Wydanie: PRESS 10/2005
Ranking
Łatwiej powiedzieć, czego nie czytam, nie słucham i nie oglądam. To krótka lista, ale świadomie stworzona. W ramach indywidualnego protestu postanowiłam nie brać do ręki „Faktu” i „Super Expressu”. Nie wpuszczam ich do mojego domu, tak samo jak nie wpuszczam do niego pewnych ludzi. I wcale nie uważam, że po podjęciu takiej decyzji człowiek mniej wie o społeczeństwie. Gdy któraś z tych gazet pcha mi się przed oczy, przypominam sobie materiał o sprawcy fałszywego alarmu bombowego w warszawskim metrze. Były zdjęcia, a na nich „drań”, „żona drania” i „dzieci drania”. Ciekawe, czy te ostatnie zachowały sobie egzemplarz na pamiątkę. Nie mam ochoty być odbiorcą czegoś takiego. Lata pracy w newsach sprawiają, że uzależnienie od nich łatwo nie przechodzi. Codziennie oglądam i „Wydarzenia” Polsatu, i „Fakty” TVN-u, i „Wiadomości” TVP. „Fakty” pozostawiają niedosyt, jeżeli chodzi o liczbę tematów, ale wciąż są numerem jeden. Mają najlepszą prowadzącą Justynę Pochanke. Kompetentna, wyrazista, swobodna i nawet czasami uśmiechnięta! Mają też świetnego reportera politycznego Tomasza Sekielskiego - jego analizy są efektowne, inteligentne i, co dla mnie bardzo ważne: forma materiałów zawsze służy ich treści, a nie na odwrót. W „Faktach” jest też Marek Nowicki - mój osobisty lider niewielkiej grupy dziennikarzy z mediów elektronicznych, którzy naprawdę znają się na tym, o czym mówią. W „Wiadomościach” TVP wreszcie zaczęło się coś dziać. Sam Kamil Durczok, choć świetny, i to w sposób autentyczny, a nie aktorski, tego wozu nie pociągnie. Doskonale, że Robert Kozak, człowiek z zewnątrz, jako szef wpuścił do „Wiadomości” podobnych sobie: Mikołaja Kunicę, Tomasza Lipkę, Jacka Karnowskiego - dzięki nim materiały reporterskie w publicznym dzienniku wreszcie nie przypominają wypracowanek z gimnazjum. Ten wyścig, w którym za rok, dwa wszyscy będą na zbliżonym poziomie, spowoduje, że ktoś będzie musiał uciekać do przodu. I może wtedy pojawi się porządnie robiona tematyka zagraniczna. Teraz jej nie ma. Dwóch czy trzech prawdziwych korespondentów zagranicznych to trochę mało. W dodatku jeden, Grzegorz Dobiecki, przeszedł do prasy, a na placu został tylko Wiktor Bater. Są jeszcze korespondenci w TVP, ale oprócz tego, że słabo ich słychać, bo w XXI wieku często nadają przez skrzeczące telefony, to pojawiają się prawie wyłącznie w momentach katastrof lub przy okazji materiałów „słoń a sprawa polska”. Na pewno wiedzą coś ciekawego o krajach, w których przebywają, może więc warto, żeby mogli się tym podzielić z widzami. W każdym razie, chcąc dowiedzieć się czegoś o świecie o 20.30, oglądam wiadomości France 2. W ramach zachowań perwersyjnych włączam czasem kontrolnie TVP 3. Żeby sprawdzić, czy jeszcze istnieje. Niewiarygodne, ale wczoraj jeszcze była. Niby w Polsce, a siermiężna Białoruś na całego. Ciekawe, czy zniknie wraz z Łukaszenką... Przez jakiś czas rano oglądałam TVN 24, ale od kiedy wprowadzono tam fantastyczny, nowoczesny, dynamiczny i odrzutowy program poranny, już nie mogę. Wszyscy ciągle chodzą, kamery się przesuwają, światła oślepiają i ginie prosta informacja: czy coś ciekawego, proszę państwa, się wydarzyło? Jedyną osobą zdającą się panować nad tym porannym szaleństwem jest Anita Werner. Od dnia wydarzeń w Biesłanie czuję dla niej szacunek: była wtedy po prostu świetna. Żadnego kontaktu duchowego ani intelektualnego nie mogę natomiast nawiązać z Jakubem Poradą. Nie opuszcza mnie wrażenie, że z równie przejętą miną i dziwną akcentacją mógłby czytać zarówno dziennik, jak i rozkład jazdy. Zatem nie oglądam już rano telewizji. A gdy dzieje się coś naprawdę ważnego, włączam RMF FM. To fenomenalna maszyna, która od czasu do czasu - gdy wydarzenia dają jej pole do popisu - uruchamia swoją potęgę. Żeby tylko nie zardzewiała. Na co dzień słucham jednak Radia PiN 102 FM i to nie dlatego, że stworzył je mój mąż. Czytam z obowiązku całą prasę kobiecą. Dla przyjemności „Elle” i „Wysokie Obcasy”. „Elle”, bo jest pismem pięknym i z klasą, „Obcasy”, bo potrafią zaskakiwać i nie boją się wychodzić z koleiny dodatku dla kobiet. Przeglądam też „Vivę!”. To jedyne pismo, które publikuje polskie i zagraniczne sesje na najwyższym poziomie. Podziwiam „Vivę!” za to, że osiągnęła mistrzostwo w robieniu ciągle tego samego w ciągle nowy sposób. Z zainteresowaniem obserwuję „Sukces”, przekonujący, że ciągle jeszcze możliwe są nowe pomysły (dwa w jednym, choć oddzielnie). Dla prawdziwej przyjemności konsumenta mediów czytam tygodniki. Wszystkie. „Politykę”: choć jest toporna i brzydka, ale z niej naprawdę dowiaduję się czegoś o Polsce. „Newsweek Polska”: choć wszyscy w nim tacy bardzo ładni i przygładzeni. Ale to jest nowoczesne, otwarte na świat pismo. „Wprost”: tylko dla mistrzostwa Macieja Rybińskiego oraz Igora Zalewskiego i Roberta Mazurka. Poza tym wytwarzany w pocie czoła model tygodnika „ideologiczno-sygnalizacyjnego” nie przekonuje mnie. „Forum”: najciekawszy w Polsce tygodnik. Złożony z zagranicznych przedruków. Smutne. „Forum” jest jak powiew świeżego powietrza i żywy dowód na to, że w dziennikarstwie nie ma tematów nudnych, są tylko źle zrobione. No i „Przekrój”: nowa jakość. Lubię w nim wszystko: wywiady, reportaże, pasjonującą rubrykę o nauce, recenzje, tytuły, oryginalną okładkę. Mam, jedyne w swoim rodzaju, uczucie, że robią ten tygodnik dla mnie. Zdjęcia mają rozmach, teksty są bystre i z polotem, tematy zaskakują. I nigdy nie mam wrażenia, że to już było. A jeszcze Marek Raczkowski, Marcin Maciejowski, Wilhelm Sasnal: rewelacyjni. Jedno tylko mnie męczy: że już nie ma w nim felietonów o winie Marka Bieńczyka. Czy jeden poeta w całych polskich mediach to za dużo? Autorka jest redaktor naczelną „Marie Claire”, poprzednio szefowa informacji w Radiu Zet
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter