Pisma przedkomputerowe. Rzecz o kultowym „Bajtku”, którego przedruki sprzedają się do dziś
„Bajtek” szybko stał się głównym źródłem informacji o grach i cenach komputerów osobistych (fot. mat. prasowe)
„Pismo ma szansę osiągnąć sukces na miarę firmy Apple” – wieszczył w 1986 roku ówczesny minister ds. młodzieży Aleksander Kwaśniewski, czym rozpalił wyobraźnię twórców „Bajtka”. Tak się nie stało, ale reprinty starych numerów „Bajtka” sprzedają się do dziś.
Jarosław Juszkiewicz
***
Ten tekst pochodzi z archiwalnego wydania magazynu "Press" – nr 11-12/2021. Teraz udostępniamy go do przeczytania w całości za darmo. Przyjemnej lektury!
***
W zamian za kawę, żyletki czy dezodoranty z NRD pani Stasia z kiosku na rogu Findera i Raciborskiej w dużym śląskim mieście chowała pod ladę najbardziej deficytowe gazety i czasopisma. Lata 80. XX wieku – czas teczek w kioskach Ruchu. Gdy we wrześniu 1985 roku w kioskach pojawił się „Bajtek”, cały nakład – wyjątkowo nieatrakcyjnego wizualnie pisma – zniknął natychmiast. Upychany do teczek stałych klientów wkrótce był tematem numer jeden wśród młodych miłośników nowych technologii. Najtańszy gazetowy papier nie miał znaczenia, gdy w środku pachniało rewolucją.
Czytaj też: CD-Action kwartalnikiem, PC Format kończy z drukiem
– Moja sąsiadka, pani Helenka, nazywana przez mojego kilkuletniego syna Henelką, miała w kiosku taką teczkę i czasem pani kioskarka odkładała do niej prasę komputerową – wspomina Marcin „Borek” Borkowski, autor „Puszki Pandory”, jednej z pierwszych polskich gier komputerowych, dziennikarz „Bajtka”, późniejszy redaktor naczelny magazynu „Top Secret”. – Rzeczywiście „Bajtek” był wtedy pierwszym tak popularnym czasopismem o mikrokomputerach.
W numerze z grudnia 1987 roku w dziale Król i Królowa Gier jest zdjęcie znajomo wyglądającego młodego człowieka z sypiącym się wąsem i podpisem „Maciej Kurzajewski – lat 14, uczeń Szkoły Podstawowej nr 3 w Kaliszu. Posiada komputer Sharp. Ulubiona gra: „Jack the Nipper”. – Ciągle mam w głowie tamte emocje, gdy otworzyłem „Bajtka” i zobaczyłem swoje zdjęcie – wspomina Kurzajewski, dziś znana twarz TVP. – „Bajtek” był oknem na komputerowy świat, którego byłem pasjonatem. Do dziś mam ten numer ze swoim zdjęciem. Udało mi się kupić jeden, może dwa egzemplarze. Tyle odłożyła do teczki pani w kiosku – opowiada Kurzajewski.
Aleksander Kwaśniewski – młody działacz partyjny, a jednocześnie dziennikarz – którego kariera rozwijała się w zawrotnym tempie, święcił triumfy. Połowa zgrzebnych lat 80., a młodzi dyskutują o komputerach. To właśnie w redakcji „Sztandaru Młodych”, którą do 1985 roku kierował, zakiełkował pomysł stworzenia pisma komputerowego dla młodzieży.
PROGRAMY KOMPUTEROWE PISZCZAŁY W RADIU
„Bajtek” – początkowo dodatek do „Sztandaru Młodych” – szybko stał się głównym źródłem informacji o grach i cenach komputerów osobistych. A także skrzynką kontaktową dla coraz liczniejszej grupy entuzjastów informatyki i elektronicznej rozrywki. W miesięczniku drukowano również listingi programów, które potem użytkownicy ręcznie, z benedyktyńską cierpliwością, znak po znaku wprowadzali do pamięci komputerów. Czynili to często w klubach, bo własnym komputerem osobistym – kosztującym tyle, ile wynosiła roczna pensja robotnika – mogli się cieszyć nieliczni. Średnie zarobki w połowie lat 80. w Polsce to ok. 18 tys. zł miesięcznie. Komputer osobisty z gumową klawiaturą kosztował w komisie 175 tys. Od 1987 roku w sklepach Pewex można było kupić legalnie komputery Atari. Cena za zestaw z magnetofonem wynosiła 180 dol. Był to próg nieosiągalny dla znacznej większości obywateli PRL. – W 1984 roku sprzedałem samochód marki Syrena i za uzyskane pieniądze kupiłem swój pierwszy komputer ZX Spectrum – mówi Zbigniew Rudnicki, informatyk od ponad 30 lat współprowadzący w Radiu Katowice magazyn poświęcony technologiom, jeden z założycieli Muzeum Historii Komputerów i Informatyki w Katowicach.
– W naszych zbiorach mamy prawdziwą perełkę, która świadczy o desperacji entuzjastów informatyki w tamtym czasie – opowiada Krzysztof Chwałowski, szef Muzeum Historii Komputerów i Informatyki w Katowicach. – Pewien młody człowiek znalazł w Berlinie Zachodnim na śmietniku połamaną płytę główną ZX Spectrum. Przemycił ją do Polski i z pomocą kuzyna oraz wujka przywrócił komputer do życia. Obudowę dorobił sam, z drewna – dodaje Chwałowski.
Do Polski sprowadzano wtedy różne komputery osobiste. Maszyny takie jak ZX Spectrum, Commodore, Amstrad czy Atari nie były ze sobą kompatybilne. Niektóre programy można było za niewielką opłatą skopiować na giełdzie komputerowej. Do kwestii praw autorskich i własności intelektualnej podchodzono w PRL bardzo liberalnie, a zachodni producenci oprogramowania nie mieli żadnych narzędzi, by dochodzić swoich praw.
„Bajtek” spadł miłośnikom komputerów z nieba, choć także radio wyczuwało nadchodzącą cyfrową rewolucję. 1 lipca 1986 roku na antenie Programu IV Polskiego Radia nadano audycję, która nie miała precedensu w historii radiofonii – „Radiokomputer”. Stałym elementem tego magazynu była emisja na falach eteru programów komputerowych. Słuchacze nagrywali je w domach na taśmy magnetyczne, a następnie wczytywali z lepszym lub gorszym skutkiem z magnetofonów kasetowych do pamięci swoich komputerów osobistych. Raz w tygodniu w eterze – zamiast muzyki czy słowa – przez kilkanaście minut słychać więc było regularne, nieco dziwaczne piski programów komputerowych.
Twórca audycji – Tomasz Jordan – w jednym ze swoich programów radził słuchaczom: „Na czas trwania emisji należy wyłączyć w domu niepotrzebne urządzenia elektryczne (odkurzacz, pralka, zapalniczka do gazu)”.
INŻYNIER Z LEKKIM PIÓREM POSZUKIWANY
Listingi bardziej skomplikowanych programów i gier pojawiały się także w miesięczniku „IKS – Informatyka, Komputery, Systemy”, który zadebiutował w 1986 roku i ukazywał się jako dodatek do „Żołnierza Wolności”. Z pierwszymi numerami „Bajtka” łączyły go fatalna szata graficzna i kiepskiej jakości papier, na którym był wydawany.
– Bardzo lubiłem „IKS-a” – mówi Grzegorz „Paskud” Pancherz, legenda środowiska użytkowników mikrokomputera Atari, dziś zajmujący się realizacją radiowo-telewizyjną. – To właśnie dzięki niemu zainteresowałem się programowaniem w kodzie maszynowym – dodaje.
Wiesław Cetera, redaktor naczelny „IKS-a”, pisał w jednym ze wstępniaków do młodych czytelników: „Najpierw trzeba się uczyć myśleć; myśleć jasno, przejrzyście i jednoznacznie formułować swe poglądy, maszyna bowiem nie toleruje niedomówień i choć rozkazy wykonuje szybko i bezbłędnie, to jednak nie myśli”.
– „IKS” był poważniejszym czasopismem niż „Bajtek” – dodaje Paskud. – Podobnie zresztą jak „Komputer”, który po raz pierwszy zobaczyłem w kiosku w 1986 roku.
Teksty do „Komputera” często tworzyli autorzy publikujący w „Bajtku”. W tamtym czasie nie było w Polsce zbyt wielu informatyków i inżynierów z lekkim piórem, więc grupa ludzi publikująca w polskich magazynach komputerowych nie była liczna. Na okładce pierwszego numeru tego wydawanego przez RSW „Prasa–Książka–Ruch” pisma korektor popełnił błąd i w podtytule ukazało się sformułowanie „Popularny miesięcznik informacyjny”. Potem redakcja tłumaczyła się, że miało być „informatyczny” – jednak wydaje się, że po prostu było to słowo wtedy zbyt egzotyczne. „Komputer” zajmował się profesjonalnymi zastosowaniami komputerów i dość szybko skoncentrował się na pecetach.
Zarówno w „Bajtku”, jak i w „IKS-ie” czy w „Komputerze” do listingów programów czasem wkradały się błędy, co powodowało, że wklepany do pamięci komputera znak po znaku program nie działał. – Doskonale pamiętam numer „Bajtka”, w którym pojawił się listing prostego programu „Kubuś Literka” – wspomina Bartosz Pleban, dziś wykładowca informatyki, właściciel firmy szkoleniowej ITrener. – Po uruchomieniu programu animowany ludzik złożony z literek co jakiś czas podnosił nogę na ekranie. Zaczęliśmy się bawić kodem, w ten sposób ożywialiśmy Kubusia. Zakochałem się wtedy w programowaniu – opowiada Pleban.
„BAJTKA” ŁATWIEJ ZNALEŹĆ
Druga połowa lat 80. to czas pierwszych polskich gier komputerowych. – „Puszkę Pandory” napisałem w 1986 roku w ciągu dwóch miesięcy. Gotową grę nagrałem na kilkudziesięciu kasetach, które zresztą kupiłem dzięki ogłoszeniu znalezionym w „Bajtku” – wspomina Marcin Borkowski.
Stworzenie „Puszki Pandory” kosztowało jej autora zawalenie sesji egzaminacyjnej na studiach i automatyczny bilet do wojska. Dwa lata później Borkowski zapukał do drzwi redakcji „Bajtka” przy ul. Wspólnej w Warszawie.
– Tak naprawdę chciałem pisać do „Komputera” – mówi „Borek” – Tyle że nie udało mi się wejść do budynku, w którym według stopki mieściła się redakcja. „Bajtka” było łatwo znaleźć, bo mieścił się w redakcji „Sztandaru Młodych”. W ten sposób trafiłem na Wspólną i już tam zostałem.
Wówczas miesięcznik ukazywał się już w dość atrakcyjnej szacie graficznej, w dużym formacie. To były złote czasy dla tego czasopisma. – Na miejscu, w redakcji, pracowały trzy, może cztery osoby. Dziś już mało kto pamięta, ale „Bajtek” opierał się na współpracownikach. Ze stałych pracowników zapamiętałem redaktora naczelnego Waldemara Siwińskiego, Wojtka Zientarę, Grześka Onichimowskiego, Romka Poznańskiego i Wandę Roszkowską, która była odpowiedzialna za szatę graficzną. Co jakiś czas odbywały się zebrania redakcji, ale w większości pracowaliśmy zdalnie. Dziś każdy jest już oczywiście gdzieś indziej. Wanda od lat jest na emeryturze, Wojtek oddał się pasji żeglowania, Grzegorz przez jakiś czas pracował w branży gier, a potem zajmował się rynkami finansowymi – wspomina Borkowski.
– Na Wspólnej mieliśmy do dyspozycji dwa pomieszczenia – opowiada Jacek Trojański, który trafił do redakcji „Bajtka” na początku lat 90. – Był to pokój redakcyjny, w którym siedział redaktor naczelny i z którego nas co chwilę wyrzucał, bo odbierał telefony albo miał spotkanie. I był jeszcze sekretariat, w którym stało ksero i kilka komputerów. Mówiąc krótko, było tam jak w ulu – dodaje.
Na kolegia redakcyjne, które odbywały się raz w tygodniu, zjeżdżali się wszyscy członkowie redakcji. Gdy numer zamykano i atmosfera gęstniała, redaktorzy uciekali do działającego piętro niżej barku – i tam próbowali, również ręcznie, poprawiać teksty. W opowieściach z tego okresu pojawia się pani kucharka pracująca w barze. – Kiedy nas widziała, witała nas z daleka słowami: „O, moje Bajtusie kochane!” – przypomina sobie Trojański.
Tak jak wielu współpracowników „Bajtka”, Trojański trafił do pisma przez przypadek. Studiował na Politechnice Warszawskiej, która znajdowała się niedaleko redakcji, wystarczył 10-minutowy spacer. – Pewnego dnia znajomy powiedział mi, że redakcja szuka współpracowników, którzy byliby w stanie zmierzyć się z lawiną listów napływających od czytelników i merytorycznie na nie odpowiadać. Poszedłem i już tam zostałem – dopowiada Trojański.
To, że czytelnicy „Bajtka” dysponowali różnymi niezgodnymi ze sobą komputerami, sprawiło, że na łamach pojawiły się rywalizujące ze sobą klany użytkowników platform. Dyskutowano o tym, pisano listy. Każdy uważał, że jego komputer jest najlepszy. To właśnie klany oraz opisy gier i mapki stały się znakiem firmowym „Bajtka”. W 1988 roku redakcja przeprowadziła ankietę wśród swoich czytelników, pytając, jakich komputerów osobistych używają. I chociaż jej wyniki opublikowano dopiero rok później, do dziś jest to unikatowe źródło danych o sprzęcie, jakiego używało się w polskich domach pod koniec lat 80. Niemal 60 proc. czytelników posiadało komputery Atari (które można było legalnie nabyć w sklepach Pewexu), ponad 20 proc. ZX Spectrum (komputer, który wówczas na Zachodzie był już sprzętem przestarzałym), ok. 11 proc. Commodore, 5 proc. Amstrad, a 7 proc. ankietowanych wybrało odpowiedź: „inny komputer”.
W pierwszych latach wydawania nakład miesięcznika sprzedawał się właściwie w całości. Sukces zauważyła władza. W 1986 roku „Trybuna Ludu”, oficjalny organ Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, pisała o „Bajtku”: „Jest tam też coś dla przedszkolaków: maluchy bawią się w pisanie gry komputerowej. (…) Spontaniczny, społeczny ruch wokół informatyki, dziesiątki klubów mikrokomputerowych, które powstają w całej Polsce, od dawna czekały na »Bajtka«. Dostęp do fachowo opracowanej informacji, dane o podstawowych językach programowania, poznanie możliwości komputerów, to jedna z funkcji »Bajtka« w szerzeniu kultury technicznej, nie tylko wśród młodzieży”.
Aleksander Kwaśniewski (wtedy już minister ds. młodzieży) w wywiadzie, który ukazał się na trzeciej stronie „Bajtka” w kwietniu 1987 roku, przewidział szybki rozwój technologii. „Naprawdę dla kraju jest istotniejsze to, czy młodzi ludzie będą potrafili posługiwać się komputerami, od kolejnej kampanii publicystycznej na temat straconych szans powstania listopadowego czy nawet okresu Solidarności” – dywagował Kwaśniewski.
Wieszczył „Bajtkowi” świetlaną przyszłość: „Uważam, że firmę, która może powtórzyć karierę Apple’a, może założyć »Bajtek«. Tworzycie nową jakość, wraz z wami dojrzewa generacja komputerowa. Spróbujcie skrzyknąć waszych czytelników pod hasłem polskiej Krzemowej Doliny” – mówił Kwaśniewski Grzegorzowi Onichimowskiemu i Romanowi Poznańskiemu.
Tak się jednak nie stało. – „Bajtek” miał pewien problem – mówi Marcin Borkowski, późniejszy naczelny. – Powstał jako pismo dla dzieci. Tymczasem spora część redakcji miała większe ambicje. Chętnie przekształciłaby „Bajtka” w dorosłego „Bajta”, zajmującego się poważniejszym wykorzystaniem komputerów. Wielka popularność tytułu na początku spowodowała pierwszy kryzys w redakcji, bo pojawiły się spory, w którą stronę należy podążać. Ale tak naprawdę to była typowa polska wojenka o nic – ocenia Borkowski.
ROZPOCZYNAMY ZEBRANIE SPÓŁDZIELNI „BAJTEK”
Gdy w 1989 roku zmieniał się ustrój, było jasne, że transformacja dotknie także rynek prasowy. Część dziennikarzy „Bajtka” postanowiła założyć wtedy wydawnictwo, które mogłoby przejąć tytuł od państwowego koncernu Prasa–Książka–Ruch (rok później ta firma miała zostać zlikwidowana).
