Temat: telewizja

Dział: TELEWIZJA

Dodano: Czerwiec 03, 2025

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Sondaże zawiodły. Ipsos i OGB: "zmieściliśmy się w granicach dopuszczalnego błędu"

Niedzielne wyniki exit poll i late poll mieściły się w granicach błędu statystycznego – tłumaczą sondażownie (screen: tvn24.pl)

Końcowe wyniki wyborów prezydenckich, w których Karol Nawrocki ostatecznie pokonał Rafała Trzaskowskiego, różniły się nie tylko od sondaży, ale też od exit poll z niedzielnego wieczora, co zdziwiło wyborców i dziennikarzy. Wyniki late poll w 50 proc. są oparte na realnych wynikach z komisji wyborczych, a nie na sondażowych pytaniach osób głosujących.

Według zestawienia ostatnich przedwyborczych sondaży najbliżej oficjalnego wyniku była właśnie OGB. Według sondażu zrealizowanego 28 i 29 maja Trzaskowski miał zdobyć 49,37 proc. głosów (oficjalnie zdobył 49,11 proc.), Nawrocki był szacowany na 50,63 proc. (zdobył 50,89 proc. głosów). Ostateczny wynik to 50,89:49,11 proc.

Przedwczesny triumf niektórych dziennikarzy

Inne sondażownie widziały przewagę głównie Rafała Trzaskowskiego. Ostatnie rokowania United Surveys, Ibris, Opinia24, Ipsos czy Pollster dawały kandydatowi koalicji od 0,2 do nawet 2,37 punktów procentowych przewagi.

Czytaj też: Dziennikarze, politycy, publicyści podążali z komentarzami za wynikami sondażowymi wyborów

Po ogłoszeniu wyników exit poll entuzjastycznie zareagowali nie tylko sztabowcy Trzaskowskiego. W serwisie X pojawiły się triumfalne wpisy dziennikarzy. 

Jacek Nizinkiewicz "Rzeczpospolita": "Rafał Trzaskowski nowym prezydentem Polski!".

Tomasz Lis: "Pamiętacie mediaworkerów, którzy jeszcze 3 dni temu mówili, że Nawrocki jest niedoszacowany i sugerowali, że wygra? Pamiętacie suwartowców, którzy jeszcze przedwczoraj pompowali lewy sondaż, dający wygraną Nawrockiemu? Oni nie złożą broni. Będą jątrzyć dalej! Ale za 2 lata dostaną w dupę znowu!". 

Exit poll przygotowany przez Ipsos dawał Nawrockiemu tylko 49,7 proc. natomiast late poll stawiało go na pozycji zwycięzcy z wynikiem 50,7 proc.

"Odpowiedzialność spada na sztab kandydata"

Łukasz Pawłowski zwraca uwagę, że trudno porównywać wyniki exit poll i late poll. Pierwsze opierają się na zbieraniu deklaracji samych wyborców, drugie to wyniki z komisji, na które czekają ankieterzy. Dopiero na podstawie tych dwóch danych można stworzyć obraz.

Czytaj też: Oglądalność sondażowych wyników wyborów prezydenckich w telewizji. Średnio 9,21 mln

– W obu przypadkach, i tu będę bronił kolegów z Ipsosu, zmieściliśmy się z wynikami w granicach błędu statystycznego, który w tym przypadku wynosił 2 punkty procentowe – mówi Pawłowski. – My pomyliliśmy się o jeden punkt, oni o 1,2 punktu. Odpowiedzialność spada na sztab kandydata, który nie powinien od razu ogłaszać zwycięstwa, tylko zwrócić uwagę, że to praktycznie remis – stwierdza.

Dodaje, że na wynik exit poll wpłynęła przede wszystkim liczba odmów wyborców, którzy nie chcieli podać informacji, na kogo zagłosowali. – To najtrudniejszy element tych badań – podkreśla Pawłowski. 

O dwupunktowym marginesie błędu informował też Ipsos, powołując się na swoje doświadczenia z wcześniejszych wyborów. W 2019 roku prognozy Ipsos były niemal trafione – wynik zwycięskiego PiS podano z dokładnością do 0,1 punktu procentowego. W 2023 roku w wyborach parlamentarnych średni błąd pomiaru wynosił 0,78 proc. w badaniu exit poll i 0,3 w late poll. W 2024 roku w drugiej turze wyborów prezydenckich w Krakowie udało się przewidzieć wynik wyborów z dokładnością do 0,06 punktu procentowego.

"Nigdy nie odnotowano tak małej różnicy"

Jak mówi dyrektor operacyjny Ipsos Paweł Predko, tegoroczne badanie było szczególnym wyzwaniem. – W historii wolnych wyborów nigdy jeszcze nie odnotowano tak małej różnicy pomiędzy kandydatami. O wygranej zdecydowało zaledwie 369 591 głosów (w poprzednich wyborach prezydenckich ponad 420 tys. głosów) – podkreśla Predko. Jak dodaje exit poll opublikowany o 21 nie przyniósł rozstrzygnięcia, mieszcząc się w granicach błędu oszacowania. Dopiero końcowy late poll pozwolił wskazać zwycięzcę, różniąc się nieznacznie od oficjalnych wyników Państwowej Komisji Wyborczej.

Czytaj też: Maciej Grzywaczewski zrezygnował z zasiadania w radzie programowej TVP

– W naszym badaniu exit poll o godzinie 21 zakres błędu oszacowania dla każdego z kandydatów wynosi plus/minus 2 punkty procentowe. W przypadku late poll około godziny 23 zmniejsza się do plus/minus 1 punkta procentowego. W końcowym odczycie wynosi jedynie plus/minus 0,5 punkta procentowego – wyjaśnia "Presserwisowi" Paweł Predko.

Ipsos, który wykonywał badania dla TVP, TVN 24 i Polsat News, opisał przed wyborami zasady, według których prowadzi badania exit poll. W przypadku drugiej tury wyborów prezydenckich wylosowano 500 lokali wyborczych zapewniających reprezentatywność badań. Próba jest dobierana tak, aby odzwierciedlała strukturę wszystkich lokali wyborczych pod względem dwóch kryteriów: województwa oraz wielkości miejscowości. Dla próby istotna jest też wielkość obwodu wyborczego, czyli liczba uprawnionych do głosowania.

W przypadku exit poll wynik głosowania w lokalu wyborczym powstaje w oparciu o próbę, czyli ok. 100-120 zaproszonych do badania wyborców, z czego część tych osób może odmówić wypełnienia ankiety.

W badaniu late poll ankieterzy czekają do momentu, aż komisje wyborcze, przy których pracowali, podadzą oficjalne wyniki z danego lokalu. Wyniki są wprowadzane do systemu i na ich podstawie obliczane są zaktualizowane szacunki poparcia dla komitetów i frekwencja.

Sondaże elementem gry politycznej

Late poll bazuje w 50 procentach na wywieszonych wynikach obwodowych komisji wyborczych. Pozostałe 50 proc. to efekt odpowiedzi głosujących wychodzących z lokali wyborczych. Wtedy brani są pod uwagę wszyscy głosujący, a nie tylko ich próba.

Czytaj też: Światowe media piszą o wyborach prezydenckich w Polsce. "To efekt Trumpa"

– Oczywiście można zadawać pytanie, czy publikacja wyników exit poll jest zasadna, zwłaszcza że w kilku ostatnich przypadkach wyniki niektórych pracowni rozmijały się z rzeczywistością. Myślę jednak, że samym firmom badawczym zależy na ich publikacjach. Zależy też telewizjom informacyjnym, które mogą rozpoczynać wieczory wyborcze z półtoragodzinnym wyprzedzeniem i o 21 osiągać szczyt oglądalności – mówi prof. Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Wskazuje, że za 5 czy 10 lat sytuacja może się zmienić, ponieważ media tradycyjne, takie jak linearne telewizje informacyjne, tracą popularność. Młodzi, którzy wchodzą dopiero do grupy wyborców, już takiej telewizji niemal nie oglądają. Nie spodziewa się natomiast, że sondaże mogłyby z mediów zniknąć w ogóle. – To element gry politycznej, komunikacji politycznej, kampanii wyborczych, kształtowania opinii wyborców – mówi.

Czytaj też: Szef RMN Wojciech Król zapowiada zmiany personalne w mediach publicznych

(PAR, 03.06.2025)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.