Wydanie: PRESS 05/2007
Ranking
Czytanie prasy to mój nałóg, dlatego wydawało mi się, że mało co może mnie zaskoczyć. A jednak. Ostatnimi miesiącami te same newsy czytam po dwa razy. Najpierw, z racji projektu, którym się zajmuję, wertuję dzienniki regionalne. Następnego dnia te same informacje znajduję w gazetach ogólnopolskich. Przeredagowane, często lepiej napisane, ale z reguły bez powołania się na gazetę, która temat ujawniła. Przoduje w tym dziennik, który często wypowiada się o zasadach i moralności. Czy przepisywanie tematów mniej znanych kolegów i sprzedawanie ich jako swoich to tylko cwany patent, czy zwykła kradzież? Wracam do Warszawy – mój zestaw do śniadania, pomijając dzienniki regionalne, których nie wypada mi tu omawiać, jest mało oryginalny: „Gazeta Wyborcza”, „Rzeczpospolita” i „Dziennik”. Do tabloidów zaglądam, gdy usłyszę rano, że mają newsa. „Rzeczpospolita” chyba wciąż szuka swojej drogi. Doceniam wysiłki Pawła Lisickiego i jego współpracowników, żeby robić opiniotwórczą gazetę. Poprawiła się szata graficzna, widać więcej atrakcyjnych tematów. Ale dlaczego całość jest tak upolityczniona? Czy nie lepszym pomysłem, gdy gospodarka rozwija się w siedmioprocentowym tempie, byłby polski „Financial Times”? „Rzeczpospolita” byłaby wtedy lekturą obowiązkową. Dziś bije się o to samo co „Dziennik”, ze sprzedażą nie jest najlepiej, na zielonych stronach za mało tekstów, a za dużo sprawozdań. Z drugiej strony w „Rzepie” z nieustającą przyjemnością czytam Rafała Ziemkiewicza, jednego z najbardziej niepokornych felietonistów – czasem jedzie po bandzie, ale zawsze zmusza do myślenia. Zatrzymuję się przy wywiadach Joanny Lichockiej (sobie tylko znanymi metodami zawsze wyciągnie coś nowego z rozmówcy), komentarzach Marka Magierowskiego i tekstach Stefana Szczepłka, który zwykły sportowy temat zamienia w opowieść o życiu. „Gazetę Wyborczą” podziwiam. Skuteczność, z którą odparła zmasowany atak „Dziennika” (płyty, wrzutki, książki, dodatki – ukłony dla działu marketingu), tłumy dojrzałych dziennikarzy (od wielkich gwiazd, jak Ewa Milewicz lub Witold Gadomski, przez gwiazdy wschodzące, jak Marcin Gadziński albo Dominika Pszczółkowska, aż po erudytów w stylu Wojciecha Orlińskiego) – to wszystko budzi respekt. I daje doskonały efekt redakcyjny. Ale chciałbym „Gazetę” móc bardziej szanować. Trudno o to, gdy naczelny Adam Michnik zamiast piórem walczy z publicystami z innych gazet na sali sądowej albo gdy komentarze z powodu niechęci do Kaczyńskich często brzmią monotonnie jak terkot karabinu maszynowego. Mniej polityki, więcej dziennikarstwa – chciałoby się poprosić. „Dziennik” na razie pod względem potencjału i osiągnięć jest mocno za „Gazetą”. Razi w nim ciągłe podkręcanie tez tekstów i miejscami tabloidowy styl. Ale pozyskał kilka świetnych piór: bezkonkurencyjny i najlepszy obserwator polskiej sceny politycznej Piotr Zaremba, przekorny Jan Wróbel, kultowy Igor Zalewski, niestrudzenie tropiący Paweł Reszka z zespołem i ciągle chyba szukający w tym piśmie swojego miejsca Michał Karnowski. „Dziennik” obudził ducha konkurencji, którego na rynku brakowało. Jednak komu i po co potrzebne ukłony wobec PiS-u, polityczne manewry i wygibasy? Miejscami niewiele się to różni od romansu, który kiedyś z Unią Wolności miała „Wyborcza”. Ale upolitycznienie przekazu stało się normą i dlatego czytanie gazet tak często rozczarowuje. Po co brnąć przez politykę „Polityki”, skoro wszystko z góry wiadomo? Podobnie „Newsweek Polska” – zamiast trzymać się środka, wykonał radykalny ideologiczny skręt. Nie inaczej jest z „Wprost”, tylko bilety sprzedaje w drugą stronę. Dlatego Jacek Żakowski – tak, ale tylko w „Niezbędniku Inteligenta”, a nie jako komentator polskiej politycznej rzeczywistości. A Maciej Rybiński? Jeden jego felieton w „Rzeczpospolitej” znaczył więcej niż dzisiejsza taśmowa produkcja. Ta przewidywalność dziennikarskich opinii w politycznych dysputach nuży, dlatego coraz intensywniej nurzam się w innych sekcjach gazet. Nauka – świetna Dorota Romanowska i jej zespół z „Newsweeka”; gospodarka – „Wyborcza” z nazwiskami takimi jak Piotr Skwirowski lub Maciej Samcik nie ma konkurencji, „Dziennik” tylko się stara; sport – tu rywalizacja „Gazety” i „Dziennika” jest bardziej zacięta; kultura – w „Dzienniku” dużo ciekawsza niż w „Gazecie”, nawet jeśli miejscami zbyt papuzia. Inne media to dla mnie dodatek do prasy. W telewizji mam dwóch faworytów. To Roman Młodkowski z TVN 24 i Tomasz Sianecki z TVN-u. Doceniam też kunszt Kamila Durczoka i Tomasza Lisa, z przyjemnością oglądam Grzegorza Miecugowa, Justynę Pochanke, Bogdana Rymanowskiego, duet Sekielski & Morozowski, Anitę Werner, ale Młodkowski jako jedyny jest pionierem i na najtrudniejszym gospodarczym polu stworzył własny styl i format, jednocześnie fachowo, ciekawie i zrozumiale – mistrzostwo. Sianecki zaś wprowadza mnie swoimi krótkimi przecież materiałami w klimat rodem z filmów Allena. To lubię. A radio? Mnie służy zwykle jako muzyczne tło. W drodze do pracy zbieram porcję newsów z RMF FM, w niedzielę słucham w Zetce śniadania Moniki Olejnik, czasem Tok FM. Ale jedyne, co mnie porusza, to opowieści o filmach Karoliny Korwin Piotrowskiej w Radiu PiN. Robi to tak barwnie i z pasją, że zawsze mam ochotę pójść do kina. Tyle że zwykle nie starcza mi czasu – bo jeszcze nie skończyłem z gazetami. Paweł Fąfara kieruje ogólnopolskim projektem dziennika Polskapresse
...
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter