Eksperci i dziennikarze po piątkowej debacie: marginalizacja tradycyjnych mediów
Podczas piątkowej debaty kandydaci na prezydenta zadawali pytania sobie nawzajem (screen: YouTube/TVP Info)
Po piątkowej debacie Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego eksperci i dziennikarze zwracają uwagę na marginalizację tradycyjnych mediów. Zauważają, że polityczne starcia przenoszą się do mediów społecznościowych.
W piątek w siedzibie Telewizji Polskiej odbyła się debata kandydatów – Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego – przed drugą turą wyborów prezydenckich. Obowiązywały zasady podobne do tych w debacie "Super Expressu", która miała miejsce przed pierwszą turą. Pytania zadawali sobie nawzajem kandydaci.
"Bardzo niewdzięczna formuła dla dziennikarza"
Rola prowadzącego Jacka Prusinowskiego, dziennikarza "Super Expressu" i Radia Plus, została sprowadzona do pilnowania ustalonych ram czasowych. Pytania zostały podzielone na bloki tematyczne: zdrowie, polityka międzynarodowa, gospodarka, polityka społeczna, bezpieczeństwo i światopogląd. W każdej rundzie kandydaci zadawali sobie po trzy pytania, na które mieli po 30 sekund. Na odpowiedź przewidziano 90 sekund, a po niej następowała 30-sekundowa riposta. Kolejność zabierania głosu została ustalona w losowaniu.
Czytaj też: Dziennikarze oceniali na gorąco debatę Trzaskowskiego z Nawrockim. Kontrowersja z używką
Według dr Mirosława Oczkosia, eksperta ds. wizerunku politycznego, format sprawdził się w obu przypadkach. Pytany o to, jak Jacek Prusinowski poradził sobie jako prowadzący, podkreśla: – Dziennikarz był osobą towarzyszącą rozmówcom. Jego głównym zadaniem było pilnowanie czasu, co też rzadko się udawało, bo kandydaci nagminnie przekraczali swój limit – zauważa Oczkoś. I dodaje: – W trakcie debaty brakowało nadzoru nad pytaniami, które wychodziły poza tematykę bloku, w którym były zadawane. Dla dziennikarza taka formuła jest bardzo niewdzięczna.
– Debata "Super Expressu" przed pierwszą turą pokazała, że ten format ma sens – komentuje Rafał Mrowicki, dziennikarz serwisu Xyz.pl. On też zwraca uwagę, że kandydaci wykorzystywali ograniczoną rolę prowadzącego i często zadawali pytania nie związane z blokami tematycznymi.
– Przykładem jest blok dotyczący polityki społecznej. Kandydaci woleli pytać o możliwe ułaskawienie Grzegorza Brauna, kibolskie ustawki, kampanijne darowizny i wielokrotnie dementowanego fakenewsa o sprawie warszawskiej kamienicy – wylicza Mrowicki. Dodaje, że jego zdaniem Jacek Prusinowski poradził sobie w roli moderatora piątkowej debaty.
Tradycyjne media przestały być potrzebne politykom
Marek Twaróg, redaktor naczelny Polska Press Grupy, stwierdza wprost: – To proces, który zaczął się wraz z rozwojem mediów społecznościowych. Tradycyjne media przestały być politykom potrzebne, tak samo zresztą, jak na przykład artystom – mówi.
Czytaj też: W firmach bukmacherskich większe szanse na prezydenturę ma Karol Nawrocki
W opinii Twaroga politycy nie potrzebują i nie chcą już pośredników, skoro mogą kontaktować się z publicznością bez niewygodnych komentatorów i recenzentów. – Zdali sobie sprawę, że wreszcie mogą to powiedzieć na głos. Minęło z 15 lat, więc i tak długo to trwało – mówi Twaróg.
Naczelny Press Polska Grupy zauważa, że politycy stopniowo eliminują rolę mediów. W tej kampanii najpierw próbowali wybierać prowadzących debaty, potem zażądali dziennikarza wyłącznie do pilnowania zegara, aż wreszcie sami zorganizowali sobie rozmowy.
– Ostatecznie najgłośniejszym "dziennikarskim" nazwiskiem tej kampanii okazał się Sławomir Mentzen (kandydat Konfederacji, który w pierwszej turze zajął trzecie miejsce, a potem przeprowadził rozmowy z Nawrockim i Trzaskowskim na YouTubie – przyp. red.). Oczywiście celowo przerysowuję, ale warto to sobie uświadomić: najciekawsze dyskusje polityczne odbywały się bez dziennikarzy i tak już może pozostać – prognozuje Marek Twaróg.
"Bardziej widowisko niż polityczna konfrontacja"
Prof. Dariusz Tworzydło, ekspert ds. public relations, uważa, że debata nie spowodowała zwrotu w kampanii. – Zarówno Trzaskowski, jak i Nawrocki pozostali na swoich pozycjach, nie przekonując nowych wyborców – ocenia.
Czytaj też: IMM: Trzaskowski i Nawrocki z rekordowymi zasięgami i bliscy remisu
Ekspert zwraca uwagę, jak szybko pojedynek telewizyjny został przejęty przez media społecznościowe.
– Media społecznościowe zareagowały błyskawicznie. Memy, komentarze i krótkie materiały wideo zdominowały debatę jeszcze w jej trakcie. Internauci punktowali potknięcia, gesty, udane i nieudane riposty, traktując wydarzenie bardziej jak widowisko niż polityczną konfrontację. Niektórzy oczekiwali nokautów, ale tych nie było. To była debata, która bardziej ożywiła twarde elektoraty kandydatów niż wpłynęła na wynik zbliżającej się drugiej tury – podsumowuje prof. Dariusz Tworzydło.
Czytaj też: Autorski cykl Joanny Senyszyn na antenie RMF FM. "Osobisty i dowcipny poradnik"
(KAP, 26.05.2025)










