"Jeszcze nie byłem emerytem". Grzegorz Dobiecki opowiada nam o odejściu z Polsat News
Grzegorz Dobiecki w poniedziałek 25 sierpnia poprowadzi magazyn "Dzień na świecie" po raz ostatni (fot. Simona Supino)
– Naturalna kolej rzeczy jest taka, że kiedyś trzeba odejść, a lepiej to zrobić na własnych warunkach. Jak w piosence Wojciecha Młynarskiego "Przedostatni walc": trzeba wiedzieć, kiedy wstać i wyjść. Uznałem, że wiem – mówi Grzegorz Dobiecki, który przez 17 lat prowadził w Polsat News programy o tematyce międzynarodowej.
Nie umrze Pan w pracy. Odchodzi Pan z Polsat News, choć cztery lata temu w "Press" zarzekał się: "Nie chcę iść na emeryturę". Co się zmieniło?
Nie mówiłem o konkretnym miejscu pracy – miałem na myśli tylko to, że nie chcę umrzeć na bezczynność. A pracować można w różnych formach, także na emeryturze. Właśnie na nią przechodzę. Zmieniło się tyle, jeśli tu o zmianie można mówić, że odzywa się mój PESEL. W grudniu skończę 70 lat. Doszedłem do wniosku, że to dobry moment, by zrezygnować z roli prowadzącego magazyn "Dzień na świecie". To jest moja decyzja, nikt mnie do niej nie nakłaniał, nie przymuszał. Przeciwnie, szefowie próbowali mi ją nawet wyperswadować. Byli zaskoczeni.
Czytaj też: Grzegorz Dobiecki przestaje prowadzić program w Polsat News i przechodzi na emeryturę
Naturalna kolej rzeczy jest taka, że kiedyś trzeba odejść, a lepiej to zrobić na własnych warunkach. Jak w piosence Wojciecha Młynarskiego "Przedostatni walc": trzeba wiedzieć, kiedy wstać i wyjść. Uznałem, że wiem.
Był jeszcze jeden powód przyspieszenia tej decyzji, ale nie jej podjęcia. Ze Stanów Zjednoczonych kilka tygodni temu wróciła nasza korespondentka Magda Sakowska, z którą od dłuższego czasu rozmawialiśmy o tym, żeby zajęła moje miejsce. Początkowo myślałem, że odejdę z końcem roku, ale nie było sensu tego odwlekać, skoro Magda jest już na miejscu, gotowa prowadzić program. Wszystko odbyło się w sposób uzgodniony. Tyle, że nieco szybciej, niż zakładałem.
Program o wydarzeniach na świecie prowadził Pan przez 17 lat. A odchodzi w momencie, kiedy być może ważą się losy wojny w Ukrainie, trwa krwawy konflikt w Strefie Gazy.
Ten program nie był moją własnością i nie opierał się wyłącznie na mnie, nawet jeśli to ja prowadziłem go najczęściej. Zostaje w dobrych rękach. Ważą się losy Ukrainy, zgoda. Ale myślę też o własnych. Biologia ma swoje prawa, a ja nie chciałbym stracić w pracy resztek formy fizycznej i mentalnej, czyli przejść na emeryturę w stanie, w którym można już tylko karmić gołębie.
Zagranica wreszcie zaczęła być dla Polaków ważna, a Pan się nie zrywa, na koń nie wsiada, za szablę nie chwyta…
Od tego mamy armię i bardzo dobrze, że mamy. Wydarzenia zagraniczne stały się tak ważne nie z powodu nagłych zainteresowań Polaków, tylko z powodu uświadomienia, że nie da się utrzymać postawy typu "moja chata z kraja". Wszędzie dopadnie nas to, co dla całego świata jest ważne. Świat to zestaw naczyń połączonych. Obecnie mamy tego najlepsze dowody, czy może raczej najgorsze.
Mówi Pan o sobie, że nie jest pracoholikiem, tylko co najwyżej leniwym perfekcjonistą. Co perfekcjonista będzie robił na emeryturze?
Będę naprawdę jeździł na ryby. Bo stałem się już bardziej wędkarzem-gawędziarzem niż łowcą. Parę razy w roku mi się udawało wyskoczyć nad wodę i to też z trudem. Mogę więcej czytać, a tego również mi brakowało.
Czytaj też: Fake news o Joannie Dunikowskiej-Paź wygenerował 8,1 mln zasięgu na platformie X
Formalnie odchodzę z Polsat News 28 sierpnia. I, prawdę mówiąc, jeszcze nie bardzo wiem, jak będę wykorzystywał – albo tracił – swój czas, bo jeszcze nigdy nie byłem emerytem.
Co Pan zrobi nazajutrz po swoim ostatnim programie?
Ostatni program poprowadzę w poniedziałek 25 sierpnia. Nazajutrz pilnie muszę się zająć wypełnianiem ostatnich formalności przed złożeniem wniosku emerytalnego.
Twierdzi Pan, że młodzi dziennikarze nie chcą już słuchać rad tych doświadczonych. Jakie byłyby dwie, trzy najważniejsze rady dla tych, którzy zostają w zawodzie?
Obawiałbym się dawania rad młodym dziennikarzom, bo one mogą być nieprzydatne zawodowo. Niestety rzetelność i sumienność, sprawdzanie źródeł nie są już w cenie. W cenie jest szybkość, dyspozycyjność i uniwersalność. Uniwersalność pojmowana jako brak kompetencji, za to gotowość do zrobienia materiału na każdy temat. Obawiam się, że tego nie da się uniknąć.
Dziennikarstwo czy praca w mediach idą w taką stronę, że każdy, kto jeszcze przetrwa w zawodzie we względnie stałej formie zatrudnienia, będzie zmuszany do robienia wszystkiego. Do obsłużenia posiedzenia Rady Ministrów i do napisania o trudnej sytuacji w przemyśle włókienniczym w Mołdawii. Jedno i drugie jest do zrobienia w krótkiej formie, na podstawie paru depesz czy przekazów, jakie przychodzą z agencji. Nie trzeba specjalnie na niczym się znać. Wszystko można obrobić przy wsparciu sztucznej inteligencji. AI podpowie, co trzeba. Wystarczy tylko wygładzić to, co wypluje.
Rady, które miałbym do przekazania, to są rady faceta, dziennikarza tak zwanej starej szkoły, który – jak wszystko, co stare – odchodzi w przeszłość. Jak ja sam.
Ale może ma Pan wskazówki, które mogłyby nam się przydać?
Może taką, żeby nie rezygnować zbyt łatwo z własnego zdania, żeby nie dać się przekonać do czegoś, do czego nie ma się przekonania.
Czytaj też: Arkadiusz Myrcha apeluje do Republiki, aby jej pracownicy przestali go nachodzić
Warto bronić swoich racji, bronić swojego stylu wypowiedzi. Nie ulegać sztampie, dbać o język – co jest dla mnie szczególnie istotne. Nie należy ulegać ideologicznemu przymusowi zmian wprowadzanych do języka. I trzymać się jakiegoś swojego pomysłu na dziennikarstwo, bo będzie o to coraz trudniej.
Będzie Pan wypowiadał się teraz jako ekspert od zagranicy w innych mediach?
Z nikim na nic się nie umawiałem. Jestem tylko bardzo ogólnie dogadany z kolegami i koleżankami z programu "Dzień na świecie", że od czasu do czasu będę do nich zaglądał jako gość, jeśli temat będzie uzasadniał zaproszenie mnie do rozmowy. Na przykład na temat Francji, która pozostaje mi bliska.
Zostaję przy felietonowym cyklu "Świat z boku" w "Raporcie o stanie świata" Darka Rosiaka.
Żadnych innych planów na razie nie mam. Proszę więc mnie szukać na ławce w parku albo gdzieś nad wodą. Można będzie mnie łatwo poznać po wędce.
Czytaj też: Były dziennikarz TVN i RMF FM Jacek B. oskarżony o udział w rozboju
Maciej Kozielski










