Dział: INTERNET

Dodano: Marzec 12, 2022

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Yandex.spy. Jak rosyjski Google oskarżony o szpiegowanie dla FSB rozwija pozawirtualne biznesy

(fot. Ignat Kushanrev/Unsplash.com)

Rosyjski gigant technologiczny, nazywany potocznie rosyjskim Googlem, został zawieszony na giełdzie papierów wartościowych w Nowym Jorku w związku z inwazją Rosji na Ukrainę. Ta decyzja amerykańskiej giełdy może aktywować spłatę obligacji i nawet jeśli dojdzie do porozumienia z wierzycielami, przyszłość Yandexa maluje się w intenstywnych biało-niebiesko-czerwonych barwach. Przypominamy tekst Krzysztofa Boczka, w którym tłumaczy, jak Yandex, oskarżony o szpiegowanie dla FSB, rozwija się w pozawirtualnych biznesach.   

Tekst Krzysztofa Boczka "Yandex.spy" pochodzi z magazynu "Press" (05-06/20)

W maju 2011 roku wybuchł międzynarodowy skandal. Pierwszy z wielu dla Yandexa – jednej z największych internetowych firm w Rosji. Koncern sam przyznał, że przekazał FSB – rosyjskiej służbie bezpieczeństwa – informacje na temat 100 osób, które za pomocą Yandex.Money przelewały pieniądze na antykorupcyjną stronę Aleksieja Nawalnego, aktywisty politycznego i przeciwnika Kremla. Firma poinformowała o tym w ramach ujawniania „ryzyka prawnego i politycznego” przed wejściem na giełdę NASDAQ w Nowym Jorku.

Mimo wstrząsu, który wywołała ta informacja, oraz ostrzeżeń wywiadu USA, że tego typu firmy mogą być wykorzystywane przez niedemokratycznych polityków, także w czasie wyborów prezydenckich w 2012 roku, sprzedaż akcji Yandexa okazała się sukcesem. Inwestorzy przejęli prawie 30 proc. udziałów za 1,3 mld dol. To był największy tego typu debiut IT od czasu Google’a w 2007 roku. – Wszystkie duże fundusze, które planują zainwestowanie pieniędzy w Rosji, wiedzą o tych ryzykach – tłumaczył wówczas brak reakcji inwestorów Georgij Woronkow, analityk z firmy badawczej InvestCafe.

SZPIEDZY TACY JAK MY

Yandex.ru przychodzi na świat 23 września 1997 roku. Nazwa to skrót od „yet another indexer” (tłum. jeszcze inny indeksator). Stworzyli go dwaj fizycy i matematycy, koledzy ze szkoły w Ałmatach w Kazachstanie – Arkady Wołoż oraz Ilja Siegałowicz. Poszukując najlepszych rozwiązań w wyszukiwarce internetowej, zbudowali kilka programów wyszukiwania, w tym Międzynarodową Klasyfikację Wynalazków i Wyszukiwanie Biblii, która uwzględniała morfologię języka rosyjskiego. To ona stała się Yandexem.

W 2004 roku firma zarabia pierwsze poważne pieniądze z reklam i pozycjonowania stron – 17 mln dol.

Kolejne dwa lata to skokowy wzrost przychodów o 1000 proc. Otwierają oddział na Ukrainie (2005), w Rosji przejmują platformę społecznościową Moikrug.ru (2007) i tworzą laboratorium w Dolinie Krzemowej (2008). W 2009 roku przeglądarka Mozilla Firefox w rosyjskojęzycznej wersji wybiera Yandex i wyrzuca Google’a (ale tylko na trzy lata – w 2012 roku Firefox wraca do Google’a – Yandex wypuszcza na rynek swoją przeglądarkę). W 2010 roku Rosjanie przeganiają udziałami na swoim rynku amerykańskiego giganta. Po wejściu na NASDAQ Yandex staje się światowym graczem, który czerpie pieniądze z wielu źródeł. Jest nie tylko wyszukiwarką, ale też rozbudowanym portalem informacyjnym – w 2012 roku dziennie odwiedzało go 18–19 mln osób. Yandex.Map już od 2006 roku pokazuje natężenie ruchu w najbardziej zakorkowanej stolicy świata – Moskwie, od 2008 – w reszcie Rosji. Yandex.Direct pozwala samemu umieszczać reklamy kontekstowe. Koncern zarabia też na własnej platformie sprzedaży internetowej – Yandex.Market, własnych social mediach, ogłoszeniach o sprzedaży aut, wyszukiwaniu informacji na portalach społecznościowych (250 mln rekordów w 2012 roku). Lista jest długa.

Od wejścia firmy na NASDAQ sukcesy biznesowe przetasowują się z aferami. Jeszcze w 2011 roku na Yandexie wyciekło tysiące rosyjskojęzycznych stron z poufnymi informacjami, w tym dane na temat milionów głównie Rosjan kupujących w sieci. O firmie było głośno. Na NASDAQ jej akcje spadły o 15 proc., w Moskwie tylko 6,6 proc. – Znaczy to, że dobrze wykonujemy swoją pracę – komentował sytuację Arkady Wołoż, wówczas prezes i główny udziałowiec.

 Czytaj też: Premier League znika z rosyjskich ekranów

Cztery lata później internauci odkryli, z czego wynikał ten wyciek – Yandex transferował do swoich serwerów pliki z historią używania internetu z komputera internauty. To pozwalało indeksować wyszukiwarce pliki prywatne powieszone gdzieś w sieci lub na komputerze, które – niezabezpieczone hasłem i loginem – wymagały tylko linku do nich. Koncern przyłapany na tym tłumaczył się pomyłką i zapewniał, że to się już nie powtórzy.

Powtórzyło się trzy lata później. 4 lipca 2018 roku użytkownicy, którzy wpisali słowo „hasło” w Yandex.ru, zobaczyli zaindeksowane dokumenty z Google Docs. Wśród nich pliki z hasłami, danymi na temat kart kredytowych, dokumentami korporacji, stawkami prostytutek w Petersburgu, nielegalnymi kontami różnych firm, prywatnymi informacjami, często wrażliwymi. Mogliśmy się m.in. dowiedzieć, że rosyjski Tinkoff Bank nie zatrudnia osób LGBT, „negroidalnych ras”, narodowości północnokaukaskiej i z nazwiskami niesłowiańskimi. Bank zaprzeczał, ale nie zwolnił pracowniczki podpisanej pod ujawnionymi dokumentami. Yandex z kolei twierdził, że wszystko jest OK, ale jeszcze tego samego dnia zniknęły linki do Google Docs.

Wtedy też portal PCrisk.com ostrzegał swoich czytelników przed trikami stosowanymi przez tę wyszukiwarkę. Pisał, że Yandex promują „przestępcy”, wciskając go w ramach sprzedaży wiązanej. Automatycznie ustawiają ją jako domyślną przeglądarkę internetową, przypisują Yandex.ru jako adres URL nowej karty, domyślną wyszukiwarkę i opcje przeglądarki strony głównej. Instalują też tzw. obiekty pomocnicze – aplikacje innych firm czy wtyczki do przeglądarek – które mają przypisywać ustawienia przeglądarki, gdy podejmowane są próby ich zmiany. „Bez względu na używaną przeglądarkę użytkownicy są zmuszeni, żeby odwiedzić Yandex.ru” – pisał PCrisk.com. Poradnik opisujący, jak usunąć rosyjską przeglądarkę i jej pomocników, liczy... kilkadziesiąt stron. To czasochłonna praca.

ALGORYTM CENZURY

Na światło dzienne wypływają też inne dowody wpływu Kremla na wyszukiwarkę. W czerwcu 2016 roku Duma przegłosowała prawo, według którego agregatory treści – także najpopularniejszy Yandex.Novosti – mają weryfikować informacje, które podają dalej, gdyż odpowiadają za ich prawdziwość. Kary oscylują od 9 do 15 tys. dol. Mają też usuwać informacje na żądanie Roskomnadzoru – regulatora mediów i internetu. Miesiąc później Tatiana Isajewa, szefowa działu newsów w agregatorze, odchodzi do opozycyjnej stacji Deszcz TV. W wywiadzie dla krytycznego wobec Kremla portalu Meduza mówi, że na Yandex.Novosti nie będzie już pluralizmu opinii, a tylko te akceptowane przez władze.

Trzy miesiące później koncern ogłasza, że do agregatora dodał filtry, które zapobiegną indeksowaniu na pierwszej stronie materiałów z tytułów niezarejestrowanych przez Roskomnadzor. Czyli niezależne media lub działające poza Rosją, jak choćby portal Meduza, zostaną pominięte w wynikach wyszukiwania. Efekty? Yandex traci rynek w Rosji. Z 55 proc. udziałów w maju 2016 roku, rok później ma 10 proc. mniej. Google znów staje się liderem.

Czytaj też: Twitter uruchamia nową wersję omijającą rosyjską cenzurę

Wtedy z odsieczą rosyjskiej wyszukiwarce przychodzi Kreml – wprowadza prawo, które zabrania preinstalować na telefonach z Androidem aplikację Google’a. „Lojalność wobec państwa i silne więzi z władzą dają firmie pewne benefity” – komentowała to Elizawieta Osetinskaja w „The Moscow Times”. Gdy w marcu 2017 roku przez 82 miasta Rosji przetaczają się największe od lat protesty przeciwko korupcji premiera Dmitrija Miedwiediewa, próżno szukać informacji o tym na głównej stronie Yandex.Novosti. Firma następnego dnia zarzeka się, że to nie cenzura, że tak działa algorytm oraz zapewnia, że błąd naprawi.

Jeszcze ciekawsze jest to, że w sierpniu 2017 roku, kiedy Korea Północna wystrzeliła w ramach testów rakiety, Yandex nagle wymazał ze swoich map wyspę Sachalin, na którą – według mediów – mogły być nakierowane pociski. Koncern tłumaczył to potem błędem technicznym, który powstał w trakcie aktualizacji. W sieci spekulowano, że to dowód na szyfrowanie przez władze rosyjskie usługi GPS ze względów bezpieczeństwa oraz współpracę Yandexa z Kremlem. Nikita Lichaczew, redaktor krytycznego wobec władz T-Journala, komentował tę sytuację: „Korea Pn. odpala rakietę. W Japonii mają czas, by zawiadomić mieszkańców, aby schowali się w schronach. W Rosji Sachalin znika z map”.

Przypieczętowaniem silnych więzi Yandexa z władzami Rosji były 20. urodziny firmy. Siedzibę koncernu w Moskwie odwiedził wówczas prezydent Władimir Putin. Rozmawiał m.in. z Alisą – komunikatorem Yandexa wykorzystującym sztuczną inteligencję. Pracownik firmy, chcąc się najwyraźniej przypodobać Putinowi, zapytał Alisę, kto będzie kolejnym prezydentem Rosji – te miały się odbyć za kilka miesięcy. „Nie mam dość informacji” – odpowiedziała. Kilka miesięcy później okazało się, że Alisa zdobyła taką sympatię Rosjan, iż w ciągu pierwszych 24 godzin głosowania w plebiscycie, kto zostanie prezydentem Rosji, to ją nominowało ponad 25 tys. osób. Yandex więc z jednej strony chce, żeby świat myślał, że to niezależna spółka, ale de facto silnie współpracuje z Kremlem.

CYBERWOJNA

Informacje o współpracy rosyjskiej wyszukiwarki z rosyjską służbą bezpieczeństwa są na tyle częste, że w kwietniu 2017 roku węgierski portal śledczy 444.hu zrobił się podejrzliwy, gdy rząd Orbána zaufał akurat tej. Na rządowej stronie z formularzem „Stop Brukseli” – akcji Fideszu – dziennikarze odkryli, że osobiste dane wrażliwe, które miały być utajnione – jak imię, nazwisko, adres, wiek itd. – z tegoż są przekazywane na serwery Yandexa. Analitycy twierdzili później, że zbierane w ten sposób dane mogą pomóc propagandystom Kremla wesprzeć Orbána w wyborach. Po wybuchu afery kody przekazujące dane do Yandexa zniknęły ze strony. „To nie był więc jakiś tam niewinny wypadek przy pracy, ale celowe działanie” – komentował portal 444.hu. „Usuwając kod przechwytywania, rząd chciał jedynie uniknąć złośliwych i błędnych interpretacji w przyszłości” – tłumaczyła się administracja Orbána. Gdy inny węgierski portal Mandiner.hu zapytał Yandex o sprawę, usłyszał, że nie jest on... rosyjską firmą. Bo choć główna siedziba jest w Moskwie, formalnie spółka matka jest zarejestrowana w Holandii.

Czytaj też: Facebook nie będzie blokować postów nawołujących
do przemocy wobec Putina

Wiele wskazuje na to, że afera na Węgrzech mogła mieć wpływ na dekret, który w maju 2017 roku podpisał prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Ograniczał działalność na terenie Ukrainy prawie pół tysiąca firm rosyjskich, w tym 81 z branży IT, także Yandexa. „Rosyjskie portale ściśle współpracują z FSB, udostępniając pełne informacje o swoich użytkownikach, ich aktywnościach oraz wpisach, bez nakazów sądowych” – tłumaczyli wówczas Dmytro Borysow i dr Adam Lelonek, autorzy raportu dla Centrum Analizy Propagandy i Dezinformacji. Prorosyjskie środowiska oskarżyły Poroszenkę o cenzurę, ale większość ukraińskich ekspertów oceniła decyzję jako słuszną, lecz spóźnioną o minimum trzy lata, czyli tyle, ile trwała już wojna w Donbasie.

Czytaj też: Proklemlowska RT odwołuje się od zakazu nadawania w Unii Europejskiej

Dwa tygodnie po zablokowaniu wyszukiwarki Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), na polecenie prokuratury, przeprowadziła przeszukania w biurach firmy w Kijowie i Odessie. Zgodnie z przewidywaniami kierownictwo spółki gromadziło i przekazywało do Rosji prywatne dane na temat ukraińskich obywateli: o ich pracy, miejscu zamieszkania, dochodach, numerach telefonów, adresach e-mail i kont na portalach społecznościowych. Najbardziej Rosjan interesowali pracownicy organów porządkowych i żołnierze. Według SBU dane te były przekazywane FSB „pod kątem planowania, organizacji oraz prowadzenia aktywności wywiadowczych, dywersyjnych i informacyjnych”. Kierownictwu ukraińskiego Yandexa zarzucono „zdradę państwa”.

W lipcu 2018 roku kolejne państwo – Litwa – uprzedziło swoich obywateli, by nie instalowali na telefonach aplikacji Yandex.Taxi, bo ta może zbierać bezprawnie dane na ich temat. Koncern twierdził, że w samym Wilnie pracowało dla niego wtedy 300 aut i kierowców.

Yandex pojawia się też w odprysku afery Cambridge Analytica. „The New York Times” doniósł pod koniec 2018 roku, że Facebook współpracował z Yandexem, dając mu dostęp do ID unikalnych użytkowników. I to nawet gdy Facebook już przestał się dzielić tym danymi z innymi firmami. „Yandex ma bezpośrednią linię do FSB” – przestrzegał wtedy prof. David Carroll z New York’s New School University.

Być może to skłoniło „pięcioro oczu”, czyli wywiady Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii, Nowej Zelandii i Kanady, by pod koniec 2018 roku napuścić na Yandex swoich hakerów. Ci włamali się do wyszukiwarki, zostawiając tam rzadki typ szpiegowskiego oprogramowania Regin. Według Reutersa, który to opisał, atak trwał kilka tygodni. Rosjanie bagatelizowali sprawę, twierdząc, że od razu wykryli intruza.

Mimo tak wielu problemów Yandex ciągle rósł. W 2018 roku zwiększył swoje obroty o ponad 1/3, najwięcej w ciągu ostatnich sześciu lat.

LEX YANDEX

Rok 2019 to kolejne etapy przejmowania przez Kreml kontroli nad wyszukiwarką. W lutym pod zarzutem malwersacji finansowych FSB aresztowała Michaela Calveya – amerykańskiego finansistę, słynącego z szerokich kontaktów na Kremlu. Powodem zatrzymania mają być nieprawidłowości w banku Baring Vostok – jednym z największych funduszy inwestycyjnych Zachodu w Rosji. Ze względu na późniejsze wydarzenia to zatrzymanie jest także wiązane z Yandexem – to Calvey wyłożył 5 mln dol. na stworzenie i rozwój spółki Yandex, na czym zarobił 500 razy tyle. Bloomberg pisał o czymś istotniejszym m.in. dla Yandexa – areszt miał zmiękczyć dużych inwestorów i prezesów w Rosji. „Zasady rosyjskiej dżungli biznesowej mają zastosowanie nawet do tych, którzy robią rzeczy według książki” – takie miało być przesłanie według Bloomberga. Calveya zwolniono z aresztu w kwietniu ub.r., ale do teraz ma areszt domowy, wielokrotnie przedłużany.

