Pochwała kłamstwa. Oszustwa i manipulacje jako narzędzia do wygrania reality show
„The Traitors. Zdrajcy” z założenia opiera się na kłamstwie. Na zdjęciu prowadząca program Malwina Wędzikowska (screen: player.pl)
Wypisywane kiedyś na murach hasło „Telewizja kłamie” staje się znowu aktualne – w kontekście programów rozrywkowych, w których oszustwa i manipulacje są aprobowanymi narzędziami do wygrania reality show.
Program „The Traitors. Zdrajcy” z założenia opiera się na kłamstwie. Na początku gry w ponad 20-osobowej grupie uczestników trzech otrzymuje rolę zdrajcy. Reszta ma się domyślić ich zadania i wskazać te osoby podczas codziennego wspólnego głosowania przy okrągłym stole. Zdrajcy z kolei co noc mają możliwość wyeliminowania jednego z lojalnych uczestników. Oczywiste jest więc, że w trakcie programu zdrajcy muszą kłamać na temat swojej roli w programie. Uczestnicy drugiego sezonu rozpoczęli jednak swoje manipulacje, jeszcze zanim zostały rozdane karty – okłamując pozostałych co do istotnych faktów ze swojego życia. Jedna z uczestniczek zataiła, że na co dzień pracuje jako prywatny detektyw, inna, że jest… wróżką. Matka z synem udawali, że się nie znają. Wszyscy uważali, że rozpowszechnienie tych informacji mogłoby być strzałem w kolano – osłabiłoby ich szansę na odniesienie sukcesu w programie.
Wymyślanie strategii, tworzenie mniej lub bardziej jawnych sojuszy, manipulacje i zdrady to nie tylko domena „The Traitors. Zdrajcy”, ale też wszystkich reality show, w których to sami uczestnicy decydują (bądź mają wpływ) na to, kto dłużej pozostanie w programie, a kto szybciej wróci do domu. O tym, jak będą się toczyły losy grupy – najczęściej odizolowanej od telefonów i internetu – decydują relacje tworzące się między uczestnikami zamkniętymi gdzieś w zamku lub willi w odległym zakątku świata. Dlatego…
NAJWAŻNIEJSZY JEST DOBRY CASTING
Pod tym zdaniem podpisują się prawie wszyscy producenci reality show. Zazwyczaj chodzi o to, by dobrać różne osobowości, często na zasadzie kontrastów. Jeżeli jest w grupie dominator, dobrze mieć kogoś bardziej wycofanego – obserwatora. Jeśli jest ktoś opiekuńczy, dobrze, by miał się kimś opiekować itd. W ten sposób można budować napięcie między uczestnikami, ale też wykorzystywać indywidualne cechy uczestników do różnych fragmentów programu. Ktoś lepiej sprawdza się w „setkach”, ktoś inny jest zabawny i mimowolnie staje się dostawcą śmiesznego kontentu. Zwycięzca piątej edycji „Hotelu Paradise” – Sevag Formella – zasłynął z umiłowania do porządku i nieustannego sprzątania willi. Gdy (na chwilę) odpadł z programu, producenci wykorzystali jego nieobecność, by pokazać, że bez niego hotel zarósł brudem…
– Potrzebny jest wachlarz osobowości. Bardzo ważne, żeby od początku myśleć o tym, jak będzie wyglądała cała grupa, a nie dobierać uczestników do jakiejś jednej konkretnej osoby – dodaje Małgorzata Majda, która w przeszłości zajmowała się castingami, a dziś jest reżyserką i producentką kreatywną w firmie producenckiej Fremantle.
– Ach, słynne „casting is everything”. To wygodna fraza, ale niestety nieprawdziwa. Gdyby sukces programu zależał wyłącznie od castingu, inwestowalibyśmy wyłącznie w scoutów. A przecież wiemy, że to nie działa w ten sposób – mówi Jan Kepinski, prezes firmy producenckiej Jake Vision.
Uczestnicy reality show już na castingach oceniani są przez psychologów, ktorzy są do dyspozycji uczestników również podczas produkcji i emisji programu. Ich zadaniem jest jednak nie tyle pomoc w doborze jak najciekawszej grupy, ile zapewnienie, że wybrani udźwigną ciężar udziału w programie. – Dla osób bardzo wrażliwych, w kryzysach może to być zbyt silne przeżycie, zostawić ślad w ich psychice – komentuje Łukasz Kaca, ekspert negocjacji i komunikacji niewerbalnej, który analizował poczynania graczy w programie „The Traitors. Arena”. – Uczestnictwo w takim programie może być trudne dla osób, które mają problem z regulacją emocji, mają wysoki poziom neurotyzmu lub zaburzenia lękowe. Również dla osób, które nie przeanalizowały, jakie konsekwencje program może mieć dla ich życia po zakończeniu projektu – dodaje Joanna Zawanowska, psychoterapeutka z Centrum Terapii Dialog. A ponieważ formuła reality zakłada przebywanie z ludźmi, skrajni introwertycy raczej też nie odnaleźliby się w programie. Ale oni często nie przechodzą już pierwszego sita – odpadają na etapie analizy zgłoszeń.
Producenci ze swojej strony odrzucają zazwyczaj również osoby, które miały zatargi z prawem. Choć od każdej reguły bywają wyjątki – w emitowanym na Amazone Prime show „The 50” brał udział bokser Artur Szpilka, który kilkanaście lat temu spędził półtora roku w więzieniu za udział w bójce. Poszło mu na tyle dobrze, że (uwaga, spoiler!) dotrwał do ostatniego odcinka. Bokser należał do liderów jednej z grup, które spontanicznie stworzyły się w programie. Choć nie ukrywał swych (niezbyt poprawnych politycznie) poglądów, to współuczestnicy swoimi głosami uratowali go przed odpadnięciem z programu, gdy był w grupie osób zagrożonych. Przegrał dopiero z… ortografią w jednym z zadań finałowego odcinka. – Przeżyłem najwspanialszą przygodę tutaj. Poznałem ludzi z różnymi charakterami, z różnym podejściem do życia – mówił Szpilka, żegnając się z programem i widzami.
NIE CHODZI O KASĘ
W „The 50” uczestnikami byli mniej i bardziej znani celebryci ze świata mediów i internetu, podobny klucz obowiązuje w „Królowej Przetrwania” czy „Good Luck Guys” (survivalowe reality show). W „The Traitors. Zdrajcy”, ale też „Hotelu Paradise” czy „Love Island” (bikini reality show) udział biorą anonimowe postaci. Dlaczego się zgłaszają? – Powody mogą być bardzo różne. Część osób może poszukiwać uwagi, część dla dopaminy, nowych bodźców, przygody, część by wypromować swój wizerunek, aby zarobić na nim później pieniądze, część by coś zmienić w swoim życiu – mówi Joanna Zawanowska.
– Nie dla pieniędzy. Oni wiedzą, że w świecie influencerów te 100 tysięcy, które mogliby zdobyć w programie, to sobie przez miesiąc na reklamach zarobią. Biją się o to, żeby wygrać program – uważa Bartosz Łabęcki, reżyser i Pan Lektor (pod takim nickiem funkcjonuje na Instagramie – 180 tys. obserwujących) „Hotelu Paradise”. Jakby na potwierdzenie jego słów ostatni zwycięzcy polskiego „The Traitors. Zdrajcy” podzielili między siebie 490 tys. złotych, a po emisji programu w telewizji odbyli tournée po różnych internetowych podcastach. Z kolei uczestnicy „The 50” w ogóle nie walczyli o pieniądze dla siebie. Wygraną (blisko 100 tys. zł) otrzyma jeden z fanów zwycięzcy programu.
Zdobywanie dużych pieniędzy w takich programach nie wymaga zazwyczaj dużych umiejętności. Najczęściej wystarczy trochę zwinności, szczęścia, ewentualnie przełamania swoich lęków (np. wysokości) czy uprzedzeń (zjadanie robaków i innych nietypowych potraw w survivalowych show). No i współpracy w grupie. Finaliści „The 50” zarobili 25 tys. zł na tym, że w ciągu 90 sekund od momentu ogłoszenia zadania zdążyli wejść do basenu… – Zadania jednoczą grupę i wymagają współpracy. Jak ta współpraca wygląda, to już zależy od tego, kto się znalazł w danej grupie, jakie miał doświadczenia, jakie ma umiejętności funkcjonowania w grupie – mówi prof. nauk społecznych Stanisław Jędrzejewski z Akademii Leona Koźmińskiego.