– Pamiętam to spotkanie założycielskie, bo odbyło się w czasie kolegium redakcyjnego – wspomina Marcin Borkowski. – Inicjatorami założenia własnego wydawnictwa byli Jarek Młodzki, Marcin Przasnyski i Lech Kalwas. Sytuacja była trochę komiczna. Ówczesny redaktor naczelny Waldemar Siwiński miał właśnie otwierać kolegium, a tymczasem Jarek, Marcin i Leszek mówią: „Rozpoczynamy zebranie założycielskie Spółdzielni »Bajtek«. Zgłupieliśmy. Siwińskiego nikt nie uprzedził. Nas też nie. Waldek doskonale wiedział, że w tym momencie urywamy się spod kontroli „Sztandaru Młodych”, ale zrobił dobrą minę do złej gry i poparł pomysł. Również dlatego, że wiedział, iż ma duże szanse pozostać na stanowisku redaktora naczelnego. I od razu zaproponował, że funkcję prezesa i redaktora naczelnego powinna pełnić ta sama osoba. Doskonale wiedzieliśmy, że w ten sposób nadal kontrolowałby nas „Sztandar”, więc nie zgodziliśmy się na jego pomysł – opowiada.
Podobno wtedy Siwiński stracił zainteresowanie zebraniem i zniknął w gabinecie naczelnego „Sztandaru” Jerzego Domańskiego. Wyszedł po półgodzinie i jakby nigdy nic zaczął się pakować, mówiąc, że musi jechać do domu.
Wkrótce „Bajtek” znalazł się na swoim. – Byliśmy hobbystami. W tamtym czasie znaliśmy się na komputerach i pisaniu o nich, a nie na zarządzaniu wydawnictwem i poruszaniu się w świecie biznesu. Poważny kryzys nastąpił, kiedy z redakcji odszedł Maciej Przasnyski, który założył później „Secret Service”. Spółdzielnię rozsadziły od środka bezsensowne, często bardzo osobiste konflikty – mówi „Borek”.
Na rynku komputerów też następowały duże zmiany. Zbliżał się czas komputerów PC. Chociaż 8-bitowe atari, commodore czy amstrady cieszyły się w Polsce – z czysto ekonomicznych powodów – dłuższym żywotem niż na Zachodzie, to powoli zastępowały je komputery PC.
„IKS” zniknął z rynku na zawsze po ukazaniu się 33 numerów. W drugiej połowie 1990 roku „Komputer” został przekształcony w „PC World Komputer” wydawany przez IDG, największy na świecie koncern czasopism z branży komputerowej.
Spółdzielnia „Bajtek” natomiast rozpoczęła wydawanie czasopism dla użytkowników poszczególnych platform sprzętowych: „Moje Atari”, „Atari Magazyn”, „Commodore & Amiga” oraz „Top Secret” – czasopismo poświęcone grom komputerowym (od 10. numeru redaktorem naczelnym pisma był Marcin Borkowski).
Bartosz Dramczyk trafił do redakcji „Commodore & Amiga” w 1992 roku. Kultową już wtedy redakcję „Bajtka” odwiedził tylko raz. – Na Wspólnej zrobiło się za ciasno. – Pracowaliśmy w piwnicy przy ulicy Wasilkowskiego 7 na Ursynowie – wspomina – dziś mieści się tam biblioteka. Wtedy redakcją „C&A” kierował Klaudiusz Dybowski, który w „Bajtku” szefował klanowi Commodore. Znałem go wcześniej. Pewnego dnia odwiedziłem redakcję, a on powiedział, że brakuje mu tekstu do wypełnienia numeru. I tak napisałem swój pierwszy felieton – o emulacji peceta na amidze. Podobnie jak w „Bajtku” trzon redakcji stanowiła trójka: redaktor naczelny, sekretarz redakcji i korektorka. Pozostali autorzy byli współpracownikami i wpadali czasem do naszej piwnicy. To był kreatywny chaos – opowiada Dramczyk.
Dramczyk wspomina, że bywało wesoło. – Tuż obok mieściła się redakcja „Mojego Atari” – często się odwiedzaliśmy i wymienialiśmy złośliwe uwagi na temat naszego sprzętu, bo Commodore i Atari były dwiema rywalizującymi ze sobą platformami. Wymienialiśmy więc uwagi typu: „zobacz, wkładam cartridge z grą i od razu działa, a twój komputer to potrafi?”. Do tego dochodziła jeszcze młodzież, wpadającą do nas w ramach Klubu „Maniak”, który powstał niezależnie od redakcji. Chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak duży mamy wpływ na innych młodych ludzi. A przecież wtedy nakłady naszych pism wynosiły 80–100 tysięcy. Niestety, potem nastąpił gwałtowny spadek sprzedaży. Zmienił się rynek i czytelnicy – podsumowuje.
Ostatnim naczelnym „Bajtka” był Jacek Trojański. Ze względu na cięcie kosztów redakcję przeniesiono wtedy na Ursynów. Ostatni numer „Bajtka” ukazał się w 1996 roku.
ŻYCIE PO ŻYCIU
Życie dopisało do tej historii ciekawy epilog. Na początku lat 90. nikt zapewne nie podejrzewał, że już na początku XXI wieku pojawi się moda na elektroniczny sprzęt retro. Zapomniane atari i commodore, leżące latami w pudłach na strychu, nagle zyskały na wartości.
Moda na sprzęt retro to trend ogólnoświatowy. Pojawiają się reedycje sprzętu i wciąż pisane jest nowe oprogramowanie na komputery sprzed niemal 40 lat. Fabryki w Chinach produkują współczesne wersje kultowych maszyn, takich jak ZX Spectrum czy Commodore C-64. Można kupić nawet zestawy do samodzielnego montażu takiego sprzętu. Tyle że do wgrywania do pamięci ZX Spectrum starych programów nie służy już zdezelowany kasetowy magnetofon Grundig, ale smartfon ze specjalną aplikacją, urządzenie kilka tysięcy razy szybsze od komputera z lat 80.
Ten trend nie dziwi Borkowskiego, którego „Puszka Pandory” również doczekała się reedycji: – Ówcześni użytkownicy komputerów ośmiobitowych to dzisiejsi 40–50-latkowie, którzy nareszcie mają pieniądze, by realizować marzenia z dzieciństwa. Zrobił się z tego zwykły biznes. I oni też wzdychają za „Bajtkiem”.
Czytaj też: Moje apki. Jędrzej Nowak z Time SA o najważniejszych dla niego aplikacjach na smartfona
Dawne czasopisma komputerowe stają się dziś obiektami kolekcjonerskimi, nie są już w zasadzie źródłem informacji. Na rynku pozostało jedynie kilka drukowanych tytułów skierowanych do młodych użytkowników i graczy – w tym m.in. ukazujący się od 1996 roku „CD Action”. 5 kwietnia 2017 roku natomiast ukazał się ostatni numer miesięcznika „Chip”, który towarzyszył polskim czytelnikom od 1993 roku. Część dziennikarzy „Chipa” tworzyła następnie serwis Chip.pl, który zakończył działalność w lutym 2020 roku. W maju tego roku portal został reaktywowany. W 2015 roku na rynku pojawił się „Pixel”. Był efektem konfliktu między wydawcą i właścicielem tytułu innego reaktywowanego czasopisma komputerowego „Secret Service”. Na łamach pisma – oprócz informacji o nowych grach – można znaleźć dużą część publicystyczną poświęconą historii komputerowej rozrywki.
Imprezy gromadzące fanów 8-bitowej rozrywki przyciągają miłośników starych komputerów i gier. W czerwcu 2016 z okazji Pixel Heaven w Warszawie wydano 135. numer „Bajtka”. Dziś bardzo trudno go dostać. Jego cena w serwisach aukcyjnych sięga ponad 100 złotych. Wewnątrz można znaleźć wywiad z… Aleksandrem Kwaśniewskim. 32 lata po pierwszej rozmowie z „Bajtkiem” były prezydent RP wspomina czasy, gdy lobbował w Komitecie Centralnym i koncernie RSW „Prasa–Książka–Ruch” za stworzeniem „Bajtka”.
„Mimo że tytuł politycznie był mało kontrowersyjny, bo chodziło o informatykę, napotkał wielki opór wewnątrz KC, wewnątrz Wydziału Prasy” – mówi Kwaśniewski. „Długo nie wiedziałem, o co chodzi. Dopiero później zobaczyłem, że wewnątrz tego wydziału są ludzie, którzy uznali pomysł za tak dobry, że chcieli go zrealizować bez dodatkowej konkurencji. To byli późniejsi twórcy pisma »Komputer«. Nazwisk nie pamiętam”.
Pierwsze cztery numery tego miesięcznika z 1985 roku doczekały się współczesnych, eleganckich reedycji. Tym razem zostały wydane na kredowym papierze. Ci sami ludzie, którzy kiedyś błagali panie w kioskach o odkładanie do teczek nowych numerów „Bajtka”, dziś kupują w internecie reprinty. Historia zatoczyła koło.
Jarosław Juszkiewicz
***
Magazyn „Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy „Press”: Wolność Poczobuta bez ceny, Durczoka obraz prawdziwy, Trzódka się zgadza
Jarosław Juszkiewicz