Obie strony muru. Kiedy Szymon Hołownia zamienił dziennikarstwo na politykę

Media z Szymonem Hołownią jako kandydatem w wyborach prezydenckich miały problem. Tak skrajnych emocji – od słów poparcia po pogardę i kpinę – dawno nikt nie wzbudzał (fot. Mateusz Marek/PAP)
Szymon Hołownia, obecnie marszałek Sejmu, już po raz drugi próbuje swoich sił w wyborach prezydenckich. Choć nikt nie wieszczy mu drugiej tury, po serii debat w Końskich i Republice jego notowania znów zdają się rosnąć. Przypominamy nasz tekst o Hołowni sprzed pięciu lat, kiedy zszokował środowisko dziennikarskie swoją kandydaturą. Media miały z nim wtedy niemały problem.
Małpiarnia, żarty z polityki, kot ze „Shreka” i odźwierny w talent show – dziennikarze nie szczędzili Szymonowi Hołowni komplementów.
Za kierownicą Bartosz Węglarczyk. Na fotelu pasażera – Szymon Hołownia. Jest 8 stycznia 2020 roku. Środowe wydanie „Onet rano”. Dokładnie miesiąc wcześniej w gdańskim Teatrze Szekspirowskim dziennikarz i autor kilkunastu książek, przez 12 lat współprowadzący „Mam talent” w TVN, potwierdził krążące od tygodni plotki, że będzie ubiegał się o urząd prezydenta. – Poranek z tobą to jak wieczór z kimś innym – rzuca na dzień dobry Hołownia. – Żarty się skończyły – odpowiada Węglarczyk. – Jesteś już politykiem. Jest między nami mur nienawiści i pogardy – dodaje. Brzmi żartobliwie, ale niewątpliwie jest w tym ziarno prawdy. – Hołownia przestał być dziennikarzem i dlatego powinna nas teraz rozdzielać gruba kreska. Musimy inaczej ze sobą rozmawiać – mówi nam Bartosz Węglarczyk. Jego zdaniem Hołownia podlega teraz takiej samej ocenie jak każdy polityk i każdy kandydat w wyborach. Choć oczywiście sytuacja jest nietypowa. – Ale co mam zrobić? Mam go nie zapraszać do swoich programów? Mam go już nie znać? Lepiej traktować? A może gorzej? – stawia pytania dyrektor programowy Onetu.
Inni dziennikarze też nie znają odpowiedzi.
MAŁPIARNIA
Media z Szymonem Hołownią jako kandydatem w wyborach prezydenckich mają problem. Tak skrajnych emocji – od słów poparcia po pogardę i kpinę – dawno nikt nie wzbudzał. Pierwszym zaskoczył dziennikarz „Gazety Wyborczej” Piotr Głuchowski. W tekście z 14 listopada 2019 roku pt. „To my jesteśmy opozycją, a nie Platforma. Hołownia na prezydenta?” pisał: „To jest świetny pomysł! Wybrać kandydata niepisowskiej części społeczeństwa, który nie będzie politykiem PO, SLD ani PSL. To może być Hołownia – czemu nie? (…) Ja tam bym zagłosował”.
W drugim celuje Jacek Żakowski: – Trzeba mieć niezwykły tupet, by zawracać ludziom głowę taką kandydaturą. W żadnym z poważnych krajów nie zdarzyło się, by showman z powodzeniem ubiegał się o urząd prezydenta. To możliwe jest tylko w dzikich demokracjach – stwierdza.
Agnieszka Wiśniewska pamięta, że o chęci kandydowania przez Hołownię w wyborach prezydenckich dowiedziała się właśnie od Jacka Żakowskiego w czasie porannej audycji w radiu Tok FM, której była gościem. – Totalne zaskoczenie. Hołownię kojarzyłam jako prowadzącego „Mam talent”, felietonistę „Tygodnika Powszechnego” i obrońcę praw zwierząt – wspomina redaktor naczelna serwisu Krytykapolityczna.pl. – Nie przypuszczałam, że jego ambicje sięgają urzędu prezydenta – dodaje.
Podobnie – że to niepoważny pomysł – pomyślał Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego. – Wydawało się, że jest to typowa wrzutka, by sprawdzić, jak pomysł zostanie przyjęty – dodaje. – Żart… – wspomina z kolei swoją pierwszą reakcję Jacek Nizinkiewicz z „Rzeczpospolitej”.
– Nawet gdy teraz o tym mówię, wydaje mi się nieprawdopodobne, że osoba bez najmniejszego doświadczenia chce wejść do polityki z wysokiego c.
– Pierwsza myśl? Że to absurd – mówi Renata Kim. – Ale po chwili pomyślałam, że wcale nie. Bo Hołownia zna się i na kwestiach związanych z klimatem, i na pomocy humanitarnej. Ma też – moim zdaniem – wystarczające kwalifikacje moralne i etyczne, pokazał, że potrafi działać na rzecz innych ludzi. Prowadzone przez niego fundacje pomagają dzieciom w kilkunastu krajach afrykańskich. I to jest pomoc systemowa, a nie dobroczynność okazywana z wielkopańską wyższością – wyjaśnia dziennikarka „Newsweek Polska”.
Zaskoczony kandydowaniem Szymona Hołowni nie był za to Marek Zając, szef kanału Polsat Rodzina, były dziennikarz i doradca ds. mediów. – Hołownia jest człowiekiem bardzo ambitnym. Zawsze chciał zmieniać świat i wierzył, że to potrafi.
Żadnego usprawiedliwienia dla Hołowni nie znajduje Jacek Żakowski: – Hołownia jest zbyt dobrze wykształcony, by nie zdawać sobie sprawy, że jego kandydowanie jest śmieszne – stwierdza w rozmowie z „Press”.
9 grudnia 2019 roku w programie „Onet rano” u Jarosława Kuźniara Żakowski był jeszcze ostrzejszy w słowach. „To nie jest małpiarnia” – mówił o kandydaturze Szymona Hołowni. „To jest nieszczęście. Jestem poruszony, że chłopak, którego lubiłem, zrobił coś takiego” – wyjaśniał. Dziś pytany, czy żałuje tych słów, odpowiada: – Polityka zasługuje na powagę i dlatego potrzebne są wyraziste słowa.
Poruszona, ale słowami Jacka Żakowskiego jest Renata Kim. – Określenia „małpiarnia” nie wolno używać w stosunku do nikogo. To pogardliwe i niedopuszczalne. Hołownia kandyduje, bo ma do tego prawo. Zdaniem publicystki „Newsweeka” nawet jeśli Żakowski uważa Hołownię za złego dziennikarza piszącego słabe teksty, nie powinien z niego kpić.
KOT ZE „SHREKA”
Ale opinia Jacka Żakowskiego nie była odosobniona. Tak o kandydaturze Szymona Hołowni pisał w felietonie zmieszczonym 30 grudnia ub.r. w „Dużym Formacie” – dodatku do „Gazety Wyborczej” – Krzysztof Varga: „Wszędzie, gdzie się zatrzymuje, dzieci i starcy masowo do niego lgną, bezdomni rzucają mu się w ramiona, a ubodzy do stóp, obłożnie chorzy zdrowieją, deliryczni alkoholicy zrywają z nałogiem, młodzież zabija się o selfie z Hołownią, ryzykownie podniecone staruszki obdarowują go domowymi przetworami” – to fragment tekstu zatytułowanego: „Świecki Zbawiciel, czyli Hołownia na prymasa”.
Z poglądami Krzysztofa Vargi zgadza się publicysta Tomasz Wołek. – Na odległość razi mnie – dosyć irytujący u tak młodego człowieka, jakim jest Hołownia – ton wypowiedzi, nieco kaznodziejski, skłonność do pouczania, a zarazem nadmiernych uproszczeń oraz bliżej nieokreślona świętoszkowatość – wyjaśnia Wołek, choć przyznaje, że Hołowni właściwie nie zna, nie zamienił z nim ani słowa, książek ani tekstów nie czytał. „Nie muszę dodawać, że głosować na niego nie zamierzam” – napisał nam w e-mailu Tomasz Wołek.
Z kolei Jan Wróbel 9 grudnia ub.r. we „Wprost” przyznawał: „Jakim prezydentem byłby Szymon Hołownia? Pojęcia nie mam, podobnie zresztą jak sam Hołownia”. „Hołownia to kot ze »Shreka« z dużymi oczami, odważny, chociaż przebiegły (oby!). Jakim prezydentem byłby kot ze »Shreka«?” – pisał dalej Wróbel.
Także opinie dziennikarzy wyrażane w mediach społecznościowych tuż po ogłoszeniu przez Hołownię chęci kandydowania i pierwszym wystąpieniu pełne były uszczypliwości. „Pojawił się kolejny kaznodzieja w polskiej polityce. Nie da się tego słuchać” – pisała Arlena Sokalska z „Polska The Times”. „Przedstawienie »Kandydata na kandydata« i rozmowa z dziennikarką wyglądają na jakiś ciąg dalszy jakiegoś show w TVN” – to z kolei opinia Leszka Jażdżewskiego z „Liberté!”. Zaś Marcin Makowski z „Tygodnika do Rzeczy” stwierdzał: „Szymon Hołownia mówi jak ksiądz na kazaniu, który nie wyszedł z fazy zafascynowania Paulo Coelho”. O problemie z Hołownią mówił też w programie „Polska na serio” nadawanym przez wSensie.tv prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz: „Byłem przekonany, że on wyjdzie i ogłosi »cha, cha, uruchamiamy nowy teleturniej«, a on zasuwał takie kawałki, jakby czytał z Tuska sprzed paru lat”.
Jeszcze większa fala krytyki pojawiła się po publikacji na początku lutego pierwszego spotu Szymona Hołowni, w którym zaprezentowano brzozę, papierowy samolocik i hasło: „Będziemy walczyć o każde drzewo, nie tylko o jedno”. Początkowo Hołownia nie przyznawał się do błędu. „Nie przyszłoby mi do głowy, by sprawdzać gatunki drzew w moim spocie” – napisał 5 lutego na swoim oficjalnym koncie na TT, mimo że jego sztabowiec pisał wprost o tym, że celowo nawiązali do Smoleńska. Dzień później Hołownia przeprosił i wycofał spot.
DYSONANS
Zdaniem Agnieszki Wiśniewskiej pogardliwe podejście dziennikarzy do kandydatury Hołowni może się brać z dysonansu wynikającego z faktu, że wszedł w rolę, która nie koresponduje z tym, co robił do tej pory. – Większości Hołownia kojarzy się z formatem rozrywkowym. Przejście do formatu prezydenckiego – nawet w sferze wyobraźni – nie jest łatwym zadaniem – przyznaje. Dysonans ten pogłębia fakt, że Hołownia stara się nadawać swojej kampanii poważny ton.
– I oto mamy obraz niepoważnego telewizyjnego celebryty, który chce być poważnym politykiem – konkluduje Wiśniewska, która 22 stycznia br. na stronie Krytykapolityczna.pl opublikowała esej o programie wyborczym Hołowni. Tytuł: „Zagłosuję na Hołownię”. „Ale zagłosuję na niego, oczywiście wtedy, kiedy będzie kandydatem na prymasa Polski” – napisała po przeanalizowaniu felietonów Szymona Hołowni z „Tygodnika Powszechnego”. I przypomniała jego słowa z 2017 roku: „Nie widzę na razie na scenie nikogo, kogo słowo ważyłoby więcej niż kampanijny balon. Komu mógłbym zaufać na tyle, by pójść za nim. Zaufam więc temu, komu mogę zaufać: sobie”. Zdaniem Wiśniewskiej to zdanie o Hołowni mówi najwięcej.
