Temat: internet

Dział: INTERNET

Dodano: Październik 26, 2024

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Sami przegrani. Krzysztof Gonciarz stracił na aferze Pandoragate, która go nie dotyczyła

W pierwszym materiale „Moja spowiedź” przez ponad dwie minuty Gonciarz twierdzi, że ma coś ważnego do przekazania, aby na końcu powiedzieć wprost do kamery: „Pierdolcie się” (screen: YouTube/Krzysztof Gonciarz)

Youtuber Krzysztof Gonciarz na własne życzenie stracił na aferze Pandoragate, która go nie dotyczyła. Teraz własnymi siłami próbuje się z tego wygrzebać. Działa kontrowersyjnie.

Instagram, 14 czerwca br. Krzysztof Gonciarz na swoim profilu publikuje post: „Dziekuje za wszystkim przyjaciołom, którzy we mnie wierzyli nawet w najgorszych chwilach i przez całe te 10 miesięcy obierania cebuli z gunwa, która mi podłożono. Jedna z największych zalet przejścia przez takie cos jest wiedza, kto z tobą. Przyjaciele, rodzina, znajomi, a czasem kompletnie obca osoba, która po prostu czuje, kim jestes naprawde. Miłość. Ja i Wy. Resztę je**ć” (pisownia oryg. – dop. red.).

4,5 tys. użytkowników „lubi to”. Dwieście osób decyduje się na napisanie komentarza. „Kiedyś @kgonciarz byłeś spoko gościem na filmikach, oglądałem Cię z przyjemnością a teraz… odklejony od rzeczywistości typ. Szkoda, szkoda…” – pisał jeden z użytkowników Instagrama. „Nadal nie rozumiem tego szamba, które pochłonęło jednego z moich ulubionych twórców” – dodaje inny.

Wśród zalewu negatywnych, czasem wulgarnych komentarzy pojawia się też pozytywny przekaz: „Lubiłam Cię i lubię. I pewnie będę lubić, tyle w temacie” – pisze jedna z internautek. Pojawiają się też głosy wsparcia: „Może byłoby warto spróbować wrócić do korzeni i zająć się tym, w czym byłeś dobry, zanim wpadłeś w to całe szambo? Gaming, podróże, kulinarne tematy, urban video i techniki fotografowania i filmowania? Wszystkie te rzeczy, które sprawiały ci przyjemność, a nam widzom ogromną satysfakcję, oglądając to wszystko, co tworzyłeś z taką pasją? (...) Zajmij się tym, w czym jesteś dobry”.

DWA MILIONY SUBSKRYBENTÓW

Krzysztof Gonciarz to jeden z najpopularniejszych polskich twórców internetowych. Karierę rozpoczynał jako dziennikarz portalu GryOnline.pl, ale to internetowa twórczość przyniosła mu prawdziwą rozpoznawalność. Na YouTubie tworzył od 2011 roku. Prowadził tam dwa kanały: komediowy (Zapytaj Beczkę) oraz podróżniczo-lifestylowy (Krzysztof Gonciarz). Miały łącznie 2 mln subskrybentów.

Gonciarz pochodzi z Krakowa, mieszka i tworzy w Japonii oraz w Polsce. Jego internetowy i biznesowy sukces był doceniany przez internautów, a profil na Patronite przez długi czas był najchętniej wspierany na tej platformie.

Współpracował także komercyjnie z wieloma markami, założył firmę producencką o nazwie Tofu Media, pisał i wydawał książki.

Błyskotliwa kariera youtubera legła w gruzach po wrześniu zeszłego roku, kiedy przez Polskę przetoczyła się fala oskarżeń określana jako Pandoragate. Główny wątek całej sprawy dotyczył kilku youtuberów, którzy wykorzystywali swoją pozycję w internecie do wątpliwych moralnie i przestępczych zachowań względem dzieci i nastolatków – chodziło przede wszystkim o Stuarta Burtona, czyli Stuu, wobec którego wszczęto postępowanie prokuratorskie. Czeka teraz w domu w Wielkiej Brytanii na decyzję sądu o ekstradycji do Polski. Jego matka zapowiada, że będą się odwoływać.

