Wydanie: PRESS 05/2006
Tłok kontrolowany
Środa. Dzień, w którym nagrywane są odcinki TVN-owskiego programu „Szymon Majewski Show”. Hangar w podwarszaw-skich Jankach. Szkielet stanowią poustawiane w środku małe kontenerki: garderoby, pomieszczenia dla producenta, kostiumologów, charakteryzatorów, prowizoryczna kafejka oraz obszerny hol, którego centralnym punktem jest czerwona sofa. Co chwila przysiadają tu twórcy programu bądź zaproszone gwiazdy. Na plazmowym ekranie śledzą obraz transmitowany ze studia, oddzielonego jedynie cienką ścianką. Na ekranie widać zdezorientowane kozy, kucyka, świnię, osła. Przed nimi, na obrotowej scenie, z szerokim uśmiechem i ledwie trzymającą się na głowie peruką, nową wersję szlagieru „New York, New York” śpiewa Omar Sangare. – Olga Lipińska powiedziała w jakimś wywiadzie, że aby wzruszyć widzów, trzeba pokazać zwierzęta. No to pokazaliśmy – tłumaczy Marta Więch, współproducentka show. – Niektórzy odnajdują w tym programie ducha moich produkcji – mówi Olga Lipińska. – Biorąc pod uwagę show Szymona, cieszę się, że mogę uchodzić za klasyka. Ojców jest wielu Zwariowany show, ze scenerią wypełnioną kiczem oraz z prowadzącym z kwiatkiem w butonierce, wymyka się jednak wszelkim porównaniom. „Szymon Majewski Show” to autorski program firmy producenckiej Rochstar i TVN-u. Pomysł był taki: zaserwować widzowi telewizyjną kuchnię fusion, połączenie talk-show, kabaretu i teleturnieju w komicznej formie. – TVN o takim programie myślał od kilku lat. Mieliśmy programowy zarys całości, szukaliśmy tylko odpowiedniego prowadzącego. Braliśmy pod uwagę wielu satyryków, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że mamy przecież Majewskiego – opowiada Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN-u. Wśród ekipy realizatorskiej słyszę zaś, że ojcem show jest Rinke Rooyens, szef Rochstaru. On oraz Rafał Piekoszewski i Marta Więch (producenci z ramienia TVN-u) współpracowali z Majewskim przy „Mamy cię!”. Od godziny 11 do 23 przez plan „Szymon Majewski Show”, nie licząc publiczności, przewija się prawie sto osób. Nad całością pracuje trzydziestoosobowy zespół. Dyrektor Edward Miszczak, pytany o koszty, mówi krótko: – Kilkaset tysięcy złotych za jeden odcinek. W poniedziałek wieczorem na TVN regularnie przełącza się ponad 3,5 mln widzów. Głównie z dużych miast (ponad 30 proc. pochodzi z miast powyżej 200 tys. mieszkańców), częściej są to kobiety (57 proc.), osoby ze średnim lub wyższym wykształceniem (60 proc., wszystkie dane: AGB Nielsen Media Re- search). – Założeniem było zrealizowanie rodzinnego programu rozrywkowego, który jest oparty na żartobliwej osobowości prowadzącego – mówi Szymon Majewski. – Nie chciałem jednak zgarniać wszystkiego dla siebie i cieszę się, że inni też mogą się pokazać – dodaje. Jego program to już nie one man show. Popularność przynosi bowiem też Katarzynie Kwiatkowskiej, Waldemarowi Ochni, Michałowi Zielińskiemu, Jolancie Wilk i Aldonie Jankowskiej, parodiującym w „Rozmowach w tłoku”, które są ostatnią częścią show, znane postaci. Te ostatnie dziesięć minut stało się, nieoczekiwanie dla twórców show, gwoździem programu. Szymon Majewski: – Dotychczas w programach tego typu wszyscy – politycy i osoby publiczne – mówili językiem rymowanym, nierzeczywistym. Ów rym wynosił ich na piedestał: jestem Andrzej Lepper, ale mówię językiem Słowackiego. Tymczasem oni języka literackiego przecież nie używają, mają za to swoje osobowości, mówią z właściwą sobie składnią. Dlatego zdecydowaliśmy się przypisać politykom i gwiazdom show-biznesu ich własny język. I to chwyciło. Urban płaci więcej „Hi, hi, hi” – słychać charakterystyczny śmiech Dody. Parodiująca ją Katarzyna Kwiatkowska ledwie przekroczyła próg studia, już wciela się w rolę. Aktorka, która świetnie parodiuje też Krystynę Jandę i Kazimierę Szczukę, trafiła do programu z castingu. To reguła – parodyści, nawet jeśli zdobyli już uznanie w tym zawodzie, muszą przejść przez przesłuchanie. Pierwszą osobą, w którą wcieliła się Kwiatkowska, była Janda. Czy dużo przedtem ćwiczyła? – Można powiedzieć, że całe życie – odpowiada. – Lubiłam parodiować Jandę na imprezach. Tchnęło mnie, gdy przy okazji premiery „Kochanków mojej mamy” obejrzałam wywiad z Jandą, przeprowadzony bodaj przez Irenę Dziedzic. Byłam bardzo zdziwiona, że można mieć tyle energii, że można tak trząść głową. No i spróbowałam, jak to jest – opowiada. Ma za sobą krótki epizod w Telewizji Puls, w programie satyrycznym „Gumitycy”. – Robiłam tam Monikę Olejnik. Byłam z tego bardzo zadowolona, ale za to reżyser mniej i mnie wywalił – wspomina Kwiatkowska. Grywała epizody w serialach „Klan”, „Samo życie”, „M jak miłość”. Większe role dotąd ją omijały. Waldemar Ochnia, odgrywający Jerzego Urbana, Lecha Wałęsę i Józefa Oleksego, wcześniej parodiował polityków w programie „Polskie zoo”. – Podkładanie głosu, a granie całej postaci to dwie różne bajki. Telewizja daje dużo większą satysfak- cję, ale jest też większym wyzwaniem – mówi Ochnia. W swojej karierze naśladował już ponad sto postaci. Z autorskim programem „Jeden za wszystkich” Ochnia występował w całej Polsce. W skórze Urbana czuje się wyjątkowo dobrze – naśladuje go już od 30 lat! Kiedyś Jerzy Urban, redaktor naczelny „Nie”, zaproponował mu, by wystąpił na imprezie z okazji pięciolecia tygodnika. Ochnia odmówił. Urban był zdziwiony, że dla innych występuje, a dla niego nie. „Ja ci dziesięć razy więcej zapłacę” – zachęcał. – Odmówiłem, bo akurat nie pasował mi termin. Gdybym dostał jeszcze raz taką propozycję, musiałbym ją przemyśleć, także ze względów moralnych – mówi Ochnia. Aldona Jankowska debiutuje dziś w roli posłanki Samoobrony Danuty Hojarskiej. W Krakowie wraz z Aleksandrą Wolf tworzą dwuosobowy autorski kabaret Oj, damy. Przygotowanie pierwszej postaci zabrało jej sporo czasu. – To są godziny spędzone przed telewizorem, wieczory analiz sposobów mówienia, poruszania się, właściwej mimiki, kilometry przesłuchanych taśm. Wszystko, by tylko złapać tę charakterystyczną nutę – przyznaje Jankowska. Dziś akurat w odcinku nie występują Jolanta Wilk (vel Renata Beger, Jolanta Kwaśniewska, Maria Kaczyńska, Janina Paradowska, Elżbieta Kruk) i Michał Zieliński (vel Andrzej Lepper, Donald Tusk, Lech Kaczyński, Włodzimierz Cimoszewicz, Piotr Fronczewski) – oboje aktorzy występowali w audycji Majewskiego w Radiu Zet „Sponton”. Jolanta Wilk nad głosem pracuje niemało. – Do tego stopnia, że czasami w sklepie czy w taksówce włączy mi się jakaś postać – mówi Wilk. Zieliński