"Wprost" ma przeprosić Durczoka za pomyłkę w cytacie o majtkach
Kamil Durczok opuścił redakcję "Faktów" TVN w 2015 roku (screen: YouTube/Czyż tak!)
"Wprost" oraz byli dziennikarze tygodnika mają przeprosić Kamila Durczoka za artykuły dotyczące molestowania w redakcji "Faktów" TVN - orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie. O zmianie orzeczenia pierwszej instancji zadecydowało jedno słowo zacytowane przez "Wprost". - To kuriozalny wyrok - mówi "Press" Marcin Dzierżanowski, były dziennikarz tygodnika i współautor tekstów o Durczoku.
Sprawa dotyczy artykułów, które w lutym 2015 roku ukazały się na łamach tygodnika "Wprost". Sylwester Latkowski (wówczas redaktor naczelny czasopisma), Michał Majewski, Marcin Dzierżanowski i Olga Wasilewska opisali przypadki molestowania pracownic przez "znanego dziennikarza kierującego redakcją w jednej ze stacji telewizyjnych". Już po pierwszych publikacjach TVN powołał wewnętrzną komisję, która zbadała sygnały o molestowaniu w redakcji "Faktów". Po zakończeniu jej prac potwierdzono, że miały miejsce trzy przypadki stosowania mobbingu i molestowania. Mimo niewymienienia Durczoka jako sprawcy rozwiązano z nim umowę - za porozumieniem stron.
Durczok pozwał "Wprost" i autorów artykułów na swój temat na drodze cywilnej i karnej. W pierwszej z nich sąd początkowo oddalił powództwo byłego szefa "Faktów" TVN, ale sprawa wróciła na wokandę po zakończeniu sprawy karnej wytoczonej z art. 212 Kodeksu karnego. W 2019 roku sąd uznał dziennikarzy za winnych zniesławienia oraz skazał ich na grzywny i nawiązki (w czerwcu ub.r. w apelacji utrzymano wyrok w całości, ale w środę prokurator generalny i minister sprawiedliwości skierował do Sądu Najwyższego skargę nadzwyczajną, wnosząc o uchylenie wyroku karnego i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania).
Wyrok sądu karnego wziął pod uwagę sąd cywilny, który po odwołaniu Durczoka podjął sprawę cywilną o naruszenie dóbr osobistych. W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie zmienił orzeczenie pierwszej instancji i zobowiązał redakcję "Wprost" i byłych dziennikarzy tygodnika do przeproszenia Durczoka.
Marcin Dzierżanowski nie kryje oburzenia taką decyzją wymiaru sprawiedliwości. - Ani sąd cywilny, ani karny nie wziął pod uwagę społecznego aspektu sprawy. Potwierdzono zarzuty dotyczące molestowania seksualnego przez Kamila Durczoka - mówi "Press" Dzierżanowski.
Jak podkreśla, ofiary zeznawały przeciwko Durczokowi zarówno przed wewnętrzną komisją TVN, jak i przed sądem. - Tymczasem sędziowie skupili się tylko na dosłownej wypowiedzi Durczoka do znanej prezenterki, którą cytowaliśmy w tekście we "Wprost". Napisaliśmy, że usłyszała od Durczoka: "nie masz majtek pod spodniami", a ona przed sądem zeznała, że powiedział do niej: "nie mam majtek pod spodniami". Na tej podstawie sąd uznał, że konieczne było przytoczenie dokładnego cytatu. Mimo że ten wydrukowany mieliśmy potwierdzony na piśmie - wykazuje Dzierżanowski.
Durczok, według "Wprost", miał powiedzieć do znanej dziennikarki pracującej wtedy w TVN: "Widzę, że nie masz majtek pod dżinsami. Jedziemy do mnie?", "Oprzesz się, suko, o ścianę, a ja wejdę od tyłu".
- Skądinąd ta mała różnica w cytatach niczego tak naprawdę nie zmienia, bo przecież niestosowna sytuacja seksualna i tak zaszła. To kuriozalne orzeczenie. Pozostaje nam wniosek o kasację do Sądu Najwyższego, a jeśli to się nie uda - Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu - stwierdza Dzierżanowski.
Komentując piątkową decyzję sądu, Kamil Durczok napisał na Facebooku: "Kłamali pisząc, że wykorzystując swoją pozycję szefa miałem złożyć >>znanej dziennikarce<< propozycję seksualną o wulgarnej treści, zacytowaną w obu tych artykułach. Kłamali, a NIEZALEŻNY I NIEZAWISŁY, WOLNY SĄD zmiażdżył ich linię obrony. Wyrok jest prawomocny".
Przeciwko Durczokowi toczą się w sądach obecnie dwie inne sprawy. Na 30 marca zapowiadane jest ogłoszenie wyroku przez Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim w sprawie kolizji, którą były dziennikarz spowodował pod wpływem alkoholu w 2019 roku. Śledczy zażądają dla Durczoka kary 2,5 roku pozbawienia wolności, 7 lat zakazu prowadzenia pojazdów i 50 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Z kolei prokuratorzy z Katowic w styczniu br. skierowali do sądu akt oskarżenia Durczoka o podrobienie podpisu byłej żony na dokumentach bankowych. Grozi mu za to od 5 do 25 lat więzienia. Durczok zaprzeczył tym zarzutom.
(PTD, 29.03.2021)