Pracownik naczelny. Redaktor musi się dziś zajmować niemal wszystkim

– Byłam zdziwiona, że jestem de facto dyrektorem wydawniczym. Zajmowałam się wszystkim tym, czym nie zajmuje się redaktor naczelny w zwykłej redakcji – mówi Karolina Kowalska, była redaktorka naczelna „Gazety Lekarskiej” (fot. Luis Villasmil/Unsplash.com)
Czym dzisiaj musi się zajmować redaktor? Ogłoszenia o pracy pokazują, że niemal wszystkim.
Przejrzałem ogłoszenia o pracy w mediach z ostatnich lat. Od redaktora prowadzącego INNPoland.pl oczekiwano m.in. poszukiwania nowych rozwiązań dziennikarsko-produktowych i analizy trendów. Agencja Wydawniczo–Reklamowa „Wprost” od redaktora prowadzącego serwis Podróże chciała wymagać współpracy z działem reklamy oraz wsparcia merytorycznego przy projektach sprzedażowych.
W przypadku redaktora naczelnego redakcji Wiadomości.gazeta.pl oczekiwano obsługi administracyjnej redakcji, m.in. przygotowywania umów. Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości „Twój StartUp” (ma m.in. portal 26pietro.pl) chciała, żeby redaktor wspierał dział startup media w bieżących działaniach, m.in. w zamieszczaniu na stronie internetowej informacji o wydarzeniach i koordynowaniu zapisów uczestników; miał też tworzyć relacje na potrzeby mediów. Redaktor w działach Twoje finanse i Biznes portalu Bankier.pl miał natomiast m.in. współpracować z działem sprzedaży.
Z kolei redaktor naczelny poszukiwany przez spółkę Media4Business miał zarządzać portalem Logistics-manager.pl, ale też tworzyć programy ogólnopolskich konferencji, prowadzić konferencje i debaty, nadzorować oraz prowadzić webinary dla partnerów komercyjnych, koordynować projekt plebiscytu „Logistics Awards” i nawiązywać relacje biznesowe z potencjalnymi partnerami komercyjnymi.
Międzynarodowe Targi Poznańskie chciały, żeby redaktor naczelny czasopisma o tematyce lifestyle’owej lub branżowej koordynował skład, korektę, druk i dystrybucję oraz sprzedaż, przygotowywał ofertę reklamową, budował społeczność wokół tytułu, a także przygotowywał i zrealizował budżet.
Grupa Medium, która wydaje czasopisma branżowe (np. „Rynek Instalacyjny”, „Administrator i Menedżer Nieruchomości”, „Ekspert Budowlany”), dla redaktora przewidziała m.in. tworzenie e-booków, przygotowywanie materiałów reklamowych dla klientów zewnętrznych i planowanie kampanii promocyjnych.
Z kolei spółka ZMH, wydawca czasopism „Polski Traker” i „Polski Traker Bus”, szukała redaktora, sekretarza redakcji i korektora. Taki pracownik, poza redagowaniem i korektą tekstów, wspieraniem redaktora naczelnego w planowaniu czasopisma, monitorowaniem wydarzeń i nowinek branżowych, miał koordynować działania związane z wysyłką czasopisma do druku, kontaktować się z czytelnikami, budować markę osobistą i wizerunek portalu oraz współtworzyć strategię rozwoju wydawnictwa.
Do obowiązków redaktora portalu Ninateka.pl miało należeć m.in. organizowanie i koordynowanie wydarzeń, spotkań.
BRANŻOWE WYMAGAJĄ NAJWIĘCEJ
Obowiązki redaktorów i redaktorów naczelnych w różnych ogłoszeniach, poza podstawowymi, obejmują więc też kwestie promocyjne, organizacji eventów i reklamowe, a w dokładaniu egzotycznych obowiązków przodują media wydające czasopisma branżowe.
Jak w praktyce wygląda realizacja szerokiego zakresu obowiązków redaktora lub redaktora naczelnego? Anna Marucha, dyrektorka komunikacji korporacyjnej i rzeczniczka prasowa Agory, stwierdza, że wspomniany w ogłoszeniu redaktor naczelny Wiadomości.gazeta.pl ma odpowiadać za pracę zespołu redakcji i jako szef prowadzi rekrutacje – tworzy swój zespół, decyduje o zatrudnieniach. – Odpowiada za formalności, co bynajmniej nie oznacza, że osobiście tworzy umowy czy zamieszcza ogłoszenia rekrutacyjne. Tym zajmują się w firmie odpowiednio dział prawny i dział HR – zapewnia.
Serwis Bankier.pl, w którym redaktor miał współpracować z działem sprzedaży, odpowiedział mi, że dziś media, w tym prasa, internet, radio czy telewizja, opierają się na autorskich treściach i materiałach, ale zawierają także treści sponsorowane.
„Ich oznaczanie jest obowiązkowe i regulowane prawem. Także Bankier.pl takie treści zawiera i oferuje, chociażby w ramach programu afiliacyjnego. Natomiast tworząc je, nie tracimy z oczu tego, co nas wyróżnia, czyli wysokiej jakości. Wychodzimy z założenia, że każdy artykuł opublikowany na naszym portalu ma stanowić rzetelne i cenne źródło informacji dla czytelników. Polityka ta dotyczy także materiałów sponsorowanych, dlatego zdarza się, że weryfikują je pod kątem merytorycznym bądź redaktorskim dziennikarze, współpracując w ten sposób z działem e-commerce” – napisano.
Może to stać w sprzeczności z art. 12 pkt 2 Prawa prasowego, które stanowi, że: „Dziennikarzowi nie wolno prowadzić ukrytej działalności reklamowej wiążącej się z uzyskaniem korzyści majątkowej bądź osobistej od osoby lub jednostki organizacyjnej zainteresowanej reklamą”.
Z kolei Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny, wydawca serwisu Ninateka.pl, w którym redaktor miał też organizować spotkania, nie odniósł się do tej sprawy, bo ogłoszenie nie pochodziło z ostatniego czasu.
NIEKOŃCZĄCA SIĘ LISTA OBOWIĄZKÓW
Pokaźną listę obowiązków ma redaktor naczelny „Gazety Lekarskiej” wydawanej przez Naczelną Radę Lekarską. Z ogłoszenia o pracy wynika, że poza standardowymi zadaniami naczelnego są to m.in. ścisła współpraca i koordynacja działań z organami Naczelnej Izby Lekarskiej oraz komórkami biura NIL, utrzymywanie kontaktu z przedstawicielami organów Naczelnej Izby Lekarskiej i okręgowych izb lekarskich w celu uzyskiwania informacji dotyczących ich działań, aktywny udział w promocji „Gazety Lekarskiej”, w tym wśród lekarzy i dziennikarzy, a także nadzór nad biurem reklamy.
A jak to wygląda w praktyce? Piotr Kościelniak, redaktor naczelny „Gazety Lekarskiej”, wyjaśnia, że naczelny sam nie poluje na reklamodawców. – Redaktor naczelny musi nadzorować budżet magazynu, a w tym budżecie są też uwzględnione reklamy. Gdy wpływy z reklam spadają, można rozważyć np. zmianę pracownika lub zatrudnienie kolejnego – mówi. Dodaje jednak: – Redaktor naczelny nie powinien sam pozyskiwać reklam. To samo dotyczy promocji. W niektórych magazynach taki obowiązek jest zapisany w umowie. Ode mnie nie wymaga się tego wprost. Zupełnie czym innym jest jednak np. uczestniczenie w debatach czy konferencjach, które dają możliwość promocji tytułu.
Wśród jego obowiązków jest też m.in. obecność podczas obrad Naczelnej Rady Lekarskiej. – To niestandardowe, ale robię to, żeby móc je później zrelacjonować – podkreśla.
Czym jeszcze zajmuje się naczelny tego branżowego czasopisma? – Wnioskuję o zatrudnienie, jednak pracodawcą jest prezes Naczelnej Rady Lekarskiej i to on podpisuje umowy. Z kolei sama umowa jest konstruowana przez dział prawny Izby, ja tylko wyznaczam zakres obowiązków – stwierdza Kościelniak.
Nieco inaczej przedstawia to Karolina Kowalska, była redaktorka naczelna „Gazety Lekarskiej”, dziś pracująca w „Dzienniku. Gazecie Prawnej”. Zaznacza jednak, że nie brała udziału w rekrutacji na naczelnego „Gazety Lekarskiej” ani nie było wtedy ogłoszenia o pracy, ale po prostu dostała propozycję zatrudnienia. – Przychodząc do „Gazety Lekarskiej”, byłam pewna, że będę po prostu redaktorem naczelnym. Zapewniono mnie, że dostaję wolną rękę, a zasady Izby zaskakiwały mnie na bieżąco. Ta praca wymagała też np. uczestniczenia w prezydiach Izby i wielogodzinnych posiedzeniach Naczelnej Rady Lekarskiej – stwierdza. I dodaje: – Byłam zdziwiona, że jestem de facto dyrektorem wydawniczym. Zajmowałam się wszystkim tym, czym nie zajmuje się redaktor naczelny w zwykłej redakcji.
Chodziło np. o faktury dla autorów. Karolina Kowalska wyjaśnia, że choć w firmie była księgowa, to ona sama, jako naczelna, musiała podpisywać i tworzyć umowy na każdy miesiąc, dodatkowo zbierać podpisy od skarbnika czy prawnika. – Zamiast zajmować się właściwą pracą, krążyłam po biurze, kompletując dokumenty – wspomina.
Zaznacza jednak, że samorząd zawodowy to odrębny byt. – Jeśli ktoś ma temperament dziennikarza, to się w takiej pracy męczy – ocenia.
PAPIEROLOGIA
Obowiązków przybywa także stałym pracownikom. Redaktorzy wydawnictwa Bauer nieoficjalnie przyznają, że lista ich obowiązków jest dłuższa niż kiedyś. – W tej chwili duża część pracy polega nie na pisaniu, ale na przerabianiu artykułów. Każdy materiał musi być wykorzystany w różnych pismach, choć nie zawsze w tym samym czasie – mówi anonimowo jeden z redaktorów.
Jak dodaje, redaktor ma za zadanie przeredagować tekst, a planner decyduje, który i gdzie się pojawi. – Czytelnicy często mówią, że w magazynach widzą to samo. Wszystko jednak po to, żeby jak najmniej osób było potrzebnych do przygotowania gazety – opowiada pracownik Bauera.
Do tego dochodzą obowiązki związane z obsługą systemu edytorskiego. – Przeszliśmy wiele szkoleń. Musieliśmy nauczyć się systemu, nauczyć się wyciągać archiwalia. Fotoedytorzy wrzucają zdjęcia, ale to my musimy je wstawić w odpowiednie miejsce. Redaktor weryfikuje też aktualność artykułów – mówi jeden z redaktorów. Wylicza także inne obowiązki, takie jak wypełnianie formularza do danego artykułu poprzez opisywanie np., czy jest świeży, czy przerabiany.
Inny rozmówca twierdzi, że redaktorzy sami też wyszukują zdjęcia i wrzucają je do systemu (wprowadzając jeszcze copyrighty), a potem przelewają je na stronę. – Ostatnio jest dobrze widziane, żeby foty kadrować – dodaje.
Kolejny pracownik Bauera mówi: – Dziś redaktor jest samowystarczalnym kombajnem. Pisze, redaguje, zamawia zdjęcia, komponuje stronę w zadanym layoucie. Kiedyś zdjęcia wstawiał grafik, a teraz robi to redaktor. Wszytko to może odbierać przyjemność pracy. Kiedyś była to praca twórcza, dziś bywa odtwórcza.
TEN ZAWÓD SIĘ ZMIENIA
Andrzej Andrysiak, Dziennikarz Roku w plebiscycie Grand Press 2024, obecnie wydawca „Gazety Radomszczańskiej”, ale w przeszłości np. sekretarz redakcji, zastępca redaktora naczelnego oraz redaktor naczelny „Życia Warszawy”, wspomina, że już wiele lat temu w „Gazecie Wyborczej” i „Życiu Warszawy” redaktorzy mieli też obowiązki związane z organizacją pracy i budżetem, np. rozliczanie wierszówek.
– Ponadto już w latach 90. redaktor w niektórych pismach stał się zarówno redaktorem, jak i łamaczem, gdy pojawiły się pierwsze systemy do edycji gazet – mówi. Jak podkreśla, dziś pracownicy mają inne wymagania wobec pracy. – Jednak nie mam przekonania, że teraz jest tej pracy dużo więcej niż kiedyś – stwierdza.
Marek Twaróg, redaktor naczelny Polska Press: – Pewnie wszyscy tęsknimy do czasów, kiedy rolą redaktora było jedynie zamawianie materiałów, omawianie ich, wielokrotna redakcja, dyskusja z autorem, refleksja nad leadem, śródtytułami i tytułami.
Jak dodaje, podobnie jest z naczelnymi: – Kiedyś mogli się koncentrować jedynie na wytyczaniu redakcji ogólnego kierunku – gdzieś w przerwie między dyskusją w klubie dziennikarza nad zimną wódką, wizytą na wieczorze autorskim a pisaniem kolejnej książki. Ale mamy już internet, latamy turystycznie w kosmos i jeździmy autami na wodór – przypomnę – więc media też musiały się zmienić.
Zdaniem Marka Twaroga naczelny musi dziś rozumieć media technologicznie i biznesowo. – Wiedzieć, od czego zależą zasięgi, jak bada się ruch, jakie działania redakcyjne mają biznesowy i zasięgowy sens, a jakie go nie mają. O co pytać analityków lub jak samemu analizować dane. Z tego punktu widzenia rozumienie technologii jest dla współczesnego szefa pomocą w dyskusjach z pracownikami. To jednak, co pozostaje niezmienne i łączy stare czasy z nowymi, to perspektywa naczelnego: widzi działania redakcji przez pryzmat interesu publicznego i czytelników. Tego za niego nie zrobią księgowi ani menedżerowie od reklamy. I to naczelnego od księgowych odróżnia – podsumowuje Twaróg.
Według Grzegorza Nawackiego, redaktora naczelnego i założyciela Xyz.pl, a w przeszłości redaktora naczelnego „Pulsu Biznesu” i Pb.pl, część obowiązków, które doszły redaktorom w ostatnich latach, jest do zaakceptowania: – Choćby pisanie postów w mediach społecznościowych to dziś zakres normalnych obowiązków dziennikarskich – przekonuje.
Nawacki przyznaje jednak, że im więcej redaktor ma obowiązków innych niż redagowanie tekstów, tym mniej ma czasu na zasadniczą pracę. – Po niektórych mediach widać, że proporcja jest zaburzona i zbyt małą wagę przywiązuje się do jakości redakcji tekstu, a główny nacisk jest na clickbaitowy tytuł czy zdjęcie. Tekst nie musi dostarczać wartościowej wiedzy, ważne, żeby się dobrze klikał – stwierdza.
Andrzej Andrysiak: – Dziennikarz musi dziś być wielozadaniowy, w tym obsługiwać social media. Ten zawód ciągle się zmienia i nie można zakładać, że za pięć lat będzie taki sam.
Podkreśla ponadto, że w mediach lokalnych zespoły są mniejsze niż w ogólnopolskich. – Dziennikarz musi więc robić filmiki, wrzucać posty na media społecznościowe. Nie wydaje mi się jednak, żeby było to coś złego – stwierdza.
Z kolei Grzegorz Nawacki zwraca uwagę, że redaktor naczelny, oprócz tego, że decyduje o tym, co jest publikowane, jest także menedżerem i w związku z tym ma dodatkowe obowiązki.
– Stanowisko menedżerskie wiąże się z zarządzaniem ludźmi, ale i tematami organizacyjnymi, choćby takimi jak urlopy czy spotkania z zarządem – mówi Nawacki.
Przyznaje jednak, że już np. konstruowanie umów o pracę przez naczelnych to krok za daleko.
– Jeśli naczelny ma pisać umowy, jest to marnowanie czasu, bo po pierwsze, nie będąc prawnikiem, nie przygotuje ich dobrze, a po drugie, nie wykona w tym czasie pracy związanej z tworzeniem treści – stwierdza.
CIENKA GRANICA
Według moich rozmówców polem minowym jest poszerzenie obowiązków redaktorów naczelnych o kwestie reklamowe.
Według Marka Twaroga rozmycie granicy, która dzieli redaktora-dziennikarza od menedżera-księgowego-sprzedawcy, jest dla redakcji katastrofą, która rodzi pytania o konsekwencje etyczne i prawne.
Grzegorz Nawacki ocenia: – Redaktor naczelny nie powinien się zajmować nadzorowaniem biura reklamy. Dział sprzedaży to dział sprzedaży, ma odrębne interesy. To oczywiście nie oznacza, że nie powinno być współpracy między nim a redakcją. Redaktor naczelny musi znać i rozumieć strategię monetyzacyjną wydawnictwa, optymalnie, gdy ma na nią wpływ, bo gdy to dział sprzedaży „rządzi” redakcją, nic dobrego dla czytelników z tego nie wynika. Niestety, takich tytułów na rynku nie brakuje.
Zdaniem Andrzeja Andrysiaka w dużych mediach zdarza się, że redaktor naczelny czy zastępca negocjuje z reklamodawcami. – To jest patologia, ale się zdarza. Biuro reklamy zabiera go na spotkanie z reklamodawcą, żeby to lepiej wyglądało – opisuje.
Piotr Kościelniak z „Gazety Lekarskiej”: – W niewielkich redakcjach, które mają nieliczne grono pracowników, obowiązki reklamowe mogą spadać na dziennikarzy i asystentów – to niestety częsta praktyka.
Dodaje: – Gdy pracowałem w „Focusie”, odpowiedzialność za realizację budżetów reklamowych spadała m.in. na naczelnego. To nie jest nic nadzwyczajnego. Naczelny nadzoruje budżet magazynu, a budżet robią też reklamy.
– Nawet w poważnych redakcjach zdarza się, że dziennikarz ma poprowadzić debatę, a wcześniej dział reklamy zaprasza go na spotkanie z przedstawicielem firmy, która ją sponsoruje – mówi Karolina Kowalska.
A co z częstą w ogłoszeniach o pracy współpracą z innymi działami? Andrzej Andrysiak uważa, że jeśli ktoś jest naczelnym, zastępcą, sekretarzem, to taka współpraca z innymi działami firmy jest oczywista: – Nie oznacza to oczywiście, żeby tymi działami zarządzać, ale trzeba mieć dobry kontakt np. z działem promocji.
Marek Twaróg zwraca z kolei uwagę na wartość marketingową naczelnego, w tym dziennikarskich gwiazd, które promują markę, np. poprzez wypowiedzi w stacjach telewizyjnych. – Zatrudnianie dziennikarskich gwiazd to nic nowego i zapewne w wielu miejscach i sytuacjach jest to pożądane. Mam jednak nadzieję, że zarządy czy właściciele zawsze ważą korzyści: na różnych etapach rozwoju produktu, redakcji czy wydawnictwa potrzebni są różni ludzie. Raz gwiazdy, które wnoszą do firmy szybki efekt wizerunkowy, brylują w telewizji, promują markę, a raz przodownicy mrówczej, redakcyjnej pracy – stwierdza.
CO NA TO PRAWO?
Co jednak ma zrobić redaktor lub redaktor naczelny, żeby nie dać się wrobić w cudze obowiązki? Dr Marcin Wojewódka, radca prawny, zauważa, że same przepisy Kodeksu pracy chronią pracownika przed nieuzasadnionymi poleceniami. – Wyjątkiem jest tutaj art. 42 § 4 k.p., na podstawie którego pracodawca może oddelegować pracownika do innej pracy niż określona w umowie – wyjaśnia Wojewódka. Dodaje, że jest to jednak ograniczone zastrzeżeniem, iż taka praca musi odpowiadać kwalifikacjom pracownika, a oddelegowanie możliwe jest na okres nieprzekraczający trzech miesięcy w roku.
Ryzykiem dla pracownika jest brak określenia w umowie o pracę zakresu obowiązków oraz charakteru stanowiska pracy. – O ile na stanowisku takim, jak prawnik czy kierowca jest dosyć oczywiste, jakie zadania będą wchodziły w zakres podstawowych obowiązków, o tyle stanowiska z mniej lub bardziej niedookreśloną definicją powinny mieć raczej szerzej niż węziej określony zakres obowiązków. Podkreślić jednak należy, że to faktyczny zakres obowiązków pracownika determinuje charakter pracy, a nie nawet bardzo szczegółowo opisany w umowie o pracę zakres obowiązków – zaznacza Wojewódka.
Według eksperta pracownik może się zabezpieczyć przed potencjalnym nałożeniem obowiązków niezwiązanych bezpośrednio z obejmowanym przez niego stanowiskiem. Chodzi o wprowadzenie do umowy o pracę zamkniętego katalogu zadań, które będą wchodziły w zakres obowiązków. – Takie postanowienie może jednak znacznie ograniczyć możliwości zarówno pracodawcy, jak i pracownika. W momencie, gdy pojawi się nowy projekt, w którym pracownik chce uczestniczyć, a nie mieści się on w ramach ściśle określonych w umowie o pracę zadań, pracodawca, zgodnie z tymi postanowieniami umownymi, będzie mógł odmówić pracownikowi uczestnictwa w wykonywaniu nowych obowiązków – stwierdza ekspert.
