AMS krytykowana za zgłoszenie włamania do swoich nośników - ucierpieli aktywiści
AMS tłumaczy, że standardowo zawiadamia policję ws. wieszania nielegalnie plakatów (fot. Piotr Molecki/East News)
Firma reklamy zewnętrznej AMS jest krytykowana za złożenie skargi na aktywistów, którzy na jej nośnikach samowolnie zawiesili plakaty krytykujące ministra zdrowia. AMS twierdzi, że gdyby tego nie zrobiła, sama mogłaby mieć problemy z klientami. Aktywiści twierdzą, że firmy outdoorowe w Polsce nie chcą przyjmować ich zleceń na antyrządowe kampanie.
W dniach 29 i 30 maja na umieszczonych na warszawskich przystankach autobusowych nośnikach reklamy zewnętrznej AMS pojawiły się plakaty „Ewangelia wg Łukasza Sz.”, oskarżające ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego o korupcyjne nadużycia i zaniechania podczas pandemii Covid-19. Firma AMS, należąca do Agory, wydawcy „Gazety Wyborczej”, zaprzeczyła, że ma cokolwiek wspólnego z plakatami i zgłosiła włamanie do swoich nośników. W efekcie 8 czerwca dwie osoby, Anna W. i Bartek Sabela (zgodził się na podanie swoich danych) zostały zatrzymane, a w ich mieszkaniach dokonano przeszukań. Odebrano im też telefony i laptopy. Sabela jest reportażystą, autorem książki "Wszystkie ziarnka piasku" i działaczem społecznym. OKO.press informuje, że Anna W. na komendzie została rozebrana do naga, a w areszcie spędziła 41 godzin. Jako powód zatrzymania podano "podejrzenie kradzieży z włamaniem na szkodę spółki AMS na kwotę 450 zł".
Przeciwko działaniom policji zaprotestowały we wspólnym oświadczeniu Akcja Demokracja, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Komitet Obrony Demokracji, Obywatele RP, Ogólnopolski Strajk Kobiet i Wolne Sądy.
Paweł Wrabec, były dziennikarz m.in. "Gazety Wyborczej", "Polityki" i "Newsweek Polska", działacz Obywateli RP oraz grupy Spontanicznego Sztabu Obywatelskiego na swoim profilu na Facebooku napisał: "Jestem przekonany, że prezesi AMS się cieszą. Środowisko reklamy coraz głębiej wchodzi PiSowi w tyłek bez wazeliny odmawiając legalnego wywieszania na swoich nośnikach antypisowskich plakatów".
"AMS stanął pośrednio po stronie władzy"
O zajęcie stanowiska w tej sprawie Wrabec poprosił m.in. Szymona Gutkowskiego, dyrektora zarządzający agencji reklamowej DDB Warszawa. - Nie żyjemy w kraju, w którym można liczyć na obiektywizm policji i prokuratury, więc AMS nie powinien wnosić skargi - mówi Gutkowski. - Aktywiści zrobili to, co zrobili, nie po to, by coś ukraść, a w imię wolności słowa. Zgłaszając włamanie, AMS stanął pośrednio po stronie władzy, która staje się w Polsce coraz bardziej autorytarna - dodaje.
Paweł Wrabec zaznacza, że ma informacje, iż także właściciele innych nośników reklamowych odmawiają umieszczania w nich plakatów krytykujących działania rządu lub PiS. Marcin Mycielski, współpracownik Fundacji Otwarty Dialog i moderator profilu SokzBuraka, potwierdza, że wiele razy spotykał się z odmową umieszczania plakatów. - Największe agencje nie chciały w takie akcje wchodzić. Od mniejszych słyszeliśmy, że chociaż sami są chętni, to protestują właściciele gruntów, którzy obawiają się reakcji sąsiadów. Myślę, że powodem jest po prostu obawa utraty państwowych kontraktów - mówi Mycielski. Dodaje, że przez dwa tygodnie negocjował z jedną z największych firm na rynku zawieszenie plakatów z wizerunkiem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i hasłem "Jego ból jest lepszy niż mój". - Najpierw usłyszeliśmy, że zlecenie musiałoby przekraczać wartość 30 tysięcy złotych, a gdy udało się nam zebrać taką kwotę, to i tak zarząd tej firmy nadal nie zgadzał się na kampanię.
Grażyna Gołębiowska, dyrektorka marketingu AMS, pytana, czy firma odrzuciła antyrządową kampanię „Ewangelia wg Łukasza Sz.”, odpowiada: - Według naszej wiedzy nie wpłynęło do nas takie zapytanie. Tłumaczy też, że "w przypadkach naruszenia prawa własności spółki /.../ nielegalne plakaty są usuwane, a sprawa zgłaszana jest na policję w celu jej wyjaśnienia. W ostatnich latach czterokrotnie, jednak na ogół takie sprawy kończyły się niewykryciem sprawcy".
"Delikatna forma protestu wobec władz"
Bartek Sabela zaznacza, że nie może podawać szczegółów sprawy wieszania plakatów, w tym odpowiedzieć na pytanie, czy AMS został wcześniej poproszony o płatne udostępnienie swoich nośników. - Wieszanie antyrządowych plakatów czy banerów oceniam jako bardzo delikatną formę protestu wobec władz. Osobiście martwi mnie to, że cała dyskusja skręca w kierunku tego, kto powiesił plakaty, a nie co na nich jest - kończy.
Roman Uciechowski zauważa jednak, że jednoznacznie negatywne ocenianie działań AMS jest niesłuszne: - Na nośnikach zajętych przez akcję o Szumowskim wisiały plakaty klientów AMS, za które ci klienci zapłacili. Gdyby AMS pozwolił plakatom o Szumowskim wisieć, oznaczałoby to, że nie wywiązał się z warunków umowy ze swoimi klientami. A to mogłoby AMS narazić na poważne straty.
Podobnie sprawę ocenia Marcin Mycielski: - Szkoda, na jaką AMS wycenił swoje straty, czyli 450 zł, jest nieprzypadkowa. Przepisy Kodeksu karnego wprowadzają próg 500 zł, od którego kradzież przestaje być wykroczeniem, a zaczyna być przestępstwem. A to, moim zdaniem, oznacza, że AMS zrobił, co musiał, by chronić swoje interesy, ale starał się zminimalizować skutki swojego zgłoszenia. Inaczej strata zostałaby wyceniona na kilkanaście tysięcy złotych - wyjaśnia Mycielski.
(AMS, SK, 15.06.2020)