Choć niektórzy wskazują na inny dowód megalomanii w „Tygodniku Powszechnym”, gdy Hołownia pytany przez Michała Okońskiego o byłego prezydenta Europy Donalda Tuska walnął prosto z mostu: „Nasi współpracownicy są w kontakcie, co nie znaczy, że zabiegam o jego poparcie. Uważam po prostu, że może się Polsce jeszcze przysłużyć”.
ODŹWIERNY Z TALENT SHOW
Marcin Dzierżanowski, redaktor naczelny tygodnika „Wprost”, uważa, że Hołownię krytykują zwłaszcza dziennikarze ze środowisk bliskich „Gazecie Wyborczej” oraz Platformie Obywatelskiej. Zdaniem Dzierżanowskiego podobną drogę co Hołownia przeszedł Robert Biedroń. – Był akceptowany, dopóki nie zaczął krytykować Platformy. Podobnie Hołownia, który jeśli odbierze komuś głosy, to nie Andrzejowi Dudzie, ale głównie Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, stąd wyśmiewanie kandydatury Hołowni przez niektórych publicystów – uważa.
Kim są dziennikarze, którzy kandydaturę Hołowni traktują poważnie? Ignacy Dudkiewicz jest redaktorem naczelnym magazynu lewicy katolickiej „Kontakt”. 8 grudnia na swoim profilu na Facebooku obwieszczał: „Ufam mu, bo znamy się wystarczająco długo i wystarczająco długo obserwuję to, co robi. A robi ogromnie dużo dobra i jest człowiekiem integralnym”. Dudkiewicz deklarował też, że nie jest obiektywny i będzie głosował na Hołownię. Dziś, właśnie z powodu braku obiektywizmu, nie chce komentować ani kampanii Hołowni, ani tego, jak oceniają kandydata media. Problem z Hołownią ma redakcja katolickiego portalu Deon.pl. Po ogłoszeniu przez Hołownię startu w wyborach postanowiła się od niego zdystansować. Zdaniem Piotra Żyłki, redaktora naczelnego Deon.pl, tego wymaga dziennikarska rzetelność. „Sytuacja jest momentami groteskowa, bo kilka miesięcy wcześniej Szymon był gościem naszych urodzin i wciąż mamy do publikacji kilka ekologicznych nagrań z tego spotkania. Ale ich nie publikujemy, żeby nikt nie mógł nam zarzucić, że angażujemy się w jego kampanię wyborczą” – napisał Żyłka w tekście opublikowanym w styczniu na łamach swojego portalu.
Z kolei dominikanin o. Adam Szustak 13 lutego w jednym z odcinków vloga na swoim kanale YouTube Langusta na Palmie oznajmił, że w wyborach prezydenckich zagłosuje na Szymona Hołownię. Mimo że zaznaczył, że jest to jego prywatne zdanie, dwa dni później przeprosił swoich widzów: – Popełniłem błąd. Nie powinienem wyrażać publicznie jako ksiądz i jako reprezentant Kościoła katolickiego swoich preferencji politycznych – powiedział dominikanin. Za Hołownią ujął się także Jerzy Sawka, były redaktor naczelny wrocławsko-szczecińskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. 30 stycznia na swoim profilu na Facebooku napisał, że „Hołownia intelektualnie przerasta pozostałych kandydatów. Nie celebrytuje. Jest wiarygodny, ma czytelny pogląd na świat. Taki jaki akceptuję”.
Bartosz Węglarczyk w ocenie Hołowni stoi pośrodku: – Nie zniechęcajmy Polaków, by brali udział w życiu publicznym. Jeśli Hołownia będzie miał zły program, krytykujmy ten program. Jeśli jego kampania będzie słaba, mówmy to głośno. Ale nie odbierajmy nikomu korzystania z praw, które mu przysługują – nie ma wątpliwości dyrektor programowy Onetu. I przyznaje, że zupełnie nie rozumie ośmieszania Hołowni. – Jeśli ma to być standard, to może wpiszmy do konstytucji, że tylko osoby z odpowiednim doświadczeniem i zatwierdzone przez Jacka Żakowskiego mogą kandydować – szydzi Węglarczyk.
Również Renata Kim z „Newsweek Polska” uważa, że Hołownię można krytykować, ale nie powinno się z niego kpić: – To najbardziej ryzykowna decyzja w jego życiu. Kładzie na szali wszystko to, co do tej pory robił i osiągnął. Odcina sobie drogę powrotu do dziennikarstwa – stwierdza.
Narzuca się przykład Tomasza Lisa. W styczniu 2004 roku „Newsweek” opublikował sondaż firmy PBS, z którego wynikało, że ówczesny szef „Faktów” TVN miałby poważne szanse w wyborach prezydenckich. 43 proc. Polaków oddałoby na niego swój głos. Sondaż był końcem Lisa w TVN, najpierw został zawieszony, zaś w lutym zwolniony. Jednym z powodów był brak deklaracji, że nie wystartuje w zbliżających się wyborach prezydenckich. Ostatecznie Lis kandydatem nie został. Według Jacka Żakowskiego właśnie przykład Tomasza Lisa powinien dać Hołowni wiele do myślenia. – Lis, który był przecież świetnym komentatorem życia politycznego, miał w sobie skromność, która kazała mu powiedzieć: nie. Żakowski nie ma wątpliwości, że gdyby to jemu ktoś zaproponował: zostań prezydentem, odpowiedź byłaby jednoznaczna. – Nie! Bo nie mam doświadczenia. Nie byłem radnym, nie byłem ministrem. Nie kierowałem żadną duża instytucją. Nie nadaję się. Dlatego czuję się osobiście dotknięty, że Szymon Hołownia w taki sposób – bez szacunku, z pogardą albo patologicznym tupetem – traktuje mnie i mój kraj – stwierdza Żakowski.
DRUŻYNA SZYMONA
Hołownia zyskiwał, gdy ogłaszał informacje, kto dołącza do listy jego najbliższych współpracowników. Szefem sztabu wyborczego został były szef MSWiA w rządzie Donalda Tuska Jacek Cichocki. Pełnomocnikiem wyborczym Michał Kobosko, były redaktor naczelny m.in. „Dziennika Gazety Prawnej”, „Wprost” i „Forbesa” oraz wydawca „Newsweeka”. Hołownię wspierają także: politolog Rafał Matyja, w sprawach wojskowych gen. Mirosław Różański, zaś w ekonomicznych Piotr Kuczyński. Olga Adamkiewicz z agencji reklamowej Brand New Galaxy, została szefową komunikacji.
Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego przyznaje, że wraz z ujawnianiem kolejnych nazwisk współpracowników kandydaturę Hołowni media zaczęły traktować poważniej. – Okazało się, że nie jest to ani projekt wyłącznie celebrycki, ani wynikający z kryzysu wieku średniego – mówi prezes Klubu Jagiellońskiego. – Hołownia nie jest samotnym wilkiem, który postanowił podłożyć ładunek wybuchowy i wysadzić całą klasę polityczną w powietrze. Podjął rękawicę. Wyszedł ze strefy komfortu. I choćby z tego powodu zasługuje na powagę – dodaje. Choć inaczej, to na ludzi stojących za Hołownią zwraca też uwagę Wojciech Wybranowski z „Tygodnika do Rzeczy”. – Początkowo patrzyłem na Hołownię przez pryzmat kandydatów w rodzaju przedsiębiorcy od wkładek do butów albo odźwiernego w talent show TVN – mówi Wybranowski. – Choć jak dziś słyszę słowa Hołowni o tym, że zwierzęta, które spotkał w życiu, będą mnie sądzić na Sądzie Ostatecznym, to znów widzę w nim kandydata co najwyżej egzotycznego, który jeszcze przed ogłoszeniem kampanii mocno się pogubił – ocenia publicysta „Tygodnika do Rzeczy”. Po kolejnych ogłaszanych nazwiskach współpracowników Wybranowski uważa, że projekt Hołowni może nie być przypadkowy. Podobnie uważają dziennikarze tygodnika „Sieci” Marek Pyza i Marcin Wikło. W tekście „Kandydat z focusów” opublikowanym pod koniec grudnia ub.r. napisali: „To nie pierwsza próba zbudowania nowego bytu politycznego na bazie popularności jednego człowieka. Ale ta może mieć najpoważniejsze konsekwencje”.
CZŁOWIEK ZAGADKA
Dla Piotra Trudnowskiego z Klubu Jagiellońskiego Hołownia nigdy nie był stuprocentowym dziennikarzem. – Raczej celebrytą. Nawet jego książki były bardziej celebryckie niż religijne – uważa. Zwraca uwagę, że jeśli ktoś ze strony mediów może mieć problem z Hołownią, to TVN. – Do początku lutego Hołownia był gościem w wielu programach, ale nigdy w TVN – wyjaśnia prezes Klubu Jagiellońskiego. Jego zdaniem problem mają obie strony. A może raczej miały, bo 10 lutego Hołownia jednak pojawił się w „Kropce nad i” u Moniki Olejnik. Padły pytania o in vitro i aborcję. Olejnik ostro, nawet jak na nią, próbowała traktować Hołownię, a ten się nie dawał.
Karolina Lewicka z Tok FM kandydaturę Hołowni ocenia z dystansem: „coachowska”. – Jestem spoza polityki. Jestem świetny. Zmienię Polskę – wylicza dziennikarka.
– Jak słyszę kogoś, kto mówi, że zmieni politykę, to obracam się na pięcie i wychodzę – mówi Marek Zając. Jego zdaniem Hołownia polityki nie zmieni. I albo szybko z niej odejdzie, albo dostosuje się do obowiązujących reguł. Zwraca uwagę na pierwsze symptomy. – Hołownia do tej pory strzegł prywatności swojej rodziny. Po ogłoszeniu startu w wyborach drzwi do własnego domu musiał uchylić. W pewnym momencie jego żona – pilot myśliwca – stała się ważniejszą bohaterką niż on sam – przypomina. – Pomysł, żeby zmienić mechanizmy rządzące polityką, jest mrzonką – dodaje. Marek Zając twierdzi, że na Hołownię nie zagłosuje, ale byłby ostatnim, który odebrałby mu prawo do kandydowania. Zdaniem szefa Polsatu Rodzina część krytycznych głosów może być podszyta zazdrością. – Dziennikarstwo to zawód, w którym każda wybijająca się postać jest przekonana, że w plecaku nosi marszałkowską buławę. Hołownia zdecydował się po nią sięgnąć. To wystarczyło, by wzbudzić w środowisku zazdrość – wyjaśnia Zając.
– Człowiek zagadka – mówi o Hołowni Jacek Nizinkiewicz. Wspomina, że z Hołownią odbył jedną w życiu rozmowę telefoniczną, gdy chciał się umówić na wywiad. Hołownia odmówił, a tłumaczył to tym, że… właśnie odszedł z tego świata pies, którego przygarnął ze schroniska. – Najpierw pomyślałem – co za dziwny człowiek. Ale potem, gdy przez 17 minut – pamiętam to dokładnie – Hołownia opowiadał o psie, o tym, jak wspiera bezdomne zwierzęta, wyczułem w nim autentyczność. W sumie jego reakcja była niezwykle ludzka – wspomina publicysta „Rzeczpospolitej”.
Nie widzi niczego złego w tym, że dziennikarz staje się politykiem. Pod warunkiem że jest to droga, z której nie ma powrotu. Nizinkiewicz przyznaje nawet, że zdecydowanie więcej ludzi mediów powinno wejść do świata polityki, bo i tak w nim już są. – Wielu tylko udaje dziennikarzy, będąc tak naprawdę politykami. Taka sytuacja tylko szkodzi środowisku dziennikarskiemu – nie ma wątpliwości.
***
Ten tekst Grzegorza Sajóra pochodzi z magazynu „Press” – wydanie nr 3-4/2020. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy "Press": Haszczyński, konsekwentna Zetka, wspomnienia o Tymie i Pytlakowskim
Grzegorz Sajór
