Wydanie: PRESS 05/2007
Sam się nie obroni
„Z ostatniej chwili: zmarł śp. Ryszard Kapuściński. Na 100 proc. agent bezpieki” – w ten sposób Janusz Korwin-Mikke powiadomił czytelników swojego bloga o śmierci największego polskiego reportera. Nie był pierwszym w informowaniu o jego zgonie, ale chciał być pierwszy w jego lustracji. Teczka go zabiła? Korwin-Mikke, zarzucając 24 stycznia br. agenturalną przeszłość Kapuścińskiemu, nie dysponował dowodami na współpracę dziennikarza z SB. Sądzi tak „po klace, jaką mu urządziła lewicowa część klasy politycznej”, a poza tym, jego zdaniem, w latach 60. wypuszczano za granicę, wyposażając w pieniądze, wyłącznie agentów. Pisząc na blogu, liczył zapewne, że jego stwierdzenie zostanie nagłośnione w mediach. Nic takiego się jednak nie stało. Dwa miesiące po śmierci dziennikarza temat podjął jednak „Newsweek Polska” (nr 11/2007). Mariusz Cieślik w felietonie pt. „Trafiony teczką” także nie powołał się na żadne dokumenty. Pisał o pogłoskach: „Przynajmniej jeśli wierzyć mojemu kawiarnianemu rozmówcy, twierdzącemu, że to właśnie nazwisko wielkiego pisarza jest jednym z dwóch usuniętych z osławionego raportu WSI”. I dalej: „Przypomniała mi się rozmowa ze znajomym. (...) Opowiadał, że pisarz się bał, iż wkrótce ktoś wyciągnie jego kwity z IPN, i dlatego nie komentował bieżącej sytuacji politycznej”, albo: „Przypomniało mi się także, jak inny kolega z rozległymi znajomościami w sferach lustracyjnych mówił, że Kapuściński nie dość, że miał teczkę, to jeszcze w Moskwie”. Cieślik dodawał, że przytacza te rozmowy nie po to, żeby czytelnicy poczuli się „jak w lustracyjnym maglu”, ale by pokazać, że o zarzutach tych musiał wiedzieć sam Kapuściński i dlatego: „Odpowiedź na pytanie, czy zabiła go teczka, zapewne jest twierdząca”. Tekst nie wywołał odzewu. Nie protestowała Rada Etyki Mediów, choć wcześniej oburzała się na publikacje oskarżeń o współpracę z SB wobec ks. Michała Czajkowskiego („Życie Warszawy” i „Dziennik”), bpa Stanisława Wielgusa („Gazeta Polska”), Zbigniewa Herberta („Wprost”) lub ostatnio prof. Jana Miodka. Nie protestowały największe polskie redakcje, mimo że Cieślik postawił zarzuty największemu polskiemu dziennikarzowi. „Hańba i gwóźdź do trumny i tak zszarganej już reputacji pisma”, „moralnie odrażająca”, „ubecka manipulacja” – tak polska prasa komentowała wcześniejszy artykuł „Wprost” o Herbercie. A o Kapuścińskim cisza. Pięścią w stół walnął tylko pisarz i felietonista Jerzy Pilch, który nazwał tekst Cieślika „lustracyjnym pierdzeniem”. Napisał, że Mariusz Cieślik „nie lustruje pisarza własnoręcznie, skąd! Czyni to pośrednio, buduje w tej sprawie tkankę pogłosek, cytatów, opinii. Czyni to zręcznie, zna kunszty pisarskie, sam jest pisarzem – i to pisarzem w niezłej (a w stosunku do Kapuścińskiego nieskończenie niezłej) sytuacji: wszystko mianowicie co zdatne do czytania ma on wciąż do napisania”. Pilch swój tekst pt. „Szaleństwo wokół Kapuścińskiego” w „Dzienniku” z 16 marca kończył słowami: „Ma się wrażenie, że autor nad grobem Kapuścińskiego kucnął, pierdnął w głąb, następnie wstał i z mocą oświadczył, że jeśli nieboszczyka zabiła lustracja, to on, autor, jest przeciw”. Milczenie jako kara Gdyby nie Pilch, materiał Cieślika przeszedłby niezauważony, i to nawet przez tych, dla których Kapuściński był najwyższym autorytetem. W kierownictwie „Gazety Wyborczej” nikt nie pamięta dyskusji na temat tego felietonu. Zastępca redaktora naczelnego „GW” Jarosław Kurski przyznaje, że nawet go nie czytał. Inny zastępca – Piotr Stasiński – zna tekst, ale uważa, że „GW” nie powinna w żaden sposób zajmować się lustracją Kapuścińskiego. Z kolei zdaniem Piotra Pacewicza „GW” nie poświęciła uwagi artykułowi w „Newsweeku”, aby nie utrwalać w opinii publicznej fałszywych informacji. – Gdyby tekst ten został podchwycony przez radio i telewizję, trzeba byłoby się temu przeciwstawić. Ustosunkowując się do tego materiału, musielibyśmy jednak przytoczyć jego fragmenty, a więc jednocześnie dalej rozpowszechniać głupoty i pomówienia, które nie są tego warte. Więcej odpowiedzialności, niż wykazał w tym przypadku autor, wymaga niepowtarzanie plotek – argumentuje Pacewicz. Nad ripostą na felieton Cieślika zastanawiał się natomiast Jacek Żakowski, publicysta „Polityki”. – Ostatecznie zrezygnowałem. Uznałem, że w przypadku takich rewelacji lustracyjnych, głoszonych przez młodych, spoconych sensatów, do których Cieślik próbuje dołączyć, największą karą winno być milczenie. Nawet byłem zły na Jurka Pilcha, że mu odpowiedział, bo to tylko podniosło rangę tamtego tekstu – mówi Żakowski. – Ta cisza w mediach to nawet dobry sygnał. Okazało się, że siła Kapuścińskiego była większa od krążących pogłosek o jego współpracy i wygrała z wszystkimi gorliwcami od lustrowania – stwierdza Jerzy Pilch. – Ten mój felieton nie należy do tych, które chętnie wspominam. Nie byłem w komfortowej sytuacji, bo musiałem powtarzać argumenty, z którymi sam się nie zgadzam. A polemikę podjąłem nie tyle ze względu na Cieślika, ile na to, że taki felieton znalazł się w „Newsweeku” – dodaje Pilch. Krzysztof Burnetko z „Polityki” uważa, że Pilch nazwał wystarczająco dosadnie felieton Cieślika i trudno byłoby go w tym przebić. – Co do bloga Korwin-Mikkego, to jego autora nie należy rozpatrywać w kontekście dziennikarskim, ale raczej jako przypadek psychiatryczny – stwierdza Burnetko. Nie uważa jednak, że sposób, w jaki „Newsweek” pozwolił sobie napisać o Kapuścińskim, może być furtką dla wszystkich tych, którzy chcą opluwać bez dowodów. – Trudno polemizować z insynuacjami. Kiedy argumenty są żenujące, jedynym wyjściem jest ignorowanie ich. Podtrzymywanie dyskusji pociąga za sobą tworzenie faktów medialnych. Z tego samego powodu nie odpowiadamy na przykład na ataki Radia Maryja – mówi ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”. – Dyskusja na taki temat to bicie brudnej piany. Nie sądziłem, że kiedyś będę mógł powiedzieć: cieszę się, iż Ryszard Kapuściński tego nie dożył – komentuje Grzegorz Miecugow, zastępca dyrektora programowego w TVN 24. Tekst w „Newsweeku” nie podobał się nawet największym zwolennikom lustracji. – Nie ma on nic wspólnego z lustracją, ma ją skompromitować i ośmieszać wszystkich, którzy ją popierają – uważa Tomasz Terlikowski, dziennikarz „Rzeczpospolitej”. – Wydaje się, że felietonista jest przeciwnikiem lustracji, ale napisał to tak, jakby było odwrotnie. Do tekstu Cieślika nawet trudno się odnieść, bo albo się wie, kto jest agentem, i wtedy wyraźnie się to pisze, albo nie, a wtedy siedzi się cicho – stwierdza Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”. Z Mariuszem Cieślikiem nie udało się nam skontaktować. Poniżej godności Tymczasem redaktor naczelny „Newsweeka” Michał Kobosko nie widzi powodów, dla których miałby nie dopuścić do druku felietonu Cieślika. – Podkreślam: felietonu, a nie materiału informacyjnego. Mariusz Cieślik poruszył w swoim tekście sprawę, która już od tygodni była przedmiotem plotek, kuluarowych dyskusji w tak zwanej Warszawce. Dając tekst do druku, zdawałem sobie sprawę z tego, że Mariusz naruszył pewne tabu, które nie pozwalało innym mediom dotknąć spraw związanych z działalnością mistrza w czasach PRL-u – stwierdza Kobosko. O tym, że Kapuścińskiego „zabiły teczki”, mówiła np. w gronie dziennikarzy po uroczystościach pogrzebowych Teresa Torańska z „Gazety Wyborczej”. – Mówiąc w ten sposób, mam na myśli, że zabiła go atmosfera związana z lustracją. O agenturalną przeszłość posądzano jego kolegów: Krzysztofa Teodora Toeplitza, Daniela Passenta i Wojciecha Giełżyńskiego, więc musiał mieć świadomość, że poszukiwane są teczki także w jego sprawie – wyjaśnia Torańska. I dodaje: – Przypuszczam, że Ryszard całą tę atmosferę odbierał bardzo osobiście, bo był niezwykle wrażliwym człowiekiem. Dla niego było ważne, jak jest traktowany i odbierany. Alicja Kapuścińska, wdowa po reporterze, patrzy na sprawę felietonu Cieślika z dystansem. – Mój mąż wzgardziłby takim atakiem i uznałby, że odpowiadanie na niego byłoby poniżej jego godności. Po czym dodaje: – Choćby tego nie upubliczniał, na pewno by go to bolało. Niestosowne pytanie – Trzeba byłoby najpierw odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zajmujemy się tym teraz, a nie przed śmiercią Kapuścińskiego, skoro już wcześniej archiwa były dostępne. Dziś nie ma powodu, dla którego należałoby się spieszyć z zebraniem i zbadaniem materiałów na temat przeszłości Kapuścińskiego – mówi Tomasz Sakiewicz. Krzysztof Burnetko przyznaje, że w czasie wielu rozmów z reporterem na potrzeby książki „Kapuściński: Nie ogarniam świata” nie pytał go o współpracę ze służbami, bo wraz z Witoldem Beresiem, współautorem, uznali to za niestosowne. W książce znalazł się jednak rozdział mający odpowiedzieć na pytanie: „Czy korespondent zagraniczny w czasach komunizmu to był grzeszny zawód?”. Według autorów Kapuściński przyznawał, że pisał analizy dla wydziału prasy Komitetu Centralnego PZPR i korzystał z szyfrówek. – O ten fragment mam największy żal do autorów książki, bo to oczywista nieprawda. Nie mógł tego powiedzieć, bo tak nie było. Robię wszystko, aby ten komentarz nie znalazł się w drugim wydaniu – mówi Alicja Kapuścińska. Zdaniem Marka Kusiby, który zrecenzował książkę Burnetki i Beresia dla „Przeglądu Polskiego” (dodatek kulturalny „Nowego Dziennika” ukazującego się w Nowym Jorku), autorzy tylko udają, że nie napisali donosu lustracyjnego na Ryszarda Kapuścińskiego. „Swój donosik rozpisują na głosy kolegów” – napisał Kusiba w swojej recenzji. W książce Burnetki i Beresia przytoczono wyjaśnienia innych dziennikarzy (Wojciecha Giełżyńskiego, Ernesta Skalskiego i Jerzego Szperkowicza) oskarżonych o współpracę ze służbami. Napisano, że dziennikarze z czasów PRL-u dowodzą, iż „granicę kompromisu wyznaczało wówczas nie to, że ktoś rozmawiał z funkcjonariuszami MSW (odmówienie takiej rozmowy oznaczałoby de facto zmianę zawodu) czy pisał ogólnikowe analizy o odwiedzanych krajach, lecz czy donosił na kolegów w redakcji, ośrodki emigracyjne, Polonię itd.”. Na początku marca br. misję zbadania wpływów agentów na media PRL-u otrzymał od prezesa IPN-u socjolog, profesor Andrzej Zybertowicz. Kieruje on 16-osobowym zespołem, w którym znalazł się m.in. dziennikarz Roman Graczyk. Graczyk stwierdza: – Jest silny lęk przy szukaniu materiałów IPN-u dotyczących naszych pomnikowych postaci. Nikt nie chce słyszeć, że kardynał Stefan Wyszyński w latach 60. negocjował z Gomułką pozbycie się z Kielc biskupa Kaczmarka. W ten sposób tworzymy historię jednowymiarową, a mówiąc wprost – zafałszowaną. Podobnego zdania jest chyba Rafał Ziemkiewicz, który w „Rzeczpospolitej” z 16 marca jako drugi odniósł się do tekstu Cieślika. Pisał: „Publicysta »Newsweeka« ma pewnie rację, twierdząc, że położone na wadze sumienie i książki Kapuścińskiego przeważyłyby jego raporty i że czytelnicy najpewniej by mu wszystko wybaczyli. Rzecz w tym, że czytelnicy tej szansy nie dostali. Bo w atmosferze histerycznej walki z ujawnianiem wszelkiej prawdy, w okrzykach o hańbie i »ubeckim szambie« zrównaniu uległy czyny i rozmowy najpodlejsze z zaledwie nagannymi”. – W przypadku Ryszarda Kapuścińskiego nie ma żadnych dokumentów, żadnych świadectw jego współpracy. Gdyby były, na pewno by już wypłynęły – jest przekonany Krzysztof Burnetko. Zdaniem Grzegorza Miecugowa wśród młodego pokolenia dziennikarzy dominuje postrzeganie PRL-u w kolorach czarno-białych. – Nie chcą zrozumieć, że choć było to kulawe państwo, to jednak państwo. Nie mam wątpliwości, że Kapuściński, pisząc depesze dla PAP-u z Hawany, pisał też analizy dla służb państwa. Taka była cena jego wyjazdu. Ale to nie oznacza, że był agentem. Agent bierze pieniądze za donoszenie między innymi na kolegów, a nie wierzę, że Kapuściński to robił – mówi Miecugow. Teresa Torańska: – Mogę położyć głowę na szafot, ręcząc, że Ryszard na kolegów nie donosił. Składanie władzy raportów z innych krajów, jeżeli składał, nie oznacza przecież, że był agentem. – Dziś łatwo jest atakować Ryszarda, bo on sam już się nie obroni. Dążę do tego, by jego imię szanowano. Nie wiem jednak, czy lepiej te oczywiste nieprawdy ignorować, czy się im głośno przeciwstawiać. Trudno mi zdecydować, która droga jest lepsza – kończy Alicja Kapuścińska. Grzegorz Kopacz
...
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter