Wydanie: PRESS 09/2004

Ranking

„Jestem, więc piszę” – twierdzi mój kolega z „Rzeczpospolitej” Maciej Rybiński. Jestem, więc czytam – mogę powiedzieć o sobie. Czytam jako redaktor teksty przygotowywane w mojej gazecie. Z zawodowego obowiązku, czasem połączonego z przyjemnością, czytam inne gazety i czasopisma. Czytam wreszcie – z największym dla siebie pożytkiem – książki i żałuję, że nie mam na to więcej czasu. W polskiej prasie najciekawsze są dzienniki. „Gazeta Wyborcza” to fenomen połączenia politycznych newsów, ideowych manifestów i literackich esejów z lekkością i stylem popołudniówki. Czytam ją codziennie od piętnastu lat – także po to, by się z jej ocenami nie zgadzać. Moimi ulubionymi autorami „GW” są: Ryszard Kapuściński, Witold Gadomski, Wojciech Jagielski i Danuta Zagrodzka. Lektura obowiązkowa to artykuły Adama Michnika, ale wolę te, które podpisuje własnym nazwiskiem, niż teksty Andrzeja Zagozdy. O „Rzeczpospolitej” niech piszą inni. Powiem tylko, że konkurencja i dialog autorów i poglądów, który od kilku lat toczy się między moją gazetą a „GW”, dobrze służy życiu publicznemu w Polsce. Z uznaniem patrzę na wysiłki „Życia Warszawy”, które staje się dobrą lokalną gazetą stołeczną. Nie można tego powiedzieć o „Życiu” – to przykład zmarnowanego tytułu. Obecna edycja do pięt nie dorasta tej z połowy lat 90. i nie widzę powodu, by miała znaleźć trwałe miejsce na rynku. „Super Express” niczym nie zaskakuje, natomiast „Fakt” to tabloid z aspiracjami. Prócz sensacji i towarzyskich skandali znajduje miejsce na politykę, a na swoich łamach gości więcej profesorów niż niejeden poważny periodyk. Jego dodatek „Europa” drukuje teksty wymagające co najmniej doktoratu. Jak sobie z nimi radzą czytelnicy „Faktu”, pozostaje ich tajemnicą. Postkomunistyczna „Trybuna” to gazeta do specjalnych poruczeń. Jej najważniejszym zadaniem nie jest informowanie, lecz oczernianie politycznych przeciwników –zgodnie z najlepszymi wzorami poprzedniczki oraz „tajną, widną i dwupłciową” przeszłością naczelnego. Blisko „Trybuny” sytuuje się pismo Jerzego Urbana. Urban, rzecznik władz stanu wojennego, kontynuuje swe zadanie w nowych warunkach ustrojowych. Od chwili powstania „Nie” atakuje bez wytchnienia „Solidarność”, Kościół katolicki i polityków prawicy. Nie trzeba dać się zwieść obscenicznym, półpornograficznym charakterem „Nie”– to brukowiec z polityczną misją. Tygodniki czytam raczej z przyzwyczajenia niż z prawdziwej potrzeby. W stosunku do dzienników są nie tylko, co oczywiste, spóźnione, ale też informacyjnie nierzadko uboższe. Wystarczy porównać publikacje o Czesławie Miłoszu w „GW” czy „Rz” z tym skromnym miejscem, które osobie i twórczości wielkiego polskiego poety i myśliciela poświęciły „Wprost”, „Newsweek Polska” czy „Polityka”. W takich momentach widać najlepiej, że tzw. tygodniki opinii stają się coraz bardziej magazynami, w których kultura wysoka przegrywa z masową, a czytelnika inteligenta zastępuje czytelnik konsument. W każdym z nich są jednak autorzy, których czytam z zainteresowaniem. We „Wprost” to Piotr Gabryel, Paweł Śpiewak i Michał Zieliński. Cenię sobie też polityczne analizy Roberta Mazurka i Igora Zalewskiego. W „Newsweeku” zawsze czytam Piotra Zarembę i Rafała A. Ziemkiewicza, a w „Polityce” za najlepsze uważam teksty Joanny Solskiej, Marka Ostrowskiego i Adama Szostkiewicza. „Tygodnik Powszechny” znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia – dawno przestał być wyrocznią, tylko jeszcze o tym nie wie. Czytam go coraz rzadziej w obawie, że natrafię na tekst w rodzaju niedawnego paszkwilu Andrzeja Brzezieckiego na Jana Rokitę. Moim ulubionym tygodnikiem jest od wielu lat „The Economist”. To połączenie informacyjnej kompletności ze znakomitym poczuciem humoru i odwagą posiadania własnego zdania. Czy tylko Brytyjczycy mogą sobie na to pozwolić? Porównań z zagranicą nie muszą się obawiać pisma intelektualne. Katolickie „Więź” i „Znak”, liberalne „Przegląd Polityczny” i „Res Publica Nowa”, konserwatywne „Arcana” i „Fronda” oraz lewicowa „Krytyka Polityczna” – to tytuły, dzięki którym polskie życie umysłowe nie ogranicza się do bieżącej polityki, a spory ideowe – do partyjnych przepychanek. W moim rankingu telewizji o kilka długości wygrywa TVN 24 ze znakomitą Justyną Pochanke. Rzetelnej informacji o gospodarce dostarcza „Bilans” z Romanem Młodkowskim. „Fakty” TVN-u nieco straciły na odejściu Tomasza Lisa, ale nadal są lepsze od konkurencji. Jestem więc ciekaw, co w programach informacyjnych pokażą jesienią Polsat i TVP, która wreszcie ma szanse wybić się na niepodległość od polityków. Oglądam też zagraniczne kanały informacyjne: BBC World, CNN i najlepszy, bo najbardziej obiektywny z nich – Euronews. Wybierając radia, kieruję się tyleż jakością informacji, co muzyki. W tej drugiej kategorii bezapelacyjnie wygrywa Radio PiN, a ponieważ informacyjnie też jest całkiem dobre, więc słucham go najczęściej. Tok FM cenię za to, że komentowania polityki nie pozostawia politykom, tylko oddaje to zadanie w ręce dziennikarzy. Największe rozczarowanie muzyczne to Trójka, bo dobrze pamiętam czasy, gdy ton nadawali tam Wojciech Mann i Piotr Kaczkowski. Mann to prawdziwy człowiek orkiestra, który sprawdza się tak samo dobrze w różnych mediach. Czekam na powrót jego programu z Krzysztofem Materną – był on dobrą zabawą dla ludzi inteligentnych. Jeżeli media zapomną o tej grupie docelowej, to same wydadzą na siebie wyrok. Autor jest I zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.