Temat: prasa

Dział: PRASA

Dodano: Październik 04, 2025

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Kara za kradzież newsów. Jan Mazurek i Dominik Piechota chcieli więcej i więcej

Jan Mazurek (po lewej) chciałby kiedyś „odbudować się w zawodzie”. Dominika Piechotę wziął w obronę Michał Pol (screen: YouTube/FKS STAL MIELEC, screen: YouTube/Kanał Sportowy)

Kilka dni temu informowaliśmy, że Jan Mazurek – do niedawna dziennikarz sportowy Interii – dołączył do zespołu lubelskiego „Dziennika Wschodniego”. O Mazurku zrobiło się głośno, kiedy na początku roku został oskarżony o kradzież newsów z serwisu Weszło.com. Teraz udostępniamy w całości archiwalny tekst Jakuba Gudera z magazynu „Press”, który opisywał sprawę zarówno Jana Mazurka, jak i Dominika Piechoty – ten ostatni spędził rok w dziennikarskim czyśćcu za plagiaty.

***

Ten tekst Jakuba Gudera pochodzi z magazynu „Press” – wydanie nr 7-8/2025. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.

***

Jan Mazurek i Dominik Piechota byli u bram dziennikarskiej kariery. Młodzi, zdolni, ambitni. Chcieli więcej i więcej. To ich zgubiło. Dziś jeden – po roku czyśćca – wrócił do pracy. Drugi jest wciąż na banicji. To kara za kradzież newsów.

Czytaj też: Jan Mazurek w "Dzienniku Wschodnim". Wcześniej odszedł z Interii za kradzież newsów

Zatłoczone ulice Buenos Aires. Samochody w chaosie jadą jeden za drugim. Każdy trochę jak chce. Jedne szybciej, drugie wolniej. Z niektórych aut przez odsunięte boczne szyby odważnie wychylają się ludzie. Wzdłuż tej rzeki pojazdów idzie niekończący się pochód ludzi. Wszyscy mają na sobie albo koszulki w barwach Argentyny, albo machają argentyńskimi flagami. Śpiewają, krzyczą. Coś skandują. We wszystko mieszają się odgłosy klaksonów. Kamera pokazuje te migawki z bagażnika jakiegoś pickupa. Obraz jest niewyraźny. Na samochodzie jest kilka osób. Wśród nich Dominik Piechota, wysłannik Kanału Sportowego. Relacjonuje właśnie na żywo, jak fani Albicelestes (przydomek reprezentacji Argentyny) świętują zdobycie mistrzostwa świata. Nagle do jadącego auta podbiega dziewczyna, która w jednej ręce trzyma papierosa, a w drugiej uciętą w połowie plastikową butelkę, w której najpewniej jest piwo. – Bierz ją, bierz ją! – krzyczy Michał Pol, który w tym czasie, razem z Tomaszem Smokowskim i Krzysztofem Stanowskim, prowadzi studio w Warszawie. – To jest twoja żona! – śmieje się Smokowski. – Dominik, pocałują tę dziewczynę! – dorzuca po chwili. Piechota nie zastanawia się ani chwili i całuje Argentynkę w policzek. Wydaje się, że zawodowo złapał Pana Boga za nogi. Dziś jednak musi wszystko rozpoczynać od nowa, bo w kilku jego tekstach doszukano się plagiatu.

Dominik Piechota jako nastolatek zaczynał przygodę z dziennikarstwem w internetowym piśmie „Olé Magazyn”. Tworzyła go grupka pasjonatów, którzy interesowali się hiszpańską piłką. – „Olé Magazyn” to był oddolny projekt entuzjastów i fanów hiszpańskiego futbolu, który powstawał całkowicie zdalnie – wspomina Jolanta Zasępa, która w 2013 roku mieszkała w Walencji. – Tworzyłam piłkarskie treści, swoje pierwsze vlogi, jeździłam na mecze po całej Hiszpanii, współpracowałam z tamtejszymi mediami i dlatego się do mnie odezwali – tłumaczy. – Dominik miał wtedy 16 lat i początkowo wydawało się, że będzie rakietą. Miał ambicje i pomysły, ale potem jego podejście do pracy nas zaskoczyło. Był wyrachowany. Trochę po trupach do celu. W redakcji było sporo osób związanych ze stroną VCF.pl. Głównym pomysłodawcą był Mateusz Styś, ale to Dominik od początku zachowywał się tak, jakby zarządzał magazynem i ludźmi – dodaje.

W „Olé Magazynie” Piechotę dostrzegł Michał Pol, ówczesny redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”. Zresztą ich drogi miały się później skrzyżować w Kanale Sportowym. Ściągnął nastolatka do Warszawy.

