Wydanie: PRESS 09/2009
Obywatele zawodzą
Pokażę państwu dwa nadzwyczajne, zupełnie niezwykłe zdjęcia. Jedyne chyba na świecie zdjęcia fotograficzne zrobione w momencie awarii samolotu” – tak w czerwcu br. Jacek Pałasiński zapowiadał w TVN 24 w porannym programie relację z katastrofy lotniczej: zderzenie boeinga z innym samolotem nad Puszczą Amazońską, do którego doszło w 2006 roku. Dziennikarz wyjaśniał widzom: „Znaleziono aparat fotograficzny, całkowicie zniszczony, ale karta pamięci była cała. Pan Miller, zanim zginął, zrobił te dwa niezwykłe zupełnie zdjęcia”. Po czym widzowie obejrzeli fotografie, na których m.in. widać, jak od środka rozpada się kadłub maszyny. Na pierwszym planie przerażeni pasażerowie, na drugim – ciśnienie i pęd powietrza wysysają człowieka z samolotu.
Gdyby pan Miller nie zginął, stałby się zapewne jednym z najsłynniejszych dziennikarzy obywatelskich na świecie, który – nie bacząc na własną rychłą śmierć – wyciągnął aparat i dokumentował tragedię. Tylko że dziennikarze dali się nabrać. Okazało się, że jeden z blogerów umieścił te zdjęcia w sieci, informując, że pochodzą z prawdziwej katastrofy lotniczej. Pałasiński w następnym wejściu na antenę przeprosił więc widzów za wpadkę.
Niesprawdzenie przez redakcję źródła pochodzenia filmu można chyba tłumaczyć tym, jak wielkie oczekiwania wobec swoich odbiorców, jeśli chodzi o nadsyłanie newsów, mają dziś media. Do polskich serwisów zachęcających do tzw. dziennikarstwa obywatelskiego przychodzi nawet kilkaset materiałów dziennie: filmów wideo, zdjęć i informacji. Podczas gdy 10 lat temu redakcje mogły liczyć co najwyżej na listy od czytelników z ciekawymi tematami czy telefony do dyżurnego, dziś mają wręcz nieograniczone możliwości kontaktu z odbiorcą, który może informować z każdego miejsca o każdej porze. Mimo to ilość nadsyłanych newsów nie przekłada się na jakość gazet czy serwisów informacyjnych.
Zostań reporterem
Każdy większy wydawca i nadawca czuje się w obowiązku prowadzić serwis dziennikarstwa obywatelskiego. Agora ma Alert24.pl (powiązany z portalem Gazeta.pl), TVN 24 – Kontakt TVN 24, Grupa Wydawnicza Polskapresse – Wiadomości24.pl, Grupa Onet – Cynk.onet.pl, „Dziennik” – Infooko.pl. Udostępnienie serwisu dla dziennikarzy obywatelskich zapowiedział już Polsat News. Tomasz Skory, szef informacji RMF FM (stacja ma serwis Gorąca Linia), podkreśla, że dziennikarstwo obywatelskie sprawdza się też w radiu. – Słuchacz daje nam informację i od razu możemy przekazać ją na antenie – mówi Skory. Radio Zet pracuje nad uruchomieniem nowej wersji Czerwonego Telefonu Radia Zet. Wcześniej był to telefon, na który słuchacze mogli dzwonić i zostawiać na sekretarce ważne informacje. Za wykorzystane na antenie newsy stacja płaciła. Teraz nie planuje wynagradzania informatorów, bo jak tłumaczy Daniel Adamski, dyrektor informacji Radia Zet, dziś już nikt nie płaci za informacje.
Tak więc media nawołują na specjalnych stronach: „Jesteś świadkiem ważnego, niecodziennego wydarzenia? Daj nam znać!”; „Zostań reporterem”; „Zostań dziennikarzem obywatelskim. Zarejestruj się i dołącz do największej redakcji w Internecie”. Odzew jest: głównie zdjęcia dziur w drogach, wypadków samochodowych, pożarów, padającego deszczu, nawet kałuż. Media próbują to czasem sprzedać na łamach gazet lub na antenie jako pełnowartościowe informacje. W serwisie TVN 24 oglądamy więc zdjęcia dwóch samochodów, które zderzyły się w Warszawie, nadesłane na Kontakt TVN 24, i mało ciekawą informację, jak doszło do wypadku. W „Dzienniku” na ostatniej stronie jako Zdjęcie Tygodnia widnieje jedna z fotografii przesłanych do serwisu Infooko.pl – zdjęcie sceny z występu U2 w Chorzowie (w prasie nie brakowało profesjonalnych zdjęć z tego koncertu). – Mamy nadzieję, że dzięki temu serwisowi, kiedy już stanie się popularny, czasami dostaniemy jakiś informacyjny rodzynek – mówi Michał Kobosko, redaktor naczelny „Dziennika”.
Kałuża przed blokiem
Rodzynki, zgodnie z przysłowiem, są rzadkością. – Nie słyszałem, by dziennikarstwo obywatelskie wykryło jakąś poważną aferę – zauważa Bertold Kittel, dziennikarz śledczy TVN-u. Wspomina, jak był świadkiem niecodziennej awantury: – Na miejsce zdarzenia przyjechał reporter, żeby robić materiał dziennikarski. Jednak jakiś facet, gdy go zobaczył, zaczął się kłócić, że on już dał relację z tego wydarzenia dla Radia Zet.
Uruchamianie bowiem na gwałt serwisów obywatelskich spowodowało, że odbiorcom wydaje się, iż dziennikarzem może być każdy. A rozwój techniki w tym pomaga. Sęk w tym, że wiele materiałów, które trafiają na strony serwisów, określa się mianem „informacji” z pewnym nadużyciem tego słowa. 12 sierpnia z Alert24.pl dowiedzieliśmy się, że „czołg, który był przewożony ciężarówką, uszkodził sygnalizację świetlną na ul. Paderewskiego, jednej z głównych ulic Lubina”. Albo czytamy na tym samym agorowym Alert24.pl: „Pada dziennik »Polska The Times«. W poniedziałek były kolejne zwolnienia, we wrześniu będą następne – donosi zaniepokojony Alertowicz”. Wprawdzie Joanna Knap, rzeczniczka Polskapresse, zaprzecza, że dziennik ma być zamknięty, ale serwis obywatelski przydał się, by dociąć konkurencji.
Serwisy tego typu żywią się nawet nawzajem newsami. 11 sierpnia o 20.35 Alert24.pl podał, że w serwisie Wykop.pl jest link do filmu, na którym widać, jak ktoś znęca się nad kotem. Następnego dnia Alert24.pl informował: „Policjanci z Bydgoszczy zatrzymali 16-letniego mieszkańca pow. bydgoskiego, który znęcał się nad kotem”. Z kolei w Kontakcie TVN 24 tego samego dnia po południu ukazała się informacja: „Policja złapała sadystę. Kotek już bezpieczny”.
W poszukiwaniu obywatelskich newsów udaliśmy się na strony Infooko.pl. Tam najbardziej wyeksponowane materiały pochodziły sprzed kilku dni i były to zdjęcia z koncertu U2 w Chorzowie. Oprócz nich można było też pooglądać m.in. materiał zdjęciowy pt. „Kałuża przed blokiem”. Kilka ujęć dużej kałuży na jakiejś podrzędnej ulicy, nie wiadomo gdzie.
– W serwisach dziennikarstwa obywatelskiego jest dużo tematów dotyczących ludzkich losów. Sygnały od czytelników wykorzystujemy w programie „Prosto z Polski”. Marzyłem, żeby w programie mieć więcej spraw społecznych, a nie tylko politykę – broni dziennikarstwa obywatelskiego Adam Pieczyński, dyrektor TVN 24.
– Może jedna informacja na sto pochodząca od tak zwanych dziennikarzy obywatelskich może zainteresować główne media – ocenia medioznawca prof. Wiesław Godzic.
Na siłę
Skoro jednak już tych informacji i zdjęć jest tyle, trzeba je jakoś wykorzystać. Niekiedy ma to uzasadnienie. Dziennik „Polska” zilustrował ostatnio na jedynce tekst o eksmisji handlowców z Kupieckich Domów Towarowych w Warszawie dobrej jakości zdjęciem zrobionym przez dziennikarza obywatelskiego. Przysłał je do serwisu Wiadomości24.pl (serwis i gazeta należą do Polskapresse).
Lecz czasami trudno nie odnieść wrażenia, że materiały nadesłane przez odbiorców wykorzystuje się na siłę. Gdy na początku sierpnia nad Polską przechodziła fala gwałtownych burz z ulewami i silnym wiatrem, TVN 24 złamał ramówkę, by o tym informować. Widzowie byli raczeni głównie materiałami z Kontakt TVN 24, zrobionymi telefonami komórkowymi przez osoby oglądające burzę z okien. Obrazki były tak kiepskiej jakości, że ledwo można było dostrzec uginające się podczas wichury drzewa. – Takie filmiki pokazują rzeczywistość nielukrowaną, tylko prawdziwą, taką jaka ona jest – uważa Andrzej Brzuszkiewicz, szef platformy Kontakt TVN 24. A dyrektor Adam Pieczyński dodaje: – Gorsza jakość zdjęć to świadectwo ich autentyczności. Jako widzowi mnie to nie przeszkadza.
– Złamany kadr, brak kompozycji, wymieszane kolory mają być znamionami autentyczności. Będą nam teraz wmawiali, że prawda jest wtedy, gdy nic nie widać – kwituje Wiesław Godzic.
Gdy materiał od widza jest słaby, można go jednak podkręcić, by pasował na główną stronę bardzo oglądanej witryny danego medium. Tak więc na głównej stronie TVN24.pl mogliśmy 13 sierpnia zobaczyć tytuł „Zalana Łeba, podtopiona Warszawa” – ale po przeczytaniu informacji dowiedzieliśmy się, że o ile w Łebie rzeczywiście ulice zmieniły się w potoki, o tyle w stolicy po raz kolejny podczas deszczu zalało centrum handlowe Złote Tarasy, które jest po prostu źle zbudowane i wciąż je zalewa. Z „podtopioną Warszawą” nie miało to nic wspólnego.
Chcąc promować materiały od widzów, trzyma się je na głównych stronach serwisów nawet wtedy, gdy są nieaktualne. Materiał z Kontakt TVN 24 „Poniedziałkowe załamanie pogody” wisiał na TVN24.pl tygodniami, tak więc czytając to np. we wtorek 12 sierpnia, miało się wrażenie, że dzień wcześniej padał deszcz. Dziwił się każdy, kto tego dnia był w kraju i się opalał. Przy filmie nie było żadnej daty, kiedy został umieszczony. Była za to informacja: „Meteorolodzy zapowiadają załamanie pogody także w innych częściach kraju”.
– Decyzję, które materiały z Kontakt TVN 24 trafiają na główną stronę, podejmuje wydawca. Nie zgadzam się, że są miałkie. Jeśli dostajemy informację o bójce na Sadybie (dzielnica Warszawy – przyp. red.) albo że ludzie utknęli na lotnisku, to ją dajemy – tłumaczy Mateusz Sosnowski, wydawca z portalu TVN24.pl. Pytany, dlaczego na górze strony zajawiane są materiały nieaktualne, mówi: – O tym, które materiały z Kontakt TVN 24 będą z boku strony głównej portalu TVN24.pl, decyduje albo system, który je rotuje, albo my, jeśli zależy nam, by jakieś filmy tam były ze względu na dobrą oglądalność. Sosnowski przyznaje, że w przypadku „Poniedziałkowego załamania pogody” doszło do niedopatrzenia.
– Gdy widzę, jakie rzeczy redakcje puszczają, odnoszę wrażenie, że chodzi tylko o to, by przyciągnąć ludzi do tych serwisów obywatelskich – zauważa Bertold Kittel.
– Proste dokumentowanie wydarzeń, których jest się przypadkowym uczestnikiem, ma tyle wspólnego z dziennikarstwem, ile korzystanie z bankomatu z bankowością – kwituje Tomasz Lachowicz, redaktor naczelny „Polski Gazety Krakowskiej”.
Newsy nieinspirujące
Materiały obywatelskie z Alert24.pl często promuje portal Gazeta.pl, natomiast Wyborcza.pl i „Gazeta Wyborcza” raczej z nich nie korzystają. – Nie dostrzegliśmy tam wątków, które by nas zainteresowały – mówi Edward Krzemień, redaktor naczelny Wyborcza.pl. – Przechodząc z pracy w drukowanym wydaniu „Gazety” do Internetu, byłem przekonany, że głos zwrotny z Internetu będzie silniejszy – przyznaje.
– Relacje dziennikarzy obywatelskich to zapalnik do pracy dla zawodowych dziennikarzy, którzy muszą pojechać w dane miejsce i opracować temat – mówi Adam Pieczyński z TVN 24.
Lecz zawodowi dziennikarze twierdzą, że serwisy dziennikarstwa obywatelskiego nie są zbyt przydatne jako źródło newsów. – Zajmuję się polityką, służbami specjalnymi i w tych serwisach nie widzę tematów dla siebie. Owszem, można tam znaleźć na przykład zdjęcie Gosiewskiego w majtkach na plaży, ale my się tym nie zajmujemy – mówi Jacek Czarnecki, wieloletni reporter Radia Zet.
– Nie korzystam z tych serwisów, bo nie znajduję tam nic ciekawego. Źródłem informacji o tym, co się dzieje w Polsce, są dla mnie gazety regionalne – stwierdza Dariusz Koźlenko zajmujący się tematami społecznymi w „Newsweek Polska”.
– Dla dziennika regionalnego dziennikarstwo obywatelskie jest nie tyle konkurencją, ile inspiracją. Jak system wczesnego ostrzegania – uważa Piotr Legutko, redaktor naczelny „Dziennika Polskiego” z Krakowa. Natomiast Robert Sakowski, redaktor naczelny „Polski Dziennika Łódzkiego”, stwierdza: – Nie przypominam sobie, by jakiś news obywatelski został nam w ostatnim czasie przekazany i wykorzystany przez nas na łamach. Nie przypominam sobie także, aby jakiś news obywatelski nas zaskoczył.
Żmija na piersi
Prawda, że gdyby nie dziennikarstwo obywatelskie, nigdy nie zobaczylibyśmy awaryjnego lądowania samolotu na rzece Hudson, porwanego przez trąbę powietrzną autobusu w Polsce, nie usłyszelibyśmy krzyczącego w samolocie Lufthansy Jana Rokity, że biją go Niemcy. – Dziennikarze internetowi mają czasami swoje złote momenty, jak na przykład ostatnio w Iranie, gdzie zawodowi dziennikarze nie mogli pracować. Informacje o protestach w tym kraju po wyborach prezydenckich otrzymywaliśmy dzięki ludziom, którzy mieli dostęp do serwisów takich jak Twitter i za ich pośrednictwem je przekazywali – przyznaje Bertold Kittel. I dodaje: – Materiały przesyłane przez dziennikarzy obywatelskich pozwalają tradycyjnym mediom skrócić czas potrzebny na przyjazd zawodowych reporterów. Nie trzeba już czekać, aż dotrą na miejsce. Można poinformować wcześniej. Jednak dziennikarze obywatelscy nie zastąpią tych zawodowych, którzy potrafią pokazać kontekst wydarzenia, dotrzeć do źródeł, zapytać o zdanie ekspertów.
Paweł Nowacki, szef Wiadomości24.pl, zauważa, że media nie zawsze korzystają z dokonań dziennikarzy obywatelskich, bo ci zawodowi nie chcą hodować na własnej piersi żmii.
Czy rzeczywiście dziennikarstwo obywatelskie jest zagrożeniem dla zawodowców? – Kiepscy dziennikarze zawodowi, którym nie chce się ruszyć zza biurek, mogą się czuć zagrożeni. Dobrzy nie muszą się obawiać, oni zawsze znajdą ciekawy materiał i postarają się być tam, gdzie trzeba – nie ma wątpliwości Marcin Kowalczyk, redaktor naczelny łódzkiego „Expressu Ilustrowanego”.
Chyba że mediom przestanie zależeć na profesjonalnych informacjach. Wtedy jednak niech się nie dziwią, że tracą odbiorców. Bo ci wciąż będą oczekiwać od nich czegoś więcej niż zdjęć kałuż przed blokami.
Mariusz Kowalczyk
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter