Wydanie: PRESS 09/2004
Fabryki interwencji
W sierpniu w blokach reklamowych emitowanych w Polsacie podczas magazynu „Dyżur” pojawiły się spoty sieci sklepów Biedronka. Po tym, jak w magazynie „Uwaga!” w TVN-ie wyemitowano materiał o skandalicznych warunkach pracy w sklepach Biedronki, właściciel sieci wycofał reklamy z tej stacji. Również materiał o sprzedawaniu przeterminowanej żywności w sieci Champions sprawił, że firma ta wycofała kampanię z TVN-u. Dwie kolejne spółki, po emisji materiału na ich temat w „Uwadze!”, zapowiedziały to samo. – To są wielomilionowe straty – mówi jedynie Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN-u. Może chodzić nawet o 10 mln zł. Miszczak zapewnia jednak, że nie wpłynie to na zmianę polityki stacji w stosunku do jej sztandarowego programu interwencyjnego. – To kwestia standardów. Widocznie część firm uważa, że zamieszczając reklamy w telewizji, kupują sobie nietykalność – stwierdza Miszczak. Także materiały polsatowskiej „Interwencji” (latem zastępował ją „Dyżur”) powodowały oburzenie firm. Polsat otrzymał np. pismo grożące wycofaniem reklam firmy Polpharma po tym, jak w „Interwencji” pokazano, że jej lekarstwa można kupić w kioskach. –Wysłaliśmy im kasetę, gdzie było widać stojący na półce w kiosku produkt Polpharmy. To zamknęło sprawę - mówi redaktor naczelny Polsatu Bogusław Chrabota. Dodaje, że żaden reklamodawca nie wycofał jednak reklam w wyniku materiału pokazanego w „Interwencji”. Choć trzeba się z tym liczyć. Zarówno magazyn TVN-u, jak i Polsatu prezentują bowiem dziennikarstwo interwencyjne – dla stacji komercyjnych niewygodne, lecz ratujące honor dziennikarstwa telewizyjnego w epoce „Big Brother” i „Idola”. Misja i oglądalność Telewizje komercyjne długo się przymierzały do rywalizacji z Telewizją Polską za pomocą takiej formy dziennikarstwa. Kiedy 2 września 2002 roku TVN wprowadził do ramówki magazyn reporterów „Uwaga!”, atmosfera nie była sprzyjająca. Program zastąpił „Kropkę nad i” Moniki Olejnik i od razu miał wygenerować wyższą widownię. Dziś obok „Faktów” jest jednym z filarów ramówki, ma już dwa wydania: główne o 19.40 i popołudniowe o 17. – Sukces „Uwagi!” w dużej mierze jest wynikiem umieszczenia programu wporze nadawania „Wiadomości”. Jej dynamiczna forma przyciąga widzów znudzonych formą podawania informacji w tym dzienniku – uważa Edward Miszczak. Teraz znów TVN rzucił wyzwanie TVP 1: „Uwaga!” ma uszczknąć część z50 proc. udziałów w rynku telewizyjnym, które zgarnia „Teleexpress”. „Interwencja” pojawiła się w Polsacie 31 marca 2003 roku. Nie ma co kryć: była odpowiedzią na sukces „Uwagi!” (choć Polsat już wcześniej miał magazyny reporterów: „Kurier telewizyjny” czy „Raporty specjalne”). „Interwencja” początkowo nadawana była dwa razy w tygodniu bardzo późno wieczorem, potem pięć razy. Od stycznia można ją było oglądać codziennie o 16.10, od września ukazuje się od poniedziałku do piątku. Programy interwencyjne szybko zdobyły liczną widownię. W pierwszym miesiącu nadawania „Uwagę!” oglądało 1,9 mln osób, „Interwencję” 1,2 mln. Na początku br. „Uwagę!” oglądało już 3,7 mln osób, a „Interwencję” 2,2 mln (dane AGB Polska). „Ekspres reporterów” TVP 2 przyciągał w styczniu i lutym 3–3,3 mln widzów, „Sprawa dla reportera” w TVP 1 – 3,6–4 mln, a „Telekurier” w TVP 3 – 1,3 mln. Od czasu pojawienia się magazynów reporterskich w TVN-ie i Polsacie szefowie obu stacji lubią podkreślać, że wyręczają TVP w realizowaniu misji. Interweniują inaczej Najważniejszy moment dnia w redakcji „Uwagi!” to ujawnienie oglądalności programu z poprzedniego wieczoru. Wynik wpisywany jest na tablicy wiszącej w centralnym miejscu newsroomu i porównywany z oglądalnością „Faktów”. – Nie robilibyśmy tego programu dla dwóch procent widowni – tłumaczy Edward Miszczak. Kolegium redakcyjne rozpoczyna się każdego dnia o 9.30. W teren jeździ codziennie pięć ekip, redakcja (w Warszawie i Krakowie) dysponuje w sumie 17 dziennikarzami (krakowski zespół przygotowuje też „Superwizjer”, warszawski: „Pod napięciem”). Do tego dochodzą wydawcy, dokumentaliści i współpracownicy. Kraj podzielono na pół: północ obsługuje redakcja warszawska, południe – krakowska. Na biurkach co rano leżą tabloidy „Fakt” i „Super Express”, na ekranach komputerów widać strony internetowe lokalnych wydań „Gazety Wyborczej” i dzienników lokalnych. Dokumentaliści sprawdzają tematy, które na pierwszy rzut oka wydają się interesujące. – Często tego, co w prasie jest niezwykle atrakcyjne, kamera nie pokaże – tłumaczy Monika Szymborska, producent „Uwagi!”. W „Interwencji” kolegium jest tylko w poniedziałki. Planuje się wówczas cały tydzień. Atmosfera jest swobodniejsza niż w „Uwadze!”, dużo żartów, więcej improwizacji. Dziennikarze proponują tematy. – Dostaję szału, gdy słyszę, że spółdzielnia czy deweloper kogoś oszukali. Oszukiwali, oszukują i będą oszukiwali, mamy to prawie codziennie. Szukajcie głębiej i dalej! – denerwuje się standardowymi propozycjami Jerzy Kamiński, wydawca programu, wcześniej reporter i wydawca w „Zoomie”. W „Interwencji” pracuje 17 osób, ale redakcja współpracuje z ekipami terenowymi, m.in. w Krakowie, Gdańsku, Włocławku, Rzeszowie. Dotąd produkowały 40–50 proc. emitowanych materiałów. Redakcje „Uwagi!” i „Interwencji” nie lubią, gdy się je porównuje. W TVN-ie uważają, że „Interwencja” to jedynie słaba kopia „Uwagi!”. Bogusław Chrabota podkreśla, że założenia obu programów od początku były inne: „Uwaga!” startowała jako magazyn reporterski, „Interwencja” jako magazyn mający pomagać ludziom. Rzeczywiście, w „Interwencji” rzuca się w oczy duża liczba materiałów dotyczących nieszczęść pojedynczych ludzi. Z kolei Monika Szymborska mówi, że „Uwaga!” woli tematy dające prestiż – np. głośny film o dręczonym przez uczniów nauczycielu z toruńskiej budowlanki, materiały o wypływaniu pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia czy nieuczciwych lekarzach orzecznikach. Reporterzy „Uwagi!” robili wspólnie materiały z dziennikarzami „Rzeczpospolitej”, „Newsweek Polska”, „Wprost”, lokalnych oddziałów „GW”. „Interwencja” ma partnerów odpowiadających tabloidowemu charakterowi programów interwencyjnych. Akcję pomocy inwalidom „Ruszaj z nami, by cieszyć się życiem!” wspierał „Fakt”. Na „Dyżur” zapraszał widzów w sierpniu „Super Express”. Trudno porównywać profil widowni obu programów, bo czas ich emisji jest różny i przed ekranami zasiada inna publiczność. Oba są jednak najchętniej oglądane przez osoby powyżej 50. roku życia. Jak w fabryce Codzienne wydania programów interwencyjnych sprawiają, że w obu redakcjach tempo pracy jest ogromne. Nie wszyscy to wytrzymują, stąd rotacja jest spora. Monika Szymborska z końcem sierpnia pożegnała czterech współpracowników. W lipcu z „Uwagi!” odszedł prowadzący Mirosław Rogalski. Ci, którym w „Uwadze!” podziękowano, mówią, że praca w redakcji przypomina fabrykę, w której pracuje się na akord. Odbija się to na jakości materiałów: – Często miałem wrażenie, że nad materiałem trzeba jeszcze popracować. Ale zgadzaliśmy się na upraszczanie, bo nie było na to czasu – tłumaczy Tomasz Skłodowski, który po 20 miesiącach pracy odszedł z „Uwagi!”. Stacja stara się wynagrodzić dziennikarzom stres – dobrze im płaci, choć nie zatrudnia na etatach. Funduje kilkusetzłotowe nagrody za materiały najlepiej oglądane i te najlepsze z punktu widzenia producenta. Edward Miszczak tłumaczy, że stacja daje dziennikarzom możliwość rozwoju – dobrzy reporterzy mogą robić dłuższe materiały dla „Superwizjera”. Nagrody funduje także szef „Interwencji”. ZUS do bicia Dziennikarze programów interwencyjnych mają kłopoty z urzędami. ZUS jest jednym z głównych bohaterów „Uwagi!”. – Jeżeli pani prezes ma mieć w nowej siedzibie 50-metrowy gabinet, to my się temu sprzeciwiamy, choćby nas uważano za populistów – mówi Szymborska. Bohaterowie magazynów interwencyjnych są czarni albo biali. Dobrzy są poszkodowani ludzie, źli zazwyczaj urzędnicy: bezduszni, bezmyślni, łamiący prawo. Twarze płaczących matek pokazywane są w dużym zbliżeniu, podobnie jak trzęsące się ręce urzędnika, który nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Monika Szymborska: – Nie jest łatwo powiedzieć urzędnikowi, że jest złodziejem, ale ja wymagam zadawania trudnych pytań. Nie interesuje mnie dziennikarstwo dworskie. Jerzy Kamiński: – Nic nie działa tak paraliżująco na urzędasa, jak oko kamery. Jednoznaczność ocen grozi procesami sądowymi. TVN i Polsat mają ich po kilka. Choć jak na prawie 2 tys. reportaży wyemitowanych od początku „Uwagi!” i kilkaset w„Interwencji” to nie jest dużo. Wygrany w dwóch instancjach proces ma Polsat – o naruszenie dóbr osobistych pozwała stację kielecka radna PiS-u, gdy dziennikarze „Interwencji” pokazali, jak, pracując na wielu etatach, radna nie jest w stanie dobrze wywiązywać się z obowiązków. Edward Miszczak ujawnia, że TVN jeden proces już wygrał. Zespół reporterów ma do dyspozycji prawników, którzy oglądają kontrowersyjne materiały. Dziennikarze przeszli szkolenia z prawa autorskiego i prawa prasowego. A także szkolenia psychologiczne. – Chodzi o to, by dziennikarza z ukrytą kamerą sama myśl o tym, że ją ma, nie paraliżowała – tłumaczy Miszczak. Prowokacja na końcu To właśnie z magazynami interwencyjnymi najbardziej kojarzą się materiały kręcone ukrytą kamerą. Filmuje się z niej negatywnych bohaterów, nigdy ofiary. Takie zdjęcia decydują owadze relacji, ale bywają też pułapką dla dziennikarzy. W sierpniu podczas prowokacji dziennikarskiej w Krakowie filmowany z ukrycia kierownik wydziału komunikacji krakowskiego magistratu zorientował się, że chcący wręczyć mu łapówkę interesant ma ukrytą kamerę. Zrobiło się zamieszanie, kierownik usiłował zabrać kamerę, pieniądze zniknęły ze stołu, dziennikarze zadzwonili na policję. Kierownik wydziału komunikacji przebywa w areszcie. Prokuratura postawiła mu zarzut przyjęcia łapówki, grozi mu kara do ośmiu lat więzienia. Jego obrońcą jest mecenas Jan Widacki. A to właśnie on jakiś czas temu udzielał rad dziennikarzom TVN-u, jak przeprowadzać prowokacje. – Mój klient utrzymuje, że nie żądał łapówki ani jej nie przyjął. Mnie nie interesuje, czy dziennikarze zmieścili się w granicach prowokacji. Nie zawsze, kiedy dziennikarze stosują prowokację, druga strona musi się okazać przestępcą –mówi mecenas. Nieudana prowokacja rozzłościła nawet Edwarda Miszczaka. – O pójściu z ukrytą kamerą zdecydowali sami reporterzy, podczas gdy powinna to być decyzja szefów redakcji – tłumaczy. Jego zdaniem należało z prowokacją poczekać. – Ten element powinien być stosowany zawsze na końcu, kiedy już zgromadzi się wszystkie inne dowody i jest się przygotowanym na wszelkie możliwe sytuacje. Nie chcę, by moi dziennikarze dzwonili na policję, oni powinni dzwonić do prawnika – mówi. Monika Szymborska tłumaczy: – W tym kraju żadne słowa dziś nie kompromitują, dlatego musimy korzystać z ukrytych kamer. Chociaż „Uwadze!” i „Interwencji” jeszcze trochę brakuje w słupkach oglądalności do wyników programu Elżbiety Jaworowicz, oba magazyny prezentują model dziennikarstwa interwencyjnego, które staje się coraz popularniejsze. A jeżeli nowa „Uwaga!” odbierze widzów „Teleexpressowi”, programów tego typu przybędzie. Co może dobrze zrobić dziennikarstwu telewizyjnemu. Jarosław Murawski
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter