Wydanie: PRESS 10/2004

Interranking

Do Internetu zaglądam tuż po północy, by zorientować się, co znajdzie się rankiem na czołówkach gazet. Na pierwszy ogień idzie rzeczpospolita.pl, która internetowe wydanie udostępnia najpóźniej kilkanaście minut po północy. Jest na tyle kompleksowe (mam nadzieję, że nowy naczelny tego nie czyta), że właściwie mógłbym zrezygnować z kupna wydania papierowego. Z resztą gazet jest niestety dużo gorzej. Kiedyś w miarę regularnie startowało se.com.pl – internetowe wydanie „Super Expressu” – ale obecnie to loteria: czasem strona aktualizowana jest tuż po północy, a czasem dopiero nad ranem. Warto też było zaglądać na strony amerykańskiej wersji „SE”, ale ktoś widać wpadł na pomysł, że szkodzą one sprzedaży, bo najpierw zaczęły się pojawiać wyłącznie zapowiedzi tekstów, a obecnie w ogóle z nich zrezygnowano. Szkoda, bo papierowego wydania nie można w Polsce kupić, a było ciekawsze niż polskie. Stronie zw.com.pl („Życie Warszawy”) i portalowi Gazeta.pl daleko do „Rzeczpospolitej”. Na stronę e-fakt.pl („Fakt”) w ogóle nie zaglądam, bo znajdujące się tam zapowiedzi są tak krótkie, że w ogóle nie można się z nich zorientować, czemu poświęcone będą artykuły. Największy polski dziennik ma najuboższą wersję internetową. Wydawcy „Faktu” uwierzyli widać w czarny PR konkurencji, że kupują go wyłącznie bezrobotni posadzkarze. Rano zaglądam na tomshardware.com – najobszerniejsze źródło informacji o sprzęcie komputerowym. Twórców tej strony cenię za to, że nie idą na łatwiznę i nie wieszają na niej wszystkiego, co podeślą im PR-owcy producentów sprzętu. Przyprawiające bossów Intelu o palpitacje serca testy wydajnościowe oraz pliki wideo z palącymi się procesorami AMD pokazują, że można uprawiać prawdziwie niezależne dziennikarstwo komputerowe. Doceniam wysiłki redaktorów polskiego benchmark.pl, ale nie lubię tekstów zaczynających się od słów: przeprowadziliśmy test karty X, którą można kupić w naszym sklepie. Regularnie odwiedzam zmieniające często adresy strony overclockerskie (można się z nich dowiedzieć, w jaki sposób przeprowadzić tuning fabrycznego sprzętu komputerowego) typu www.ocforums.com, www.overclockers.ru. Ich autorów cenię za dociekliwość i głęboką wiedzę, która pozwala im wykrzesać ze sprzętu komputerowego rzeczy, o których producentom się nie śniło. Prawie wszystkie proponowane przez nich przeróbki oznaczają wygaśnięcie gwarancji na modyfikowany sprzęt, ale jaka to frajda pochwalić się od niechcenia znajomemu, że za pomocą lutownicy i opornika przerobiło się tanią kartę wideo na model, za który on zapłacił tysiąc złotych więcej. Nie zdecyduję się wprawdzie na chłodzenie ciekłym azotem swojego podkręconego komputera, ale poczytać o tym warto. Kiedy mam przerwę w pracy, zaglądam na strony allegro.pl – nie żeby coś kupić, ale by zobaczyć, czym żyje Polak szarak Tyma, jak się komunikuje w sieci. Bawią mnie ogłoszenia o sprzedaży owadożernej muchołówki, kajdanek z różowym futerkiem, ognia olimpijskiego z Aten czy „inteligentnych pytań na randkę”, które „wywołają w dziewczynie uczucia”. Te nieskażone interwencją korektora ogłoszenia, pisane polszczyzną Emmanuela Olisadebe, ośmieszają statystyki MENiS-u, pokazują, kogo naprawdę wypuszczają szkoły. Nawet przewalająca się przez kraj epidemia dysleksji i dysortografii nie tłumaczy kilkunastu byków w jednym ogłoszeniu o sprzedaży „pżyżondu, ktury zrobi ci na bżuhu kaloryfer”. Allegro może być jednak mekką liberałów – pokazuje tysiące Polaków, którzy dzięki Internetowi nawet w zabitej dechami wiosce próbują produkować i handlować bez pośredników na skalę ogólnopolską. Zaglądam na strony tworzone oddolnie, przez lokalne społeczności, na których wykluwa się samorządność, ruch obywatelski. Takich miejsc są zapewne w Polsce setki – ja odwiedzam sąsiadów zza płotu, na warszawskim Tarchominie – www.akacje.pl (osiedle Akacje). Nie ma tam fajerwerków, wypasionych internetowych bajerów, ale widać, jak na osiedlowym forum mieszkańcy osiedla dogadują się w różnych lokalnych sprawach, udzielają sobie porad prawnych, kulinarnych itp. Sąsiedzi znają pewnie tylko swoje nicki, ale może dzięki takim stronom nie ziści się wizja kobiety pracującej z „Czterdziestolatka” o zatomizowanym społeczeństwie wielkich osiedlosypialni. Co jakiś czas odwiedzam strony www.ipn.gov.pl (IPN). Wiele oryginalnych opracowań, a przede wszystkim tragikomicznych materiałów źródłowych pozwala ujrzeć polską rzeczywistość ostatnich kilkudziesięciu lat taką, jaka była naprawdę. Dokumentację setek wyroków śmierci dla tych, którzy nie pogodzili się z utratą suwerenności przez nasz kraj, powinni zobaczyć wszyscy, którym PRL jawi się jedynie jako płynąca pożyczonym mlekiem i miodem kraina małego Fiata. Szkoda, że tak mało z olbrzymich zasobów tej ubogiej jak mysz kościelna instytucji dostępnych jest online. [email protected] Autor jest szefem działu projektów internetowych Polsatu

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.