Wydanie: PRESS 10/2004
Na cudze konto
W studiu telewizyjnym jest od rana do wieczora. Choć nie zabiera głosu, uczestniczy w każdym programie. Jego wąsy są okazalsze niż prowadzącego, a mimo to nie pcha się na pierwszy plan. Ten ponaddwukilogramowy sum w 500-litrowym akwarium, zainstalowanym na stałe w studiu, pracuje na sukces Jacka Żakowskiego i jego „Summy zdarzeń” w TVP 1. – Jeślisum nie będzie pokątnie dokarmiany, może przeżyć wiele odcinków – mówi Lech Goleniewski, ichtiolog i akwarysta zaangażowany do opieki nad rybą.
Ale samymi grepsami, udziwnioną scenografią, kostiumem (koturny Najsztuba) czy zabawną animacją (u Żakowskiego) programu publicystycznego się nie zrobi. Owypełnienie go treścią zabiega sztab ludzi – to oni odwalają ogromną pracę, by jej efekty zaprezentowała na wizji gwiazda prowadząca program.
Sztab Drzyzgi
45 osób zajmuje się przygotowaniem programu Ewy Drzyzgi „Rozmowy w toku” w TVN-ie: 30 researcherów, ośmiu wydawców, dwóch kierowników produkcji i pięcioosobowy pion dokumentacyjny.
Każdy program przygotowuje dwóch dokumentalistów. Ich pracę nadzoruje wydawca. Choć sam pisze konspekt, szczegóły uzgadnia z Ewą Drzyzgą. – Dobry wydawca musi być dociekliwy i czujny. Nierzadko ma tytuł doktora – mówi Sławomir Czyrnek, producent. Mimo dużej autonomii wydawcy, w każdej chwili wgląd w to, co on robi, mają: producent, szefowa dokumentalistów i reżyser. Każdy ma prawo coś skorygować. Gdy są już skompletowane historie wybranych do programu ludzi, przygotowane archiwalne materiały prasowe i filmowe dotyczące tematu – wydawca zamawia ekspertyzę u specjalistów, którzy na wizji skomentują przeżycia bohaterów. Przygotowywanie backgroundu trwa dwa, trzy tygodnie. – Pracuję przy trzech odcinkach naraz – mówi Irek Oprzędek, który ma na swoim koncie ponad 100 zrealizowanych programów.
„Rozmowy w toku” mają dotyczyć głównie zwykłych ludzi, którym zdarzają się rzeczy niespotykane. Tych ludzi trzeba wyszukać i namówić do opowiedzenia przed kamerą swojej historii. To researcherzy muszą wynaleźć właściwe osoby i doprowadzić je na nagranie. Do tej roboty angażuje się zwykle studentów. – Fascynuje mnie świat za murem. Znam wszystkie najcięższe więzienia w Polsce: Rawicz, Płock, Wiśnicz. Rozmawiałam z przestępcami skazanymi za najgorsze zbrodnie – opowiada 22-letnia studentka socjologii Agnieszka Klęsk, która przy tematach hardcorowych pracuje w tandemie z Agnieszką Pers. Zdobyte informacje weryfikują na policji, w sądzie, u sąsiadów gościa programu, rodziny i jego znajomych.
Researcherzy „Rozmów w toku” zwykle po roku pracy przechodzą do innych programów TVN-u albo zmieniają firmę. Oficjalnie mówi się, że jako sprawdzeni dokumentaliści przydają się przy innych programach. Nieoficjalnie – że duża rotacja researcherów ułatwia dostęp do coraz to nowych ludzi, których można zaprosić do programu. – Każdy student ma swoich znajomych, ciotki, wujków i kuzynów, zaprzyjaźnionego geja czy sąsiadkę, która udusiła własnymi rękami swojego chłopa – opowiada student, były researcher programu Drzyzgi. – Łatwiej ich przekonać niż obcych, by publicznie opowiedzieli o swoim życiu.