NIE TYLKO DLA ORŁÓW
Czy można przewidzieć, którzy uczestnicy najdłużej utrzymają się w programie? – Przypuszczam, że wysokie umiejętności społeczne oraz wysoka inteligencja emocjonalna prawdopodobnie będą pomagać. Atutem może być podejście strategiczne, wysoka świadomość tego, po co tu jestem, co chcę pokazać, jaki jest mój cel. Ale też autentyczność, bo osoby, które są sztuczne, raczej nie nawiążą kontaktu z grupą ani widzami i mogą być usuwane – mówi Joanna Zawanowska. – Silne osobowości wystawiają się i mogą szybciej odpadać. Często dalej dochodzą osoby, które grają drugie skrzypce, bo nie są pierwsze typowane do odpadnięcia. Na pewno pomaga po prostu bycie lubianym. To jedna z reguł wywierania wpływu. Jesteśmy skłonni pomagać tym, którzy z nami sympatyzują. Natomiast ludzie empatyczni są często wrażliwsi i niekoniecznie dobrze sobie radzą w emocjonalnych momentach – analizuje Łukasz Kaca.
– Nie da się przewidzieć, kto się sprawdzi w reality show, i właśnie to czyni te formaty tak autentycznymi. Udział w nich może wywołać zupełnie nowe emocje i reakcje, często zaskakujące również dla samych uczestników. W tego typu formatach nie chodzi tylko o inteligencję, charyzmę czy umiejętność adaptacji. Kluczowe jest budowanie zaufania – uważa Małgorzata Perkowska-Czaja, managing director Endemol Shine Polska.
Pokazywane w Polsce formaty reality show najczęściej miały już premiery w innych krajach. Można je zatem obejrzeć na platformach streamingowych, poczytać o nich w internecie. Nic więc dziwnego, że uczestnicy myślący o dojściu do finału starają się do programów przygotowywać. – Mogą się przygotować na pierwsze dwie, trzy godziny. Potem już tylko mówią, że się nie spodziewali tego, jak rozwija się program – śmieje się Małgorzata Majda. Producenci zwykle starają się też przygotować różne niespodzianki i zmiany w poszczególnych sezonach.
SIŁA SOJUSZY
Strategią na jak najdłuższe pozostanie w programie zwykle jest eliminowanie potencjalnie silnych rywali, a także zawiązywanie różnego rodzaju nieformalnych sojuszy. Ich członkowie mają się wspierać w zadaniach, a przede wszystkim wzajemnie chronić przed opadnięciem podczas głosowań. Uczestnicy być może zapominają jednak, że producenci są zawsze krok przed nimi. W dostępnym na stronach Polsatu regulaminie uczestnictwa w programie „Love Island. Wyspa miłości” czytamy, że „producent może zmienić zasady eliminacji z programu w trakcie jego realizacji z uwagi na potrzeby scenariusza danego odcinka”.
Tworzenie się grup to normalne zjawisko socjologiczne. W survivalowych reality show ich powstanie jest pochodną formatu (drużyny rywalizują ze sobą), w innych tworzą się ze względu na wspólne pochodzenie, doświadczenia, wartości, wiek. Więzi między uczestnikami bywają zaskakująco silne, zważywszy, że uczestnicy znają się czasami zaledwie kilka dni lub tygodni. A tymczasem na ekranie oglądamy pełen wachlarz uczuć: od miłości po zupełnie nieskrywaną niechęć.
TUTAJ CZAS PŁYNIE INACZEJ
– Ludzie, którzy byli w reality show, zawsze opowiadają o tym, że jeden dzień wydaje się im tygodniem, tyle tam jest wydarzeń i taki jest emocjonalny rollercoaster – opowiada Bartosz Łabęcki.
– Stała ekspozycja społeczna, wyizolowanie od zewnętrznego świata, czasem deprywacja snu. Wszystko to może powodować, że mózg pracuje trochę inaczej, emocje są autentyczne i intensywne – komentuje Joanna Zawanowska. Producenci przekonują, że ich programy nie są reżyserowane, natomiast przygotowywane tak, by te emocje rzeczywiście wywoływać. Jak opowiada obrazowo jeden z nich, żeby skłonić uczestnika do zdjęcia koszuli, nie trzeba mu tego nakazywać, wystarczy wyłączyć klimatyzator… Krótko mówiąc, produkcja tworzy okoliczności, by coś się mogło wydarzyć.
