Wydanie: PRESS 05/2006

Wybrnę

Pozycja „Faktów”, w których Pan teraz pracuje, wyrosła między innymi z krytyki „Wiadomości”, które Pan do niedawna firmował. Kompletnie się z tym nie zgadzam, choć czytałem takie wypowiedzi w prasie. Być może „Fakty” były krytyczne wobec „Wiadomości”, ale rynek zdobywały przede wszystkim innym sposobem robienia dziennika telewizyjnego – na podstawie dobrych wzorców ze Stanów Zjednoczonych i telewizji światowych. Nie wierzył Pan w te wzorce, będąc w „Wiadomościach”? Pamiętam Opole 2002 i Pana występ z Jolantą Pieńkowską i Waldemarem Milewiczem, kiedy to mówiliście o faktach „nie do końca prawdziwych”. Wszystkich to oburzyło. Po pierwsze, nie wszystkich. Po drugie, rzeczywiście, z perspektywy czasu widać, że ta wypowiedź nie należy do szczytowych osiągnięć satyry. Ale też proszę nie przesadzać – to był żart. Zresztą, znalazło się więcej adresatów tych słów, prezes RMF-u Stanisław Tyczyński po tej sprawie nie odzywał się do mnie przez rok. Był przekonany, że chodzi o „Fakty” RMF-u. RMF poużywał sobie na mnie w swoich programach – gdybym miał trochę mniej dystansu, mógłbym to odebrać jako złośliwe albo krzywdzące. A jednak dziś współpracujemy. Ale teraz będzie Pan budować pozycję „Faktów” w konkurencji do „Wiadomości”. Może nie warto było krytykować kolegów. Historia jest złośliwa. Oryginalny pogląd... Proszę sobie wyobrazić taką sytuację w sporcie: zawodnicy klubów Real Madryt i FC Barcelona opowiadają o sobie różne rzeczy, potem wychodzą na boisko i walczą na śmierć i życie. Czy to sprawia, że transfery z jednego klubu do drugiego są niemożliwe? Co innego kopanie piłki, a co innego podważanie wiarygodności. Nie podważałem wiarygodności „Faktów”. Być może „Fakty” podważały wiarygodność „Wiadomości”. Nie wracam do tego. I nie sądzę, że moje przejście można traktować w kategoriach zdrady. Czy pani zauważyła, bym w ciągu czterech dni mojej obecności w „Faktach” wykonał jakiś nieelegancki gest w stosunku do moich kolegów z „Wiadomości”? Czy pani czytała inne moje wywiady? Czy pani słyszała mój występ na Wiktorach? Czytałam i słyszałam, ale wciąż się zastanawiam, skąd w Panu myślenie raczej w interesie pracodawcy niż swoim jako dziennikarza. Czy dziennikarz musi się tak bardzo identyfikować z pracodawcą? Tak jak firmował Pan Kwiatkowskiego, tak teraz firmuje Waltera. Nie firmowałem telewizji Roberta Kwiatkowskiego. Kiedy? Może wtedy, gdy w proteście przeciw manipulacjom w „Wiadomościach” poszedłem na urlop? Jeden urlop i to dość niejasno komunikowany. Dzisiaj posługiwanie się tym argumentem jest… …nieuczciwe? Trochę przesadzone. Będziemy rozmawiali na temat mojej odwagi? Powtarzam, nie firmowałem swoją twarzą telewizji Kwiatkowskiego, tylko programy, które prowadziłem. Pod każdym z nich się podpisuję. Wierzy Pan w to, że wszystkie by dziś obronił? Teraz pani sprowadza rzecz do absurdu, bo zakłada, że nie popełniłem żadnego błędu w pięciuset wydaniach „Wiadomości”, które poprowadziłem. Na pewno były jakieś błędy. Ostatnio dużo jest Pana w mediach. Ma Pan jako szef „Faktów” zapisaną w kontrakcie wzmożoną promocję programu? Moja aktywność w innych mediach nie wynika z tego, że uwielbiam udzielać wywiadów. Chcę, żeby do opinii publicznej przedostała się informacja, że Durczok wystartował w programie, który ma się stać najbardziej oglądanym programem informacyjnym w Polsce. Ale jeśli chociaż część sukcesu, który wykazały badania AGB po czterech dniach prowadzenia „Faktów”, jest spowodowana kampanią promocyjną z moim udziałem, to warto było. Teraz Pana przekaz jest jasny: daje Pan sobie trzy lata na przegonienie „Wiadomości”. Kto wymyślił te trzy lata: Pan czy Piotr Walter? Oczywiście, że ja. Jeśli coś mnie rajcuje w tej pracy, to nie tytuł na wizytówce lub obecność na ekranie. Fascynuje mnie cel, który sobie stawiamy. Jeżeli w tej chwili mamy punkt odniesienia, są to „Wiadomości”. Trudno, żebym próbował odnosić się do „Wydarzeń” Polsatu, bo nie jest to stacja, która może stanowić dla „Faktów” bezpośrednią konkurencję – jest w tyle o całą długość. „Wiadomości” są zaś najliczniej oglądanym programem. I mimo że w ciągu czterech dni przegoniliśmy ich dwukrotnie w udziałach w rynku, nadal liczba ludzi, którzy zasiadają przed telewizorem o 19.30, jest większa. To z kim się mam gonić? Gonić się trzeba z najsilniejszym. Czy nie jest tak, że aby przegonić TVP, potrzebny jest w „Faktach” raczej dobry menedżer, a nie dziennikarz? Potrzebny jest i dobry dziennikarz, i wizjoner, i dobry technokrata, który potrafi wszystko poukładać. Pani tak naprawdę pyta o przepis na dobrego szefa. Te same pytania można by było zadać w banku, który walczy o palmę pierwszeństwa w Polsce. Dobre dziennikarstwo, dobry program informacyjny to nie tylko słupki. Mam taki cel, że chcę przegonić „Wiadomości”. Ale nie chcę tego osiągać tym, że z ekranu będzie kapać krew i będziemy epatować widza gołymi czy poszarpanymi po wybuchu ciałami. Poza tym, jeśli ktoś obejmuje szefostwo redakcji, to nie dlatego, że potrafi planować urlopy czy odpowiadać na ewentualne protesty, lecz dlatego, że ma jakąś merytoryczną wizję. Spójrzmy na liczby. Średnia widownia „Wiadomości” to ostatnio 5–6 mln widzów, a „Faktów”, jeśli jest dobrze, ponad 4 mln. W jaki sposób chce Pan zdobyć milion widzów w ciągu trzech lat? Ciężką pracą. I wieloma pomysłami, którymi – rzecz jasna – się z panią nie podzielę. A poza tym – zmiennych jest co najmniej kilkanaście: można grać ramówką, poprzedzić program innym, który podprowadzi widzów. Mamy już podprowadzenie: przed „Faktami” emitowany jest serial „W-11” i ściągnięto blok reklamowy. Ponadto około 170 tysięcy widzów przeciągnięto do TVN-u po skasowaniu „Faktów” w TVN 24. Ważne jest także, co w tym czasie nadaje Dwójka, inne programy, w ilu gospodarstwach w Polsce jest jeden telewizor, a w ilu dwa, jak w Warszawie czy Poznaniu. Całe sztaby w telewizjach siedzą i to analizują. Nie jestem w stanie przeanalizować wszystkich scenariuszy, znaczna część jest w głowach albo sejfach tych, którzy je wymyślają. Pana strategia zakładała, że widzowie „Wiadomości” przyjdą do „Faktów” za Durczokiem? Każdego widza, który przyjdzie z „Wiadomości” do „Faktów” za mną, będę chciał osobiście ucałować w czoło. Może być ich niewielu. Wyniki telemetrii pokazują jasno, że po odejściu Tomasza Lisa z „Faktów” programowi nie spadła oglądalność – tak samo jak „Wiadomościom” po Pana odejściu. Czy zatem nie lepiej próbować grać całym zespołem? Skąd w pani przekonanie, że próbuję grać solo – tego nie mogę zrozumieć. Powtarzam bezustannie, że publicystyka jest grą dla solistów, ale newsy to gra zespołowa. Jest oczywiste, że bez zespołu: dobrych reporterów, wydawców, producentów, dobrych pomysłów, tego wszystkiego, co się składa na dziennikarską robotę, nie ma szans na sukces. W dniu, gdy poinformowano, że będzie Pan szefem „Faktów”, „Fakty” nawet się na ten temat nie zająknęły. Brak profesjonalizmu dziennikarzy czy po prostu wciąż pamiętali Pana z TVP? Nie zajmowałem się roztrząsaniem tak doniosłych dylematów. Jeszcze przed Pańską nominacją odszedł Bogdan Rymanowski i nie krył, że to z Pana powodu. Próbował Pan z nim rozmawiać? Nie. Bogdan podjął taką decyzję. Cenię go jako dziennikarza, ale wyobrażam sobie „Fakty” bez Bogdana Rymanowskiego. A z Justyną Pochanke Pan rozmawiał? Bo też się zastanawiała. Nie. Justyna Pochanke jest dziennikarką i prezenterką „Faktów” i ja się z tego cieszę. Ale atmosfera w pracy jest bardzo ważna. Wiem. I właśnie dlatego nie muszę się teraz o nią w „Faktach” martwić. Gdyby na świecie wydarzyło się nagle coś na miarę tragedii WTC, czułby się Pan na siłach poprowadzić relację na żywo? Albo na przykład po wyborach w USA porozmawiać z prezydentem? Zdumiewa mnie pani tym pytaniem. Dlaczego? Dotąd nie widzieliśmy Pana w nagłej sytuacji, gdy trzeba zarządzać dużym zespołem i jednocześnie prowadzić program. Wydaje mi się, że po 17 latach pracy dziennikarskiej poradziłbym sobie z programem na żywo. Do tej pory zrobiłem ich – tak liczę – jakieś półtora tysiąca. Myślę, choć to śmiałe założenie, że ten także nie skończyłby się kompromitacją. Zbliża się mundial, ważne wydarzenie, które ma szansę przyciągnąć wielu widzów, a Pan nie lubi piłki nożnej. Na szczęście newsy to taka dziedzina, w której informujemy o różnych sprawach. Ktoś kiedyś powiedział, że dobry dziennikarz to genialny dyletant. Trudno, by jedna osoba z takim samym znawstwem relacjonowała operację kardiochirurgiczną na otwartym sercu i mecze piłkarskie. Do tych pierwszych mamy znakomitego Marka Nowickiego, a w sprawach piłki nożnej ufam Tomkowi Sianeckiemu. Jakoś z tej beznadziejnej sytuacji wybrnę. Gdzie widzi Pan siebie za trzy lata? Mam nadzieję, że w zespole, który robi najbardziej oglądany program informacyjny w Polsce. A jeżeli nie przegonicie „Wiadomości”? Na pewno uznam to za swoją porażkę. Odejdzie Pan z „Faktów”? Nie wiem. Wtedy się będę nad tym zastanawiał. Rozmawiała Renata Gluza

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.