Naczelny "Press": (Auto)ryzacja
Piotr Najsztub był ciekawym przypadkiem. W rozmowie dla „Press” opowiadał o bólach redaktora, któremu rozmówcy wycinają z wywiadu najlepsze fragmenty, ale gdy po autoryzacji odesłał swoje wypowiedzi, musieliśmy dopisać pod tym wywiadem: „Złemu obyczajowi autoryzowania uległ sam Piotr Najsztub. Zażądał usunięcia nie tylko swojej odpowiedzi na jedno z pytań, ale nawet samego pytania. Nie chcąc wywoływać wstydu w naszym rozmówcy, uwzględniliśmy jego żądanie”.
Pewnie dziś wybralibyśmy jednak wstyd udzielającego wywiadu. Lecz po tamtej rozmowie zostało mi w głowie ważne zdanie Piotra: „Staram się nie wysyłać tekstów, bo jak z faksu schodzi wywiad, w każdym rodzi się pisarz, który chce napisać wszystko od nowa”.
My co jakiś czas budzimy kolejnego pisarza. A że rozmówcami „Press” są głównie ludzie mediów, nie mogę wyjść ze zdumienia, jak bardzo nie szanują faktów, a przede wszystkim tego fenomenu rozmowy, która się przecież odbyła. Siadają i piszą sobie cały wywiad na nowo, bo, jak tłumaczą, „najważniejsze, by dobrze wypaść”. Naprawdę?
Niedoszła bohaterka naszej okładki, nagradzana reporterka, opowiadała w wywiadzie, jak sobie radzi z autoryzacją: otóż czyta całe teksty rozmówcy przez telefon, bo – jej zdaniem – u niewyrobionego medialnie człowieka uszy są lepszym odbiorcą nowych treści niż oczy. Albo sama jeszcze medialnie nie dorosła, albo lubi pisać, bo efekt był taki, że gdy odesłała wywiad po autoryzacji, trudno w nim było znaleźć jedno zdanie, które byśmy znali. Udało jej się nawet usunąć pytanie dziennikarza. Tekst wylądował w koszu.
Co ciekawe, najwięcej ingerencji podczas autoryzacji robią dziennikarze piszący. Zmyślony wywiad innego znanego reportera trzymam do dziś w swoim archiwum jako kuriozalny przykład zmian sensu prawie każdej wypowiedzi o 180 stopni.
Wiem, celebryci uważają, że w prasie kolorowej zmyślone wywiady są codziennością i że przepis o autoryzacji jest niezbędny. Ich zdaniem z brakiem profesjonalizmu wśród dziennikarzy należy walczyć, drukując fikcję.
Dlatego zawsze podziwiam tych nielicznych, którzy od razu zastrzegali, że autoryzować wywiadu nie będą. Mogę ich policzyć na palcach obu rąk: Jan Wróbel, Bartosz Węglarczyk, Wojciech Staszewski, Jacek Hugo-Bader, Andrzej Andrysiak, Piotr Andrusieczko, Andrzej Poczobut, Jakub Górnicki, a ostatnio Tomasz Surdel. Może o kimś zapomniałem, ale jak na 23 lata wydawania pisma i 260 numerów „Press”, w którym mamy po kilka wywiadów – to naprawdę kropla w morzu.
Nawet nie wiem, do kogo miałbym apelować, byśmy nie uprawiali w prasie fikcji, która w radiu czy telewizji jest nie do pomyślenia.
Komentarz redaktora naczelnego "Press" ukazał się w numerze 5-6/2019
Andrzej Skworz