W normalnym życiu rzadko mamy do czynienia z takim nagromadzeniem ekstremalnych sytuacji. W drugim sezonie „Królowej Przetrwania” Marianna Schreiber w jednej z konkurencji rywalizowała z Lizi Anorue w wyławianiu kolorowych piłeczek z basenu wypełnionego błotem. Zabawa przerodziła się w bójkę – obie panie były skonfliktowane już przed programem (Schreiber nazwała na X Anorue rasistką). Uczestnicy „The Traitors. Zdrajcy” brali z kolei udział w symulowanym pogrzebie. Był kondukt, była muzyka, troje uczestników musiało położyć się w trumnach. Jedna z tych osób o tym, że odpadła z programu, dowiedziała się, gdy zamknęło się nad nią wieko… Czy tego typu zadania są konieczne? – Technicznie to nic do programu nie wnosiło. Ale poddanie uczestników tak silnym emocjom może wpłynąć na grę, bo mogą wówczas coś powiedzieć albo popełnić jakiś błąd – tłumaczy Łukasz Kaca.
Będąc obserwowanym przez – w zależności od formatu – większość dnia lub nawet przez 24 godziny na dobę, trudno nieustannie grać rolę, pokazywać zawsze lepszą wersję siebie. Nawet jeśli z takim założeniem weszło się do programu. Stąd uczestnicy przyznają czasem, że nie spodziewali się swoich reakcji, wydawało im się, że powinni zachować się inaczej. Program to weryfikuje.
BOZIA REALITY SHOW PATRZY
Emocje nie zawsze muszą być tylko negatywne. Uczestnicy reality po zakończeniu programów często mówią, że była to dla nich przygoda życia. Paulina Smaszcz, która na własną prośbę odeszła z „Królowej Przetrwania” przed końcem programu, w pożegnalnym liście do uczestniczek pisała, że „są najlepszym, co jej się zdarzyło w ciągu ostatnich 5-6 lat”. 56-letni Tomasz Jacyków, który był zagrożony odpadnięciem w czwartym odcinku „The 50”, na wiadomość, że otrzymał wystarczającą liczbę głosów, by pozostać w programie, zareagował płaczem. Później wyjaśniał: „Pierwszy raz w swoim życiu mówię, że jestem wdzięczny. To zmienia cały mój światopogląd, podejście do wszystkiego…”.
Na jeszcze inny aspekt bycia uczestnikiem show, w tym przypadku randkowego, zwraca uwagę Bartosz Łabęcki. – Oni oprócz tego, żeby zostać w programie jak najdłużej, nie mają właściwie żadnych innych trosk. Zapewnia się im totalne poczucie bezpieczeństwa. Są cały czas obserwowani. Jako katolicy wierzymy, że Bozia patrzy na nas cały czas. No to tam patrzy naprawdę. I jak się przewrócisz czy skaleczysz, to „bozia” natychmiast przybiega z plasterkiem – mówi Łabęcki.
Ta nieustanna obserwacja powoduje, że dyski zapychają się setkami godzin materiałów wideo. Jak z nich zmontować kilkudziesięciominutowy odcinek? Zazwyczaj w reżyserce na dyżurach przebywa kilka osób, które na bieżąco starają się wychwycić najciekawsze wątki, wokół których można później budować narrację odcinka czy sezonu. To bardzo istotne, bo w reality show trudno napisać cały scenariusz z góry.
KIEDY TRZEBA PAKOWAĆ WALIZKI?
Dlatego bywa, że jest on tworzony i dostosowywany na bieżąco, niemal z odcinka na odcinek. Przed startem sezonu oczywiście można zaplanować konkurencje, zadania (zwłaszcza gdy wymagają przygotowań od strony produkcyjnej), znane są ogólne założenia formatu, ale nie da się przewidzieć rozwoju sytuacji w grupie. Formaty dają zwykle twórcom narzędzia, których mogą, ale nie muszą użyć. W jednym z odcinków „The Traitors. Zdrajcy” prowadząca program Malwina Wędzikowska po odpadnięciu wspomnianej wcześniej wróżki wyjawiła pozostałym w programie uczestnikom profesję ich koleżanki. Było to o tyle istotne, że owa wróżka w poprzednim odcinku zasugerowała, by rzucić kasztanem w portrety uczestników i w ten sposób sprawdzić, kto jest zdrajcą. Kasztan trafił w portret zdrajcy. Wydarzenie, które najpierw było dla uczestników nieistotnym epizodem, po ujawnieniu informacji przez prowadzącą zasiało niepokój. Z kolei pod koniec sezonu jeden z uczestników miał możliwość poznania prawdziwej roli innego z graczy (dowiedział się, że jest zdrajcą), co mogło wpłynąć na rozwój sytuacji w programie na końcowym etapie rozgrywki.
Sposobem na podkręcanie emocji w grupie jest przywracanie do gry uczestników, którzy wcześniej zostali wyeliminowani. Ma to znaczenie zwłaszcza w randkowych reality show, gdzie uczestnicy wiążą się w pary i powrót kogoś z nich do domu zwykle ma wpływ na jakiś związek. We wspomnianym regulaminie „Love Island” producent zastrzega sobie prawo do przywrócenia do programu wyeliminowanego uczestnika lub wprowadzenia nowego (rezerwowego). Odpadnięcie z programu często nie oznacza więc natychmiastowego pakowania walizki i powrotu do Polski pierwszym samolotem. Może się zdarzyć, że uczestnik spędza jeszcze kilka dni w hotelu pod opieką producentów, czekając na rozwój sytuacji na planie. Ma to często także uzasadnienie biznesowe (nie trzeba po kilku dniach znowu organizować podróży uczestnika na drugi koniec świata). Nie wszyscy widzowie reality show zdają sobie też sprawę z tego, jak olbrzymie są to przedsięwzięcia produkcyjne. Zaangażowanych w produkcję jest często grubo ponad sto osób. Wokół planu zdjęciowego budowane są całe miasteczka. – W ekipie znajdują się reżyserzy, producenci, operatorzy kamer, realizatorzy dźwięku, personel medyczny i zespoły logistyczne. Równocześnie zespół zaplecza zajmuje się koordynacją działań, analizą nagrań i planowaniem kolejnych dni zdjęciowych – wylicza Małgorzata Perkowska-Czaja. Do tego dochodzą jeszcze scenarzyści, „złote rączki”, kierowcy… Oświetlenie planu powoduje – w bardziej egzotycznych lokalizacjach – że przez kilka tygodni np. nad dżunglą unosi się łuna. Twórcy jednego z takich programów wspominają, że po zakończeniu produkcji, gdy wyłączyli wreszcie światła, natychmiast przyjechali okoliczni mieszkańcy, aby się upewnić, że nic złego się nie stało.
SŁAWA I HEJT
Koniec produkcji programu to nie koniec emocji dla uczestników. Druga fala uderzy w nich podczas emisji. W czasach, gdy powstawał „Big Brother” (już ponad 25 lat temu!), nie było jeszcze mediów społecznościowych. Dziś są one ściśle związane z reality show. Uczestnikom dają możliwość wypromowania się, a potem monetyzowania swojej popularności, ale jednocześnie są miejscem, gdzie wylewa się hejt.
– Pamiętajmy, że etykietki, które przylgną do uczestników w trakcie programu, mogą z nimi pozostać, ciągnąć się za nimi online’owo, viralowo. Pytanie, czy oni są gotowi, żeby to unieść emocjonalnie – zastanawia się Joanna Zawanowska. Z tego względu opieka psychologiczna, z której mogą korzystać uczestnicy, powinna się rozciągać też na czas emisji programu, a nawet dłużej.
W 2019 roku w brytyjskim parlamencie odbyło się dochodzenie parlamentarnej komisji DCMS (Department for Digital, Culture, Media and Sport) w sprawie reality show w związku z przypadkami samobójstw uczestników „The Jeremy Kyle Show” i „Love Island”. Rodziny zmarłych zarzucały stacjom niewystarczające wsparcie psychiczne po programie. W efekcie dochodzenia Ofcom – brytyjski regulator rynku telewizyjnego – zaktualizował swój kodeks (Broadcasting Code). Dodał do niego nowe zapisy, które wymagają od nadawców ochrony dobrostanu, godności i zdrowia psychicznego uczestników, zakazują narażania ich na „nieuzasadniony stres lub lęk” oraz nakazują zapewnienie wsparcia zarówno podczas produkcji, jak i po emisji programu, szczególnie w mediach społecznościowych.
Banijay Entertainment, bodaj największy obecnie na świecie producent i dystrybutor kontentu telewizyjnego, opracowuje wytyczne dotyczące dobrostanu uczestników (Participant Welfare Guidelines), które okresowo są aktualizowane i stanowią nieodłączną część każdej „biblii formatu”. – To kluczowy element udzielanej przez nas licencji. Odpowiedzialność za dobro uczestników i ekipy rozciąga się na czas przed zdjęciami, w ich trakcie i po zakończeniu. Traktujemy tę kwestię bardzo poważnie – mówi „Press” Lucas Green, chief content officer w Banijay Entertainment.
W polskim parlamencie debaty o reality show dotąd nie było, choć w maju media obiegła wiadomość o samobójstwie 25-letniej Soni Szklanowskiej (uczestniczki drugiej edycji „Hotelu Paradise”), która cierpiała na depresję i zmagała się z internetowymi hejterami.
WZORY (NIEKONIECZNIE) DO NAŚLADOWANIA
– Reality show niosą z sobą coś, co się nazywa porządkowaniem norm społecznych. Odtwarzają pewne standardy albo normy społeczne. Gdy dochodzi do eliminacji, widzowie obserwują, jakie zachowania są premiowane, a jakie piętnowane – mówi Stanisław Jędrzejewski.
Co w sytuacji, gdy sukces odnoszą kłamcy? Manipulatorzy? – Takie sytuacje mogą być odbierane jako wzorce osiągnięcia sukcesu. Bo przecież reality show czyniły czasem z tak zwanych no-name celebrytów – influencerów – mówi Małgorzata Bulaszewska, kulturoznawczyni i medioznawczyni z Uniwersytetu SWPS. I dodaje, że współczesne społeczeństwa przestały się wstydzić kłamstwa. Wielokrotne zaprzeczanie niewygodnym faktom, nadawanie własnej narracji okazuje się skuteczną strategią w wielu dziedzinach życia społecznego. – Jeżeli widzimy osoby, które zdradzają, oszukują, manipulują i odnoszą sukces, to w jakiś nieświadomy sposób może to wywierać wpływ na widzów, zwłaszcza tych, którzy przyjmują takie programy „jeden do jednego”. Szczególnie młode osoby mogą być podatne na modelowanie tych negatywnych postaw społecznych. Niektórzy pomyślą, że to jest norma. A to nie jest norma, bo to nie jest jednak dokument, tylko show – potwierdza Joanna Zawanowska.
Producenci twierdzą, że znają siłę swoich formatów i ją wykorzystują, ale do utrwalania pozytywnych wartości. – Banijay Entertainment ma własną politykę ESG. Jesteśmy firmą rozrywkową, więc ważne jest dla nas, by nasze formaty nie przekraczały granic, które mogłyby zaszkodzić uczestnikom, ekipie, obsadzie czy widzom – ponad to, co można racjonalnie uznać za rozrywkę. Koncentrujemy się na pozytywnych aspektach ludzkiego działania, takich jak aspiracje, praca zespołowa, sukces, przemiana, pokonywanie trudności – i oczywiście „przetrwanie” – zapewnia Lucas Green. – Jeżeli mamy uczyć postaw prospołecznych poprzez takie programy, to lepiej, żeby to były normy jednoczące albo takie, jakie umożliwiają integrację, współpracę, a nie odwrotnie – podsumowuje Stanisław Jędrzejewski. Tylko czy potrafimy je odróżnić?
W finałowym odcinku drugiego sezonu „The Traitors” Zdrajcy ostatecznie wygrali z Lojalnymi. Każdy z nich miał możliwość zabrania całej nagrody (blisko pół miliona złotych) dla siebie. Wszyscy, niezależnie, postanowili się podzielić pieniędzmi. – To był przykład czystej ludzkiej lojalności – komentuje Łukasz Kaca.
***
Ten tekst Tomasza Jastrzębowskiego pochodzi z magazynu „Press” – wydanie nr 7-8/2025. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Tomasz Jastrzębowski











