Jakimowicz brylował w TVP, teraz jest zdziwiony krytyką jego relacji z Białorusi
Jarosław Jakimowicz zapewnia, że pojechał na Białoruś "w poszukiwaniu historii rodziny" (screen: Facebook.com/Jarosław Jakimowicz)
Jarosław Jakimowicz, który za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, występował w Telewizji Polskiej w programach propagandowych, przez ostatnie dni zachwycał się Białorusią w swoich relacjach z tego kraju. O więzionych tam dziennikarzach, w tym Andrzeju Poczobucie, nie wspomniał. Po powrocie dziwi się krytyce, która na niego spadła. Na wiadomość z "Presserwisu" odpowiedział: – Głupie, tendencyjne pytania.
Jarosław Jakimowicz przez kilka dni relacjonował w mediach społecznościowych swój wyjazd na Białoruś. Zachwycał się m.in. tamtejszymi drogami. Pozytywne opinie posłużyły mu m.in. do krytyki członkostwa Polski w Unii Europejskiej. W relacji podkreśla, że "oni wybudowali te drogi za swoje pieniądze i taniej. My za badziewie wielokrotnie droższe musimy spłacać kredyt i przypłacać suwerennością. Nie ma żadnej innej różnicy. Tu jest jeszcze do tego czyściej, czyli co dała nam Unia Europejska? Potężny dług i nic więcej" – mówi Jakimowicz w internetowej relacji z trasy Mińsk-Grodno.
Jakimowicz porównuje Białoruś do Polski
Inne zachwyty Jakimowicza nad Białorusią przypominają wpisy na kontach sędziego Tomasza Szmydta, który uciekł do tego kraju. Nie ukrywa, że imponują mu rozjaśnione ulice Mińska, Brześcia czy Grodna. Czystość, hotel, w którym spał.
Czytaj też: Portale informacyjne szykują się do wyborów w Stanach Zjednoczonych
Były pracownik TVP nie wspomina np. o rządzącym tym krajem dyktatorze Aleksandrze Łukaszence, który przy pomocy brutalnych represji rozprawił się z Białorusinami protestującymi przeciwko sfałszowaniu przez niego wyborów prezydenckich w 2020 roku. "Nie spotkałem jego to nie wiem jaki jest, a ile w tym bredni powtarzanych przez debili" – odpowiedział użytkowniczce na Instagramie.
W porównywaniu Białorusi do Polski i demokratycznego Zachodu nie przeszkodził mu także los więzionych przez reżim Łukaszenki dziennikarzy, w tym Andrzeja Poczobuta. Nie wspomniał też, że białoruska władza zniszczyła wszystkie niezależne media, a dziennikarze musieli wyjechać ze swojego kraju.
Były pracownik TVP zaatakował Annę Mierzyńską, która w serwisie OKO.press napisała, że "pojechał na reżimową Białoruś i szerzy białoruską propagandę w mediach społecznościowych". W serwisie X Mierzyńska natomiast dodała: "Czy wie, w czym uczestniczy?".
Jakimowicz odpowiedział jej m.in. na Facebooku: "A czy Pani Anna wie, że jest chora?
Sprzedajecie Polskę Żydom. Oddajecie wszystko Ukraińcom, ale żeby przykryć to będziecie mydlić ludziom oczy: Jakimowicz ZDRAJCA".
"Chcecie dać wszystko Ukraińcom"
Franciszak Wiaczorka, doradca ds. międzynarodowych liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej, w serwisie Plejada.pl tak ocenił zachowanie Jakimowicza: "Nazywamy takich ludzi pożytecznymi idiotami". Jakimowicz odpowiedział w mediach społecznościowych: "Panie Franciszku, domyślam się, że dobre profity ma pan na tym byciu opozycjonistą. Ja nazywam takich ludzi jak pan cwaniaczkami. Pan mi zarzuty robi za kilka zdjęć i filmików gdzie ani razu nie chwalę Łukaszenki. Rozumiem że jak będę za tym żeby wszystko oddać Ukraińcom i Żydom to już będzie OK?".
Czytaj też: Telewizja Polska unieważniła przetarg na dwuletnie dostarczanie prasy
Na pytania "Presserwisu" o jego relacje z Białorusi, Jakimowicz odpisał: "Z takimi jak pan nie rozmawiam. Głupie, tendencyjne pytania Pan zadaje takim jak pan (…)."
W środę Jarosław Jakimowicz opublikował w mediach społecznościowych nagranie wideo, w którym zapewnia, że pojechał na Białoruś "w poszukiwaniu historii rodziny", bo jego dziadek urodził się w Grodnie. "Tam jest milion Polaków, o których wy nie myślicie. Chcecie dać wszystko Ukraińcom (…) karmimy ich i pasiemy". (…) Oszaleliście" – mówi w nagraniu.
Jarosław Jakimowicz w latach 2019-2023 występował w programach TVP Info "Jedziemy" i "W kontrze", a także w TVP 2 – w "Pytaniu na śniadanie". Specjalizował się w atakowaniu środowisk LGBT. W połowie lipca 2023 roku został zwolniony, bo – jak oficjalnie tłumaczyło kierownictwo Telewizyjnej Agencji Informacyjnej – wpływały skargi na jego nieodpowiednie zachowanie. Zwłaszcza wobec kobiet, z którymi współpracował.
Czytaj też: Sami przegrani. Krzysztof Gonciarz stracił na aferze Pandoragate, która go nie dotyczyła
(MAK, 27.10.2024)