„Wędrowny zakład fotograficzny"
Agnieszka Pajączkowska
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2019
Zdjęcie za opowieść i gościnę – z takim pomysłem Agnieszka Pajączkowska wybrała się w podróż po wschodnich terenach Polski. Na aukcji internetowej kupiła 30-letniego volkswagena transportera t3 za niecałe 4 tys. zł i ruszyła w drogę. Książki nie było pierwotnie w planach, to miał być wyłącznie projekt fotograficzny. Przejechała 4,5 tys. km, odwiedziła ponad 120 miejscowości i zrobiła 200 portretów, głównie starszym mieszkańcom podlaskich wsi, którzy od dziesiątków lat nie mieli żadnego zdjęcia.
Książka pojawiła się później. Jest zapisem podróży, ale mimo obietnicy w tytule zdjęć jest w niej niewiele. Czytelnik nie zawiedzie się jednak, bo powstał reportaż, który jest zapisem niezwykłych spotkań, odtworzoną z pamięci opowieścią o pierwszym telewizorze we wsi, o uzdrowicielkach, o przesiedleniach, o wojnie, która w wielu domach wciąż jest żywym wspomnieniem. Tu nikt nie mówi o Polsce, ojczyźnie czy "naszym kraju", tylko o naszych stronach, gdzie nie ufa się obcym, a przy drodze straszą odrapane, nieczynne kioski.
Pamięć przy wschodniej granicy zdominowana jest przez obrazy wojny i przesiedleń. To ich opisy są największą wartością tej książki. Podobnie jak język. Bo Pajączkowska potrafi usłyszeć i zapisać żywą mowę, której próżno szukać w lokalnych reportażach.
Opowieści mieszkańców przywracają także pamięć o tym, czego brakuje w podręcznikach historii, bo wyznaczenie granic i narzucenie polskości wcale nie sprawiło, że każdy czuje się Polakiem.
(KB, 21.02.2020)