Zainteresowanie mediów i polityków doprowadziło do tego, że zaczęto nagłaśniać także inne wątki zachowań twórców polskiego YouTube’a. I to dotknęło Gonciarza.

PODDAJĘ SIĘ TERAPII

Publicznie stawiane zarzuty dotyczyły m.in. nakłaniania do przyjmowania narkotyków oraz seksistowskiego traktowania kobiet. Oskarżenia potwierdziła m.in. była partnerka Gonciarza, Kasia Mecinski, która poinformowała, że Gonciarz miał długą historię niewłaściwych zachowań wobec kobiet. Jedną z internautek, która także odniosła się do sprawy, była Daria Dąbrowska, użytkowniczka TikToka. „Chcemy podziękować dziewczynom, które zaczęły tę falę. To dzięki nim mamy odwagę opowiedzieć swoją historię” – mówiła w nagraniach. Jednocześnie dodawała, że przypadek Krzysztofa Gonciarza jest inny od tych, które wstrząsnęły internetowym światkiem, ponieważ żadna z kobiet, z którymi utrzymywał relację, nie była niepełnoletnia.

W odpowiedzi na te oskarżenia Gonciarz opublikował oświadczenie, w którym przeprosił za swoje postępowanie wobec kobiet. Wyjaśnił, że „nie rozumiał własnego zachowania” oraz że „poddaje się terapii”.

O ocenę początkowego zachowania Krzysztofa Gonciarza pytam Łukasza Skalika, szefa i właściciela Video Brothers, certyfikowanej agencji YouTube. – To, że na początku Gonciarz zamilkł, wyciszył się i obserwował, było sensowną taktyką. Chociaż jego życiowe decyzje nie zawsze były trafne, początkowo przejście przez ten kryzys było przemyślane i optymalne. To jest twórca, który dosłownie zjadł zęby na internetowym rzemiośle, więc zanim sam popadł w tarapaty, widział wiele dram i poznał mechanizmy nimi rządzące, a jedną z zasad fundamentalnych jest gra na przeczekanie – mówi Skalik.

I dodaje: – Kiedy kurz lekko opadł i społeczność YouTube’a zaczęła pomału o nim zapominać, ten po cichu wrócił do publikacji na swoim kanale, ale w uproszczonej konwencji. Teraz w filmach Gonciarza pojawiały się mocne bluzgi, które odbieram jako kontrę po próbach zniszczenia tego twórcy w internecie. Gonciarz nazywa rzeczy po imieniu, nie zmienia się w kogoś, kim nie jest, nie próbuje się na siłę przypodobać. W ten sposób pokazał środkowy palec oponentom, jasno dając do zrozumienia, że nie da się złamać.

Bluzgi to mało powiedziane. Od pewnego czasu Krzysztof Gonciarz, przez lata znany jako wrażliwy youtuber, mówiący o medytacji, balansie życiowym, osiąganiu celów i podróżach, stosuje wyrażenia, których dotąd widzowie nie słyszeli w jego ustach.

Od października ub.r. na profilu @kgonciarz na YouTubie opublikowano łącznie 21 nowych filmów, z czego aż 14 od maja br.

W wielu z nich Krzysztof Gonciarz odnosi się do hejterskich komentarzy obserwujących go osób. Odnosi się do internetowej krytyki, licznych filmów z gatunku commentary czy nieprawd na swój temat.

Krok po kroku prezentuje swoją perspektywę. Robi to jednak w nietypowy sposób. Przeklina, momentami stara się być ironiczny, nie przebiera w słowach, tworzy też cykl kilku filmików zatytułowany „Codohuya” (który jest fonetycznym zapisem wulgarnego zwrotu).

Przedstawia się jako ofiara manipulacji i kłamstw, zwłaszcza swoich byłych partnerek oraz niecierpiących go konkurentów na YouTubie.

Musiało to spowodować nerwowe reakcje widzów. Część odpowiadała bluzgami, część zdziwieniem, a większość przestała oglądać jego filmy.

Pierwszy opublikowany w tym roku film „Moja spowiedź” zanotował 112 tys. wyświetleń, a kolejne odpowiednio mniej („Z martwych wstanie” – 67 tys., „Dalsze życie Krzysztofa Gonciarza” – 49 tys., „Q&A z widzami – czego się nauczyłem – CODOHUYA© Odc. 0” – 34 tys. wyświetleń, „ŚWINIOBICIE CODOHUYA© Odc. 1” – 40 tys.), „Moja walka we freak fightach – CODOHUYA© Odc. 2” – 53 tys. wyświetleń, „Odpowiedź na dramę – CODOHUYA© Odc. 3” – 39 tys. wyświetleń).

„Jak się słucha takiego gówna, to człowiek tęskni do czasów, kiedy nie było internetu”, „Nie bierzcie narkotyków, bo będziecie odklejeni jak ten pan na video”, „Widać, że terapia jednak nie działa”, „Mam wrażenie, że oglądam odcinek Black Mirror”, „Ten kotlet się nie odgrzeje” – to tylko niektóre z tysięcy komentarzy.

W wielu nowych filmach Gonciarza trudno odnaleźć głębszy sens, choć autor sam przekonuje, że brak zrozumienia treści i różnice w interpretacji to problem raczej internautów, którzy nie rozumieją obranej przez niego narracji.

O filmach Gonciarza pisze m.in. poświęcony tematyce technologicznej oraz okołotechnologicznej portal Spider’s Web. Konrad Chwast, dziennikarz serwisu w swoim tekście „Gonciarz nagrał film o swoim zmartwychwstaniu. Mówi, że zainspirował go Jezus” opublikowanym 2 kwietnia br. twierdzi, że youtuber jest „jednym z najmocniej poturbowanych przez trzęsienie ziemi, jakim było Pandoragate”.

Odnosi się m.in. do dwóch materiałów wideo, jakie Gonciarz opublikował w święta wielkanocne, zaznaczając, że ten „ewidentnie próbuje powiedzieć coś zabawnego, kontrowersyjnego, a jednocześnie bardzo chce grać na tej samej (grafomańskiej) nutce, co zwykle”. W pierwszym materiale „Moja spowiedź” przez ponad dwie minuty Gonciarz twierdzi, że ma coś bardzo ważnego do powiedzenia swoim widzom, kluczy, aby na końcu powiedzieć wprost do kamery: „Pierdolcie się”. Z żartu tłumaczy się w kolejnym materiale „Z martwych wstawanie” (do którego nagrania jak mówi zainspirował go Jezus, bo gdy powrócił „zmartwychwstany, to nie udawał, że nic się nie stało”).

Chwast komentuje, że „przykro się to ogląda”, bo choć Gonciarz próbuje nawiązywać do afery, która pokiereszowała jego wizerunek, jednocześnie nie mówi nic wprost i „brzmi to co najmniej bełkotliwie”, np. „zawsze tak było, że oglądamy różne filmy na tym samym ekranie. Ja mówię jedną rzecz, a wy rozumiecie 500 różnych rzeczy (…). Moje słowa przestają być moje, kiedy trafiają na wasze traumy z dzieciństwa”.

– Myślę, że Gonciarz jest jednym z największych przegranych po Pandoragate, i to w dużej mierze na własne życzenie. Odnawiał temat, publikował kolejne wideo i dodawał nowe wątki do swoich wizerunkowych problemów. Na własne życzenie ciągnął temat i babrał się w tym wizerunkowym błocie. Przyjął strategię, że skoro niewiele osób traktuje go już poważnie, to przynajmniej będzie odgrywał najbardziej dramatyczną telenowelę influencerską, na jaką go stać. Dla zasięgów i podtrzymania swojej obecności w sieci, ale przede wszystkim chyba dla ułudy, że walczy o siebie. A tymczasem wszystko, co robi, robi de facto przeciwko sobie – komentuje Barbara Krysztofczyk, ekspertka ds. PR zajmująca się sytuacjami kryzysowymi.

Być może dlatego w swoim najnowszym nagraniu z czerwca br. Gonciarz zdecydował się na chwilę odpuścić specyficzną formę swoich nagrań i opowiedział, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach. Z jego relacji wynika, że osobą, która była odpowiedzialną za nagonkę na niego, jest jego była partnerka Kasia Mecinski (zarazem współwłaścicielka ich wspólnej firmy Tofu Media). Opowiada o jej działaniach, które miały na celu zdyskredytowanie go, a także odcięcie od wspólnie prowadzonej firmy. W mediach społecznościowych opublikował skan pisma, które trafiło do sądu.

Do zarzutów odniosła się też Mecinski, do której z prośbą o komentarz zwrócił się Tomasz Gimper Działowy, influencer i twórca internetowy. – Żaden z zarzutów Gonciarza do mnie nie jest prawdą. Zacznijmy od tego, że go wykluczam z firmy. (...) Gonciarz jest osobą, która nie robi nic w firmie od lat, absolutnie zero, nic, absolutnie nic nie zrobił w firmie – odpowiadała. Odniosła się także do planów, jakie miały na celu zdyskredytowanie Gonciarza, mówiąc, że „nawet nie chciałaby się z tego bronić, gdyby to zrobiła, bo po co” i „nie będę sobie tego przypisywała, bo to należy się komuś innemu i też trzeba wziąć pod uwagę, że kilka miesięcy temu zwalał wszystko na Darię. To są po prostu jakieś paranoiczne teorie i tyle”.

CHCEMY IGRZYSK

Gonciarz zapytany przez „Press” nie chciał się odnieść do swojej najnowszej działalności. Na przesłane pytania o powrót na YouTube’a odparł, że „odpowiedzi na te pytania są w jego obecnej działalności”. Przesłał też screen z profilu twórcy na YouTubie, w którym widać liczbę wyświetleń, komentarzy i polubień (ale bez tytułów filmów). W przypadku nagrania, które zanotowało 34,5 tys. wyświetleń i 594 komentarzy, ma 93,3 proc. ocen pozytywnych, drugiego, które odtworzono 140,8 tys. razy, a skomentowano 2,1 tys. razy – 92,3 proc. ocen pozytywnych, a trzeciego (41,4 tys. wyświetleń i 748 komentarzy), 93,3 proc. ocen pozytywnych.

Film „Nazywam się Krzysztof Gonciarz – CODOHUYA© Odc. 16” opublikowany 18 czerwca br. po zaledwie 18 godzinach doczekał się 576 komentarzy, wiele z nich – w odróżnieniu od tych z poprzednich miesięcy – wspiera ulubionego twórcę. Jeden z użytkowników YouTube’a @mateuszj1878 pisze: „Oglądam Cię od czasów TV Gry, więc dobre 16 lat, połowę swojego życia i jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób w sieci. Przeszedłeś ogromną drogę i żadne słowa nie opiszą tego, z jakiego bagna się podniosłeś, chcę napisać zupełnie szczerze – ogromnie Cię szanuję, mam podobny charakter, dużo rzeczy biorę mocno do siebie i będąc w takiej sytuacji, nie dałbym chyba rady psychicznie. Nikt nie zasługuje na to, co Cię spotkało, ludzie są potworni, życzę Ci powodzenia, zasługujesz na szczęście”. @Leafman dodaje: „Krzysiu, ty się tam przejmujesz, czy my jesteśmy za tobą czy za dziewczynami, ale musisz wiedzieć, że nas to nie obchodzi. My chcemy igrzysk, cyrku, zabawy i krwi. Dobry z ciebie gladiator, walcz dalej XD”. Patrykprzybysz: „Dawno nie wyczekiwałem tak bardzo kolejnych Twoich odcinków <3”. „Każdy ma swoją perspektywę, jak zawsze w takich sytuacjach, ale skłaniam się ku Twojej wersji, bo umiałeś przyznać się do błędów” – pisze natomiast elenanavarro8329.

Łukasz Skalik z Video Brothers mówi: – Moda na piętnowanie Gonciarza przerodziła się w ociekający nienawiścią spektakl, który dawno temu stracił granice dobrego smaku. Można się podśmiewać z notorycznego gnojenia, ale niestety w sieci bardzo łatwo jest wywołać efekt masowego linczowania przez internetową gawiedź, co pokazała afera Pandoragate. Kiedy to się staje modne, a druga strona nie jest w stanie na czas dostarczyć kontrargumentów, odbudowanie wizerunku jest arcytrudnym zadaniem. Punktem zwrotnym był film „Robiłem na kasie” (opublikowany 12 czerwca br. – dop. red.), który w przystępny i syntetyczny sposób, w parze z intrygującym tytułem, pozwolił poskładać i podać widowni jego jasne stanowisko w tej sprawie. Co ciekawe, z wersją, w której Gonciarz stał się ofiarą nagonki swoich byłych partnerek, utożsamiają się w dużej mierze jego anonimowi hejterzy, których profil psychologiczny w wielu wypadkach można podsumować jako hipermizoginistyczni konserwatyści, dla których Gonciarz stanowił odwiecznego wroga.

