Eksperci: "Dzień świra" z zapisami na szczepienia to poważny problem wizerunkowy
Pełnomocnik rządu ds. szczepień Michał Dworczyk tłumaczył zamieszanie "usterką" i uznał, że nie widzi powodu do dymisji (fot. Jakub Kaminski/East News)
"Poważny problem wizerunkowy", "dzień świra" - tak eksperci od marketingu komentują wizerunkowe potknięcie rządu, którym był wczorajszy chaos wokół zapisów na szczepienia przeciwko COVID-19.
W nocy ze środy na czwartek, bez zapowiedzi, ruszyły zapisy na szczepienia dla osób od 40. do 59. roku życia, które zgłaszały wcześniej chęć zaszczepienia. Były one zapisywane na terminy w kwietniu. Rano szef KPRM i pełnomocnik rządu do spraw szczepień Michał Dworczyk mówił o przyspieszeniu szczepień, później przyznał, że "nastąpiła usterka w systemie", a osoby między 40. a 59. rokiem życia powinny być rejestrowane na drugą połowę maja. Premier Mateusz Morawiecki na konferencji nie odpowiadał na pytania na temat "usterki", zapewniał natomiast, że do końca sierpnia zaszczepieni zostaną wszyscy, którzy będą chcieli. Z pytaniami szef rządu odsyłał dziennikarzy na kolejną konferencję Dworczyka. W jej trakcie szef KPRM zmienił wersję z rana, a problemy z rejestracją szczepień i komunikacją tego procesu nazwał "potknięciami", za które przeprosił. Podkreślił, że "nie rozważa dymisji".
Marcin Kalkhoff, parter w BrandDoctor, całe zamieszanie nazywa krótko: dzień świra. - Tak to się kończy, kiedy człowiek jest za mało kompetentny na stanowisko, które zajmuje, a jego wiedza i umiejętności nie są adekwatne do poziomu odpowiedzialności - mówi Kalkhoff. - Nasz rząd to ekipa, która sama coś psuje, tworzy problem, a potem z dumą ogłasza, że udało się go rozwiązać.
Kalkhoff dodaje: - Tłumaczenia ministra Dworczyka były żenujące, wyraźnie nie został odpowiednio zbriefowany na okoliczność najbardziej oczywistych pytań. Naturalną konsekwencją takich zdarzeń powinna być dymisja osób odpowiedzialnych, ale to, jak wiemy, nie nastąpiło, bo nikt sobie nie ma nic do zarzucenia. Co stanowi zapowiedź kolejnych "potknięć", bo skoro nikt za nic nie ponosi odpowiedzialności, to nie ma potrzeby bardziej się starać. To wielka wtopa wizerunkowa, ale rząd nic sobie z tego nie robi, bo to nie pierwsza i nie ostatnia.
Zdaniem Kalkhoffa "poziom amatorki i chaosotwórstwa jest rzeczywistą pandemią uniemożliwiającą opanowanie czegokolwiek z pandemią włącznie".
Anna Gołębicka, strateżka i ekspertka od marketingu, zwraca uwagę, że największym kapitałem państwa w stosunku do obywateli jest zaufanie. - Sytuacja ze szczepionkami poważnie to zaufanie podważyła. Obywatel już wie na pewno, że państwo o niego nie zadba, bo nie potrafi. On sam musi zadbać o siebie, nie oglądając się przy tym na to, co państwo mu obiecuje, bo to może w każdej chwili okazać się nieprawdą. Państwo utwierdza w Polakach przekonanie, że w naszym kraju jest jak w buszu: jak coś potrzebujesz, to nikt ci tego nie zapewni, musisz sam to sobie wyrwać, być może innym sprzed nosa.
Gołębicka przyznaje, że jest to dla rządzącej ekipy poważny problem wizerunkowy, ale uważa, że obecna władza ma ich tyle, że jeden więcej nie zrobi większej różnicy.
(AMS, 02.04.2021)