Jak zareklamować śmierć. Ukraińskie kampanie rekrutacji do wojska
Większość nie jest naiwna. Nie kieruje się tym, co widzi na plakatach czy w reklamach, które wyświetlają się podczas czytania „Ukraińskiej Prawdy” lub „Lewego Brzegu”. Czerpią wiedzę z nagrań na Telegramie (fot. Vladyslav Musiienko/PAP)
Mobilizacja do wojska budzi na Ukrainie ogromne kontrowersje. Mężczyźni starają się za wszelką cenę uniknąć służby, więc elitarne jednostki zlecają kampanie reklamowe.
Już pod koniec 2023 roku ujawnił się poważny kryzys w ukraińskich siłach zbrojnych. Jego cechą charakterystyczną był nie brak broni czy amunicji, lecz deficyt ludzi chętnych do tego, by z własnej woli zasilić szeregi wojska. Jak pisze w swojej analizie Jakub Ber z Ośrodka Studiów Wschodnich, „uderza on przede wszystkim w piechotę, która stanowi trzon sił walczących z Rosją i ponosi najdotkliwsze straty. Większość ochotników zgłosiła się do wojska w pierwszych miesiącach wojny, a możliwości pozyskania tysięcy nowych już się wyczerpały” – czytamy w opracowaniu OSW.
Do tego kwitnie korupcja. Kwota nielegalnego wykupu od armii osoby między 45. a 55. rokiem życia wynosi dziś około 10 tys. dolarów. Po letniej ofensywie na Zaporożu w 2023 roku kompanie liczyły ok. 50 osób, a plutony po kilka – czyli blisko połowę tego, ile powinny liczyć. Taki stan w wielu brygadach utrzymuje się do dziś.
Na pewnym etapie starań o zwiększenie popularności służby wojskowej ukraińskie Ministerstwo Obrony zgodziło się, aby co bardziej elitarne jednostki same się reklamowały, prowadziły rekrutację i oferowały benefity.
PÓŁ LUDZIE, PÓŁ CYBORGI
Mniej więcej od roku przy drogach na trasach przelotowych, takich jak Lwów – Kijów czy Kijów – Charków, zaczęły się pojawiać billboardy, na których można było oglądać szewrony jednostek, takich jak 3. Brygada Szturmowa i bataliony dronowe. Przy okazji reklamowała się też policja i straż graniczna. Zdjęcia ukazywały często pół ludzi, pół cyborgów. Doskonale wyposażonych, w najlepszy sprzęt do walki w nocy. W nowoczesnych mundurach i kamizelkach kuloodpornych, z karabinami szturmowymi z najwyższej półki.
Także krótki spacer po kijowskim Peczersku daje obraz skali kampanii reklamowych poszczególnych brygad. Bannerów w różnej formie jest co najmniej kilkanaście. Na każdym znajduje się albo numer telefonu, pod którym anonimowo można omówić warunki służby, albo kod QR, za pomocą którego można to wszystko sprawdzić.
92. Brygada Szturmowa i wchodzący w jej skład elitarny batalion Achilles promuje się hasłem „Bycie ochotnikiem oznacza wolność. Bo sam decydujesz o swoim losie. Nie czekaj na państwo, aby zdecydowało za ciebie”. Batalion Wilki da Vinci z 67. Brygady Zmechanizowanej kusi na reklamach informacją o trwających dwa miesiące szkoleniach w jednym z krajów NATO, co oznacza najpewniej wyjazd do Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych do Poznania. Taka informacja nie jest bez znaczenia. Przeżywalność żołnierzy szkolonych za granicą jest wyższa niż po dwutygodniowym kursie na Ukrainie. Poza tym z Poznania można spróbować wybrać wolność i na dłużej pozostać w kraju UE.
GROBOWE I KREDYT
Niemal każda oferta podkreśla dobry pakiet socjalny, gwarancję wyposażenia i ewentualne „grobowe” dla rodziny w przypadku śmierci. Choć trzeba przyznać, że ten ostatni element nie jest silnie eksponowany. 128. Brygada Górska oferuje w swoich reklamach nawet państwowy kredyt na mieszkanie.
Prawda jest taka, że niewiele osób odpowiada pozytywnie na te reklamy. Strony internetowe z ofertami stanowisk w co lepszych jednostkach pełne są różnych propozycji. W podpiętym pod ministerstwo obrony serwisie Lobbyx.army poszukiwany jest np. analityk wywiadu do 4. Pułku Rangersów. Kandydat musi znać się na mapach i mieć talent do wyłapywania szczegółów z nagrań z dronów. Wymagany jest również angielski na poziomie B1. Oferowane zarobki to maksymalnie 130 tys. hrywien, czyli ok. 11,5 tys. złotych. Chętnych brak. To samo dotyczy kierowcy elektryka, operatora medycyny taktycznej i dowódcy oddziału łączności.
Nic dziwnego, skoro nawet krótkie rozmowy z wojskowymi demitologizują legendy opowiadane na billboardach. O ile rzeczywiście jednostki takie jak 3. Szturmowa można określić mianem dbających o swojego rekruta, o tyle standardem jest raczej postsowiecka urawniłowka.
– Nie wiem, czy te kampanie reklamowe mają jakiś realny sens. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, aby zaciągnąć się do wojska, korzystając z wiedzy pozyskanej z bannerów na ulicy. Nie chcę krytykować tych wszystkich reklam, ale chyba dane potwierdzają, że rezultat jest mizerny – mówi Dima, który służył w oddziale policyjnym w Awdijiwce niemal do ostatnich dni, gdy miasto było w rękach Ukraińców. Teraz opowiada mi o relacji między billboardem a prawdą.
Spotykamy się w Żytomierzu, do którego przyjechał na szkolenie, aby później trafić do pododdziałów dronów FPV i zwiadowczych. Po odejściu z policji wraz ze znajomymi miał plan zaciągnięcia się do konkretnej jednostki X, w której dowodzi konkretny dowódca Y. Działo się to na fali zapewnień Ministerstwa Obrony, że taki rodzaj wejścia do służby będzie wręcz preferowany – namierzenie konkretnej jednostki pod oczekiwaną specjalizację. – Początkowo z tego planu niewiele wyszło. Wysłano nas na szkolenie piechoty mięsnej [o niskiej przeżywalności – red.] pod Czernihów. Trwało ono około dwóch tygodni, z czego przez większość czasu prawie cała grupa chorowała – opowiada Dima. – Pod Czernihów nie pojechałem z ludźmi, których wcześniej próbowałem skrzyknąć na drony. Rozdzielono nas. Dopiero po tym, jak zrobiliśmy wielką aferę, dowództwo jednostki zaczęło dostrzegać, że się na coś umawialiśmy – dodaje.
BEZ ODERWANYCH GŁÓW
Doświadczenia takie jak te Dimy są częstym udziałem osób, które zdecydowały się z własnej woli wstąpić do armii. Większość nie jest naiwna. Nie kieruje się tym, co widzi na plakatach czy w reklamach, które wyświetlają się podczas czytania „Ukraińskiej Prawdy” lub „Lewego Brzegu”. Jeśli już, to czerpią wiedzę z nagrań wrzucanych na kanały na Telegramie. Te oficjalne powiązane z konkretnymi jednostkami nie epatują śmiercią. „Prywatne” – prowadzone przez wojennych influencerów czy wpływowych dziennikarzy wojskowych, takich jak Jurij Butusow, są za to całkowicie pozbawione cenzury.
Jedna z elitarnych jednostek ukraińskich – pułk Azow – reklamuje na Telegramie swoją 12. Brygadę i jej batalion systemów bezpilotowych, czyli służbę na popularnych dronach. W sieci zamieszcza film szkoleniowy i zaprasza na spotkanie na jednym z poligonów w Kijowie. Autor wpisu wyznacza konkretną datę – 14 czerwca 2025 roku w godzinach 9.30–11.30. „O czym porozmawiamy?” – czytamy we wpisie. I dowiadujemy się, że kolega „Mouse” opowie o bojowym zastosowaniu dronów FPV i o tym, jak efektywnie je wykorzystywać w praktyce. Kolega „Alvarez” opowie o zastosowaniu maszyny nieco większej niż FPV, czyli HeaveShot/Nemesis. Kolega „Splinter” opowie o dronach zwiadowczych i uderzeniach dalekiego zasięgu. „Generał” opowie o popularnych mavikach i ich misjach podczas walk miejskich, a kolega „Sheweppes” opowie o ewakuacji i niestandardowych zadaniach. Dalej czytamy, że uczestnictwo jest bezpłatne, a na miejscu można zasięgnąć języka, jak wstąpić do tego konkretnie batalionu. Jeśli coś skutecznie zachęca do wojska w czasach powszechnego uchylania się od służby, to jedynie tego typu prezentacje reklamowane na Telegramie.
Drugim czynnikiem są pieniądze. Też różne w zależności od formacji i oddziału.
Na oficjalnych kanałach jednostek w reklamowaniu służby unika się dosłowności w pokazywaniu śmierci. Azow, informując o swoich dokonaniach, koncentruje się na nagraniach z dronów, które niszczą rosyjskie środki łączności czy też – szerzej – po prostu sprzęt. Trzeba pogrzebać, aby odnaleźć filmy z odrywanymi głowami i rękoma lub konkretne polowania na rosyjskich żołnierzy pod podkład muzyczny z głosem obalonego podczas Majdanu w 2014 roku prezydenta Wiktora Janukowycza. Na jednym z nich widać zrezygnowanego najeźdźcę, któremu dron wybucha u dołu pleców w rytm nuconej przez Janukowycza piosenki „Ukochane miasto”, w oryginale wykonywanej przez popularnego sowieckiego piosenkarza Marka Bernesa.
***
To tylko fragment tekstu Zbigniewa Parafianowicza. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy "Press": Wróbel, Solorz i dzieci, Michał Broniatowski i twórca Vectry
Zbigniew Parafianowicz