W momencie, w którym okazało się, że wersje oskarżających go kobiet zawierają luki i nie są spójne, zaczęło wybrzmiewać, że jest gnębiony i skancelowany niesłusznie. To uruchomiło współczucie.

BEZ OTRZEŹWIENIA

Wizerunkowe kłopoty Gonciarza wpłynęły na jego liczbę subskrybcji. Twórca, który przed Pandoragate miał ponad milion obserwujących go osób, zszedł poniżej tego poziomu (obecnie 944 tys.).

Branża internetowa pod koniec ub.r. zastanawiała się, jaki będzie wpływ sprawy Pandoragate, która trafiła na czołówki serwisów informacyjnych i była uznana za największy problem polskiego internetu. Jak podawał PSMM Monitoring & More (dziś IMM – dop. red.), w zaledwie trzy dni po publikacji materiału „Mroczna tajemnica Stuu i youtuberów: pandora gate (Boxdel, Dubiel, Fagata)” na temat akcji pojawiło się 76,5 tys. publikacji, z czego 2,8 tys. w mediach tradycyjnych i 73,6 w mediach społecznościowych. Eksperci mówili wprost, że nigdy w historii polski YouTube nie miał tak złej wizerunkowej passy, a sami marketerzy będą teraz ostrożniejsi w doborze influencerów do współprac reklamowych.

Magdalena Bigaj, medioznawczyni, prezeska Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa, ocenia, że ogromne emocje i komentarze, z jakimi się wówczas spotykaliśmy, nie przyniosły otrzeźwienia w branży. – Przed moim wystąpieniem na Forum IAB poświęconym Pandoragate zadałam pytanie organizacjom branżowym, jakie działania udało im się podjąć. Wszyscy przecież, włącznie z ówczesnym premierem Morawieckim, ministrem Ziobrą i obecnym premierem Tuskiem zapowiedzieli walkę ze zjawiskiem i wyciągnięcie konsekwencji. Obserwowanie reakcji branży już wtedy mnie zażenowało. Żadnego poczucia odpowiedzialności, mętne tłumaczenia, bo przecież sprawców wspierały największe marki i agencje. Minęło dziewięć miesięcy i nie wydarzyło się absolutnie nic. Wszyscy czekali, aby sprawa rozeszła się po kościach, tymczasem Pandoragate to wierzchołek góry lodowej. Statystyki dotyczące groomingu online są porażające, a i tak uważam, że nie sposób dzisiaj oszacować skali molestowania w sieci, jakiego doświadczają dzieci, ponieważ wiele z nich dopiero jako dorosłe osoby zrozumie, co się wydarzyło – mówi Magdalena Bigaj. Jak dodaje, jeśli ta afera coś zmieniła, to jedynie tyle, że niektóre marki stały się ostrożniejsze. Nie ze względu na dobro dzieci, tylko w trosce o swój wizerunek.

Luiza Jurgiel-Żyła, head of PR w agencji N42 i honorowa członkini Polskiego Stowarzyszenia Public Relations, przyznaje, że afery szybko mijają i osoby, które nie interesują się światem influencerów, już po kilku tygodniach nie potrafią wymienić nazwisk zamieszanych w sprawę. Ocenia sytuację od strony agencji działających na rynku.

– W idealnym świecie działy komunikacji weryfikują to, co rekomendują im agencje, jednak moim zdaniem podstawą współpracy agencji z firmą powinno być zaufanie. W N42 poza działem PR jest też dział contentu, gdzie social mediowcy w ramach służbowych obowiązków przeglądają social media i śledzą trendy. Po burzy mózgów dla klienta następuje żmudny proces weryfikacji treści twórców, których chcemy zaproponować klientom do współpracy. Coraz częściej przekonujemy, że mikroinfluencerzy i twórcy z bardzo zaangażowaną społecznością to lepszy wybór niż wysokozasięgowi e-celebryci, którzy mogą przebierać w briefach. U jednego z naszych klientów najlepsze rezultaty przyniosła współpraca z twórczynią, która naprawdę potrzebowała produktu, który promowała – liczba zapytań o tym rozwiązaniu marki była wielokrotnie wyższa niż po przeprowadzeniu nawet dużo kosztowniejszych kampanii reklamowych we wcześniejszych latach, a sprzedaż poszybowała w górę. Wystarczyła jedna rolka – mówi Jurgiel-Żyła.

I dodaje: – Klienci po Pandoragate na pewno rzadziej decydują się na kontrowersyjne postaci, np. biorące udział w walkach Fame MMA, zwłaszcza jeśli ich wizerunek nie jest zbieżny z tym typem rozrywki i odbiorców tych widowisk. Jednak wciąż tylko najbardziej świadome marki już w briefie podkreślają, że nie zasięg jest najważniejszy – tłumaczy Luiza Jurgiel-Żyła z N42.

POLSKA MAŁYM RYNKIEM

Jakub Wątor, dziennikarz portalu Goniec.pl i autor książki „Influenza. Mroczny świat influencerów”, twierdzi, że Pandoragate w żaden sposób nie zaszkodziła platformie YouTube. – To amerykańska firma, której nie wzruszają jakieś lokalne polskie skandaliki. Jeśli ktoś wyciągnął wnioski, to raczej youtuberzy, którzy teraz tym bardziej mają do siebie ograniczone zaufanie. Bardzo pilnują się, co robią, mówią i piszą. I oczywiście jeszcze chętniej się potajemnie nagrywają na wszelki wypadek. Minął u influencerów okres beztroski i radosnej twórczości. Po Pandoragate sami zrozumieli, że są i będą traktowani jak dorośli. Widzę jednak zmniejszenie zainteresowania, a budżety częściowo przeniosły się na celebrytów lub na mniejszych, bezpieczniejszych influencerów, którzy faktycznie niosą za sobą jakieś wartości merytoryczne – mówi Wątor.

Do sytuacji po Pandoragate odnosi się też Łukasz Skalik z sieci Video Brothers – w swoim sprawozdaniu finansowym firma zaznaczała, że osiągnęła w ub.r. wzrost przychodów o 6,1 proc. do 8,73 mln zł, ale zaznaczała, że jej wyniki byłyby o jedną piątą wyższe, gdyby nie afera, która wybuchła na początku najlepszego biznesowo czwartego kwartału. Od strony rynku, marek i reklamodawców jest to przypadek, który ma swoje konsekwencje. W kuluarach mówi się o sprawdzaniu internetowych twórców, zwłaszcza tych, którzy są angażowani do większych kampanii. Teraz są prześwietlani skrupulatniej i bez taryfy ulgowej. Gonitwa za budżetami trwa, ale jest też większa świadomość potrzeby monitorowania influencerów. Rynek reklamodawców po chwilowej destabilizacji szybko wrócił do normy. Pandoragate nie odstraszyła marek na stałe. Widzimy na naszych wykresach powrót do poprzednich poziomów, choć trzeba pamiętać o dużej dynamice internetowych budżetów – mówi Skalik.

Jego zdaniem na samej aferze nie stracił też YouTube. Po pierwsze dlatego, że sprawa dotyczyła głównie relacji z nadużywaniem sławy i manipulowaniem nieletnimi, co wykracza poza możliwości monitorowania platformy. Po drugie dlatego, że w skali świata Polska nie jest dużym rynkiem.

– Zakładając, że w Polsce YouTube’a ogląda około 28 mln osób, w globalnej skali nie jesteśmy nawet 1 proc. użytkowników tej platformy, z której korzysta przynajmniej raz w miesiącu 2,7 mld ludzi na świecie. Istotnym efektem Pandoragate jest to, że sprawa wykorzystywania nieletnich przez zdegenerowanych patoinfluencerów przebiła się do mainstreamu i uświadomiła wielu rodziców, co czyha na ich podopiecznych w sieci. Dorośli zdali sobie sprawę, że ich dzieci są narażone na niebezpieczeństwa, o których nie mieli pojęcia. Wielu z nas też przedwcześnie uwierzyło, że Pandoragate zdmuchnie z planszy toksycznych youtuberów i poukłada rynek. Afera, która miała być dużą sprawą, skończyła się na produkcjach Konopskiego i Sylwestra Wardęgi. To oni finalnie zbili na niej największy kapitał, intensywnie monetyzując swoje materiały w tej sprawie. Choć może nie przewidzieli konsekwencji, które obecnie ponoszą – tłumaczy Łukasz Skalik.

Influencerzy, wobec których Wardęga i Konopskyy wysuwali oskarżenia, zaczęli głośno komentować, że obu youtuberów mogliby pozwać. Słabość wielu dowodów zaczęła dostrzegać także internetowa społeczność. Z krytyką mierzył się przede wszystkim Sylwester Wardęga, któremu przypominano, że przed tym, jak stał się szeryfem internetu, sam jako Boobs-Man łapał za piersi kobiety napotkane na ulicy. Był też zaangażowany wraz z Boxdelem (jednym z oskarżanych w aferze) w seksistowski i pełen szkodliwych zachowań w stosunku do kobiet projekt programów GOATS na YouTubie.

W kwietniu br. Sylwester Wardęga zawiesił publiczną działalność. Jak stwierdził, zamierza skupić się na życiu rodzinnym. – Nadszedł czas, żeby przestać się już męczyć i odejść w cień. Mam jedno życie i chyba chodzi w nim o to, żeby czuć satysfakcję z tego, co robimy, by czuć szczęście, spokój i harmonię. Nie pamiętam, kiedy w ostatnim czasie czułem się szczęśliwy – mówił w filmie „Pożegnanie, idę zacząć żyć”.

Rafał Pikuła, dziennikarz technologiczny i szef magazynu Spider’s Web+, ocenia, że nie było i nie będzie rewolucji, pewna korekta jednak nastąpi. – Influencer marketing to nowe zjawisko, które dojrzewało przez kilka ostatnich lat, a Pandoragate była takim egzaminem. Sądzę, że dziś branża jest bardziej dojrzała, świadoma, wie, że trzeba weryfikować twórców, przyglądać się współpracom, badać rynek. Klienci stali się ostrożniejsi. Oczywiście wciąż są agencje i firmy, które sięgają po nisko wiszące owoce i nawiązują współpracę z zasięgowymi, ale moralnie wątpliwymi twórcami, co jest wielce ryzykownym działaniem – podsumowuje Pikuła.

Do słów swoich przedmówców odnosi się też Magdalena Bigaj z Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa, która w październiku br. na Uczelni Korczaka uruchamia pierwsze w Polsce studia z higieny cyfrowej. – Przy skali działania, jaką ma YouTube, nie zaszkodzi mu żadna afera. Jedyne, co może platformę skłonić do przestrzegania praw dziecka, rozumianego jako wdrożenie odpowiednich mechanizmów ochronnych, jak choćby skuteczna weryfikacja wieku, są pieniądze. Jeśli reklamodawcy zrozumieją, że ich budżety reklamowe mają moc ratowania zdrowia i życia milionów dzieci, wtedy może się coś zmienić. Dlatego publicznie zachęcam do tego, by wydając budżety w platformach społecznościowych typu YouTube, TikTok czy Meta, żądać spełniania przez platformy standardów ochrony dzieci, takich jak weryfikacja wieku, blokowanie patostreamingu oraz treści zagrażających życiu i zdrowiu. Stanięcie po stronie najsłabszych to ważny test, który zdajemy. Ale też biznesowa mądrość. Bo jeśli myślisz o swojej marce długofalowo, nie możesz niszczyć przyszłych klientów – podsumowuje.

BEZ OTRZEŹWIENIA

Czy reklamodawcy wrócą do współpracy z Gonciarzem, tak jak wrócili na YouTube’a? Angelika Chimkowska, strateg Silnych Marek Osobistych i Firmowych, ocenia, że to człowiek wielkich możliwości i relacji, ale na razie swoją energię ukierunkował w kopanie jeszcze głębszego dołu, w którym się znalazł i walkę z widzami o jego wersję prawdy. – W procesie polaryzacji zjednuje sobie widzów, ale wokół tematu walki z kobietami i wszystkimi, którzy mają inne zdanie niż on. Ta strategia może koić jego zranienie, ale nie uzdrowi ani tym bardziej nie wprowadzi nowego życia do marki Krzysztof Gonciarz. Jest też ona nieatrakcyjna dla reklamodawców, którzy mają obecnie większy wybór wśród znanych influencerów niż w czasach, gdy znane marki o Krzysztofa się biły. Gonciarz ma jednak talent, jest wciąż młody, umie ciężko pracować i może wykorzystać szansę, by zbudować nową narrację wokół swojej marki – tłumaczy Chimkowska.

Barbara Krysztofczyk, ekspertka ds. PR zajmująca się sytuacjami kryzysowymi: – W jego podejściu zabrakło przede wszystkim jednej rzeczy, która jest absolutnie kluczowa w dobrym zarządzaniu kryzysem: realnego, uczciwego rachunku sumienia i zrozumienia błędów po swojej stronie. Tego u Gonciarza nigdy nie było. Były usprawiedliwienia (bo „jestem w terapii”), było przerzucanie winy na osoby, które go krytykowały, teraz jest zaś próba przekierowania świateł reflektorów na byłą wspólniczkę. Nie można liczyć na wybaczenie widzów, jeżeli się im nie okaże skruchy – a ta z kolei jest nierozerwalnie powiązana ze świadomością własnych błędów. Własnych. Nie cudzych – podkreśla Krysztofczyk.

Na najświeższe filmy Gonciarza krytycznie patrzy też Klaudia Charzyńska, ekspertka ds. PR i media literacy. – Wydaje się sięgać wizerunkowego dna. Nie miał tego szczęścia, co inni antybohaterowie Pandoragate, od których widownia oczekuje patologicznych treści, więc mają swobodę popełniania błędów największego kalibru. Wizerunek prawie zawsze da się odbudować, gdy ma się zasięg i zasoby intelektualne. W przypadku Krzysztofa pod znakiem zapytania pozostaje więc to, na ile jest on w stanie jeszcze stworzyć wartość, która utrzyma przy nim społeczność i nie będzie jej wytrącać z równowagi. Człowiek o tak dużej rozpoznawalności powinien być w stanie to zrobić, jednak zarówno treść, jak i forma obecnej komunikacji pokazują, że to nie jest jego czas – mówi Charzyńska. Jak dodaje, Pandoragate mogła coś zmienić, bo dotyczyła konkretnej przemocy, a jednak przeczekanie tego wyjątkowo długiego kryzysu okazało się skuteczną strategią dla części influencerów. Wizerunkowo upadli, ale wciąż są na rynku. – Gonciarz do nich nie należy, bo jego widownia jest nieco bardziej wymagająca, a i przypadek jest bardziej złożony. Nie może się odciąć od zarzutów, bo te wydają się aktualne. Gdyby jednak chciał i potrafił – mógłby się podnieść – mówi.

Podobnie twierdzi Łukasz Skalik z Video Brothers, który przewiduje, że Gonciarz na pewno zyska trochę pokory i dystansu, być może będzie cieszył się z niszowości i to właśnie w niej odnajdzie nową energię. – Nikt nie jest w stanie dziś ocenić, czy tym razem wyciągnie z tego jakąś lekcję, ale kilka mniejszych dram już przeżył i zawsze lądował na czterech łapach. Na pewno ma swoje za uszami. Wiele osób w branży postrzega go jako buca i narcyza z przerośniętym ego. Nie każdy więc uwierzy w jego wyjaśnienia na YouTubie.

Skalik podsumowuje: – Myślę, że finalnie Krzysiek Gonciarz wróci. Nie w tej skali co dawniej, ale znajdzie na siebie sposób. Podziwiam jego silną psychikę, zważywszy na ciężar hejtu i cancelowania, jaki go spotkał. Czy zmieni się na lepsze pod wpływem tego kryzysu? Czy oczyści się z zarzutów i naprawi swój wizerunek? Tylko on zna odpowiedź na te pytania.

***

Ten tekst Piotra Zielińskiego pochodzi z magazynu "Press" – wydanie nr 07-08/2024Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: W nowym "Press": Parafianowicz, sylwetka Piętki, czy Mróz pisze sam?

Press

Piotr Zieliński

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.