Szukali paliwa do generatorów. Hiszpańscy dziennikarze o pracy podczas blackoutu

W redakcji „El País” oszczędzano energię elektryczną (fot. „El País”)
W poniedziałek, gdy w całej Hiszpanii zabrakło prądu i przestały działać telefony, internet, lotniska, bankomaty, nie jeździły pociągi i zamykano sklepy, wiarygodna informacja stała się towarem niezwykle pożądanym i deficytowym. Dziennikarze hiszpańskich mediów dokonywali niemal niemożliwego, by dotrzeć z informacjami do ludzi. Pracowali ze świadomością, że zaraz im także może zabraknąć prądu. Przedstawiciele hiszpańskiego koncernu medialnego Prisa, do którego należą m.in. dzienniki "El Pais", "AS" i serwis internetowy El HuffPost, a także lokalnego dziennika "Malaga Hoy" opowiadają "Presserwisowi", jak 28 kwietnia wyglądała ich praca.
Do blackoutu w całej Hiszpanii doszło w poniedziałek ok. 12.30. Nawet jeżeli ktoś miał naładowany telefon lub laptopa, nie można się było połączyć z internetem. Ważnym źródłem informacji stało się radio. Hiszpanie wyciągali stare odbiorniki na baterie. Na ulicach hiszpańskich miast kierowcy zatrzymywali się, otwierali drzwi i włączali radio na maksymalną głośność, żeby inni też mogli posłuchać najnowszych doniesień.
"Telewizja stała się rodzajem radia"
Co prawda cały czas nadawały hiszpańska telewizja publiczna i radio Radio y Televisión Española (RTVE), ale brakowało prądu do zasilania telewizorów. Dziennikarze mieli problem z przesyłaniem materiałów wideo do redakcji, bo brakowało internetu. Pracownicy publicznego kanału informacyjnego 24 Horas na pewien czas zrezygnowali z obudowywania informacji materiałami wideo.
Czytaj też: IWP alarmuje, że unijne regulacje uderzą w rynek prasy drukowanej
"Telewizja, krótko po południu, stała się rodzajem radia z nieruchomym obrazem. W kanale 24 Horas prezenter Lluís Gilera prowadził audycje radiowo-telewizyjne, ponieważ taki format najlepiej się sprawdzał. Chodziło o przekazywanie każdemu, kto ogląda lub słucha, wszelkich dostępnych informacji, bez wspierających je obrazów, tak jak musieli to robić pionierzy telewizji z końca lat 50., Jesús Álvarez i Eduardo Sancho" – czytamy na stronach RTVE.
Działała też rozgłośnia Cadena SER, należąca do koncernu Prisa. Augusto Molina, jej dyrektor techniczny, tłumaczy w rozmowie z "Presserwisem", że transmisja mogła być kontynuowana dzięki awaryjnym generatorom prądu. – O 12.30 w centralnych studiach na Gran Vía (główna ulica Madrytu – przyp. red.) zabrakło zasilania – opowiada Molina. – Na początku myśleliśmy, że to po prostu jedna z tych przerw, które zdarzają się od czasu do czasu, ale sprawdziliśmy nasze systemy awaryjne. Mamy dwa oddzielne źródła zasilania, każde obsługiwane przez zapasowy generator, a także kilka systemów UPS, które utrzymują transmisję bez zakłóceń. Sprawdziliśmy, czy wszystko działa prawidłowo i uznaliśmy, że sytuacja jest pod kontrolą. Po pół godzinie dowiedzieliśmy się, że prądu nie ma w innych częściach Hiszpanii i Portugalii. Zaniepokoiliśmy się, bo zdaliśmy sobie sprawę, że tak rozległej awarii nie da się szybko naprawić – dodaje dyrektor techniczny Cadena SER.
Przez cały dzień zespół dziennikarzy i techników rozgłośni pracował nad utrzymaniem nadawania: – Dzięki naszym zapasowym generatorom zasilanym olejem napędowym mogliśmy kontynuować pracę – wspomina Augusto Molina. – Musieliśmy zdobyć więcej paliwa, żeby zatankować nasze generatory, ale po Madrycie trudno było się poruszać. Stacje benzynowe były zamknięte, bo dystrybutory również zostały pozbawione zasilania. Spędziliśmy całe godziny w przeczesywaniu Madrytu w poszukiwaniu oleju napędowego. W końcu znaleźliśmy jedną stację w Alcobendas, koło Madrytu, która miała paliwo. Napełniliśmy kilka kanistrów, aby zatankować do pełna generatory. Dzięki temu mogliśmy nadawać program do 23.30, kiedy prąd wrócił na Gran Vía – wyjaśnia Molina.
Praca w warunkach blackoutu
Gdy w Madrycie zabrakło prądu, w siedzibie redakcji dzienników "El País" (największy dziennik w Hiszpanii) i sportowego "AS" oraz serwisu Huffington Post też uruchomiły się generatory prądu. Jednak, aby jak najdłużej utrzymać zasilanie, zużycie prądu w redakcjach ograniczono do minimum. – Światła zostały wyłączone w całym budynku, podobnie jak wszystkie nieistotne monitory, sprzęt komputerowy i telewizory. Na biurka w redakcji "El País" powróciły radia zasilane bateriami. Dziennikarze pisali przy świetle z ekranów komputerów – relacjonuje Cristina Delgado, zastępczyni redaktora naczelnego "El País", odpowiadająca za wydanie cyfrowe.
Czytaj też: Marek Wałkuski ma kontrakt w Waszyngtonie do połowy roku. "Będę rozmawiał z firmą"
Materiały przygotowywali dziennikarze, którzy – przedzierając się przez zakorkowany Madryt, w którym nie kursowało metro – dotarli do redakcji i ci, którzy zbierali informacje na ulicach w całej Hiszpanii i przekazywali je kolegom w biurze.
– Najważniejsze było tego dnia, by informacje były publikowane na bieżąco na stronie internetowej gazety – wskazuje Cristina Delgado.
W redakcji "El País" zaczęto się zastanawiać, co się stanie, gdy zabraknie paliwa do generatorów. – Zorganizowano grupę pomocy doraźnej – gdybyśmy w Hiszpanii nie mogli już pracować, nasze obowiązki przejęłyby biura "El País" w Meksyku i Stanach Zjednoczonych – tłumaczy Delgado. I podsumowuje pracę w warunkach blackoutu: – Kolejny dzień, taki sam jak przez prawie 50 lat istnienia naszej gazety.
Przedstawiciele grupy Prisa zapewniają, że drukowane wydanie "El Pais" dotarło we wtorek do wszystkich punktów sprzedaży.
"Trudno było zrozumieć powagę sytuacji"
Dziennik "AS", na co dzień zajmujący się tematyką sportową, w poniedziałek 28 kwietnia przekazywał też informacje dotyczące ogólnokrajowego blackoutu. – Do przerwy w dostawie prądu doszło w środku kolegium redakcyjnego – relacjonuje Luis Nieto, zastępca redaktora naczelnego "AS".
Czytaj też: Corporation for Public Broadcasting pozywa Biały Dom i blokuje decyzję Trumpa
– Pierwszym krokiem było uruchomienie na stronie internetowej relacji na żywo z najważniejszymi informacjami i zaleceniami dla społeczeństwa oraz relacjami z przemówień premiera. Dzięki generatorowi w budynku mogliśmy wykonywać naszą pracę w biurze względnie normalnie, ale ograniczyliśmy zużycie energii, jak tylko było to możliwe. Największym problemem był brak kontaktu z dziennikarzami relacjonującymi wydarzenia. Tylko WhatsApp pozwalał nam sporadycznie przekazywać informacje, choć niekompletne. Ze względu na brak możliwości pracy zdalnej wielu dziennikarzy musiało dojechać do redakcji. Przemieszczali się różnymi środkami transportu: ci, którzy mieszkają bliżej, szli pieszo, pozostali, którzy musieli jechać samochodami, stali w korkach nawet trzy godziny – dodaje Luis Nieto.
