Hołownia chce ułatwić mediom pracę przy Wiejskiej. Porozmawia z "najstarszymi stażem"
– W którymś momencie sprowadzono dziennikarzy do roli tych, którzy po prostu w Sejmie przeszkadzają. Zwłaszcza PiS-owi – przypominają ludzie mediów z dużym stażem przy Wiejskiej (screen: YouTube/Sejm RP)
Udrożnienie komunikacji, powrót briefingów i śniadań prasowych zapowiedział w swoim inauguracyjnym oświadczeniu Szymon Hołownia, który wczoraj został marszałkiem Sejmu X kadencji. – Każdy sygnał świadczący o tym, że coś się w tej sprawie zmieni, jest cenny – ocenia Konrad Piasecki z TVN 24.
Kandydata na marszałka Sejmu X kadencji prezentował Władysław Kosiniak-Kamysz z Trzeciej Drogi, który wśród dokonań Hołowni wymienił fakt, że w latach 2006 i 2007 otrzymał nagrody Grand Press, co potwierdza jego umiejętności posługiwania się słowem, które "daje nadzieję, które daje odwagę, które krzepi".
Szymon Hołownia: "Marszałek będzie w mediach"
Hołownia poza zmianami obyczajów politycznych na Wiejskiej zapowiedział również udrożnienie komunikacji z mediami. – Zaproszę najstarszych sejmowym stażem dziennikarzy, by pomogli mi znów mądrze otworzyć dla nich Sejm. Przywrócimy śniadania prasowe, regularne briefingi. Marszałek Sejmu będzie obecny w mediach, będzie miał swój podcast – mówił Szymon Hołownia.
Czytaj też: Kaczyński uważa, że rządowe media propagandowe zapewniają pluralizm. To nonsens
Jeszcze niespełna miesiąc temu, 17 października, dziennikarzy pytających o komentarz do wyników wyborów przeganiał były wicemarszałek Sejmu z PiS Ryszard Terlecki. "Już się rozzuchwaliliście i będziecie po tym korytarzu biegać?" – mówił do reportera TVN 24.
Mirosław Cichy, który dla TVP relacjonował obrady Sejmu od 2009 roku, a dziś zajmuje się PR i projektowaniem mebli, mówi: – Kiedy przyszedłem do parlamentu, dziennikarze mieli niemal nieograniczony dostęp do posłów, senatorów. Poruszaliśmy się bez przeszkód po budynku – choć oczywiście musieliśmy mieć akredytację. Były stałe i okazjonalne konferencje marszałka Sejmu, były spotkania z dziennikarzami, można było zaprosić rozmówcę na lajfa.
Piasecki: "Cenny sygnał"
Konrad Piasecki, dziś prowadzący poranne rozmowy w TVN 24, niegdyś m.in. dziennikarz sejmowy, przypomina w rozmowie z "Presserwisem": – Odgradzanie się od dziennikarzy, brak spotkań z nimi, koniec briefingów – taki był trend ostatnich lat. Każdy sygnał, który świadczy o tym, że coś się w tej sprawie zmieni, jest cenny – mówi, zaznaczając jednocześnie, że swoboda dziennikarska sprzed 15 czy 20 lat do Sejmu już i tak raczej nie wróci.
Czytaj też: Stanisław Bortkiewicz, bliski współpracownik Kurskiego, nie pracuje już w TVP
– W którymś momencie sprowadzono dziennikarzy do roli tych, którzy po prostu w Sejmie przeszkadzają. Zwłaszcza PiS-owi – przypomina Piasecki. I dodaje: – Politycy szybko się do takiej sytuacji przyzwyczaili, uznali ją za wygodną.
Potwierdza to Jacek Czarnecki, od 30 lat sprawozdawca sejmowy Radia Zet, ale też korespondent wojenny. – Fakt, że Hołownia zapowiada spotkania z dziennikarzami, że odnowi briefingi i że otworzy korytarz, który teraz był zamknięty – to cenne. Że będzie się spotykał – nie wiem, co tydzień, co jakiś czas? – na śniadaniach prasowych – w porządku. Ale przez lata zamykano przed nami także dostęp do hotelu sejmowego czy do kuluarów sejmowych, a tam też chcielibyśmy wejść. Cóż, kiedy już słyszałem coś o jakichś względach bezpieczeństwa – komentuje.
Jacek Czarnecki należy do najstarszych stażem reporterów sejmowych. Szymon Hołownia zapowiedział, że z takimi dziennikarzami chce tworzyć zasady pracy mediów w Sejmie. – Jest znacznie więcej dziennikarzy, którzy w Sejmie siedzą długo. Choćby pamiętających początki rządów PO w 2007 roku czy pierwszy PiS. To moim zdaniem długi staż – podkreśla.
I dodaje: – Słyszałem argumenty, że kiedy w Sejmie było dziesięciu czy dwudziestu reporterów i pięć ekip telewizyjnych, ta swoboda mogła być większa. A gdy teraz jest 50 ekip telewizyjnych, do tego reporterzy radiowi, internetowi, prasowi, to zaistniał problem.
Sejm nie jest z gumy
– Nazywaliśmy to – my dziennikarze sejmowi – "rzeź" albo "Jumanji" – obrazowo tłumaczy Jacek Czarnecki. – "Jumanji" to jak tłum szedł z rozmówcą, ludzie przewracali się wzajemnie. A "rzeźnia" była w czasie poniedziałkowej rozmowy z prezesem Kaczyńskim. I opisuje: – Tłum zatrzymujący się gwałtownie. Tłum, który nie może wykonać żadnego ruchu. Ci, którzy są blisko rozmówcy, nie mogą się cofnąć, żeby zrobić miejsce innym, bo z tyłu stoi jeszcze kilkanaście napierających osób, które też chcą to nagrać...
Czytaj też: Prawo do informowania o inwigilacji jednym z ustaleń programowych w umowie koalicyjnej
Czarnecki, Piasecki i Cichy zgodnie, choć niezależnie od siebie, przyznają, że odtworzenie dziennikarskiej swobody w Sejmie sprzed kilkunastu lat jest nieosiągalne. – Tłum dziennikarzy w Sejmie to kilka dni na kilka lat – tak jak w dniu inauguracji – zauważa jednak Jacek Czarnecki i zastanawia się: – Może po prostu należy wprowadzić jakieś ograniczenia tylko na ten najgorętszy czas? Bo 99 procent tej roboty to nuda.
– Dziennikarzy w Sejmie jest dużo. Parę lat temu nie było tylu kanałów informacyjnych, tyłu rozgłośni radiowych czy portali internetowych – mówi Cichy. – Z pewnością jakości pracy reporterów sejmowych pomogłyby pewne ograniczenia w liczbie ekip, bo Sejm nie jest z gumy.
Czytaj też: Rząd Orbána przygotowuje kolejne uderzenie w demokratyczne media
(PAR, 14.11.2023)