Wydanie: PRESS 06/2007
Ranking
Czy wiedzą państwo, co to jest gazeta mówiona? Nie, nic z czasów opozycji, Klubów Inteligencji Katolickiej, prześladowań politycznych. Chociaż z prześladowaniami, owszem, ma to coś wspólnego. Otóż w moim rodzinnym wydaniu to jest prasówka. Urządza mi ją żona, relacjonując, co tam opublikowano w „Gazecie Świàtecznej”, cosobotniej części „Gazety Wyborczej”. Ponieważ dodaje do tego własne komentarze i przykłady, jej monologi przypominają niekiedy fragmenty z „OpowieÊci mojej żony” Mirosława ˚uławskiego. No i jestem na bieżąco z tym, co szykują czytelnikom redaktorzy opinii „GW”, chociaż do lektury za nic się nie wezmę, bo z roku na rok coraz bardziej przeceniają cierpliwość średniego lotu intelektualisty. Syn zaś – całkowicie wbrew mej woli – zaznajamia mnie z zawartością tygodnika „Auto Âwiat”. Dzięki tym sadystycznym prelekcjom dokładnie wiem, ile koni mechanicznych ma dana odmiana saaba albo dlaczego w renault zderzak jest szczególnie bezpieczny. Codziennie czytam „Przeglàd Sportowy” (nie mam wyjścia; jakże brakuje wchłoniętego i zlikwidowanego przez Marquarda „Tempa”). Bo lubię sport. Wyłącznie jako obserwator. Przed laty dowiedziałem się, że Jean-Paul Sartre podzielał moje zainteresowania (co tam Sartre, sam Jerzy Pilch też!), i przestałem się z tym kryć po zakamarkach. Prócz burzliwych wydarzeń na skoczniach i murawie szczególnie frapuje mnie język relacji. Kiedyś Jurek Skoczylas cyklicznie publikował słowniczek sportowych sloganów. Boki zrywać... Później jednak, kiedy sam coś tam skrobnął o sporcie, te okropieństwa jak nieproszeni goście – mówił – same właziły mu pod pióro. Studiuję gospodarcze strony „Gazety Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Dziennika” plus „Gazet´ Giełdy Parkiet” i „Gazet´ Prawnà”. I z pokorą wyciągam nauki dla siebie. I podziwiam. A czasem jestem wręcz zadziwiony. Z satysfakcją między innymi dostrzegam przykłady, jak dokładnie koledzy nas czytają i jak ich tematy na łamach inspirujemy. Miłe uczucie, że człowiek się na coś przydaje. Tradycja, zasiedzenie i dobre zdanie o zawodowych umiejętnościach ludzi „Polityki” od dawna wiążą mnie z tym pismem. Transfuzje świeżej krwi idą tam jednak opornie, a przecież nieliczne przykłady – jak Krzysztofa Burnetki – wskazują, że warto, oj warto. Cieszy, jak pod rządami Michała Koboski – i grupy fachowców, których dobrał – zmienił się „Newsweek Polska”. Szkoda tylko, że nie może – dotyczy to również „Wprost” – zatrudniać także alergików, co w dzisiejszych czasach stwarza poważne ograniczenia wyboru. Udusiliby się od roztoczy fruwających w tych redakcjach w efekcie nieustannego szperania w zakurzonych papierach lustracyjnych. To już po prostu nudne. No i jakoś nie ekscytuje mnie nieustanny korowód ludzi w czapkach hańby na głowie. A spośród innych czasopism? Bawi mnie sporo pomysłów „Przekroju”, przykuwa też uwagę solidna robota Kazimierza Krupy w „Forbesie”. Od czasu do czasu sięgam po „Charaktery”. Czytam – i jest jak w „Trzech panach w łódce (nie licząc psa)”: kiedy bohater studiował lekarski poradnik, dostrzegał u siebie symptomy wszystkich chorób, z wyjątkiem zapalenia rzepki. Z racji stanowiska zasypują mnie rozmaite periodyki fachowe, gazety zakładowe, wydawnictwa ku czci. Co tam się wyrabia… Nie mogę wprost oczu oderwać – wskutek pomieszania zażenowania i zadziwienia, że jednak wszystko można. „Jarmarczne gusta. Fascynuje cię obciach” – mówi żona. Mądra kobieta. Telewizja… Tu szczególnie sobie cenię Edwarda Miszczaka – za żywość umysłu, kreacyjność i profesjonalizm. Czyli za zalety, którymi kiedyś współtworzył RMF FM. Oglądam na własne oczy: TVN trzyma się mocno, a TVN 24 – znakomicie. Ożywił się Polsat, co niektórzy chcieliby sprowadzić tylko do transferu Niny Terentiew. Widać jednak, że to – mam nadzieję definitywne – porzucenie defensywnej strategii. Ciekawe są inicjatywy w TVP w dziedzinie interaktywnej telewizji internetowej. Nowatorski w Polsce projekt (iTVP) to oczko w głowie członka zarządu Marcina Bochenka. Czekam na przekształcenie TVP 3 w kanał informacyjny, mierzący się z TVN 24. Są ambicje, pewne możliwości (ośrodki!), rysuje się ciekawa koncepcja. Czy jednak nie przeszkodzi zarządzanie i inercja molocha? W Pulsie staram się zerkać na filmy (wcale nie pierwszego sortu, często zapomniane) wyciągnięte z peerelowskiego lamusa. Prawda czasu jakże inna od prawdy ekranu. O falach eteru krótko, bo mało czasu im poświęcam: Radio PiN 102 FM (szkoda, że tylko na Mazowszu), trochę Zetki, Tok FM. No i Trójka, co w moim pokoleniu stało się nawykiem. Nie, nie napiszę o wszystkim, co czytam albo oglądam. Jeśliby dosłownie przyjmować to, co często w tej rubryce wypisują zaproszeni goście, wydaje się, że na lekturze i gapieniu się w ekran trawią cały dzień. Chodzi o takie lektury, które – na przykład – redaktor naczelny według wzorcowego standardu powinien studiować. Jest tego tyle, że na pracę chyba już nie starcza czasu. Albo to targowisko próżności, albo idealnie zorganizowane zarządzanie, gdzie maestro samym tylko autorytetem idzie, skacząc po górach. W obu wypadkach – zazdroszczę. Jacek Ziarno jest redaktorem naczelnym „Pulsu Biznesu”
...
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter