"Lepiej późno niż wcale". Eksperci oceniają obecność Tuska u Wojewódzkiego i Kędzierskiego
Donald Tusk wystąpił w Onet Studio w piątek wieczorem (fot. materiały prasowe)
"Donald Tusk, udzielając wywiadu Wojewódzkiemu i Kędzierskiemu i nie udzielając innych wywiadów, nie poszerza bazy" – napisał na platformie X Patryk Słowik (do końca października dziennikarz Wirtualnej Polski). Jednak eksperci od marketingu politycznego nie zgadzają się z taką oceną.
Dr Sergiusz Trzeciak, autor wielu książek, m.in. "Drzewo kampanii wyborczej 2.0, czyli jak wygrać wybory", pozytywnie ocenia wystąpienie premiera w programie Onetu prowadzonym przez Kubę Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego. – Otwieranie się na młodszych odbiorców, którzy korzystają z internetu i podcastów, to ruch w dobrym kierunku. W końcu duża grupa wyborców wylogowała się z tradycyjnych mediów – wyjaśnia.
"Dziś mamy moment odzyskiwania wyborców"
Trzeciak dodaje, że jeśli ktoś nie dotrze do tego równoległego świata z przekazem politycznym, to po prostu nie trafi do tych wyborców. I nie ma wątpliwości, że decyzja premiera ma sens. Uważa zarazem, że zapadła bardzo późno, biorąc pod uwagę, jak długo rządzi.
Czytaj też: Sejm bez wstępu dla nieletnich reporterów. Szymon Hołownia zmienił zarządzenie
– Dziś mamy moment odzyskiwania wyborców, a nie pozyskiwania tych, którzy głosują po raz pierwszy. A to o wiele trudniejsze. Najlepszą metodą budowania poparcia jest pewne ich "wychowywanie" – tak jak zrobił to choćby Sławomir Mentzen, z którego się śmiano, że dociera do szesnastolatków. Ale oni za dwa lata już zagłosują – stwierdza dr Sergiusz Trzeciak.
Bartłomiej Rajchert, prezes GDS Grupy Doradztwa Strategicznego, zauważa, że z jednej strony komunikacja polityczna jakościowo pozostaje znacząco w tyle za nowoczesną komunikacją biznesową – z drugiej zaś korzysta z przewag wpływania na rzeczywistość, co wynika z siły władzy administracji (w tym sądownictwa) i samych polityków.
W jego opinii premier nie ma klasycznie pojmowanej potrzeby bieżącego komunikowania się z rynkiem (wyborcami), a sondaże poparcia są raczej tłem czy narzędziem do prowadzenia gry politycznej. – Ta gra co jakiś czas uwzględnia powszechne wybory, ale na co dzień skupia się na monitoringu, kontrolowaniu i wpływaniu na postępowanie wąskiej grupy ludzi: parlamentarzystów, wysokich urzędników, członków partii i najbliższych współpracowników – wyjaśnia Rajchert.
Bojkoty to z natury błąd
Według Trzeciaka wybór podcastów to ważny krok w kontekście zmian tego, jak różne pokolenia odbierają media. Oczywiście młodzi wyborcy niechętnie oglądają telewizję czy słuchają radia – wolą podcast. Ale są też starsi wyborcy, którzy podobnie konsumują treści polityczne. – Siła rażenia tych formatów jest dziś ogromna, więc warto próbować – wyrokuje Trzeciak.
Czytaj też: Kanał TAK Tulickiego, Adamczyka i Karnowskiego ma wystartować 2 listopada
Pytany o bojkot pewnych mediów czy strach przed pojawieniem się w nieoczywistych miejscach medialnych, Trzeciak stwierdza, że bojkoty to z natury błąd, poza ekstremalnymi sytuacjami. – Znam polityków Platformy, którzy jeszcze za poprzednich rządów chodzili do TVP Info czy wPolsce. Wychodzili z założenia, że bojkot wysyła sygnał nie tylko do stacji, ale też do jej odbiorców, którzy uznają, że ich również się bojkotuje – wyjaśnia.
W opinii Rajcherta szef rządu może podejmować dowolne decyzje PR-owe i realnie nikt go z tego nie rozliczy poza dniem wyborów ogólnopolskich lub wewnątrzpartyjnych. – W tym kontekście pozycja dwóch czołowych polskich polityków ma wymiar ponadsystemowy i dopiero zasadnicze zmiany w strukturze grup wyborców będą mogły przełamać partyjny duopol, który kontroluje Polskę od 20 lat – podsumowuje.
Czytaj też: Prawie pół miliona publikacji o Strefie Gazy w polskich mediach i social mediach
(KAP, 20.10.2025)










