Wydanie: PRESS 01/2005
Interranking
Podróż w kosmos niewygodną rakietą? Nigdy! Dlatego, zanim wylecę w cyberprze- strzeń, sprawdzam, czy w komputerze jest Mozilla Firefox (www.firefox.pl), dla której porzuciłem Internet Explorera. W trzy miesiące od premiery ta szybka i wygodna przeglądarka zdobyła już ponad 5 proc. rynku. Rano otwieram jednym kliknięciem w Firefoksie poranny przegląd prasy z branży IT: www.7thguard.net, www.linuxnews.pl, www.idg.pl, nt.interia.pl, newsroom.chip.pl. Szkoda, że nie można najważniejszych newsów przeczytać w jednym dobrym serwisie, takim jak slashdot.com. Na stronach „Chipa” zdarzają się perełki, ale większość to przeróbki materiałów reklamowych o tym, że firma X wypuściła swój setny model urządzenia Y. Nuda. Podziwiam eGov.pl, wortal poświęcony nowoczesnym technologiom w administracji publicznej. To taki serwis pobożnych życzeń. Niedawno znajomi chcieli zarejestrować firmę przez Internet, ale urzędniczka przez telefon poradziła, że szybciej będzie przyjechać. Przestałem więc wierzyć w polski e-government. Ale zawsze można pomarzyć, że będziemy drugą Irlandią, Finlandią czy Estonią. Jestem uzależniony od google’ania prawie tak, jak od oddychania. Doszło do tego, że kiedyś szukaliśmy z żoną przez www.google.pl przepisu na omlet. Udał się znakomicie. W Google’ach najbardziej lubię jednak wyszukiwarkę grafiki i list dyskusyjnych. W tej drugiej szukam odpowiedzi na specjalistyczne pytania. Kiedyś po tygodniu prób podłączenia domofonu przeczesałem Internet, by się dowiedzieć, że ten model nie zadziała z moją centralą. Dobre i to. Po wielu oporach przekonałem się do polskiej i angielskiej Wikipedii (pl.wikipedia.org, www.wikipedia.org). Encyklopedia tworzona jest przez internautów, więc spodziewałem się śmietnika informacyjnego. Okazało się jednak, że Wikipedia ma niezłą aktualizację, wystarczy zerknąć na hasło „Pomarańczowa rewolucja na Ukrainie”. Regularnie odwiedzam mekkę polskich webmasterów: web.reporter.pl. To rzadki przykład serwisu, w którym nie nastąpił przerost formy nad treścią. Dostęp do części zasobów jest płatny, ale pozwala zaoszczędzić wiele czasu. Obowiązkowa lektura to www.ranking.pl Gemiusa SA, gdzie regularnie sprawdzam, jakich przeglądarek, rozdzielczości i systemów operacyjnych używają internauci. Zaglądam też na www.csszengarden.com, stronę o najnowszych metodach projektowania stron internetowych. Od kilku lat moją pasją jest wyszukiwanie najlepszych bezpłatnych programów do wykorzystania w redakcji. Należy do nich OpenOffice, w którym piszę ten tekst (www.openoffice.pl), świetny fotoretuszer GIMP (www.gimp.org) i IrfanView (www.irfanview.com), który doskonale przegląda i porządkuje archiwa zdjęć. Regularnie przeglądam zasoby www.sourceforge.net - w ramach tego serwisu rozwija się 93 tys. bezpłatnych programów. Właśnie tam trafiłem na Audacity (audacity.sourceforge.net) - cudeńko do wielościeżkowego montażu dźwięku, które w mojej redakcji wyparło CoolEdita. W poszukiwaniu dokumentów Kościoła regularnie trafiam na www.vatican.va. Kiedyś zżymałem się na tę stronę, bo mój modem ładował ją okropnie wolno. Teraz uważam ją za jeden z ciekawszych przykładów serwisu, który w miarę rozbudowy perfekcyjnie zachowuje pierwotną stylistykę graficzną. Projektując strony internetowe, korzystam z generatora „Lorem Ipsum” (www.lipsum.com). Rozpoczynający się od tych słów tekst jest od XVI wieku używany w projektowaniu publikacji. Kiedyś wklejałem do projektów teksty typu „Ala ma kota”. Klienci lubią jednak w takich sytuacjach się czepiać i pytać, skąd tu się wzięła Ala. Z powodu powszechnej nieznajomości łaciny o „Lorem ipsum” nikt nie pyta - wstydzą się. Gdy w Trójce zepsuła się muzyka, przerzuciłem się na radio internetowe - www.smoothjazz.com nadaje dźwięki przyjemne dla ucha. Dobrych tekstów szukam na www.mateusz.pl, gdzie można też posłuchać ciekawych rozważań. Wortal zdobywał popularność od 1996 roku, podobnie jak www.rzeczpospolita.pl. Odnoszę jednak wrażenie, że „Rz” zatrzymała się w rozwoju, a kiedyś zaliczano ją do najciekawszych stron w polskim Internecie. Jakiś czas temu wprowadziła opłaty za korzystanie z archiwum, a przestarzały design zachęca do odwiedzenia konkurencyjnej www.gazeta.pl. Szkoda. Zakupy robię na www.helion.pl i www.merlin.com.pl, a pomysłów na prezenty szukam na www.romantycznie.com. Nie rozumiem jednak, dlaczego wiele sklepów internetowych umieszcza informację o kosztach wysyłki tak, żeby klient jej nie znalazł. Dwa lata temu uświadomiłem sobie powszechność szperania w sieci. Zostałem zaproszony na wykład dla nauczycielek na temat przemian społecznych, które wywołał Internet. Na koniec poczęstowały mnie szarlotką, „bo pan ją przecież lubi”. Zdziwiony spytałem, skąd to wiedzą: „Z Internetu, szukałyśmy w Google’ach”. Autor jest szefem serwisu e.kai.pl, wykładowcą dziennikarstwa internetowego na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego i w WSD im. Melchiora Wańkowicza
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter