowycz. Tak naprawdę powinien je wygrać Juszczenko. Przepraszam, że was do tej pory okłamywałam, więcej nie będę”. Potem potoczyło się wszystko lawinowo. Od informacji w kanale 1+1 odsunięto największego sprzedawczyka Wiaczesława Pichowszeka, autora programu „Epicentr”. O jego audycji mówiono „pięć minut nienawiści”, a o nim – „błazen na usługach Kuczmy”. Pichowszek nie tylko źle mówił o opozycji, ale wręcz się z niej naigrawał. Gdy doszło do próby otrucia Juszczenki, co spowodowało zmiany w jego wyglądzie, mówił o liderze opozycji, że ma twarz jak kalafior. – Kłamał dla pieniędzy i władzy –mówi jego były podwładny z 1+1. Opozycja nazywa Pichowszeka największym kłamcą w kraju. Waleczne serce Rok temu kilku dziennikarzy telewizyjnych nie wytrzymało i opuściło stacje kontrolowane przez władzę. Tak powstała pierwsza niezależna telewizja – Kanał 5. Od podstaw stworzyli ją Andrij Szewczenko i Roman Skribin. Do „piątki” przeszli z 1+1 Mykoła Wereseń i Daniło Janewski. Dziennikarze postawili właścicielom warunki: zażądali dokumentu dającego im pełną niezależność w kierowaniu redakcją i redagowaniu materiałów. – Pierwsi mieli odwagę coś zmienić. Dlatego im można było wierzyć – mówi ukraiński dziennikarz. Kanał kontrolowany przez Petra Poroszenkę, bliskiego współpracownika Wiktora Juszczenki, bardzo szybko zdobył rzesze widzów. To tam ludzie mieli okazję zobaczyć obiektywne informacje, usłyszeć niezależne komentarze i polityków opozycji. Na początku kablowa telewizja obejmowała swoim zasięgiem tylko 5 proc. kraju, obecnie ma już 30 proc. Prawdziwy rozgłos przyniosła stacji próba jej zamknięcia przez władze tuż przed wyborami. Teraz w Kijowie „piątkę” oglądają wszyscy. Telewizja transmituje posiedzenia parlamentu i Sądu Najwyższego, zaprasza opozycyjnych polityków. Dziennikarze, przenosząc się do niej, na początku rezygnowali z kariery, pieniędzy i sławy, ale zachowywali się uczciwie. Stacja jest zagłuszana na wschodzie kraju. Ale to niczego nie zmienia. Po buncie dziennikarzy mieszkańcy Doniecka obiektywne wiadomości mogą oglądać nawet w ICTV, kontrolowanej przez zięcia Kuczmy. Czas prawdy Wybory prezydenckie dla dziennikarzy na Ukrainie były czasem prawdy. Redakcje nie wytrzymały obłudy i nacisków. Po drugiej turze wyborów najpierw zbuntowała się czwórka dziennikarzy 1+1. Wszyscy odmówili przeczytania wiadomości piętnujących opozycję. Potem dołączyli do nich dziennikarze kanału Inter TV. Pojawienie się w prorządowej Inter TV opozycjonisty Petra Poroszenki zadziwiło wszystkich. Jego samego chyba też, bo na początku wywiadu pogratulował sobie, że jest w tej telewizji po raz pierwszy od czterech lat. – Żeby nie brać udziału w farsie, przed wyborami wziąłem trzy tygodnie urlopu – opowiada Władimir Hołosniak. Kiedy wrócił, już pierwszego dnia miał przeczytać komentarz do materiału zamiast reportera. Po raz pierwszy odmówił. Od razu wyleciał z pracy. Wciąż jest bezrobotny. Choć jego była telewizja się zmieniła, nie chce do niej wrócić. Mówi, że polityka nie jest dla niego. – Dziennikarstwo rozczarowało mnie. Nie wierzę, że może być obiektywne. Nawet teraz – tłumaczy. Na więcej prawdy niż telewizje pozwalały sobie gazety, takie jak „Zerkało Tyżnia” i opozycyjny dziennik „Silskie Wiesti”. Największe stacje radiowe – Era Radio i Hromackie Radio – dopiero teraz powoli stają się niezależne. – Sytuacja w mediach jest dla nas obecnie bardzo dobra – ocenia Tatiana Mokridi, szefowa biura prasowego Wiktora Juszczenki. Opozycjoniści w czasie pomarańczowej rewolucji specjalnie dla dziennikarzy z całego świata przygotowali w Kijowie centrum prasowe. W budynku przy Ilińskiej organizowane są konferencje prasowe, reporterami opiekuje się sztab ludzi. Do dyspozycji dziennikarzy oddano newsroom z kilkunastoma komputerami, łączami i serwisami wszystkich światowych agencji. Dla tych, którzy pracują cały dzień, serwowany jest ciepły posiłek. – Rewolucja zmieniła wszystkich, również media. Ludzie czują wolność i nie chcą być więcej okłamywani. Dziennikarze wreszcie to zrozumieli i zmieniają front – mówi Tatiana Mokridi. – Media poczuły się wreszcie współodpowiedzialne za to, co się dzieje w kraju. Zrozumiały, że to one wspierały obóz władzy – dodaje. Cena dziennikarza – To był zwyczajny strach przed utratą pieniędzy i pracy – mówi Konstanty Ignatiuk z Kanału 5. On sam nie musiał nigdy kłamać, bo w telewizji pojawił się dopiero rok temu i to od razu w Kanale 5. – Wiem jedynie, jak źle nas traktowano, kiedy próbowaliśmy się dostać do parlamentu czy administracji prezydenta. Wyrzucano nas i pod różnymi pretekstami nie wpuszczano na konferencje prasowe. – Dziennikarz telewizyjny na Ukrainie zarabia średnio tysiąc dolarów. Sądzę, że ci, którzy byli na usługach władzy, dostawali dwa, trzy razy więcej – mówi Wiktor Zabłocki. – To dzięki kupionym mediom Kuczma został ponownie prezydentem. Byli tacy, którzy się całkiem sprzedawali, jak Wiaczesław Pichowszek. Jeśli pracowało się w gazecie, można było zawsze pójść do innego pisma, bo jest ich dużo. Ale z telewizji nie było dokąd uciec. Wszystkie kanały kontrolowała władza. – Odszedłem z 1+1 przed drugą turą wyborów – mówi Zabłocki. Teraz był tam niby przełom, ale ja nie wierzę w zmiany. Przecież ci sami ludzie kłamali przez pięć lat. Nie musieli tego robić. Chodziło im wyłącznie o pieniądze. To zwyczajna korupcja – tłumaczy. Rok temu wszyscy dziennikarze 1+1 dostali premię. Dopiero po pewnym czasie domyślili się, że są to pieniądze od administracji rządowej. Jeśli ktoś zrobił materiał o Medwedczuku, właścicielu stacji, dostawał jeszcze więcej pieniędzy. – To była pokusa. Ale nic nie tłumaczy dziennikarzy – uważa Anna Kuźma z Polskiego Radia. – Zawsze jest wybór. Magdalena Rydzik, Wojciech Cegielski Polskie Radio Kraków
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter