Część mediów nie chce nieoficjalnych informacji o koronawirusie w Polsce
Nie musimy być pierwsi ws. koronawirusa w Polsce - mówi Bartosz Węglarczyk (fot. Pexels.com)
Część redakcji postanowiła wstrzymać się z informacjami o pierwszym przypadku koronawirusa w Polsce do czasu oficjalnego potwierdzenia przez władze lub Głównego Inspektora Sanitarnego. Ale w internecie od kilku dni trwa wyścig na te nieoficjalne.
W środę Se.pl napisał: "PILNE: Pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce!". Według serwisu "Super Expressu" wirus miał zostać wykryty u pacjenta w Krakowie. Informacja nie została potwierdzona.
Z kolei w czwartek serwisy Dzienniklodzki.pl i Expressilustrowany.pl poinformowały o pierwszym potwierdzonym przypadku w Łodzi. "Wielce prawdopodobne, że mamy w Łodzi pierwszy w Polsce przypadek koronawirusa" - podało również Radio Łódź. Doniesienia także zostały zdementowane. Na informacje łódzkich mediów powołują się inne redakcje, wskazując, że brak oficjalnego potwierdzenia.
"Aby nie było wątpliwości: @RMF24pl podadzą informacje o przypadku koronawirusa w Polsce dopiero wtedy gdy potwierdzi to @MZ_GOV_PL. Nie będzie nieoficjalnych informacji od znajomych lekarzy lub pielęgniarek!!!" - oświadczył na Twitterze w czwartek Marek Balawajder, dyrektor informacji RMF FM.
Aby nie było wątpliwości: @RMF24pl podadzą informacje o przypadku koronawirusa w Polsce dopiero wtedy gdy potwierdzi to @MZ_GOV_PL . Nie będzie nieoficjalnych informacji od znajomych lekarzy lub pielęgniarek!!!
— Marek Balawajder (@MarekBalawajder) February 27, 2020
Także Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onetu, informuje, że redakcja czeka na oficjalną informację od ministra zdrowia, jego rzecznika, Głównego Inspektora Sanitarnego lub rzecznika rządu. - To są dla nas osoby, od których wyjdzie wiarygodna informacja na temat pierwszego przypadku koronawirusa w Polsce. Oczywiście sprawdzamy też informacje, które do nas docierają ze szpitali w całej Polsce, ale weryfikujemy te doniesienia u wymienionych osób - tłumaczy Węglarczyk. - Mieliśmy już takie sytuacje, że potwierdziliśmy w bardzo wiarygodnych źródłach, że w którymś szpitalu jest pierwsza ofiara koronawirusa w Polsce. Zadzwoniliśmy do kilku osób, które wymieniłem, ale powiedziano nam, że to nieprawda i nie opublikowaliśmy tej informacji - opowiada naczelny Onetu.
Redaktor naczelna "Faktu" Katarzyna Kozłowska tłumaczy, że redakcja przygląda się sytuacji z dwóch perspektyw. - Z jednej strony monitorujemy rozprzestrzenianie się wirusa i informujemy o tym, w jaki sposób Polacy mogą chronić się przed zakażeniem. Bardzo zależy nam na tym, żeby nie siać paniki - informuje Kozłowska. - Z drugiej strony przyglądamy się temu, czy działania rządu są spójne i skoordynowane. I już widzimy, że panuje chaos. Piszemy o tym codziennie w gazecie, zwracając uwagę, że Polacy bardziej w tej sprawie liczą na siebie niż na działania administracji - dodaje. Naczelna "Faktu" wymienia, że z opóźnieniem uruchomiono infolinię, bardzo późno podjęto działania na lotniskach, nie przygotowano spójnej komunikacji dla systemu szkolnictwa. - Tłumy na SOR-ach świadczą o tym, że nie było zaplanowanej akcji informacyjnej. Dopiero panika we Włoszech skłoniła naszych rządzących do działania - wskazuje Kozłowska.
Bartosz Węglarczyk kwituje: - Są takie tematy, w których nie można się ścigać, aby być pierwszym, na przykład informacje o czyjejś śmierci. Tak samo nie będziemy się ścigać na doniesienia o pierwszym przypadku koronawirusa w Polsce. Jesteśmy na to bardzo wyczuleni, cała redakcja wie, że traktujemy tę sprawę bardzo poważnie i nie musimy być pierwsi.
Ekspert ds. profilaktyki zakażeń dr Paweł Grzesiowski ze Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP uważa, że z informowaniem znacznie lepiej poradzili sobie niezależni eksperci niż wielu dziennikarzy. - Część mediów tzw. mainstreamowych przyjęła strategię pisania o koronawirusie daleką od tej, jaka jest potrzebna. Epatują grozą, przerażeniem, pokazują ludzi niemal umierających, w maskach, pod kroplówkami - zauważa dr Paweł Grzesiowski. Z jego obserwacji wynika, że lepiej sytuacja wygląda w mediach społecznościowych - tam pojawia się dużo więcej analiz. W przeciwieństwie do dużej grupy mediów, które tworzą wiele informacji o koronawirusie, rozbudzając emocje i obawy czytelników. - To działania obliczone na kliknięcia - podsumowuje Grzesiowski.
(KOZ, PAZ, AMS, 28.02.2020)