W czerwcu 2019 roku policja aresztowała dziennikarza śledczego Iwana Golunowa pod zarzutem handlu narkotykami. To było tak absurdalne, że w wyniku społecznego oburzenia władze wypuściły Golunowa już po tygodniu, a policjantom postawiono zarzuty. Okazało się, że informacje o miejscach pobytu dziennikarza policja otrzymywała z Yandex.Taxi.

Czytaj też: Skandynawskie dzienniki z artykułami o wojnie po rosyjsku

Także w czerwcu FSB zażądała od Yandexa, by w ciągu 10 dni przekazał im klucze szyfrowania serwisów Yandex.Mail i Yandex.Disk – te dają dostęp do całego ruchu informacji, nie tylko do e-maili. Firma opierała się symbolicznie. Dyrektor zarządzający Tigran Chudawierdian szybko poinformował, że dogadali się z FSB. „Naszym zadaniem jest zapewnienie, by przestrzeganie prawa nie stało w sprzeczności z utrzymaniem prywatności danych użytkownika” – zapewniał i odmówił podania szczegółów ugody. Reuters informował o 200 kolejnych firmach internetowych, od których FSB w 2019 roku zażądała zainstalowania urządzeń, które dają służbom rosyjskim stały dostęp do wrażliwych danych.

To, że relacja Yandex – Kreml nie jest jednoznaczna, pokazuje sytuacja z informacją „Kommiersanta” z 14 sierpnia 2019 roku. Ten niezależny dziennik napisał o Alfiji Kogoginie, zastępczyni szefa Dumy, która w liście do Ministerstwa Handlu, Przemysłu i Transportu chciała zabronić sprzedaży w Rosji starych aut. Info momentalnie stało się hitem internetu – ponad połowa z 60 mln pojazdów w tym kraju ma więcej niż 10 lat (list Kogoginy nie precyzował wieku). Yandex.Novosti w ciągu kilku godzin zaindeksował aż 350 informacji napisanych na podstawie tego newsa. Tego samego dnia Kogogina opublikowała wyjaśnienia, że jej pismo nie miało namawiać do zmiany prawa, a dotyczyło tylko pojazdów firmowych. Ale jeszcze tego samego wieczoru Yandex został oskarżony o „celowe eskalowanie socjopolitycznej sytuacji”. Już następnego dnia deputowani do Dumy zadeklarowali, że poprą prawo ograniczenia obcokrajowcom i firmom spoza Rosji do posiadania więcej niż 20 proc. udziałów w agregatorach treści, takich jak Yandex.Novosti. Projekt tych ograniczeń już dwa razy wcześniej pojawiał się w Dumie. Ta regulacja oznaczałaby koniec koncernu w jego kształcie – spółka matka jest zarejestrowana w Holandii, a firma notowana na NASDAQ.

Straszak 20 proc. ponownie wyciągnięto w listopadzie 2019 roku. Wtedy w ciągu jednego dnia Yandex stracił 18 proc. na giełdzie w Moskwie i podobnie w Nowym Jorku. Koncern się poddał. Firma ogłosiła, jak rządzący będą ją kontrolować. Już od 2008 roku rosyjski Sbierbank posiadał złotą akcję Yandexa, która pozwalała mu blokować wejścia inwestorów powyżej 25 proc. W listopadzie 2019 roku ujawniono, że złota akcja przejdzie do specjalnie powołanej Fundacji Publicznego Interesu. A ta ma mieć ogromne uprawnienia, m.in. możliwość blokowania inwestorów, którzy chcieliby mieć więcej niż 10 proc. akcji koncernu, oraz prawo do odwołania dyrektora generalnego spółki. Zmiany uzgodniono z administracją Putina. Po początkowych zaprzeczeniach potwierdził to ostatecznie rzecznik rosyjskiego rządu. W Fundacji obecnie zasiadają m.in. Aleksander Djukow, przewodniczący zarządu Gazprom Nafta, oraz Jelena Szmelewa, szefowa kampanii wyborczej Putina.

PECUNIA.DRIVE

Współpraca Yandexa z Kremlem wyraźnie zraziła Rosjan – w lipcu 2019 roku, już miesiąc po układzie z FSB, to Google ponownie został liderem rynku wyszukiwarek. W lutym br. Yandex miał już tylko 44,7 proc. udziału w rynku wyszukiwarek. W innych krajach też zanotował spadki – i tak na Białorusi ma 20 proc., w Kazachstanie – 14,5 proc., a w Turcji – 10 proc. W skali świata – ledwo 0,54 proc. rynku wyszukiwarek.

I nic w tym dziwnego. W marcu br. magazyn „Wired” opublikował ranking wyszukiwarek internetowych pod względem poszanowania prywatności. Obok Edge to Yandex okazał się najgorszy. „Bo nadal wysyła identyfikatory powiązane ze sprzętem urządzenia, co można potem wykorzystać do śledzenia adresów IP w czasie, czyli szpiegowania” – ostrzegał „Wired”.

Press

(fot. Unsplash.com)

Firma jednak stale zwiększa wpływy, tyle że w innych branżach. Oferuje bardzo popularną aplikację na metro, która pokazuje, jak dojechać między dwoma punktami nie tylko rosyjskich miast z podziemną koleją; platformę do zamawiania posiłków i dostarczanie ich we współpracy z Uber Eats, a w 2019 roku koncern otworzył nawet warzywniak. Yandex.Lavka obiecuje, że w ciągu 20 minut od zamówienia z pomocą floty skuterów i ubranych na żółto kurierów dostarczy owoce i warzywa.

Testy autonomicznych aut Yandex zaczął w Rosji już w 2016 roku, a dwa lata później także w Izraelu. W październiku ub.r. przejechał nimi milion mil. Rosyjski koncern trafił w ten sposób do światowej elity, bo przed nim dokonały tego tylko cztery firmy na świecie: Waymo, GM Cruise, Baidu i Uber. Posiada teraz 50 autonomicznych pojazdów, głównie marki Hyundai. Rosjanie jako pierwsi w Europie zaczęli ich używać jako taksówki. Są testowane w dwóch miastach – technologicznych hubach Rosji: Innopolis i Skolkowie. Ale jeszcze nie jako w pełni autonomiczne, bo pracownik na przednim siedzeniu trzyma czerwony guzik awaryjny. Wkrótce mają ruszyć w miasto samodzielnie. W ciągu dwóch lat koncern chce mieć w użyciu tysiąc takich robotaksówek zdolnych pracować 24 godziny na dobę.

Press

(fot. Unsplash.com)

To plany kompatybilne z innym biznesem Yandexa – samochodami na minuty. Po ulicach Moskwy jeździ już ponad 30 tys. takich aut – stolica Rosji to największy tego typu rynek na świecie. Yandex na początku tego roku miał aż 21 tys. swoich aut. Flotę car-sharingu chce zakotwiczyć też w Unii Europejskiej. Anton Riazanow, prezes Yandex.Drive, w styczniu br. zapowiadał tysiąc elektrycznych aut na ulicach Madrytu, Kopenhagi, także miast Francji i Włoch. Nie wiadomo na razie, czy i jak epidemia koronawirusa zmieni te plany.

W 2019 roku przychody rosyjskiego giganta przekroczyły 2,8 mld dol., o 37 proc. więcej niż rok wcześniej. Zysk spadł (o 75 proc.) do „ledwo” 180 mln dol. Ale analitycy UBS, jeszcze przed wybuchem epidemii, prognozowali, że do końca 2020 roku Yandex podwoi swoje obroty.

Komisja Papierów Wartościowych i Giełd 28 lutego zawiesiła obrót akcjami Yandex, firmy, która pod koniec 2021 roku Grupa Yandex była warta 22 miliardy dolarów na Nowojorskiej Giełdzie Papierów Wartościowych (Nasdaq) z powodu obaw regulacyjnych dotyczących sankcji nałożonych przez Stany Zjednoczone w związku z inwazją Rosji na Ukrainę. 7 marca Nasdaq poinformował, że zmienia status Yandex na „wymagane dodatkowe informacje”. Handel zostanie wstrzymany, dopóki Yandex N.V. nie spełni prośby Nasdaq o dodatkowe informacje.

Rosyjskie władze ogłosiły, że zamierząją uruchomić RuNetu, czyli rosyjską sieć internetową i zastąpić nią globalny Internet. Reuters zwraca uwagę, że usługi Yandexa mogą stanowić przydatne narzędzie w rozwijającym się ekosystemem technologicznym Rosji. 

Krzysztof Boczek

Pozostałe tematy weekendowe

Roman Młodkowski z Biznes 24: "Kończymy spacer przez dolinę...
Ćwirki, pogadajmy. Kto i o czym dyskutuje na Twitter Spaces
Interaktywnie o świecie w Outriders. Warsztat:...
* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.