W "AS" obawiano się, czy uda się wydrukować wydanie na wtorek. – Wdrożyliśmy plan awaryjny, który polegał głównie na przyspieszeniu zamknięcia wydania. O godzinie 22. gazeta była gotowa. Kiedy w naszych biurach przywrócono prąd, wydanie na wtorek już się drukowało – opowiada Luis Nieto.
– Praca w czasie powszechnej przerwy w dostawie prądu nie była łatwa – przyznaje Laura Riestra, zastępczyni dyrektora El HuffPost. – Trudno było komunikować się ze źródłami, czasami trudno było też zrozumieć powagę sytuacji, a przede wszystkim nie wiedzieliśmy, kiedy wszystko wróci do normy. Uważaliśmy, żeby nie nabrać się na oszustwa i niepotwierdzone informacje. Chcieliśmy uzyskać odpowiedzi na najważniejsze pytania, jakie zadawali nasi użytkownicy w bezprecedensowym dla całego kraju czasie – dodaje Riestra.
Ogromne problemy hiszpańskich mediów lokalnych
Gdy w poniedziałek o 12.33 w redakcji El HuffPost na kilka sekund zabrakło prądu, początkowo dziennikarze myśleli, że to chwilowa przerwa. Tym bardziej, że prąd szybko powrócił z generatorów i mogli kontynuować pracę. – Jednak już kilka minut później zaczęliśmy otrzymywać raporty, że przerwa w dostawie prądu nie miała charakteru lokalnego ani nie ograniczała się do niewielkiego obszaru Madrytu. Prądu zabrakło na całym Półwyspie Iberyjskim, a chaos zaczął się rozprzestrzeniać – relacjonuje Laura Riestra.
Czytaj też: "Polityka" wróciła do sklepów Lidla i do placówek pocztowych. Zażegnano spór
– Niedziałająca sygnalizacja świetlna, ludzie uwięzieni w windach, pociągi zatrzymujące się pośrodku niczego. Niektórzy redaktorzy zaczęli otrzymywać powiadomienia od bliskich, którzy informowali, że w ich domach lub miejscach pracy nie ma światła. Szybko zaczęliśmy publikować informacje na ten temat na naszej stronie internetowej i w mediach społecznościowych. Dzięki generatorom w siedzibie mieliśmy wystarczająco dużo prądu, żeby ładować nasze komputery, a także niestabilną, ale wystarczającą sieć Wi-Fi, żeby aktualizować treści na stronie. Musieliśmy jednak wyłączyć światło w sali redakcyjnej i ekrany, których nie potrzebowaliśmy, aby zoptymalizować zużycie energii – opowiada Riestra.
Dziennikarze pracujący zdalnie nie mogli wykonywać swoich obowiązków, bo w domach nie mieli prądu i internetu. – Dzięki swojej pasji i odpowiedzialności koledzy i koleżanki pracujący zwykle zdalnie, docierali do redakcji i kontynuować pracę, udzielając wsparcia na miejscu. Gdy sytuacja tego wymagała, wielu z nas zostało w redakcji po godzinach. Najważniejsze było aktualizowanie serwisu, aby każdy, kto do niego zajrzy w poszukiwaniu informacji, znalazł je opisane dokładnie i szczegółowo – podkreśla Laura Riestra.
Ogromne problemy miały redakcje hiszpańskich mediów lokalnych. – W redakcji brakowało prądu, internetu, dostępu do komunikatorów, nie działały telefony – opisuje sytuację z poniedziałku Antonio Méndez Nieto, dyrektor lokalnego dziennika "Malaga Hoy". – Laptopy działały, dopóki nie rozładowały się baterie. We wtorek ukazało się wydanie znacznie szczuplejsze niż zwykle, bo miało tylko 22 strony. Gazeta ukazała się dzięki temu, że w domach części grafików przywrócono zasilanie elektryczne i dostęp do internetu, więc mogli pracować zdalnie. Sytuacja wróciła do normy we wtorek rano – relacjonuje Antonio Méndez Nieto.
Czytaj też: Nowy "Press": rozmowa z Wałkuskim, sylwetka Turskiego, pięć lat podcastu Rosiaka
(MAK, 01.05.2025)