Z końcem 2019 roku Piechota odszedł z „Przeglądu”. Nawiązał współpracę z Newonce, a następnie z Kanałem Sportowym, gdzie spędził ponad trzy lata. To tam wypłynął na szerokie wody. Był m.in. ekspertem w programie LaLigaBonita, a jesienią 2022 roku został wysłany do Barcelony, by relacjonować pierwsze miesiące Roberta Lewandowskiego w nowym klubie. Mówił już wówczas po hiszpańsku, ale – jak sam potem przyzna – nie do końca wszystko się tam udało. W końcu przyszedł mundial w Katarze i jego wyjazd do Buenos Aires. Dość spontaniczny, ale... kto bogatemu zabroni?. – Krzysiek Stanowski napisał do mnie SMS: „Sprawdź bilety lotnicze do Argentyny”. (...) Na kiedy? „Najbliższy lot”. Jestem w szoku. Te bilety kosztowały chyba 8 tys. zł w dwie strony. On wtedy pyta: „Z operatorem czy bez?”. Dialog króciutki, konkretny. Ja go przekonuję, że z operatorem. (…) Czułem, że to może być petarda. To będzie 16 koła, ale zainwestujmy. Dzieje się historia – opowiadał potem Piechota w podcaście Michała Winiarczyka. Gdy Krzysztof Stanowski odszedł z Kanału Sportowego, Piechota ruszył za nim do Weszło. To był przełom 2023 i 2024 roku.

W marcu ubiegłego roku użytkownik portalu X o nicku @Rozglosnia3 (dziś już konto niedostępne) publikuje wpisy, w których pokazuje plagiaty Piechoty. Tekst z 2013 roku z „Olé Magazynu” jest bardzo podobny do artykułu z brytyjskiego „Guardiana”. W artykule o Jarku Gąsiorowskim (piłkarzu polskiego pochodzenia grającym w Walencji) są łudzące podobieństwa do tekstów z hiszpańskiego Relevo. Na dodatek – jak się okazało – już w 2017 roku Hanna Urbaniak (kkslech.com) zarzucała Piechocie, że skopiował do „Przeglądu Sportowego” cytaty z jej rozmowy z piłkarzem Kamilem Jóźwiakiem.

Krzysztof Stanowski po rozmowie z Piechotą zwolnił go z pracy. – Muszę stać na straży standardów w redakcji i chronić innych dziennikarzy przed niesprawiedliwymi ocenami, pomówieniami, łączeniem ich z plagiatami. Tworzymy bardzo dużo autorskich treści i chcemy to robić na jak najwyższym poziomie. A nasi autorzy, chcący robić uczciwą karierę, mają prawo ode mnie wymagać, bym zapewnił im całkowity komfort pracy. Bardzo żałuję, że Dominik narobił takich głupot. Współpracowaliśmy krótko, bo niecałe trzy miesiące, ale decyzja mogła być tylko jedna. Mam nadzieję, że kiedyś chłopak się odbuduje. Na razie musi wszystko przemyśleć i odpokutować – napisał Stanowski w serwisie X.

W czyśćcu Piechota był rok. W marcu tego roku Kanał Sportowy (już bez Stanowskiego) ogłosił, że nawiązuje współpracę z byłym dziennikarzem Weszło. Na początku Michał Pol w programie „Hejt Park. Dominik Piechota: cała prawda” przez blisko 90 minut przepytywał Piechotę. Były też telefony od widzów. – Wydaje mi się, że wszystko opowiedziałem w programie i wolałbym nie odnosić się w kółko do tego tematu – odpisał, gdy go poprosiłem o rozmowę.

U Pola tłumaczył się nieświadomością, młodzieńczą głupotą, natłokiem pracy w czasach, gdy w „Przeglądzie Sportowym” pisał o Lechu Poznań. Pytany o skopiowanie tekstu z „The Guardian” stwierdził, że był młody, miał 16 lat, „marzył o zostaniu dziennikarzem” i „nie wiedział, jak to się robi”. Z kolei poznański wątek tłumaczył tym, że będąc w Warszawie, musiał pisać o klubie z Poznania i szukał codziennie tematów. – Cały czas szukałem inspiracji. Czytałem poznańskie media. Bazowałem na tym, o czym rozmawiają kibice, dziennikarze. Od razu mówię, że parę razy na źródło się nie powołałem i to jest skandal – wyznał.

Najdłużej tłumaczył się z tekstu o piłkarzu Valencii Jarku Gąsiorowskim. Powiedział, że w pierwszej chwili nie zdawał sobie sprawy z tego, że to jest plagiat.

– Kiedy ktoś mi wytknął, że to jest plagiat, byłem bardzo zdziwiony. Wykonałem na kolanie pracę, która była bardzo zła. Po łebkach. To nie powinno mieć miejsca w dziennikarstwie. Nadal nie sądziłem jednak, że to jest plagiat czy przepisanie jakiegoś tekstu. Po czasie zacząłem sobie pewne rzeczy uświadamiać. Był weekend, znajdowałem się w sytuacji prywatnej. Dostawałem pytania, czy będzie ten tekst o Jarku. Myślałem już, że go nie zrobię. Pod presją czasu w dwie godziny, przeglądając kilka źródeł, napisałem artykuł. Po paru dniach ktoś doszukał się, że to jest plagiat. Chwała mu za to. Wiele razy zastanawiałem się, jak głupi musiałem być. Chciałem ten tekst zrobić rzetelnie, dobrze. Zobowiązałem się kilka tygodni wcześniej, że zrobię ten temat, ale to odkładałem. Najlepiej byłoby, żebym w danym momencie powiedział, że go nie zrobię. Paradoksem jest to, że przygotowując ten temat, byłem w kontakcie z mamą Jarka. Rozmawialiśmy, znaliśmy się. Rozmawiałem z jego menedżerem. Planowałem zrobienie dobrego, rzetelnego tematu. Pod presją dokonałem bardzo złych decyzji – mówił.

Kilkukrotnie podkreślał, że w jego działaniach nigdy nie było cynizmu, a wszystko wynikało głównie ze złej organizacji pracy. – Zdaję sobie sprawę, że ta łatka zostanie ze mną do końca życia – przyznał.

W obronę wziął go Michał Pol. – To zbyt dobry dziennikarz, żeby nie tworzył treści. Uważamy, że każdy zasługuje na drugą szansę. Wierzymy w Dominika. To nie jest samarytański gest. Uważamy, że może być wartością dla Kanału Sportowego – stwierdził Pol, jeden ze współwłaścicieli youtube’owego medium. Od tego czasu Dominik Piechota regularnie pojawia się w materiałach KS.

NEWSY Z LOGOWANIA

Poza zawodem jest za to Jan Mazurek (rocznik 2000). Pierwsze swoje teksty na portalu Weszło publikował, będąc jeszcze nastoletnim uczniem liceum. – Miałem 15–16 lat. Zrobiłem wywiady m.in. z Kamilem Wilczkiem i Konstantinem Wasiljewem [swego czasu wyróżniającym się piłkarzem w polskiej lidze – przyp. JG]. Większość ludzi z portalu mnie kojarzyła – Rokuszewski, Olkiewicz, Milewski czy Stanowski, który także recenzował moje materiały – wspomina Mazurek w rozmowie ze mną. – Pojedyncze artykuły czy reportaże były przez nich publikowane, ale część została odrzucona. Były albo za słabe, albo nie nadawały się do Weszło, bo tam materiały stały już na wysokim poziomie – wspomina.

Kiedy Stanowski tworzył redakcję Weszło – a raczej zmieniał ją z wirtualnej w realną – a także budował radio Weszło FM, zadzwonił do Mazurka. – Szukał młodych chłopaków. Chciał wiedzieć, kim jestem, czy mieszkam w Warszawie – wspomina były dziennikarz portalu. Ostatecznie do Weszło ściągnął go Mateusz Rokuszewski, który zadzwonił do 19-latka w lipcu 2019 roku, zaraz po tym, gdy został redaktorem naczelnym.

– Sięgnięcie po Janka było moją pierwszą decyzją personalną po awansie, a może nawet pierwszą w ogóle. Trochę ją odchorowałem, bo wiązała się z pożegnaniem jednej osoby z zespołu i nie byłem pewien, czy nie powinienem po zmianie stanowiska dać jej czystej karty. Na Janku bardzo mi jednak zależało, bo prócz piłki samej w sobie mocno interesuję się dziennikarstwem sportowym, śledzeniem rynku i po prostu miałem dobre rozeznanie wśród ludzi dobijających się do tego zawodu – mówi dzisiaj Rokuszewski, który przez ostatni rok współpracował z Canal+, ale jego umowa ze stacją nie została przedłużona. – Janek publikował wtedy w kilku miejscach i choć nie pamiętam konkretnego tekstu, to trafił na mój radar ze względu na to, że wyróżniał się podejściem – chciało mu się. Chciało mu się – dotrzeć do osoby, która stawała się nieoczywistym bohaterem reportażu lub wywiadu, ruszyć w teren, na końcu podejść do zebranego materiału w sposób niekonwencjonalny. Wyróżniał się też inteligencją i dojrzałością. Przypominając sobie siebie w jego wieku – można było wręcz nabawić się jakichś wstecznych kompleksów. Po bardzo krótkim wdrożeniu dostał u nas dużą swobodę w wymyślaniu i realizowaniu materiałów – wspomina były naczelny Weszło.

Mazurek szybko został w nowym miejscu doceniony. Chwalono go, że nie rozstaje się z telefonem, ale – jak mówi – łatwo nie było. – Moje pierwsze miesiące w Weszło wymagały wyszlifowania warsztatu. Musiałem się dostosować, poznać ludzi, realia. Póki nie brakowało mi pokory, było dobrze – mówi.

– Pamiętam, że Krzysiek Stanowski raz na jakiś czas wysyłał mi fragmenty jego teksów, stwierdzając, że to grafomania lub coś, co nie pasuje swoim charakterem do Weszło, ale mam wrażenie, że każdy młody chłopak ma taki moment, że w poszukiwaniu własnego stylu sprawdza, na ile może sobie pozwolić. Sam kiedyś próbowałem nieudolnie naśladować Rafała Steca, ale wyrosłem z tego i uspokajałem Stana, że tak będzie i w tym przypadku – opowiada Mateusz Rokuszewski.

Mazurek piął się w hierarchii dziennikarzy Weszło. Pojawiał się w internetowych programach portalu. Prowadził „Ligę Minus” – sztandarowy magazyn podsumowujący kolejkę ekstraklasy. Pojawił się u Stanowskiego jako jeden z ekspertów w „Stanie Futbolu”, programie emitowanym przez TVP Sport, a także w Kanale Sportowym. We wrześniu 2023 roku przeprowadził wywiad z selekcjonerem kadry Michałem Probierzem. Komentarz pod tym filmem, który na YouTubie zebrał najwięcej pozytywnych reakcji, brzmiał: „Ten Mazurek to się fajnie wyrobił. Normalne pytania, słychać błyskotliwość, a jak trzeba, to i wojenkę rozpęta. Propsy”.

Jego teksty i wypowiedzi coraz częściej jednak opierały się na moralizowaniu. Wskazywał palcem, co jest dobre, a co złe. To miało się potem obrócić przeciwko niemu. Dziś nie zaprzecza, że miał taki styl, ale – jak tłumaczy – tego wymagano od nich na Weszło. – Zwłaszcza kiedy odszedł Rokuszewski, musieliśmy być bardzo opiniotwórczy. Zresztą, o ile dobrze pamiętam, zostałem za to kilka razy pochwalony – twierdzi.

We wrześniu 2024 roku poinformował, że przechodzi do Interii. – Niczego mi tam nie brakowało. W październiku zostałem wysłany do Portugalii, potem do Hiszpanii. Miałem dużą dowolność w dobrze tematów – relacjonuje.

No i wtedy – trach! Wyszło na jaw, że Mazurek kradnie newsy swoim byłym kolegom z Weszło.

Wykorzystał to, iż poprzedni pracodawca nie zablokował mu dostępu do redakcyjnego panelu CMS Weszło, więc nowy dziennikarz Interii loguje się tam, przegląda wersje robocze artykułów, a następnie publikuje informacje jako swoje. Gdy dziennikarze Weszło orientują się, w czym rzecz, Szymon Janczyk (mający dobre kontakty w klubie w Radomiu) zastawia na złodzieja pułapkę. Tworzy fikcyjnego newsa, że José Peseiro (postać prawdziwa) zostanie nowym trenerem Radomiaka. Prosi też menedżera portugalskiego trenera, aby potwierdził tę informację, gdyby ktoś pytał. Mazurek wpada w zastawioną sieć. Podaje tę informację pierwszy. Koledzy z Weszło publicznie, na portalu X, jeszcze go podpuszczają, robi to m.in. Jakub Białek, który dziś nie chce komentować całej sytuacji.

Chwilę później Janczyk w Weszło puszcza tekst: „José Peseiro w Radomiaku! Interio, gratulujemy newsa. Jak go zdobyliście?”. Zamieszcza w nim m.in. screeny pokazujące logowania Mazurka do panelu, a także przypomina, że on sam swego czasu zwracał innym uwagę, że „Dobrą praktyką dziennikarską jest podanie źródła”. To koniec. Interia szybko zwalnia Jana Mazurka.

JAK IKAR

– To jest moja olbrzymia porażka. Sam się zastanawiam, jak to się mogło stać. Pycha, głupota, bezmyślność. Wstydzę się tego, wyrzucam to sobie. To było trochę tak jak z mitycznym Ikarem. Miał wszystko, czego potrzebował, a i tak, jak głupi, leciał do słońca. Nie znajduję dla siebie żadnego usprawiedliwienia. Przepraszałem prywatnie i teraz jeszcze raz przepraszam. Naprawdę żałuję tego, co zrobiłem – posypuje głowę popiołem Mazurek w rozmowie z „Press”. – Poniosłem zasłużoną karę. Straciłem bardzo dobrą pracę w Interii, perspektywę wyjazdu na mistrzostwa świata i mistrzostwa Europy. Straciłem wizerunek, na który pracowałem. Może potrzebowałem otrzeźwienia… – wyznaje.

Jak mówi – po całej sytuacji dostał wiadomości m.in. od Michała Pola, Tomasza Ćwiąkały i Marka Wawrzynowskiego, ale też od innych ludzi piłki. – Bardzo chciałbym cofnąć czas i naprawić błędy. Zostaje mi praca nad sobą – stwierdza. Dziś jest poza dziennikarstwem. – Pracuję nad pewnym projektem. Dziennikarstwo nadal jest jednak moją największą pasją. Uwielbiam to robić. Siłą rzeczy chciałbym się więc w tym zawodzie odbudować – kończy.

Czy Jan Mazurek powinien dostać jeszcze szansę w mediach? – pytamy Rokuszewskiego. – Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie, ale będę trzymał kciuki. Na pewno z tej lekcji wyciągnie odpowiednie wnioski i trochę spokornieje, bo chyba na tej płaszczyźnie też zadziało się u niego wcześniej coś złego. Jego warsztat oceniam wysoko, więc byłby wartością dla wielu redakcji – odpowiada.

– Każdą taką sprawę należy traktować oddzielnie, ale w obu przypadkach jest to sprzeniewierzenie się obiektywnemu dziennikarstwu. To nieuczciwość wobec czytelników czy odbiorów. Uważam, że takie zachowanie kwalifikuje do zwolnienia z pracy – mówi Janusz Basałaj, który dziś pracuje dla Meczyków, a w przeszłości pracował i szefował w „Przeglądzie Sportowym”, TVP, Canal+, „Polska The Times”, nSport, Orange Sport i PZPN.

Basałaj zwraca uwagę, że dziś do zawodu dziennikarza sportowego wchodzi się o wiele szybciej niż kiedyś, jednocześnie przy większej konkurencji. – Dziś, jeśli młody człowiek ma ambicje i chciałby dołączyć do dziennikarskich tuzów, to czeka go niezwykle ciężkie zadanie. Żeby zrobić taki skok, trzeba mieć fenomenalny talent. Bywa trudno, więc pokusą może być droga na skróty – zauważa Basałaj.

Dr Andrzej Ostrowski, kiedyś sprawozdawca Polskiego Radia, a obecnie wykładowca akademicki na Uniwersytecie Dolnośląskim DSW, zauważa: – Sedno problemu polega na tym, że dziś młodzi dziennikarze często korzystają z cudzych myśli. Piszą o ligach zagranicznych, Barcelonie, Realu i Lewandowskim, często nie mając źródeł w tym temacie. Opowiadają o jakimś zbiorze informacji z internetu, a przecież jedyną legitymizacją do tego, żeby o czymś napisać, jest fakt bycia na miejscu i oglądania tego na własne oczy – mówi dr Ostrowski, który nie przyjmuje tłumaczenia Piechoty, że ten miał zbyt wiele na głowie. – To nie jest żadne tłumaczenie – stawia sprawę kategorycznie.

Inaczej patrzy na to Janusz Basałaj. – Kupuję tłumaczenie Dominika Piechoty, który mówił, że chciał robić coraz więcej i więcej materiałów i to go zgubiło. Oczywiście nic tych dziennikarzy nie usprawiedliwia, ale znam takich, którzy popełnili różne grzechy, a potem ktoś dał im drugą szansę i pracowali już normalnie. Oczywiście ich wiarygodność będzie wątpliwa, i to nawet nie dla czytelników, bo ci szybciej zapomną, ale dla środowiska dziennikarskiego – twierdzi Basałaj.

***

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy "Press": Magda Łucyan chce zmienić los ludzi, dziennikarki przepraszają Gonciarza, a także Antoni Dudek o sobie i Sławosz Uznański-Wiśniewski

Press

Jakub Guder

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.