Co zrobić już po podpisaniu umowy, gdy pracodawca zaczyna od nas wymagać wykonywania obowiązków, które nie dotyczą naszego stanowiska? – Jeżeli pracodawca zleca zadania, które nie mieszczą się w zakresie obowiązków pracownika lub nie dotyczą bezpośrednio zajmowanego stanowiska, oczywiście pracownik może odmówić wykonania takiego zadania, natomiast nie zawsze taka odmowa będzie zgodna z prawem. Potwierdza to również stanowisko Sądu Najwyższego, który w wyroku z 3 kwietnia 1997 roku wskazał, że „bezzasadna odmowa wykonania polecenia dotyczącego pracy może uzasadniać rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia, z winy pracownika, bez potrzeby uprzedniego stosowania kar porządkowych” – cytuje Wojewódka.
I wyjaśnia: – Jeśli dodatkowe obowiązki są związane z charakterem pracy i mieszczą się w ramach rodzajowego zakresu obowiązków określonego w umowie, pracownik ma obowiązek je wykonać. Natomiast jeśli pracodawca zleca zadania, które są całkowicie niezgodne z uzgodnionym stanowiskiem pracy lub wymagają kwalifikacji, których pracownik nie posiada, czyli na przykład zlecenie redaktorowi naprawy laptopa, na którym pracuje, w przypadku jego uszkodzenia, pracownik ma prawo odmówić, powołując się na brak odpowiednich kwalifikacji oraz brak powiązania zleconego zadania z zajmowanym stanowiskiem.
Inaczej sytuacja wygląda w przypadku zawarcia umowy cywilnoprawnej. Jak tłumaczy dr Marcin Wojewódka, w przypadku umowy-zlecenia zleceniobiorca nie będzie musiał wykonywać zadań, które nie są bezpośrednio związane ze zleceniem. – Warto w takiej umowie wskazać jak najbardziej wyczerpująco i szczegółowo charakter zlecenia – radzi Wojewódka.
WĄTPLIWOŚCI
Nowe obowiązki, z których część jest akceptowana przez pytanych przeze mnie redaktorów, budzą jednak wątpliwości medioznawców. Prof. Jacek Dąbała, audytor jakości mediów, dodawanie redaktorom i redaktorom naczelnym nowych obowiązków ocenia negatywnie. – Dziennikarstwo musi się koncentrować na jakości. Dziennikarz powinien mieć czas na podstawową pracę, dlatego nieuzasadnione jest mnożenie obowiązków ponad potrzebę – stwierdza prof. Dąbała. Jego zdaniem w obecnych czasach praca dziennikarska musi być wykonywana na wysokim poziomie, zwłaszcza gdy mamy tak duże zagrożenie fake newsami.
Dr Krzysztof Grzegorzewski, medioznawca z Uniwersytetu Łódzkiego, wspomina, że sam zetknął się z sytuacjami, gdy pracownikom pewnej stacji radiowej dokładano kolejnych obowiązków. – To było na granicy wyzysku i mobbingu. Jest to jednak typowe dla mniejszych redakcji – ocenia.
Jego zdaniem, jeśli któryś z redaktorów ma kompetencje do wykonywania np. grafik, powinien móc je robić, ale jako zadanie dodatkowo płatne.
– Pewne dziadowskie oszczędności wykluczają profesjonalizację pracy dziennikarskiej i ją zaburzają. Dziennikarstwo wszędzie powinno być oddzielone od public relations i serwisów społecznościowych. Oczywiście, jeśli ktoś samodzielnie promuje swoje teksty, to jest to akceptowalne – uważa Grzegorzewski. Przypomina też, że gdy z wydawnictw zaczęli znikać korektorzy, to nawet drukiem ukazują się teraz teksty z błędami. – Dobre dziennikarstwo kosztuje – podkreśla dr Krzysztof Grzegorzewski.
***
Ten tekst Michała Niedbalskiego pochodzi z magazynu „Press” – wydanie nr 3-4/2025. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy "Press": rozmowa z Wałkuskim, sylwetka Turskiego, pięć lat podcastu Rosiaka
Michał Niedbalski