po emisji pierwszego odcinka „Szymon Majewski Show” bał się pojawić w Teatrze Powszechnym, gdzie gra. – Stresowałem się, jak zareagują koleżanki i koledzy z teatru, denerwowałem się, co na to powiedzą Zbigniew Zapasiewicz, Władysław Kowalski i Joanna Szczepkowska – wspomina. Przyjęli mnie pozytywnie. A Zapasiewicz po odcinku, w którym wcielił się we Fronczewskiego, podszedł i powiedział: „Ale wczoraj Edyp byłeś”. Przeszarżowali z Tuskiem Siedzą za stołem nakrytym gazetami, wpatrzeni w swoje teksty. Próba „Rozmów w tłoku” nie jest dłuższa niż pół godziny, bo w poprzednie dni już ćwiczyli tekst. Dialogi piszą Aleksandra Wolf i Marcin Dziedzic. Choć można odnieść wrażenie, że „Rozmowy w tłoku” są improwizowane, to do improwizacji im daleko. Producent Rafał Piekoszewski co chwila wtrąca się i poprawia dialog, by był bardziej spójny. – Pokaż, że ona nie ma zamiaru bratać się z tym towarzystwem. Więcej agresji! – krzyczy. Kreuje rozmowy, wymyśla, kto mógłby wziąć w nich udział. Pilnuje, by za bardzo nie odchodzili od scenariusza. „A mnie pani Kruk wysłała już kilka listów z pogróżkami” – czyta Ochnia-Urban. – „Niech sobie państwo wyobrażą, pisze w nich, że ja i mój tygodnik jesteśmy niemoralni. Odpisałem jej, by na drugi raz napisała coś, czego nie wiem”. – Stop! W tekście jest: „odpisałem jej, żeby pocałowała mnie w dupę!” – przerywa Piekoszewski. – Ale przecież to wytną – broni się Ochnia. – Może „pocałowała w tyłeczek”? – Nie, niech zostanie – włącza się Majewski. – Urban powiedziałby: „w dupę”. – Pewnie, że tak by powiedział – stwierdza Piekoszewski. Szymon Majewski przyznaje, że pilnują się, by nie przegiąć. – Często zapala mi się czerwona lampka: „pomyśl o swojej mamie, jak ona jako widz na to zareaguje” – mówi. Nieraz jednak balansują na granicy dobrego smaku. Na przykład gdy Paradowska mówi do Tuska: „I kto da pieniądze: PiS da czy PO?” albo gdy Lepper mówi do Gilowskiej: „Żeby ci już nigdy nie stanął”. Gdy, przytaczając ostatni przykład, pytam Aleksandrę Wolf, autorkę tekstu, czy nie uważa, że czasami przeszarżowała z dowcipem, odpowiada: – To było chyba o zegarku, prawda? Co znaczy, że przeszarżowałam? Liczę na poczucie humoru naszych elit rządzących. Aleksandrę Wolf widzowie TVN-u mogli poznać jako prowadzącą „Maraton uśmiechu”. W CV ma ponadto sześcioletnią współpracę z „HBO na stojaka” i prowadzenie z Piotrem Pręgowskim programu „Liga mistrzów śmiechu” w Polsacie. Aktorzy kabaretu mówią o niej, że znakomicie wyczuwa język polityków i predyspozycje aktorów do grania poszczególnych postaci. – Ola konsultuje się z nami, lecz daje nam sporo luzu i cieszy się, jeśli jej dialogi ubarwiamy wtrętami charakterystycznymi dla parodiowanych osób – mówi Katarzyna Kwiatkowska. Praca nad odcinkiem „Rozmów” zaczyna się w czwartek rano. Rafał Piekoszewski konsultuje z Aleksandrą Wolf, które wydarzenia warto ograć, kogo sparodiować. W piątek lub sobotę aktorzy dostają wstępny scenariusz, a w poniedziałek w siedzibie Rochstaru odbywa się pierwsza próba. Trwają dyskusje nad tekstem, aktorzy proponują zmiany. – Chcemy być jak najbardziej aktualni – podkreśla Piekoszewski. Raz wydarzenie polityczne spowodowało, że całe „Rozmowy w tłoku” musiano nagrać ponownie – po wyborach prezydenckich. Wszystkie sondaże przemawiały za zwycięstwem Donalda Tuska. W „Rozmowach” pojawił się więc jako prezydent elekt. – To było szaleństwo. Już w niedzielę powstał nowy scenariusz, a w poniedziałek nakręciliśmy nowe „Rozmowy” – wspomina Szymon Majewski. Doklejone nosy i podbródki Środa, godzina 17. Koniec prób, godzinna przerwa przed nagraniem. Majewski zamyka się w swojej garderobie. Kwiatkowska, Ochnia i Jankowska znikają za drzwiami z napisem „Make- -up”. – Największą zmorą jest charakteryzacja – wzdycha Ochnia. W pomieszczeniu stoi kilkadziesiąt pudełek. Każde podpisane: „Gilowska”, „Lepper”, „Marcinkiewicz”, „Doda”, „Mandaryna”, „Szczuka”... Wewnątrz niezbędne do przeobrażenia się w daną osobę elementy: sztuczny nos, włosy, brodawka. O charakteryzację dba trzyosobowy zespół: Cezary Kostrzewski, Anna Jabłońska i Małgorzata Majkut. Na co dzień pracują w teatrze, przy produkcjach filmowych, pokazach mody. Obok pudełek dwa duże segregatory. W środku zdjęcia parodiowanych osób i zdjęcia aktorów po charakteryzacji. Przy każdej postaci opis. „Oliwkowy, nasmarowany, błyszczący, paznokcie lekko zabrudzone doklejane, nos troszkę powiększony, opalony, wysunąć dolną szczękę, ręce postarzyć, brwi, korekta brody” – te wskazówki pozwalają zmienić Michała Zielińskiego w Andrzeja Leppera. – Dostajemy od producenta zdjęcia osób, które będą parodiowane – mówi Małgorzata Majkut. – Przygotowanie charakteryzacji przypomina pracę nad karykaturą. Zastanawiamy się nad typem urody, analizujemy, na które elementy należy położyć większy nacisk – wyjaśnia. Nie bez znaczenia jest fizjonomia aktora. – W niektórych przypadkach robimy odlewy gipsowe twarzy, by wiedzieć dokładnie, co i gdzie musimy dorobić – dodaje Anna Jabłońska. Po ponad godzinie Ochnia ma doklejony gumowy nos, gumowy podbródek, jego włosy znikają pod gumową glacą. – Najbardziej czasochłonny jest Urban, zajmuje niekiedy trzy, a nawet cztery godziny – przyznaje Majkut. To, co widzowie „Rozmów” postrzegają jako twarze Dody, Urbana czy Leppera, jest w rzeczywistości maską, połączeniem lateksu, kleju i pudru. Tymczasem asystentka dobija się do drzwi garderoby Szymona. – Szymon, nie żartuj! – prosi. Cisza. – Po próbie mam często dwudziestominutowe zejście. Wchodzę do tej swojej kanciapy i po prostu zasypiam – tłumaczy później Majewski. Publiczność cenzorem Ożywia się natychmiast, wchodząc na plan. Program jest rejestrowany tak, jak go oglądamy: od wstępniaka po „Rozmowy w tłoku”. Majewski opowiada dowcip, po czym zastanawia się przez chwilę, czy był odpowiednio powiedziany. – Z Szymonem jest problem, bo nie można z nim zrobić dubla. U niego dowcip goni dowcip. Można wręcz powiedzieć, że dowcipy generuje non stop, ale trudno mu jakikolwiek powtórzyć – mówi Edward Miszczak. Dubel więc robi się zwykle nie dlatego, że prowadzący się pomylił, ale ponieważ ma w zanadrzu lepszy żart. Majewski słynie z tego, że scenariusza trzymać się nie lubi. Rafał Piekoszewski znosi to cierpliwie: – Prezenter odczytujący tylko napisane kwestie, bez inwencji twórczej i szaleństwa, nigdy nie pociągnąłby takiego programu. Gośćmi Szymona są dziś Tomasz Kot i Ewa Drzyzga. Majewski jest w siódmym niebie. – Lubię tę część programu, bo najbardziej opiera się na improwizacji. Gdy goście wchodzą w interakcję, wkręcają się, to i ja się wkręcam, czuję się jak na haju – opowiada. Po czym dodaje: – Czasami jednak okazuje się, że tylko mnie się wydawało, że było śmiesznie. Dlatego ta część nagrania jest najdłuższa. Rozmowa trwa nawet i godzinę. Widz zobaczy z tego kilka minut. Rozmowa z gośćmi to również zabawa dla publiczności w studiu. Na początku stanowili ją statyści. Teraz przyjeżdżają fani programu z całego kraju. – Publiczność w studiu jest swoistym cenzorem. Po jej reakcjach widzimy, które z dowcipów śmieszą bardziej, które mniej – mówi Rafał Piekoszewski. – Jeśli publiczność zupełnie nie chwyta żartu, jest to dla nas sygnał, żeby ten element wyciąć. Wieczorem, ok. 21, bohaterowie „Rozmów w tłoku” są prawie gotowi. Jeszcze tylko kostiumy: Urban zakłada garnitur, Doda ogromnych rozmiarów biust i mini, a Hojarska biało-czerwoną apaszkę. Aktorzy wchodzą na plan i ku uciesze zmęczonej ponadtrzygodzinnym już aplauzem publiczności grają bez dubli. Z ust Urbana pada soczyste: „żeby mnie pocałowała w dupę”. – Ty, oni improwizowali? – pyta kolegę chłopak z publiczności. – Ola Wolf pisze teksty tak żywym językiem, że ludzie mają wrażenie improwizacji – przyznaje Aldona Jankowska. Zdarzają się wpadki. – Była już taka sytuacja, że Zieliński grał Marcinkiewicza, a zaśmiał się Lepperem – wspomina Waldemar Ochnia. Reklamówka prezydentowej Kazimiera Szczuka cieszy się, że zaistniała w „Rozmowach”. Krystyna Janda ich nie ogląda, ale słyszała, że wypada sympatycznie. Kazimierz Marcinkiewicz nie komentuje. Jolanta Kwaśniewska jest niezbyt zadowolona, że w kabarecie mówi się głównie o jej fundacji i sprawach sądowych. Renata Beger oceniła kiedyś z żalem, że parodiując ją, Wilk nie oddaje głębi jej osobowości. – Nie tylko nie oddaje, ale też wykrzywia poza granice rozsądku i przyzwoitości – mówi posłanka Samoobrony. – Ja też potrafię się z siebie pośmiać, choć akurat nie wtedy, kiedy oglądam ten program. – A ja się dobrze czuję, widząc siebie w krzywym zwierciadle – mówi Jerzy Urban. – Program jest dowcipny i barwny, a aktor, który mnie gra, szczupły, więc to ja raczej jestem jego parodią – kwituje. – Z osób, które parodiowałam, poznałam tylko Kazię Szczukę. Ona ma duży dystans do tego wszystkiego – wspomina Katarzyna Kwiatkowska. – Powiedziała, że znajomi zazdroszczą jej, iż jest parodiowana w programie. A niektórzy ludzie, którzy jej nie lubili, starsze panie, które jej się nie odkłaniały na ulicy, zaczęły nagle mówić „dzień dobry”. Janina Paradowska z „Polityki” w „Rozmowach w tłoku” parodiowana jest bez litości. „Co zrobię w przyszłości? Nie wiem, nie wiem. Na pewno zmienię stringi, a potem? Aaa, pierdyknę się spać” – brzmiała jedna z jej kwestii. Paradowska program śledzi, od kiedy zadzwonili do niej z redakcji kobiecego miesięcznika, pytając, jak się sobie podoba. – Wtedy dowiedziałam się, że jestem tam parodiowana. Sam program podoba mi się. Choć teksty nie są równe. Jednak być tam sparodiowaną jest z pewnością wyróżnieniem, i bez względu na to, jak jestem przedstawiona, cieszę się, że tam trafiłam – mówi dziennikarka. Nie wszyscy traktują ten kabaret jak Paradowska. – Elity polityczne zawsze będą krzywo patrzyły na taką satyrę. Władza jest poważna i to już jest powód, żeby