Pytania dla Urbańskiego
To realizator danego odcinka „Dla ciebie wszystko” w TVN-ie wprowadzał Huberta Urbańskiego w istotę zadania, które uczestnik miał wykonać. Krótko przed nagraniem Urbański dowiadywał się, co powinien powiedzieć bohaterowi, zanim wykona próbę, o czym będzie rozmawiał z nim w studiu, a także jakie pytania zada partnerowi bohatera. Przed nagraniem scenariusz zUrbańskim omawiała Agnieszka Koniecka, producentka programu.
Każdy odcinek „Dla ciebie wszystko” przygotowywał kilkudziesięcioosobowy zespół. Na początek siedmioosobowy team researcherów podzielono na dwie grupy: jedna zainstalowała się w Krakowie, druga w Warszawie. W obu ośrodkach researcherzy przesłuchiwali ludzi, którzy przeszli przez wstępną weryfikację dokonaną na podstawie przysłanych wcześniej listów i CV. Podczas spotkania z kandydatami do programu dokumentaliści badali, jakie motywy powodowały nimi, że zabiegali o występ. Po rozmowach dokumentaliści analizowali zgromadzony materiał i ustalali listę uczestników programu. Dopiero na podstawie zebranych przez researcherów życiorysów, oceny osobowości kandydatów i marzeń ich partnerów powstawały scenariusze kolejnych odcinków i wymyślano ekstremalne zadania. – Najpierw ekipa specjalistów przygotowywała zadanie w terenie pod dowództwem Wojtka Iwańskiego, reżysera i głównego realizatora. Uczestnik był szkolony, jak wykonać bezpiecznie zadanie, po czym miał czas na ćwiczenia, aż w końcu prezentował wyczyn przed kamerą. Po trzech dniach, najdalej po tygodniu, nagrywaliśmy z bohaterem rozmowę w studiu – opowiada Agnieszka Koniecka. Oprócz siedmiu researcherów, grupa trzech, pięciu realizatorów reżyserowała materiały filmowe zadań ekstremalnych. Oni też nagrywali spełnianie marzeń.
Urbański nigdy nie widział się z bohaterem odcinka przed nagraniem. Dowiadywał się, kogo spotka, dopiero z materiałów researcherów. Koniecka tłumaczy, że to było celowe: im więcej niespodzianek podczas nagrania, tym więcej emocji.
Od razu na nagranie
Producentka Agnieszka Koniecka wymyśla, kogo zaprosić do programu TVN-u „Moja krew” prowadzonego przez Magdę Mołek. Współzawodniczą wnim dwie drużyny, a na każdą składa się znany rodzic z synem lub córką. Gdy nazwiska par zostaną przez producentkę ustalone, do pracy przystępuje czterech researcherów. Spotykają się osobno z gwiazdą i osobno z jej synem czy córką. Podczas rozmów researcherzy zbierają informacje na temat rodzinnych zwyczajów. Z zebranego materiału wyłania się np. pomysł, gdzie ukryć córkę, której matka będzie szukać, co jest jednym z elementów programu. Monika Gosk, szefowa researcherów, dwie osoby kieruje do pracy przy bieżącym nagraniu – każdą do jednej pary. Drugi tandem deleguje do pracy przy następnym odcinku programu. Pięć, siedem dni przeznacza się na dokumentację i przygotowanie scenariusza. Dzień przed nagraniem odbywa się próba – i dopiero wtedy pojawia się Magda Mołek. Nie spotyka się wcześniej z bohaterami, zapoznaje się jednak ze scenariuszem.
– Bez researcherów nie byłoby mojego programu – przyznaje wprost Jolanta Krysowata, dziennikarka Polskiego Radia Wrocław, prowadząca w Polsacie „Nasze dzieci”. Z zespołem kontaktuje się za pomocą e-maila, bo nadal mieszka we Wrocławiu. – Do Warszawy przyjeżdżam na nagrania. Wtedy na bieżąco korygujemy scenariusz –mówi Krysowata.
Na co dzień na końcowy efekt pracuje czteroosobowy zespół redakcyjny: Anna Białkiewicz, Janusz Zadura, Rafał Zalewski i Iwona Piotrowska, którzy wyszukują bohaterów, dokumentują iweryfikują ich historie.
Najsztub pyta młodych
Programy typu „Najsztub pyta” (TVN), „Summa zdarzeń” (TVP 1) czy „Kuba Wojewódzki” (Polsat) nazywa się zwykle autorskimi. Lecz i one nie powstają w wyniku pracy samych autorów. Piotr Najsztub potrzebuje młodych researcherów, by – jak mówi – świeżym okiem spojrzeli na zebrany materiał. – Na ogół wcześniej rozmawiałem już z moimi bohaterami. Młodzi połączą fakty w sposób, na jaki ja już nie wpadnę – mówi Najsztub. Przydzielono mu zespół w składzie: Arkadiusz Dawidowski, Anna Głowacka, Edyta Krześniak i Mateusz Halawa. – W poniedziałki próbujemy przewidzieć, kto w tygodniu będzie uczestniczył w ważnym wydarzeniu, i wspólnie wybieramy trzech potencjalnych bohaterów. Do piątku gromadzimy i przeglądamy materiał dokumentacyjny na ich temat. W sobotę zapraszamy jednego z nich i nagrywamy program emitowany w niedzielę – opowiada producent Remik Maściennica, który czuwa nad całością. Researcherzy jednak zawsze są w pogotowiu. Zdarzyć się bowiem może, że Najsztub zmieni bohatera programu i wtedy to, co robili wpięć dni, muszą zrobić w jeden.
Kuba Wojewódzki sam wymyśla, kogo zaprosić do swojego programu, ale konsultuje to z producentem. Bohaterów dobiera spośród osób, które zaintrygują widzów wwieku 16–49 lat, bo do nich kierowany jest program. – We wrześniu wystąpił marszałek Marek Borowski, ponieważ uważaliśmy, że będzie fajnym gościem programu – mówi kierownik produkcji Tomasz Dąbrowski. – Kiedy researcher dowiedział się, że marszałek ma syna, poszedł tym tropem. Wyszukał, co łączy ojca i syna. Stąd
w programie Kuba rozmawiał z Borowskim o Internecie, o muzyce, no i o sobie, bo syn Borowskiego przygotował ojcu wydruk z Internetu, w którym Wojewódzkiego nazwano „zajebistym”.
Sześcioosobowy zespół, w którym jest trzech researcherów, pracuje nad programem codziennie. Zanim zaproszą wskazanego gościa, badają jego życiorys, wszystko, co na jego temat pojawiło się w mediach. Gdy zaproszony gość nie ma czasu spotkać się przed programem z dokumentalistą, otrzymuje do wypełnienia ankietę, w której sprawdza się jego poczucie humoru, by prowadzący miał wskazówkę, w jakim tonie prowadzić rozmowę. Końcowy scenariusz tworzy zespół: każdy dorzuca swoje pytania.
Z kolei Jacek Żakowski postawił na redaktora wydania. – Romek Kurkiewicz ma zapał, twórczą osobowość i właściwe kompetencje. No i co dwie głowy, to nie jedna – mówi Żakowski. Cytaty do programu wyszukują razem, choć i im pomagają researcherzy. Jedną piątą sukcesu programu Żakowski uzależnia od dobrego kierownika produkcji (Sławomir Chojecki).
Gdy Żakowski w ostatniej chwili zmienia pomysł, Chojecki musi odwoływać ludzi zaproszonych do programu, przepraszać ich, przywieźć innych. W roli researchera prowadzący „Summę zdarzeń” widzi dziennikarza, który potrafi przy realizacji tematu twórczo wykorzystać wyszukane przez siebie materiały. – Researcher nie może czuć się upokorzonym Hemingwayem, który odwala brudną robotę i ma poczucie krzywdy. Musi traktować to, co robi, jako swój zawód – podsumowuje Żakowski.
Ewa Kozakiewicz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter