Nieznana agencja zarobiła na kampanii premiera
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, o istnieniu StoPro dowiedzieli się z publikacji "Wyborczej" (fot. Piotr Molecki/East News)
Komitet wyborczy PiS miał zapłacić 600 tys. zł agencji StoPro za kampanię wyborczą premiera Mateusza Morawieckiego. Sprawę opisała "Gazeta Wyborcza". Problem w tym, że eksperci od PR przed publikacją nie słyszeli o tej agencji.
Z artykułu "Ponad pół miliona za 1,5 miesiąca pracy" wynika, że istniejąca od 2017 roku agencja StoPro, której właścicielem jest Dominik Basior (wcześniej związany m.in. z agencją PR Świeża Bazylia), pozyskała zlecenie na przeprowadzenie kampanii wyborczej Mateusza Morawieckiego. Miało być to możliwe dzięki znajomości Basiora z Mariuszem Chłopikiem, dyrektorem biura Ekstraklasy i Gamingu w banku PKO BP, będącym jednocześnie doradcą premiera.
Ponad pół miliona za 1,5 miesiąca pracy. Jak PiS hojnie płacił skromnej firmie PR https://t.co/zj7YAoPWvC
— Gazeta Wyborcza.pl (@gazeta_wyborcza) March 4, 2020
"StoPro miała przygotować m.in. projekty graficzne banneru »Wybieram Śląsk«, projekty reklam w lokalnych gazetach oraz plakatów na tramwaje i autobusy, wydrukować i rozdać gazetkę wyborczą, wykleić plakaty i bannery z wizerunkiem szefa rządu oraz poprowadzić kampanię w mediach społecznościowych" - napisała "GW".
"Wyborcza", pisząc o konkretnych kwotach, powołała się na "Politykę". Jak podał tygodnik, za te usługi na Śląsku partia zapłaciła ponad 329 tys. zł. Do tego jeszcze ponad 260 tys. zł za organizację ponad 20 spotkań szefa rządu z wyborcami.
Eksperci o StoPro nie słyszeli
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, o istnieniu StoPro dowiedzieli się z publikacji "Wyborczej".
Sebastian Stępak, dyrektor zarządzający agencji MSL, podkreśla, że trudno stwierdzić, czy dobrym rozwiązaniem było powierzenie takiego zadania nieznanej firmie. - Nie wiemy bowiem, jakie firma ma kompetencje – mówi Stępak. Dodaje, że jeśli ostatecznie wszystkie elementy kampanii zostały zrealizowane, to można to uznać za dobrą decyzję. Z kolei Piotr Czarnowski, prezes First PR, komentuje: - Mała, niedoświadczona agencja nie poradzi sobie z takim zadaniem, jakim jest przygotowanie kampanii wyborczej. Jeden człowiek może poradzić sobie z przygotowaniem koncepcji, koordynacją kampanii, ale nie z jej realizacją. Jednak to, co na innych rynkach uznałbym za niemożliwe, w Polsce mogło funkcjonować – mówi Czarnowski.
Czy 600 tys. zł zapłaty za 1,5 miesiąca pracy nad kampanią wyborczą premiera Mateusza Morawieckiego jest kwotą zawyżoną? - Nie wiemy, czy jest to wynagrodzenie dotyczące wyłącznie kosztu pracy agencji, czy zawiera ono w sobie również koszty zewnętrzne, jak wynajem miejsca, cateringu czy ochrony. Nie jest to kwota kosmiczna. Moja agencja – tylko za pracę zespołu – potrafi klientowi wystawić fakturę na kwotę na podobnym poziomie. Wiele zależy od tego, czy na przykład obsługa została zlecona na ostatnią chwilę. W takiej sytuacji nie wykluczałbym kwoty na tym poziomie – komentuje Sebastian Stępak. - Nie szokuje mnie to, jeśli kwota dotyczy obsługi kampanii zakładającej duży wkład intelektualny, lecz jeśli obejmuje tylko kwestie techniczne, wówczas jest to kwota kosmiczna – ocenia z kolei Piotr Czarnowski.
(IKO, 06.03.2020)