się z niej pośmiać – mówi Szymon Majewski. Czy do TVN-u dzwonią parodiowani politycy? – Nie – ucina Edward Miszczak. Ale piszą. Po tym, jak Majewski obśmiał Marię Kaczyńską, gdy wchodziła do samolotu z reklamówką Galerii Centrum, prezydentowa przysłała mu torbę z kanapkami, jajami na twardo i listem, w którym napisała m.in: „Teraz wie Pan, co jest w środku, proszę nie nakruszyć”. – Kapitalna reakcja. Odpowiedź żartem na żart pokazuje, że osoba ta ma dystans, że jest inteligentna – mówi Majewski. Tylko że od tej pory prezydentowa jakoś nie była już parodiowana. – Raz jest, raz jej nie ma. Po prostu aktorka, która odgrywała panią Kaczyńską, wcielała się w inne osoby. Teraz gra przecież ojca Rydzyka – mówi dyrektor Miszczak. – O jakiejkolwiek cenzurze nie ma mowy – dodaje. Satyrycy się nie śmieją Jedyny dziś kabaret polityczny w telewizji? Tak twierdzi TVN, tak uważa wielu widzów, ale niektórzy satyrycy niechętnie kwalifikują tak „Rozmowy w tłoku”. – Nie oglądam zazwyczaj tego programu, ale z tego, co mi mówią ludzie, jest to bardzo prymitywna rzecz – stwierdza Marcin Wolski, autor m.in. „Polskiego zoo”. – Porównywanie tego programu do kabaretu politycznego to tak, jak stawianie Tadeusza Drozdy obok Monty Pythona – dodaje. Krzysztof Daukszewicz: – To nie jest mój typ humoru. Jan Pietrzak: – Kabaretu politycznego nie ma w telewizji, bo w Polsce jest zakazany. „Rozmowy w tłoku” to bardziej telewizyjny show niż kabaret. To satyra obyczajowa, nie polityczna. Brak tam analizy postaci, dowcipu wynikającego z wypowiedzi polityków, a nie tylko z ich cech zewnętrznych. – Wielu z tych panów szczyt swojej popularności ma już za sobą – ripostuje Edward Miszczak. – Może zazdroszczą Szymonowi, że to on co tydzień dostarcza widzom 45 minut aktualnej satyry. W środę ok. 23 nagranie kończy się. Z ponad 90 minut zrealizowanego programu obejrzymy 50. TVN przez cały czas ma kontrolę nad show Majewskiego. Pierwsze scenariusze akceptuje Grażyna Kubica, zastępca dyrektora programowego. – Kolaudacja jest za późno, by ingerować w program, dlatego musimy mieć nad nim nadzór od początku – mówi dyrektor Miszczak. – Chodzi o to, by nie robić niepotrzebnych kosztów, żeby każdy element programu był zgodny ze standardami panującymi w naszej stacji – wyjaśnia. W piątek Edward Miszczak dostaje do kolaudacji materiał nieco dłuższy, niż będzie emitowany, zazwyczaj o jakieś 10 minut. Dyrektor wraz z czteroosobowym zespołem programowym decyduje o ostatecznym kształcie odcinka. Widzowie nie zobaczą więc, jak świąteczny jesiotr utkwił między zębami premiera Marcinkiewicza i nie usłyszą, jak Urban mówi do Kruk, żeby go „pocałowała w dupę”. – Naszą zasadą jest pozbawienie programu niepotrzebnych wulgaryzmów – tłumaczy dyrektor Miszczak. – Niekiedy dochodzi do dyskusji, bo zespół jest do swoich pomysłów bardzo przywiązany, nawet jeśli pewne elementy mu nie wyszły. Lecz jeżeli coś ewidentnie nie śmieszy kogoś z nas i nie ma wpływu na sens programu, usuwamy to. Choć kto był na planie, a później oglądał zmontowany program w telewizji, może być nieco zawiedziony. Przynajmniej ja byłem. Przemysław Dziubłowski, „Życie Warszawy” Fragmenty „Szymon Majewski Show” na www.press.pl
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter